sobota, 31 marca 2012

A Maksym Gorki? A James Joyce?

Człowiek poczciwy zawsze odniesie korzyść z czytania książek. Nie piszę : „z lektury”, ponieważ obawiam się gwałtownej ucieczki publiki, połączonej z tratowaniem kobiet i małych dzieci. Spokojnie!

W związku z tym, że dawno temu przeczytałem wszystkie książki, jakie warto lubić, nabrałem zwyczaju, że czytam dwie, a skrajnym przypadku, trzy, czy nawet więcej – Jednocześnie. Tak było i w tym przypadku.

Gdy nie mogłem już wytrzymać lektury „Listów” Joyce’a przerzucałem się na lekturę „Matki” Gorkiego, by za chwilę powrócić do epistolarnych popisów “Dzielnego Dublińczyka”

O samych książkach nie będę pisał, ponieważ każdy kulturalny człowiek je zna.

Nie, jasne, że żartuję, ale „Listy” ukazały się w 1986 roku w nieprawdopodobnym nakładzie 15000 egzemplarzy, a „Matkę” dzielne komuszki puściły w Polskę, na pewno w milionie sztuk, a nasza inteligencja jest dużo szersza.

- Nie, nie w pasie, panie Igła! Tak ogólnie szersza w sensie liczby.

Te książki nie są do siebie podobne, ale to „uwaga dla prawdziwych idiotów” że tak sobie zacytuję Witkacego. W czym rzecz, do diaska, zapyta niecierpliwy czytelnik?

A w tym, że na podstawie listów Joyce’a i notki nasmarowanej przez stalinowskiego wydawcę „Matki” (Książka & Wiedza 1953) można prześledzić historię wydania dzieła Gorkiego i porównać ją z historią wydania tomu opowiadań Joyce’a „Dublińczycy”

W obydwu przypadkach autorzy skończyli pracę pisarską w 1906 roku.

Jak sobie wyobrażacie zakresy wolności w carskiej Rosji wobec Wielkiej, prawda, Brytanii, jeśli chodzi o tak delikatną sprawę, jak wolność słowa?

Przyznam się, że ja sobie wyobrażam to tak. Z jednej strony cenzura, nahajka, tiurma i likwidujący wszelkie zastrzeżenia „ukaz” a z drugiej, może i konserwatywna, ale w swym duchu, liberalna monarchia.

Joyce zaczyna bój o wydanie swojego dzieła w 1906 roku, a szczęśliwy koniec jego starań następuje po ośmiu latach. Zaczyna od wielokrotnego skreślenia słowa „cholerny” by następnie walczyć z obyczajowymi obiekcjami wydawcy a w końcu utknąć na proteście Drukarza, który „takiej książki” nie miał zamiaru drukować.

A jeszcze, tuż przed wydaniem inny drukarz raczył spalić cały, liczący 1000 egzemplarzy nakład. Niewiele pomagało wstawiennictwo tak wybitnych i uznanych wówczas autorów jak Ezra Pound czy H.G. Wells.

Po szczęśliwym wydaniu „Dublińczyków” następuje niekończąca się litania skarg. Nic dziwnego. Przez kilka lat wydawnictwo sprzedaje 491 egzemplarzy, z czego 120 rozprowadza Autor kupując książki w cenie hurtowej od wydawnictwa. Bardzo to współczesne.
Polecam lekturę listów J. Joyce,a. To bardzo pouczająca lektura!

Tymczasem Pan Gorki (Pieszkow) 9.01.2005 trafia do ciupy. Wypuszczony, bierze czynny udział w rewolucji 1905 a zagrożony aresztowaniem udaje się do słodkiej Francji, a następnie do USA, gdzie pisze większość swojego dzieła. W grudniu 1906 wraca do Rosji, gdzie kończy powieść, która ukazuje się w 1907 w Rosji, Europie i oczywiście, także w USA.
Przynajmniej tak zapewnia mnie stalinowska krytyczka o nieprawdopodobnym imieniu Egga i tradycyjnym nazwisku – Dębnicka.

