wtorek, 29 listopada 2011

Bez komentarza

Przetargi. Polska z laptopa

Ulice w naszym mieście są piękne jak śnieżnobiała kostka mydła. A chodniki? Chodniki są jak kryształ, a kosze na śmieci rozstawione wedle fantazji miejskiego architekta przypominają starodawne wazy. Aż przyjemnie wrzucić coś do takiego kosza. Jeśli nie mam żadnych śmieci w kieszeniach to zawsze znajdę coś na trawniku i wrzucę. Ot, tak, dla przyjemności.

Robię tu biznes. Wyburzam!

- Ostatni raz tłumaczę. Wygrałem przetarg na wyburzenie wielorodzinnego budynku mieszkalnego za kwotę miliona i dwudziestu trzech tysięcy złotych, wraz z wywozem gruzu oraz dowolnym rozporządzeniem pozyskanego z wyburzenia złomu stali oraz metali kolorowych!

- Pierwszy raz słyszę by zwycięzca przetargu tak gorliwie narzekał, Ostatni raz pytam, o co panu chodzi?

- Głównie chodzi mi o to, że tego budynku nie ma! Brak! Nul! Jest jakaś skarpa zarośnięta Barszczem. Widziałem tam jednego takiego obskurnego dziadka z kijkiem.

- Dzwonił pan w piątek. Przejrzałem dokumenty i potwierdzam pańska opinię w tej części, w której twierdzi pan, że budynku nie ma. Budynku nie ma, ponieważ nie został jeszcze wybudowany.

- Nie został jeszcze wybudowany?

- Nie został! Niech się pan uspokoi i wysłucha …Spokój!

- Ale ja mam tę bombę na łańcuchu i wywrotki. Gruz będę…

- Owszem, mamy pieniądze na wyburzanie, ale na budowę będziemy mieli, co jest przykrą niespodzianką, w przyszłym roku. Mamy kryzys, o czym pan niezawodnie wie – Na stronie – Ach ci Grecy!

- Przepraszam, ale nie rozumiem… Co ma piernik do wiatraka?

- Bez poezji, proszę! Zapłacimy panu za gotowość do wyburzania, a gdy wybudujemy budynek, przystąpi pan do wyburzania!

- Przepraszam. Przepraszam, ale muszę spytać, dlaczego mam wyburzać zupełnie nowy budynek?

- Ponieważ jest to budynek socjalny. Pan rozumie – Dla biedaków. Trzeba go wyburzyć, ponieważ stanowi zagrożenie dla osób w nim mieszkających. Potencjalnie. Firma, która wygrała przetarg na budowę nie gwarantuje budowy podłóg w mieszkaniach. Ludzie po prostu spadną na mordę do piwnicy! Potencjalnie ludzie.

- A kto wydał decyzję… ?

- Kto? Nasi poprzednicy. Takie są procedury! Wybudujemy. Pańska firma wyburzy i wszystko będzie jasne. Pan jest, widzę, nowy w tym biznesie. Kalendarz nas nie ogranicza. Jeden buduje, drugi burzy a polska rośnie jak na drożdżach. Niech pan nie wzrusza ramionami! Po co, prawda, wzruszać?

Idę sobie jak lord, z psicą na smyczy. Księżyc rogalikiem. Polska przedmurzem. Wolność gwałtem. Przemoc paskudną babą z TVN24.

Idę, mijam, dotykam

Na listopadowym piasku plaży

Kijkiem napisał jakiś swojak;

MANE, TEKEL, FARES!

poniedziałek, 28 listopada 2011

Polska wprost z laptopa

Idę sobie, aż tu nagle Koń. Rży. Przejść nie daje.

- Panie Koniu - mówię - Proszę o pozwolenie przejścia.

- Proszę złożyć odpowiednie podanie! - Poważnie odpowiada koń.

- Siadam na pieńku. Zza pazuchy wyciągam kartkę papieru oraz kopiowy ołówek. Pośliniłem i napisałem podanie, dosłownie na kolanie.

- A pieczątka? - Pyta koń.

- Jaka znowu pieczątka? Ja tylko chcę przejść!

- Urzędowa oczywiście - parska koń.

- Gdzie ja tu w lesie znajdę Urząd?

- W lesie Urząd? Musi pan wrócić do miasta.

Co miałem zrobić? Z koniem się kopać? Wróciłem. Poszedłem do Urzędu.

- Drugie piętro, trzynaste drzwi po lewej. Pukać trzy razy ale winda w remoncie. - Informuje mnie Dyzio Marzyciel, obecnie na etacie portiera.

Idę. Pukam. Wchodzę.

- W jakiej sprawie?

- Potrzebna mi jest pieczątka by podanie było ważne, Koń wymaga!

Kładę na biurku podanie.

Pan Siedzący przeciera okulary, forsownie smarcze w kraciastą chustkę i czyta.

- To podanie jest napisane jakby na kolanie, ale niech tam, nie każdy ma, prawda, odpowiednie zdolności kaligraficzne. Pan wnosi o przepuszczenie leśną ścieżką numer 124. Co pan ma do roboty nad leśnym stawem numer 6?

- Nad jakim stawem?

- Przecież pisze pan wyraźnie, że udaje się do lasu celem odetchnięcia świeżym powietrzem, napawania się urodą przyrody oraz, jak pan to ujął, odpoczynku na nieskażonym cywilizacją terenie. Ile pan chce przebywać?

