sobota, 29 października 2011

"Rzepa" czyli "krycie łysych papą"

Ostatnio powstało wiele tekstów o Rzepie, a przy okazji o „Uważam Rze” Skoro wiele tekstów to jeszcze więcej rozmaitych komentarzy. Nie mam zamiaru dzisiaj upierać się przy jakości publikowanej w wymienionych tytułach publicystyki. O utraconej czci dla słowa/wolności słowa też dzisiaj nie mam zamiaru pisać. Dzisiaj o reklamie.

Sprzedajemy 130 000 egzemplarzy, chwalą się całkiem słusznie redaktorzy „UważamRze” z czego naśmiewają się sympatycy tysiącletniej 3RP, ponieważ tygodnik odczuwa brak reklam!

Zbankrutują! Zbankrutują! – Cieszą się idioci nie rozumiejący idiotyzmu swoich argumentów. Znaczy się, że ilość odbiorców do których trafia reklama nie ma żadnego znaczenia? Ciekawe dlaczego telewizje tak starannie wyceniają czas reklamowy w stosunku do popularności audycji, w trakcie, albo, obok których wstawiają reklamy.

Pojawia się argument, że czytelnicy takiego tygodnika jak „UważamRze” to ludzie drugiego gatunku, czyli „prawaki” a jak wiadomo oni nie są wartościową grupa docelową jako biedacy, starcy oraz mieszkańcy pipidówek.

Ciekawe, dlaczego takie drogie są reklamy otaczające idiotyczne seriale w TV? Przecież przed telewizorami wysiaduje ponoć ta sama grupa, tylko w większej liczbie.

Innym wnioskiem jaki można wywieść z tego argumentu jest prosty fakt, że „prawaki” nie łykają niczym gąszczaki reklamowej papki, którą się obecnie serwuje. To już inna rzecz, bo to jest nieintencjonalna pochwała.

Ad rem!

Przyjmuję wasz, moi mili idioci, argument o przewadze dobrego układu reklamowego nad ilością klientów kupujących produkt "czasopismo", produkt umysłów dziennikarskich. Rozumując w ten sposób…

Znacie Zenona?

Nie, nie tego Zenka, którego spotykacie przed spożywczym z nieodłaczną flaszką piwa w łapie, ale tego dawnego, z jakiejś tam, obecnie zadłużonej Elei. Parafrazując jego paradoks o łysolu, można wyobrazić sobie, w wersji radykalnej, doskonale radzącą sobie finansowo gazetę, którą za 3 złote kupuje tylko jeden klient, ale reklam ma za milion.

Dziwne? Nieprawdopodobne?

Zapraszam do samodzielnego przeprowadzenia dowodu, że taka gazeta/czasopismo jest/są możliwe.

Jako podpowiedź dla ewentualnych czytelników, którzy nie kumają Zenona w prostacki, charakterystyczny dla mnie sposób przybliżę ten starodawny koncept.

Bierzemy faceta, który ma na głowie, powiedzmy, 70 000 włosów i wyrywamy mu, nie bacząc na jego wrzaski, po jednym włosie. Kiedy wrzaskliwiec będzie łysy? Póki rzecz idzie w tysiące, nie jest łysy. Nikt rozsądny nie zaryzykowałby takiego twierdzenia.

Ale z całą pewnością, o ile będziemy wystarczająco konsekwentni, dojdziemy do sytuacji, że facetowi zostanie na łbie, na przykład, pięć włosów. Jest łysy?

Skoro ma pięć włosów, chyba nie? Trudno też nazwać go kudłatym. A jeśli, nie bacząc na jego wrzaski wyrwiemy mu jeszcze cztery włosy, będzie łysy czy nadal nie?

Wróć czytelniku i dodaj, że za każdy wyrwany włos zapłaci mu się stówę.

Jak to zmienia obraz sytuacji? Otóż tak, że facet z taką kasą, choć nadal obarczony ciężarem jednego włosa, niezawodnie wygra wybory na prezesa łysych, ponieważ jego rażąca niedoskonałość jako człowieka łysego, kompensowana jest jego powodzeniem finansowym.

- Może nie całkiem łysy, ale geniusz! – Chwalić będą inni łysi. Niejeden przyklei sobie psi włos na czubku głowy. Dla sławy!

piątek, 28 października 2011

Prawda

Wszyscy się domagają prawdy, a każdy na miarę swoich możliwości intelektualnych albo nawet muskularnych. Pewne, że dzisiaj nikt się niczego nie dowie.