Znudzony czytelnik może zapytać, o co chodziło autorowi?

Odpowiadam!

Autorowi chodziło o porównanie nabytego wyobrażenia z rzeczywistością.

Lenin nazwał „Matkę” Gorkiego ; „powieścią na czasie”

Joyce za chwile stał się gwiazdą po wydaniu „Ulissesa”

Przegrali razem. Jeden, startując jako rewolucjonista dosłużył się stanowiska „przeklętego komucha” drugi nie nadaje się do ekranizacji, nie mieszcząc się w „targecie” ( +/ – 15 jearsów)

poniedziałek, 26 marca 2012

A w Koninie strajk!

Strajkuje, tak zwany. personel medyczny, czyli hołota!

Jeszcze na złość władzy i politykom – głodują. Mijają tygodnie i nic! Rozmawiałem dzisiaj z Człowiekiem, a ten mi mówi, że w Koninie nie będzie szpitali. Zlikwidują?
No, jasny pierścień!

Nie odzywałbym się, gdyby nie pamięć o mojej Mamie. Jako maluch biegałem po oddziale zakaźnym i jakoś tam żyję. Mamina legitymacja Solidarności miała numer 9.
Mama nie żyje od lat, nie w tym rzecz.

Nie obchodzi mnie zróżnicowanie zarobków w ramach szpitalnej wspólnoty, chociaż gdy słyszę , że za 24 dyżur jakiś ananas dostaje 2400 czyli tyle co „piguła” na miesiąc, nóż się we mnie otwiera.

Nie jestem lekarzem, ani pielęgniarką i opieram się na krzywym kijku medialnych/społecznych informacji.

Strajk nie wybuchł z powodu czyichś kaprysów. Zadowoleni nie strajkują!
Nie strajkują też ludzie w minimalnym zakresie zaspokojeni przez pracodawcę. Nie podejmują głodówki protestacyjnej!

Kobiety. Żony, matki, babcie – Nie bawią się swoim życiem i zdrowiem.
Nie bawią się!

Do strajkujących przyłażą tłuste pyski polityków. Pomińmy to skromnym milczeniem.

Chcecie, kobiety z Konina, walczyć o to, co się Wam należy?

kopacz

szczeka jak halibut. Z jej smutnego pyska szampańskie bąbelki tryskaja fontannami kłamstw. Kawior gnije.

Nawet kacapski rekin tak nie łże!
Brudny, samotny w swym zbydlęceniu rekin gryzie co najwyżej kijek - Tyle o rekinie!

Inaczej. Gdy wasze zwłoki, zwłoki zdrajców i skurwysynów, będą za tysiąc lat badali zagraniczni fachowcy od obmacywania zwłok/kości, mam nadzieję, że doszukają się w waszych szlachetnych, przyschnieętych do giętkich kości flakach, ostrza pala, a w pustych, suchych sercach, resztek osikowego kołka.

Osika. Kołki.

To niezła pointa!

czwartek, 22 marca 2012

Dla Rządu! Dla Polski!

Wiele osób, w tym, przedstawiciele klas pracujących miast i wsi, nie wykluczając drobnych mieszczan, prześladują mnie pytaniami o dalsze losy naszego ulubionego Premiera i jego rządu.

Gładząc siwą, opadającą na kolana brodę ( nie moje kolana, oczywiście, tylko jednej takiej Pameli ) zastanawiałem się bardzo poważnie, nad odpowiedzią.
Chodziłem tu i tam, zaglądałem w różne dziurki, ale nie zaznałem oświecenia.

Do czasu! Chodziłem sobie przedwczoraj po cmentarnym parkingu, oczekując auta i tak sobie - z nudów - się rozglądałem. Do drzewa jakiś dobrodziej przylepił plakat.

Handlarz drobiu!