- Nie wiem.

- Musi pan wiedzieć, ponieważ od tego zależy wysokość opłaty za oddychanie. Napawanie się jest gratis, w ramach akcji “Urząd Frontem do Obywatela”

- Ale ja nie chciałem iść nad staw, tylko na Słoneczną Polanę!

Siedzący wyciąga katalog i pilnie przewraca kartki. - To nie mój resort, ponieważ na polanie rosną poziomki oraz maliny, w związku z czym musi pan udać się na parter, do pokoju 18, gdzie wyrobią panu kartę zbieracza runa leśnego.

- Nie chcę być żadnym zbieraczem runa leśnego. Jestem inżynierem. Buduję mosty!

- Tym bardziej mnie dziwi, że nie chce pan iść nad staw. Jako inżynier. Ale trudno. W naszym kraju panuje wolność i każdy lizie gdzie chce. Oby z tego nie było jakichś problemów dla kraju! Opłatę za oddychanie może pan uiścić u mnie. Napiszę; trzy godziny. Ważne czternaście dni. Dwadzieścia złotych proszę!

I bach trójkątną pieczątką o papier!

Wyjmuję portfel, ale Urzędnik macha ręką. - Gotówki, prawda, nie trzeba. Trzeba przelewem!

- To ja teraz muszę do banku?

- Nie, najpierw niech Pan idzie pod 18 i wykupi kartę zbieracza. Tam panu dadzą formularze a zaraz za rogiem jest poczta. Wyśle pan pieniądze, wróci z pokwitowaniem i to będzie wszystko. Potem hulaj dusza!

- A, to pan. Kolega z góry dzwonił, że pan przyjdzie. Oczywiście wydamy panu kartę, ale sam pan rozumie, że na okres próbny jednego roku z możliwością bezterminowego przedłużenia, o ile nie zostanie pan schwytany na procederze nielegalnego przydrożnego handlu - Zagaił pan Stojący.

- To jakieś nieporozumienie! Jestem inżynierem. Buduję mosty a do lasu szedłem odetchnąć, napawać się i nawiązać kontakt z przyrodą.

- Tym dziwniejsze, że łasi się pan na parę złotych za handel poziomkami.

- To jakieś nieporozumienie, przepraszam ale…

- Rozumiem, że chce pan założyć firmę. Sprytnie. Nie będzie pan musiał odprowadzać składki rentowej. Pani Madziu! - Niech pani przygotuje dla pana komplet formularzy. - Czy zamierza pan ubiegać się o dotację unijną? Ostrzegam, że teraz to nie takie proste.

- Ja chciałem tylko pospacerować. Mogę podpisać oświadczenie, że nie będę zrywał żadnych poziomek czy innych malin, tym bardziej, że na przełomie listopada i grudnia…

- Kalendarz nie ma tu nic do rzeczy! Rozumiem, że nie chce pan założyć firmy?

- Chcę tylko iść na spacer do lasu, na Słoneczną Polanę!

- Dobrze. Dlaczego pan się tak denerwuje? Zaraz wydamy panu kartę. Jedyne trzydzieści złotych. Tylko uprzedzam, że jeśli zostanie pan przyłapany na handlu przydrożnym…

- Nie zostanę przyłapany!

- Uważa się pan za sprytnego?

- Nie! Po prostu nie mam zamiaru handlować runem leśnym!

- Wie pan chyba, że do runa leśnego zaliczmy też grzyby, jagody…

- Dobra! Wygraliście, rezygnuję z wycieczki do lasu.

- Nie ma sprawy. Nikt pana nie zmusza! Wpłaci pan na poczcie pięćdziesiąt złotych i wróci z pokwitowaniem, a my zatwierdzimy pańską rezygnację.

- Jaką rezygnację?

- Normalną!

- Nie zapłacę!

- A wie pan ile kosztuje praca komornika? No widzę, że przemówiłem do pańskiego rozsądku. W końcu jest pan inżynierem. Umysł ścisły, że się tak wyrażę. Oto formularz wpłaty. Niech pan nie wychodzi, mam jeszcze jedno urzędowe pytanie i proszę by je pan potraktował poważnie.

- Słucham.

- Skoro zrezygnował pan z pójścia do lasu, pomimo wykazywanej początkowo, doprawdy podejrzanej determinacji, gdzie się pan w końcu wybiera?

- Pójdę do kina.

- A ma pan bilet?

- Teraz nie, ale…

- Pan chce wejść bez biletu do kina? Na film?

- Kupię w kasie!

- Widać, że dawno pan nie był w przybytku 10 muzy. Najpierw musi pan iść, winda nie działa, na szóste piętro, pokój 442 i wyrobić sobie kartę kinomana.

- Kartę kinomana?

- A jak chce pan wejść do kina bez karty?

- To ja rezygnuję ze wszystkiego i wracam do domu!

- Aktualnie nie radzę, ponieważ w pańskim domu trwa właśnie rewizja, o czym muszę pana poinformować w związku z podpisaniem przez nas karty praw obywatelskich i …

- Rewizja? Za co?

- Nie żadne “za co?” tylko “z jakiego powodu?” I od razu panu odpowiem, że z powodu pańskiego niezdecydowania oraz pachnącego opozycyjnością niezadowolenia z systemu.

- To co mam robić? - Pytam, a łzy bezradności same napływają mi do oczu.