No chyba, żeby zastosować tortury. Złapać delikwenta i wrzucić do dziury, a w dziurze kat ponury. Obcęgi, szczypce, koło i różne takie przedmioty. Sam widok wywołuje drżnie i wymioty.

Weźmy Bondaryka, ile by wytrzymał wciśnięty do kolczastego nocnika?

Nazwisko oczywiście zupełnie przypadkowe. Chciał podrażnić krowę a natknął się na byka. Na rozpalonych rogach żelaznych teraz fika. Albo Mąka na okrutnym sicie przesiany. Jakie okrucieństwo! Jakie straszne rany!

Prawda, prawdą lecz tak się nie godzi! Nie ma w tym nic ludzkiego! Okrutne metody!

Zgoda, ale to przecież od dawna jest znane, ze kłamstwo miodem, okładem na ranę, a prawda boli. Prawdą, moi mili, chleba jak masłem nie posmarujecie. Prawda szokuje, drażni, w boku gniecie.

Naprawdę chcecie prawdy o tym świecie?

czwartek, 27 października 2011

Zmiany w Rzepie są szansą


Chodzi tylko o to, żeby nie było jak w powiedzonku, który ukuł mój kumpel Andrzej Rewers " Czym szansa dla szympansa" W ogóle to nie wiem, czy mogę się wypowiadać jako człowiek, który wydawał dotychczas na Rzepę i URZ, licząc na „okrągło”, ino skromną dychę tygodniowo. Zaryzykuję!

Powstaje pytanie, czy zmiana redaktora naczelnego wpłynie na moją konsumencką decyzję? Nie wiem! Nie byłem fanem wypracowań Pawła Lisickiego i pewnie nie będę fanem wypracowań Tomasza Wróblewskiego. Czy ja do diaska jestem nauczycielem licealnym by trudzić się czytaniem szkolnych wypracowań? Jasne, że nie!

Pisząc poważnie, muszę napisać, że tak naprawdę chodzi o wpływy i finansowe frukty kilku publicystów. Co do mnie, jeśli załoga publicystycznego "tanku" w Rzepie się zmieni, przestanę kupować zarówno gazetę jak i tygodnik. I tyle.

Tak jak nie kupuję Wyborczej, idiotycznego Newsweeka czy upadłego na mordę „Wprościaka”

Gazeta to dla mnie ludzie, nie szyld. Taki jestem staromodny.

Podobnie jak strona internetowa czy partia polityczna. Nie wymagajcie tylko ode mnie, że będę się oburzał czy bronił obecnej załogi. Jak Kuba Bogu, prawda, tak i Bóg Kubie! Tyle mnie "miśki" obchodzą, co ja ich.

Tak, kochani, czytelnik jest Bogiem gazety! W normalnym Kraju.

Za czytelnikiem idzie reklamodawca!

Coś trzeba wybrać będąc właścicielem takiego tytułu jak „Rzepa” . Rynek mediów zgłupiał do tego stopnia, że ten drugi zda się ważniejszym „segmentem wpływów” I bardziej stabilnym, ponieważ zobowiązanym/zobowiązującym.

I to do „Rzepy” pasuje, ponieważ jest subskrybowana przez urzędy, spółki skarbu wszystkich państw a także naszego skarbu państwa i temu podobną swołocz.

Dziwnym by było, gdyby ludzie subskrybujący nie za własna kasę, „Rzepę” lubowali się w czytaniu felietonów/artykułów z których jasno wynika, że są sukinsynami, mierzwą i świństwem tego świata.

Do kawy. W biurze, jak pisał starodawny poeta, piękniejszym niż oko szatana. Gdybym był kimś takim, nigdy, przenigdy nie chciałbym się narażać na coś, co u mnie na wsi, nazywamy „dysonansem poznawczym”

Rzepa powinna być, niczym lusterko z baśni, które zawsze powie właściwemu czytelnikowi, że jest najpiękniejszym w świecie czytelnikiem, a jego popularne racje są racjami słusznymi. I niech sobie będzie. Tego obronić się nie da!

Władza ma zawsze rację i Hajdarowicz dobrze to rozumie.