Reklamują kurczaki, które, jako dorosłe bydlęta mogą ważyć nawet 9,2 kg! Dlaczego, nie - 9,3, plakat nie tłumaczył. Wiele tam było sensacji, a na samym dole siedziały indyki, ważące do 45 kg. Dowcipny obywatel dopisał długopisem „1”

Ucieszyłem się, wyobrażając sobie 145 kilogramowego indyka i przyszedł mi do głowy Donald Tusk.

Donald Tusk zawsze przychodzi mi do głowy, gdy widzę coś zabawnego, albo podejrzanego. Znaczy, że jestem tak zwanym państwowcem.

W związku z tym, że każdy obywatel powinien starać się wyróżnić w pomaganiu Rządowi, zaprezentowałem na specjalnym, prawie tajnym spotkaniu, narrację dotyczącą wynalazków i rozmaitych dziwactw.

W czasach, gdy wizerunkowi nie pomaga Boni, czas na kurę znoszącą dwadzieścia sześć jajek w ciągu 24 godzin. Kurę pancerną!

Raz, że jajka stanieją do takiego poziomu, że byle obywatel a nawet rencista będzie się napychał jajecznicą po uszy, dwa, że wzmocni się przy pomocy pancernych kur, ogólna obronność, a trzy – ciekawy temat dla polskiego kina, że wymienię A.Wajdę.

Albo niech nasz rząd wynajdzie dziurę!

Nie budżetową, ponieważ to żadna osobliwość, tylko zwyczajną, w ziemi. I w tę dziurę spuszcza się Tusk na sznurku, odkrywając świat równoległy, w którym też jest Premierem, ale Boni jest Bońkiem.

Inny pomysł! Gaje pomarańczowe pod Warszawą! Jeśli wystąpią problemy z powodu mrozu czy śniegu, zawsze można przerobić pomysł na „geje pomarańczowe w Warszawie” Coś marnieje, by coś mogło rozkwitać. Szczególnie Hanna Gronkiewicz.

Jasne, że można, po prostu, publice mydlić oczy, ale do rozstrzygnięcia przetargu na mydło, zostały prawie trzy miesiące.

Donald Tusk przychodzi mnie do głowy. Mnie do głowy przychodzi Tusk Donald. Premier.

Czas na wizytę u neurologa, skoro szaman - ludojad, nie pomaga!

A jak ma pomóc, skoro sam siebie przedwczoraj zjadł?

środa, 21 marca 2012

Nie podoba się?

Przed chwilą wkleiłem na S24 prostą notkę, z której wynikało, że współczesne "antyterrorystyczne" bydlaki, gorsze są niż starodawne ZOMO.

Biją kobiety ( uwaga dla zawodowych kobiet ) trzaskając kobiecymi twarzami o dywan i werbalnie tryumfująć w stylu:

- Zamknij sie kurwo!

Rozumiem, że piczkom z "kobiecych" partii, jakoś to nie przeszkadza!
Przemoc bandytów wysłanych przez Tuska wam nie przeszkadza?

poniedziałek, 12 marca 2012

Stres wojenny - SS - US Army

Amerykański bydlak (i) zamordował (li) kilkunastu cywili, głównie kobiety i dzieci.

Daleko, bo w Afganistanie.

Obama nasmrodził, że ten mord “nie ma nic wspólnego z charakterem amerykańskiej armii”

Owszem ma, ponieważ wmawia się gnojom, że są nadludźmi.

To już było, durne Jankeszczyki!

Bogowie wojny, niczym zasrane SS czy inne, dla odmiany, kacapskie oddziały, mordujące cywilów.

Ta krew spada na was, śmiecie polityczne, roznoszące syfilis demokracji po świecie.