- Ile pan zarabia?

- Sześć

- Niech pan zostanie u nas. Dostanie pan na początek dziewięć. Jest wolne biureczko w pokoiku panny Madzi. Pan mi wygląda na inteligentnego człowieka. Umysł ścisły a przy tym fantasta. Horyzonty i te rzeczy. Popracujemy razem dla kraju, a prawdę mówiąc o żadnych budowach mostów nigdzie nie słychać. Rzeki ponoć wysychają.

- A mój dom, a rewizja?

- Chłopaki stoją na schodach i czekają na telefon. Mój telefon. Musi się pan zdecydować, czy jest pan z nami, czy wprost przeciwnie?

- A co ja będę tu robił?

- Na razie jest pan w trakcie szkolenia. Chyba pan to zauważył?

niedziela, 27 listopada 2011

Polska w Europie. Soczewica, młyn, mie...

Proszę bardzo! Zaczął Andrzej Talaga a dyskusję przeniósł do blogosfery dzielny Igor Janke. To są stare, iście średniowieczne sprawy. Tyle tylko, że tysiąc lat temu nazywało się to to Cesarstwem, na wzór Cesarstwa Rzymskiego. Rej tam wodzili PT Niemiaszkowie i wszystkim było dobrze a nawet jeszcze lepiej.

Czytajcie kronikę Thietmara z Mersenburga! Tam jest wszystko o tym jak się „Robi Europę” i ani Jankes, ani Talaga niczego nowego nie wymyśli. Był sobie Otton III który marzył o Nowym Cesarstwie Rzymskim wszystkich chrześcijańskich ludów Europy i nawet w tym celu przybył do Gniezna pogadać z naszym Chrobrym, który nie był żadnym wygłuptasem tylko szczerym politykiem i s….. .

Gdy Otton odszedł do Nieba, skończyła się epoka Europejskiego Idealizmu. Jego następcy mieli już to za jajo, bo pierwsze stały się Niemcy i dalejże wasalizować dotychczasowych sojuszników w wierze, w „Wielki Wspólny Chrześcijański Dom”

Dopóki żył Chrobry to się skutecznie stawiał, ale po jego śmierci synalek Bezprym razem ze swoją szwagierką Rychezą biegiem polecieli z Insygniami Królewskiemi do Cesarza.

I było im dobrze ponieważ Cesarz był człowiekiem mądrym i jak najbardziej znał się na rzeczy! Klęknęli przed Majestatem, w zamian Majestat posmarował ich złotem, a za nimi tamtejsze, starodawne elity. I wiele spraw załatwił w zamian za ograniczenie suwerenności. Czechom pogroził, podesłał wojskowe posiłki a nawet swoich mieszczan, bankierów i księży.

I było całkiem Europejsko, na dworach, choć część naszych przodków przebywała na dworze i czasem w tyłki było im zimno, choć wówczas było też to całe ocieplenie klimatu, spowodowane pewnie przez kowali i ich kuźnie buchające żarem.

Tak było i wszystkim było dobrze, ale tak nie będzie, ponieważ ani Cesarza, ani uniwersalnej idei nie ma, no może poza skrajną chytrością i fałszem niezbyt starannie ukrytym .

Co"przedstawia" ta dalsza cząstka suwerenności, jaką oddamy? Pewnie prawo własności.

A jak nas załatwią? A odpowiednim - Systemem podatkowym. Wprowadzi się do podatkowego wora jakiś kataster czy inny flamaster i fiu z Polski! Nie, przesadzam.

Umyślnie przesadzam, ponieważ skoro czytam teksty ludzi, stojących po polskiej stronie i znajduję w nich iście kramarską politykę, co mnie czeka za chwilę, ze strony wzmożonych intelektualnie Ojropejskich punków/ panków?

Nie mam zamiaru, wbrew swemu zwyczajowi, nikogo obrazić, ale wzywam naszych intelektualnych celebrytów do czytania historii, choćby o tym, co było dalej.

Zanim ktoś Wam każe na ulicy, w przytomności innych przechodniów, powtarzać: soczewica, młyn, miele, koło


Głos ludu. Głos mediów

Ach, tyle się ostatnio działo, że nie było o czym pisać. Tyle tylko, że znowu potwierdziło się, że chcąc dowiedzieć się prawdy o Polsce, należy rozpytywać wśród oszołomów i prostaków. Inaczej mówiąc „Vox populi, vox Dei” że się wyrażę w języku, który zdawało na tegorocznej maturze 190 osób.

Na przykład jakimś cudem, pierwszy lepszy obywatel, czuł nie posiadając żadnych po temu danych, że przy tak zwanych procesach prywatyzacyjnych, napychają sobie kieszenie rozmaite wredne i podejrzane typki, przy innych, telewizyjnych okazjach mający mordy pełne patriotyzmu, wolności gospodarczej i należytych standardów. Ze królują tam byłe i obecne służby specjalnej troski?

O czym tu pisać? Mamże powielać to co Pan Kaziu z Panem Józiem wygadywali przed sklepem kilkanaście lat temu?

Kolejna sensacja to afera płytkowa w PZPN. Podobnie. Jakimś dziwnym trafem kibice i kibole, którzy przecież nie przesiadują w starym gmachu PZPN, ani nawet na placu gdzie wkrótce powstanie nowa siedziba, jakimś cudem musieli domyśleć się, co jest grane, skoro od lat skandują obelżywe wobec związku hasła, już to skandując; Złodzieje! Złodzieje!” już to grożąc w ordynarny sposób dokonaniem na Związku, jako takim, aktów seksualnej przemocy.

I znowu pojawia się pytanie, jaka w tym nowość, skoro dawno temu dziesiątki tysięcy osób postawiły trafną diagnozę?

Są jeszcze drobne sprawy. Pan Łukasz Warzecha, dyskutując z Niesamowitym Grasiem, przywołuje wywiad z funkcjonariuszem BOR-u, który opisuje, co się dzieje za kulisami tej zacnej służby. Mnie to ani dziwi, ani przeraża, odkąd dowiedziałem się, że jednostek wojskowych pilnują firmy ochroniarskie.

Owszem, zawsze można napisać coś o Egipcie, gdzie całkiem niedawno odbywała się cudowna i miła rewolucja, której kibicowało wielu idiotów a teraz wysyłamy nad Nil, w roli obserwatorki demokratycznych wyborów, popularną na twitterze posłankę Pomaskę. Wczoraj TVN24 reporter, wprost z placu Tahir wywodził, że obecny protest ( protestantów) to jakby piknik, ponieważ można na ulicy kupić popcorn z maszyny, niczym w nowomodnym kinie.

Za moment na pasku pojawiła się informacja, że ktoś tam został akurat zabity. To też nic ciekawego, ponieważ do zasadniczych różnic pomiędzy przekazem telewizyjnym a rzeczywistością też już przywykliśmy. Ziew…

Kryzys? Ziew… Zadłużenie? Ziew… Recesja w Niemczech? Ziew…

Normalnie, nie ma o czym pisać!

Diabołek publicystyczny szturcha mnie w ramię i szepce do ucha, że zawsze mogę napisać coś o Kaczyńskim. Tak. Kaczyński jest zawsze ciekawy! W mijającym tygodniu wymyślił karę śmierci, czym dał pretekst do zupełnie obłędnego ględzenia rozmaitym medialnym mydłkom, specjalistom od wszystkiego.

Wczoraj w telewizji ( niezastąpione jest to „radio z lufcikiem”) Otóż wczoraj w telewizji jeden z moralistów „pojechał” mniej więcej w ten deseń:

- Przecież to jak u Hammurabiego! Zabijesz to zostaniesz zbity! Ukradniesz to… i tu się zatknął, choć narzucało się proste - Zostaniesz ukradziony! Zatknął się zapewne dlatego, że przypomniał sobie biedaczek, ze wszystko co było do ukradzenia zostało już ukradzione, o czym donosi oczywiście i od dawna, tak zwany „głos ludu”


wtorek, 15 listopada 2011

Johann był wielkim polskim patriotą i jeszcze większym odludkiem…

Co to ma być? Sam nie wiem! Śpię sobie wesoło i takie coś mi się przyśniło. Ktoś w obcym, mrocznym pokoju, przyświecając sobie ogarkiem świecy odczytał mi ten ustęp iście grobowym głosem. Nie lubię jak ktoś mi czyta na głos i pewnie dlatego się obudziłem.

Co za Johann? Nie znam żadnego Johanna, o żadnym Johannie ostatnio nie myślałem ani nie czytałem. Ja skromny człowiek jestem i w ogóle mam niewiele zagranicznych myśli.

Z podświadomości mi wylazł całkowicie niepotrzebnie i nie da się zagonić z powrotem. Sprawdziłem. Żył w osiemnastowiecznym Gdańsku Johann Uphagen, który był polskim patriotą, ale nic nie piszą, by był odludkiem.

Żałuję, że się obudziłem i nawet nie wysłuchałem całego zdania. Może bym się czegoś więcej dowiedział o tym odludku. Żadnego konkretnego pożytku z takiego snu nie ma.

Wyszedłem przed chwilą z Różyczką na dwór i zmieniłem zdanie. Jest pożytek!

Dowiedziałem się, a większość z Was za mną, o istnieniu Johanna Uphagena, gdańszczanina, żyjącego w latach 1731-1802, który obok licznych swoich zalet i pasji był polskim patriotą, który w 1793 zrzekł się stanowiska rajcy na znak protestu przeciwko przyłączeniu Gdańska do Prus.

A dzisiaj? Wszędzie pałęta się pełno całkiem zwykłych Jasiów, Rysiów, Czarków czy innych znowuż Kaś, Jolek, Wandeczek i tym podobnych, którzy na sam dźwięk słowa „patriotyzm” dostają wysypki, drapią się nieprzystojnie, wykrzywiają boleśnie, chichoczą. Potem u specjalnego lekarza upraszają piguły, a co gorliwsi żądają antypatriotycznych szczepionek.

I nie chcą słuchać wykrętów, że takich szczepionek nie ma na składzie.

- Kopacz – narzekają – pewnikiem nie kupiła!

Albo co wyprawiają prawacy; To się w głowie nie mieści! Idzie jeden z drugim do Empiku. Bierze z półki nowy numer Krytyki. Udaje, że przegląda a jak nikt nie patrzy, ciach, wtyka do środka specjalną pocztówkę i odchodzi pogwizdując neutralną światopoglądową melodię, na przykład Marsz Radetzkiego.