Ktoś liczy ofiary demokratyzacji świata?

czwartek, 8 marca 2012

Fikanie przeciw ościeniowi

Przez miliony lat byłam przeciwna wszelkim świętom tzw. laickim. Dziś gdy mi składał życzenia z okazji święta 8 marca, pewien mężczyzna, byłam zaskoczona, a nawet zaciekawiona. Myślę, że pewne rzeczy demonizujemy, bo było mi naprawdę miło, że mimo, mojej ansy co do takich świąt, ów pan był na tyle miły, że złożył mi życzenia, bez przesadnej egzaltacji, ale zwyczajnie i miło.

poniedziałek, 5 marca 2012

Śpij Mafijko, śpij! UważamRze

W „UważamRze” tygodniku, który szanuje i w związku z tym, kupuję, przeczytałem dzisiaj tekst zatytułowany: „Z czego żyje mafia?”

Przeczytałem tylko pierwszy akapit, który informuje szanownych czytelników o mafii handlującej złomem i przy okazji wyłudzającej od państwa podatek Vat.
Inaczej!

O mafii wyłudzającej podatek Vat, przy okazji fingowania handlu złomem.

Artykuł Pani Blikowskiej i Pana Cessanisa, w warstwie dotyczącej oszustwa w handlu złomem, polegającym na wyłudzaniu VAT, oparty jest na danych sprzed roku.
Informuję „dziennikarzy śledczych” że prawie od roku, obowiązek „vatowy” został przerzucony w tej branży na ostatecznego odbiorcę, czyli hutę albo odlewnię i w branży złomiarskiej nie obowiązuje! Na fakturze VAT pisać trza:
„Podatek Vat rozlicza nabywca” - Brawo Tusk!

Czy to takie trudne, zajrzeć w „necie” na rządowe strony, albo ruszyć tyłki i pierwszego lepszego złomiarza, dopytać?
Dziennikarze śledczy!!! O Jezu!

Autorzy piszą sobie wesoło w czasie teraźniejszym. A to jest czas przeszły, moi mili! Brawo Tusk!

Od czasu wprowadzenia podatku VAT mafia zżerała na złomie miliardy złotych rocznie i pies z kulawą nogą tego nie widział. -Nawet Tusk!
N
ie widział, z powodu słabego wzroku ( okularnicy) ale z racji „LOKALNEJ POLITYKI” – czyli, pardą, k….y!

Przeczytałem tylko pierwszy akapit, akapit o złomie. Mam czytać dalej, skoro tutaj bełkot?

czwartek, 1 marca 2012

Upadek Krzyżaka Macencjusza!

Krzyżak Macencujusz obudził się w środku nocy z powodu doznawanej niewygody. Nie pamiętał, dlaczego nie rozebrał się przed snem do kolczugi i zanynał w zbroi. Nie mógł w żaden sposób przypomnieć sobie poprzedniego dnia. Nie mógł też wstać, gdyż łoże zapadło się pod ciężarem Macencjusza oraz zbroi bardzo płytowej, tworząc coś w rodzaju kociej (tfu!) kołyski.

I tak dobrze, że zdjąłem hełm - pomyślał i dla wyostrzenia bystrości umysłu zaczął pracowicie dłubać w nosie, ponieważ kiedyś w “Gazecie Krzyżackiej” wyczytał, że takie dłubanie w miły sposób uaktywnia mózg, przy pomocy jakichś tam bioprądów.

Po wzmożeniu bystrości przyszedł mu do głowy korek, ale nie z rodzaju korków utrudniających życie rycerzom zakonnym na ulicach Malborka, gdzie z powodu ciągłych remontów konny rycerz co rusz musi wlec się za wozem wyładowanym gnojem. Właśnie! Przerwał dłubanie i wciągnął nosem wilgotne zamkowe powietrze. O cholera! Cała zbroja pewnie…

Nie, przyszedł mu do głowy zwykły korek. Od flaszki. Acha - Był na właściwym tropie! Macencjusz w ciemności namacał rant łoża i nadkrzyżackim wysiłkiem dźwignął się i sturlał na podłogę. Zabrzęczało tak, że obudził się śpiący na wycieraczce sługa i stanął w drzwiach dzierżąc świecę, podczas gdy nasz dzielny krzyżak jeszcze paradował na czworakach. Podniósł głowę i ze zdziwieniem zauważył, że sługa nie był jego sługą, tylko sługą popularnego krzyżaka Pimo!

- Co tu robisz łajdaku? - zapytał grzecznie

- Melduję posłusznie, że stoję trzymając zapaloną świecę, oczekując na rozkazy!

- Co tu robisz, gdzie mój ulubiony służący Horst, gruby Bawarczyk?

- Melduję posłusznie, że raczył mu pan wczoraj obiecać usynowienie, po tym jak wygrał mnie pan w kości od mojego pana. Horst tak się przeląkł pańskich uścisków i całusów, że, melduję posłusznie, ukrył się w kuchni za wielkim kotłem.

- To wczoraj uczta była?

- Uczta, po turnieju, po inauguracji nowego, turniejowego dziedzińca…

- Gadaj łajdaku, dlaczego ja w zbroi? Na uczcie w zbroi? W łożu? Czy ja tam coś wyprawiałem zdrożnego?

- Melduję posłusznie, że o niczym podobnym nie wiem, a w zbroję kazał pan się ubrać, ponieważ wyzwał pan na pojedynek tego całego Zawiszę, który gościł…

- O Jezu! I co było…

- Nic takiego, Wielki Mistrz kazał jaśnie panu zabrać i schować w szafie miecz, a i Zawisza nie chciał, się bić, że niby, z pijanymi nie walczy

- Nie pozwalaj sobie chamie! Moja biedna głowa!

- Nie moja wina panie, że on tak powiedział, a dalej, melduję posłusznie już nic pan nie wyprawiał, tylko krzyczał: “Obertasa! Obertasa! I rwał się do tańca, a że trwa post, Mistrz zakazał tańców. Potem pan jeszcze brał udział w tym całym karaoke i raczył śpiewać;

“Gdzie jest moja cela, gdzie jest mój dom
Gdzie jest ta krzyżaczka co kocham ją”

- Nie drzyj się łotrze! Noc jest!

- Melduję posłusznie, że już przestałem. Tak, wszystko udało się jak najlepiej. Lud podziwiał, wiwatował, z całej Europy nazjeżdżało się rycerstwa. Chorągwie powiewały.

- A co! Polaczkom gały z zazdrości wylazły?

- Ano wylazły, a ten zawistnik Zawisza nagadał, że w Niemczech jest ładniejszy dziedziniec turniejowy i tańszym kosztem wybudowany, ale go zaraz wyśmiali.

- Polaczek przykładem Niemiec świecił? O tom, pewnie go wyzwał!

- Melduję posłusznie, że nie o to, poszło, a o żarty Zawiszy, gdy jaśnie pan pomylił udziec wołowy z udem kucharki i szpetnie ją ukąsił wołając: Wilcy! Wilcy!

- Nie drzyj się, głowa mi pęka. Jak cię zwą?

- Józef. Melduję posłusznie, żem z Czech.

- Czujesz Czechu - Coś tu śmierdzi, trzeba posprzątać, przewietrzyć; co tu tak cholernie śmierdzi?

- Melduję posłusznie, że jaśnie pan raczył się…

- Milcz błaźnie! Poszukaj Horsta, już ja go usynowię, łotra! - Niech kąpiel szykuje! Gębę, prawda trza myć, suknie trza prać.

Macencjusz popatrzył za odchodzącym, całkiem nowym sługą i zamyślił się nad swoim smutnym, krzyżackim losem. Taka niepowtarzalna impreza, a on nic nie pamiętał. Jak przez mgłę widział jakieś wirujące kiecki, złociste kielichy, zagniewaną twarz Wielkiego Mistrza. I ten smród.

Wyszedł na korytarz, a smród za nim.
Pochodnie płonęły. Światło, jak to piszą, pełgało.

Oparł się o mur i wtedy przypomniał sobie, co śpiewał, nim go ostatecznie wyprowadzono z uczty.
Spierzniętymi usty mimowolnie powtórzył : Ulryk, matole… i upadł zemdlony na kamienną posadzkę, a zbroja zadźwięczała niczym dzwon na trwogę.