Przychodzi lewak, kupuje egzemplarz i pędzi do utajnionego lokalu by z kolegami po rozumie, wertować i się napawać. Wszyscy siadają po turecku. Lewak fundator całuje okładkę i otwiera pachnący drukarnią najnowszy numer. Na ekologiczny dywan wypada pocztówka.

- Darmocha! - Cieszy się lewak i odwraca pocztówkę, bo pocztówki, jak wiadomo spadają zadrukowaną stroną w dół. Wszyscy mdleją, a potem dalejże cierpieć straszliwe swędzenie, ponieważ na pocztówce, literami jak wół napisano „BÓG! HONOR! OJCZYZNA!

niedziela, 13 listopada 2011

Kiepska sprawa!

Najciekawszym dla mnie wnioskiem, jaki wysnułem z piątkowych wydarzeń, oraz ich późniejszych reperkusji jest zupełny upadek „wiodących mediów”, poczynając od wiarygodności bezpośrednich relacji a kończąc na dzisiejszych komentarzach w których w dziwaczny sposób próbuje się zaczarować zupełnie świeżą, przedwczorajszą przeszłość.

Nawet gdy dzisiaj, w hucpiarskich popisach na czoło wysuwają się cwaniaki reprezentujące „siły postępu” należy przypomnieć, że ich pozycja na polskiej scenie politycznej wynika z miłosnego stosunku, wiążącego je z ni mniej ni więcej, tylko z „wiodącymi mediami”

Aby skutecznie kłamać, trzeba zdawać sobie sprawę w jakim świecie przyszło nam żyć. Nie wystarczy, na przykład, nazwać się miłym, wesołym czy kolorowym i tysiąc razy o tym powiedzieć w telewizji, ponieważ pierwszy lepszy ancymon podejdzie i nakręci film albo narobi zdjęć na których można dostrzec tłum ubranych na czarno ponurych typków z przesłoniętymi twarzami. Można napisać czy powiedzieć, że „byliśmy grzeczni, rozśpiewani i spokojni” I można to powiedzieć tysiąc razy, ale można ze stu innych źródeł obejrzeć sobie, jak było naprawdę.

Rozumiem, że media i ci, którzy żyją z ich łaski albo nie zdają sobie sprawy z tego, że w każdym tłumie są setki, o ile nie tysiące potencjalnych reporterów, uzbrojonych, a jakże, w sprzęt fotograficzny i służący do nagrywania filmów, albo są szczerze przekonani o swojej niezwyciężonej przewadze. Tak czy tak, nagle znaleźli się przysłowiowej d… . I dobrze!

Szanowni, przestaliście panować nad przekazem! Sami powtarzaliście do znudzenia, że jeden obraz jest wart tyle co tysiąc słów. No to macie!

Co mi z waszego gadania skoro Warszawa usiana jest kamerami transmitującymi online obraz do sieci przez 24 godziny na dobę, także w Dniu Święta Narodowego?

Co mi z zapewnień siedzącego w studio dziennikarza, że każdy człowiek z kamerą był atakowany przez nienawidzący dziennikarzy tłum, skoro mogłem oglądać i słuchać odgłosów ulicy przekazywanych wprost z kamery niesionej na Marszu Niepodległości przez Łażącego Łazarza. Nie stwierdziłem, by ktoś był wobec niego agresywny. I jakoś nie przeszkadzała daleka od HD jakość przekazu, ponieważ był to przekaz autentyczny, który mogłem na bieżąco skonfrontować z bujdami serwowanymi przez „wiodące telewizje”

Zapomnieć, albo udawać, że nie ma alternatywnych źródeł informacji na początku drugiej dekady 21 wieku to jawne zaklinanie rzeczywistości.

„Wiodące media” powinny się nad sobą grubo zastanowić. Do stronniczości, nieuczciwości intelektualnej dochodzi brak profesjonalizmu.

Kiepska sprawa!

piątek, 11 listopada 2011

Kotylion, 11 listopad, Masz Niepodległości i Reprezentacja PZPNu




Już w tamtym roku byłam zaskoczona, jak Bronisław Komorowski wyobraża sobie kotylion z barwami ojczystymi. Bo chyba każdy kto wie jak wygląda nasza flaga nie zdecydowałby się dać jako kolor główny, kolor czerwony.

Kotylion powinien wyglądać jak wyżej.

Nie może też wyglądać jak u dziennikarzy TVNu biały, czerwony biały, bo nie mamy flagi w paski.

Tyle o kotylionach.

Następna sprawa to Marsz Niepodległości. Pewna gazeta już od miesiąca szczuła lewackie organizacje...dając im nawet pewne rozgrzeszenie by zablokować tą inicjatywę. No cóż, wyszło jak wyszło, a wszystkiemu wedle wiodących mediów są organizatorzy Marszu Niepodległości!



Teraz za moimi placami toczy się mecz towarzyski reprezentacja Polski? Z Włochami. Przegrywamy 2-0. Mecz mimo, że go nie widzę, a słyszę jest nudny i to nie z tego powodu, że przegrywamy, a z tego, że właściwie nie ma dopingu, tylko okrzyki J...ć PZPN, albo pytanie. Gdzie jest Orzeł?

TO tyle o symbolach.

Jestem tym po prostu zmęczona i zamiast cieszyć się z Dnia Niepodległości jestem zdegustowana.

czwartek, 10 listopada 2011

11.11.2011 - Zestaw









11.11.2011 - Rezerwa strategiczna

Przecież nie pójdę po pomoc czy inne posiłki do Nieba, skoro już przy bramie czyśćca mnie wyśmiali.

- Helou! Czy jest tu kilkudziesięciu konnych, którzy by zechcieli się zabawić przy pomocy szabli, arkana, batoga czy innej dzidy?

Wyszedł taki jeden z brodą po pas, spojrzeniem pali i mówi grobowym głosem, że jakieś tam memento jest mori. Włos mi stanął na łbie skromnym, koń jakoś tak zagdakał. Zsiadłem. Podchodzę do bramy;

- Puśćcie Dziadku do czyśćca, bo ja tu muszę zacną chorągiewkę sformować, żeby jutro lewkom, takim i owakim dać po grzbietach odpowiedni respons.

Nie puszcza! Mało, że nie puszcza to jeszcze wygraża, że niby, da on mi „dziadka”! Konia mi płoszy złotym kluczem na kiju.

Wsiadam do windy, i dalejże milion pięter w dół. Jadę windą i jadę. Rumak dzielny produkuje niczym jakaś cukiernia, pączka za pączkiem.

- -Dzień dobry; czy jestem w piekle?

Wychodzi taki jeden ancymon w białej koszulce polo i mnie wypytuje.

- A po co?

- A dlaczego aż do piekła?

- A jaki niby jest mój pesel?

- A ile razy oglądałem film „Omen”?

Wkurzył mnie. Do szabli i ciach go w łeb! Otarł pysk z krwi i nieco przytomniej pyta, co mnie sprowadza?

Wyłuszczyłem kwestię, która mnie do tak piekielnej rozpaczy przywiodła.

Mądrala brodę szarpie. Niby to myśli ,a nie myśli.

–Jeźdźców u nas nie ma, no chyba, że w czyśćcu albo i w niebie. Święty Jerzy wodzi dragonów ( he he ), odkąd smoka przebił. Husaria jest, ale by jej użyć trzeba mieć takie pieczęcie na podaniu…. Jest ino Pan Lisowski ze swoimi niemowlętami, którzy to szkód dość czynią,; Bierz ich Waszmość na usługi, ino tu podpisz!

- Niczego nie podpiszę! Ilu ich?... Siedmiuset?

- Za dużo?

- Wystarczy siedemnastu, dobrze zaopatrzonych w stal i proch. Byle tylko strasznie, z czeluści piekielnej społem wychynęli! Wychynęli, budząc strach und przerażenie. Lekka jazda wprost z piekielnej otchłani.

- I po co to?

- Po to by, wreszcie wszystko znalazło się na właściwym miejscu!

- A ta sotnia dzikich Tatarów, którą waść na przedpiekle przywiódł ?

- To jest rezerwa. Rezerwa strategiczna!

środa, 9 listopada 2011

GWybol donosi

"Środowiska antyfaszystowskie (Żelbeton czyli 'queerowo-feministyczny, antyfaszystkowski blok non-violence') protestujące przeciwko piątkowej demonstracji narodowców zamierzali dzisiaj zasłonić balonami pomnik Romana Dmowskiego. Uniemożliwiła im to jednak grupa osób ewidentnie broniących przywódcy przedwojennej endecji, która licznie zebrała się pod monumentem. Policja skutecznie oddzieliła od siebie obie grupy"

Durne lewaki! Gdyby was wszystkich zebrać. Gnojów od Urbana, post - stalinowskie świnie, kawiorowych Gojów z Krytyki Politycznej i resztę tego różnobarwnego bydełka.

Gdyby wszyscy wymienieni powyżej wysilili się, nadęli swoje marne głowy jak balony, przyjmując od biegaczy z gwybola rozdawane prawie za darmo umysłowe dopalacze, i tak, nigdy nie będą w stanie osiagnąć poziomu sznurowadła w lewym buciku Pana Dmowskiego.

Gdzie Michnik czy inny Blumsztajn, a gdzie Dmowski?

Z czym do ludu, frajerzy? Gońcie kijkiem fajerki z pieca!

Samo to, że w Polsce, trzeba pomnik Dmowskiego chronić przed lewackim bydełkiem jest dziwaczny.

Na szczęście, każde dziwactwo ma swój koniec.

Komorowski

Tusk

Kopacz

Też


wtorek, 8 listopada 2011

Bez Orła na piersi

Koszulki mnie/mi się podobają! - Ocenia Błaszczykowski, kapitan Reprezentacji Polski w piłce nożnej. Nie ma „orzełka” ale za to jest logo PZPN. To, wedle kapitana naszej narodowej drużyny piłkarskiej, wystarczy.

Nawet pasuje! Logo najbardziej skorumpowanego, zakłamanego i skomuszałego do imentu związku sportowego w Polsce, ma mnie, kibica zachęcać do dopingowania międzynarodowej bandy prowadzonej do boju przez szczerego analfabetę?

Bezczelność chamów z PZPN to już są, dosłownie, Himalaje!

Nie mam zamiaru kibicować drużynie skorumpowanego PZPN. Niech sami sobie kibicują!

Co tam „orzełek na piersi”?

- Panie Błaszczykowski - Mam nadzieję, że kibice we Wrocławiu, w Dniu Święta Niepodległości potrafią odpowiednio docenić pański wkład w promocję logo PZPN. Podczas Euro stadiony zapełnią ludzie w biało czerwonych cylindrach, którzy ku waszemu zadowoleniu będą po każdym meczu skandowali: „Polacy, nic się nie stało!” Oby nie!

Nadal liczę, że wśród, tak, także moich, reprezentantów są faceci z jajami na właściwym miejscu. W każdym razie, bez Orłów na piersiach, panowie piłkarze, proszę mi się nie pokazywać na oczy.


Kungo

Debil prezydentem.

Krętacz i łotr w jednej osobie, premierem.

Kłamliwa świnia drugą osobą w państwie. Ale co to za państwo, w którym brak obywateli?

Takie jest Kungo!

Państwo w dziwnym Kosmosie. To państwo nazywa się Kungo. Nic nam do Kunga!

Dziwaczne jest tylko, że w Kungu jawnie "zgapiają" z nas demokratyczne urządzenia.

Dlaczego tak sie dzieje?

A tam... - Galaktyka tamta czy śramta!

niedziela, 6 listopada 2011

Demokracja zdycha

Demokracja w formie, jakiej obecnie zaznajemy, najzwyczajniej w świecie, wlecze nas na łańcuchu niczym , bezwładny pęk skór w przepaść, albo do ogniska. Znaczy się, mamy wybór. Albo spłoniemy, albo spadniemy. Fajnie!

Wlecze nas, ponieważ jesteśmy bardzo marni, wierząc w jakieś „mechanizmy demokratyczne” podczas gdy państwa, a co gorsze, społeczeństwa padają pod narzuconymi przez system demokratyczny zupełnie nieznośnymi ciężarami.

Aby koło cywilizacji ładnie się domknęło, przechodzimy powoli do systemu quasi niewolniczego. Oczywiście bez łańcuchów i bicia po mordach, ale to w sumie tylko kwestia czasu.

Na razie siedzimy w pułapce, ponieważ nie ma żadnych mechanizmów, dzięki którym klasa panująca raczyłaby się w swej pazerności ograniczyć.

Pozornie wydaje się, że właśnie demokracja jest skuteczną przeciwwagą, mieczem wiszącym nad karkami oligarchów, śmiesznych arystokratów z nadania oraz ich tanio kupowanych popleczników. Nic bardziej mylnego. Klasa panująca jest po prostu zbyt liczna, by zdyscyplinować ją w sposób demokratyczny. Inaczej - Posługując się głosem wyborczym.

Po jej stronie stoją, ponieważ są jej oczywistą składową, media, cała klasa polityczna, aparat urzędniczy i fiskalny a także aparat przymusu, poczynając od Policji a kończąc na niejasnych, lokalnych grupach nacisku.

By nie należeć do plebsu trzeba być formalnie albo nieformalnie dokooptowany do klasy panującej.

Zasadniczo wszyscy, poza wymienionymi powyżej należą do plebsu. Plebejuszem jest na przykład „milionowy” przedsiębiorca, który zatrudnia, powiedzmy, dwustu ludzi i oczywiście każdy z jego pracowników. W każdej chwili mogą zostać zniszczeni przez pana „X” czy panią „B” Można się zdziwić, że gołodupiec z urzędu ma uprawnienia do obijania kijem i trzymania w przedpokoju kogoś, kto nie dość, że utrzymuje wraz z masą sobie podobnych, obijającego, to jeszcze, nawet bez jakiejś szczególnej złośliwości, zgodnie z prawem, może uczynić z niego podobnego sobie gołodupca.

Nie w tym dziwnego, że ludzie starają się o wejście do elity, o bycie „swoim” choćby na poziomie gminy czy powiatu. Koszty nikogo nie obchodzą, ponieważ dla jednych są zyskiem, a w innych pogłębiają poczucie bezradności.

Podobnie. Nikt automatycznie nie awansuje do elity z powodu swego wykształcenia. Owszem podwyższa swój status społeczny czy finansowy, ale choćby znał sto języków nadal jest nieco poniżej woźnego w ministerstwie. Oczywiście na realnej drabinie społecznej.

Kiedy powstaje naturalne pytanie, skąd brać pieniądze dla klasy panującej, odpowiedź może być tylko jedna – Od plebsu!

Plebs się boi, a w takim stanie ducha, miast buntu oglądamy spektakl pokory i przyzwolenia. Do czasu, oczywiście. Niemniej bojąc się i padając plackiem „lud roboczy” daje czas swoim przełożonym.

Ci mają dwie strategie na okoliczność buntu.

Mały niepokój pacyfikuje się zastraszaniem, podsłuchami, biciem po pysku, odbieraniem możliwości zarobku, naciskami a w beznadziejnych przypadkach obietnicami dokooptowania do elity.

Duży niepokój będzie trzeba gasić forsą, której nie ma, albo przy pomocy salw z broni różnego rodzaju.

Tak czy inaczej demokracja o jakiej marzyliśmy już nie istnieje. Zbyt wielu obywateli zostało wykluczonych. Zbyt wiele spraw i problemów jest kwitowanych machnięciem ręki. Pańskiej ręki! – Niech jedzą bezy, skoro nie mają na chleb!

A sami, gdy raczą już zeżreć wszystko, będą wrzeszczeć by plebs bronił demokracji, ich przywilejów, ich praw, przeważnie nabytych drogą wyłudzenia. Pojawi się wolność na sztandarach i Polska cudowna, Polska dla każdego, ale nikt nie ruszy palcem, pogrążony w wytrenowanej niemocy.

I demokracja zdechnie. Mam nadzieję, że stanie się to, nim przekształci się w ustrój niewolniczy. Ślepy by zauważył, że historia właśnie rusza z kopyta czy tego chcemy czy nie chcemy.

„W Gazie bez oczu, pośród niewolników” że zacytuję Poetę.


Fort ze starych klocków

Na co nam Partia Republikańska, a w ogóle jakaś tam republika, skoro mamy karton z klockami? Mamy tam jeszcze drewniane klocki wyprodukowane jeszcze w zakładach im. Stalina czy innego Breżniewa. Pomimo oczywistego faktu, że z tych klocków można ustawić tylko dość topornie wyglądającą budę, nadal znajdują chętnych, którzy z nich budują.

Te nowsze są plastykowe, ot, podróbka „lego” z czasów wielkiego przełomu. Tymi bawimy się najchętniej, ponieważ do siebie pasują. Wypłowiały a od ciągłego przestawiania, rujnowania i budowania, większość jest mocno wyszczerbiona. Inne zaginęły. Albo ktoś wyniósł, albo pies zjadł? Nie wiadomo.

Pozostałymi nadal chętnie się bawimy. Można by co prawda kupić nowe klocki ale te nowe jakoś nie pasują do tych starych. Nie pasują i już. Wypadają albo nie wchodzą.

Złośliwi, a takich nie brak na świecie, twierdzą, że nasze zamiłowanie do starych klocków, że nasza ciągła zabawa w ustawianie z nich domów, zamków, pałaców i farm do niczego nie prowadzi, a z każdym rokiem nasz ulubiony komplet wygląda gorzej.

Chwyci jakiś ananas garść klocków, od „Sasa do lasa” jak to mówią. Jakiś łuk, fragment latarni morskiej, kawałek płotu, krowę, beczkę i kilkanaście całkiem zwykłych średniaków. Ciężko pracując, dosłownie z językiem na wierzchu skleci w końcu coś, co będzie diabli wiedzą do czego podobne, zaprosi telewizję i przy jej pomocy zacznie zachwalać to coś, jako, na przykład, Fort Republikański.

Śmiechu warte!

Aby ta zabawa nie wyszła nam bokiem, albo wysilimy się na nowy karton z całkiem nowymi klockami, albo, co lepsze, wyjdźmy pobawić się na dworze. Piękna pogoda. Wielobarwny kobierzec liści, kasztany, słoneczko przygrzewa. Może z takiej perspektywy ujrzymy nasz ulubiony zestaw klocków we właściwej skali. Czy naprawdę musimy się nim bawić, o ile jeszcze kogoś ta zabawa w ogóle bawi?

środa, 2 listopada 2011

To był dobry Kraj. Teraz z pointą

1.

To był dobry kraj. Puszcze były mroczne, łąki rozświetlone, rzeki snuły się leniwie a łachy piachu zachęcały do odpoczynku. Człowiek leżał i patrzył w oszałamiające błękitne dale, liczył chmury i słuchał śpiewu ptaków, szmeru rzeki. Jego myśli krążyły coraz wolniej i wolniej, aż zasnął.
Wyśnił grody, niewolnictwo, najazdy, wojny, pożogi, kamienne miasta, strzeliste wieże kościołów, strzelby wież i wilki wyjące na pogorzeliskach. Wyśnił wiek złoty, srebrny i wieki niewoli, powstania, rzeki krwi i druty kolczaste i strzały w potylice. Wyśnił królów w purpurze i szarych namiestników o pustych oczach. Spał długo, naprawdę długo. Spał pod wodą, pod darnią i pod kamieniem, ale wszystko ma swój koniec. Obudził się i ruszył przed siebie.

2.

Był tak delikatny, że potrafił grać na pajęczynie, zupełnie jak na harfie a jednocześnie tak potężny, że do swojej harfy używał jako strun, stalowych lin, grubych jak pień stuletniej sosny. Kiedy na niej grał pękała ziemia i drżało niebo, albo odwrotnie – nie pamiętam. Idąc drogą uważał by nie deptać po małych żyjątkach. Kładł na dłoni gapowatego ślimaczka i podziwiał jego doskonałą chęć życia, ale potrafił zdeptać cały kraj albo rzucić ogień wprost w ludzkie mrowisko. Taki był, taki jest i taki będzie. Gdyby miał do kogo przemówić być może powiedziałby coś takiego:

- I tak mają więcej, niż na to zasługują!

3.
Nie mówcie, że historia was czegokolwiek nauczyła. Klio sypia samotnie w wielkim zimnym łóżku. Jej kochankowie dawno pomarli. Siada przed lustrem i starannie rozczesuje długie, niedawno ufarbowane na blond włosy. Stroi miny i przechadza się zupełnie nago po pustym pałacu, mając nadzieję, że ktoś z daleka, być może przez lunetę dojrzy i zachwyci się powabami jej wciąż młodego ciała. Potem znudzona siada na ławeczce w cieniu posiwiałego z rozpaczy dębu i czyta historyczne romanse.

4.

Ruszył przed siebie, choć już nie było sensownego "przed" ani "siebie"

Pod Złotą Gałęzią ostrzył miecz. Szelest, nieprzystajacy do niczego, stalowy szum osełki i ostrza niósł sie po górach i dolinach. Spotkamy się w czarodziejskim miejscu. Pod Złotą Gałezią ludów, które odchodzą w szczery niebyt. Już odeszły.