Panowie dziennikarze! Trochę odwagi/ ryzyka. A nuż się uda nowy projekt?


wtorek, 18 października 2011

Podróż w czasie 1 - "Głos Anglii"

Byłem dzisiaj w jednej takiej firmie po złom aluminiowy, ale że mam oczy na wesołych szypułkach, zajarzałem przy okazji do magazyny makulatury. Wystarczyła mi dosłownie sekunda by wypatrzyć pomiędzy stertami folii, reklam, które znacie z pocztowych skrzynek i kolorowych – wczorajszych a już mało aktualnych magazynów – coś szarego i brudnego.

Jako znany cham i brudas, zaraz za to coś pociągnąłem i wyciągnąłem plik gazet. Plik gazet z lat 1949 – 63. Rozmaitości. Zestaw zupełnie przypadkowy o wadze 1kg.

Nieco zdołował mnie właściciel tej góry śmieci, ponieważ cwaniaczek wyciągnął wczoraj z tej samej sterty kilkadziesiąt numerów „Przekroju” z lat czterdziestych. Cóż, dla mnie została „Trybuna Ludu” „Wolność” „Płomyk” „Płomyczek” „Polityka” „Przyjaciółka” oraz….
Wiem, w sieci bywają reprinty. Można tez wybrać się do Biblioteki Narodowej itd…

Nie wyobrażacie sobie jednak, jakie to jest uczucie dziwaczne, gdy bierze się w łapy taką starodawna szmatę jak Trybuna Ludu, która ma akurat 60 lat!

Dziwnie jest obracać w palcach numer „Wolności” wydany w niedzielę 29.04.1951 gdzie na pierwszej stronie świeci w oczy wiersz Maksyma Rylskiego, przodka po herbie „Ostoja” naszego zdolnego pisarza Eustachego, zatytułowany:

„Stalin jest życiem i pokojem”

Dzisiaj nie będę Was dręczył komuną, choć w Przyjaciółce z 1949 znalazłem iście palikociarski tekst na temat rozdziału kościoła od państwa. Boże, jak wówczas kościół dręczył nasz demokratyczny rząd!

Dzisiaj napisze o czasopiśmie „Głos Anglii” Stałem się posiadaczem numeru z dnia 5.03.1949 roku.

Wydawca: Brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych - Adres redakcji: Kraków, Garncarska 14/2 – Cena 15zł – Rok4 - Nr10 (123)

Na 1 stronie widzimy poza informacjami politycznymi ( „Labour Party wygrywa w wyborach uzupełniających” czy „ Konferencja w Nairobi” - Tekst o wesołej przyszłości niepodległej Afryki ) mamy artykuł pt.

„TELEWIZJA ZYSKUJE POPULARNOŚĆ”

Tak, akurat zadziałało wówczas w Anglii 100 000 aparatów telewizyjnych! Ekran miał wymiary 17 na 15 cm i jednocześnie mogło z niego korzystać 12 osób!

Dalej możemy przeczytać „Przegląd Prasy Brytyjskiej” Dowiedzieć się o ile wzrosły zarobki w Anglii od 1938 roku. Obejrzeć na fotografii najnowszy samochód wyścigowy „Merwyn” Jest tekst L.L. Whyte’a o Teorii Względności. Artykuł na całą szpaltę o witaminie C.

Na rozkładówce kapitalny fotoreportaż o ludziach floty rybackiej. Dalej równie ciekawie. Na przedostatniej stronie dwie solidne lekcje angielskiego, a na ostatniej - Oczywiście piłka nożna!

Na fotografiach: Trzecioligowy Hull City wybiega na boisko przed wygranym meczem z pierwszoligowym Stoke (2-0) oraz scenka, również z pucharowego meczu, w którym Manchester United rozgromił Yeovil (8-0) Opisujący mecz dziennikarz narzeka, że boisko MU przypominało po dwudniowej ulewie, nie boisko, a bagno.

W tabeli prowadził wówczas Portsmouth przed Newcastle i Arenalem ( bez Szczęsnego) Liverpool był 12, a w lidze grały 22 zespoły.

Wprowadzono wówczas w Anglii trzy nowe zasady piłkarskie, które obowiązują do dzisiaj. Pisze o tym Charles Buchan ( Były gracz Arsenalu, Sunderlandu i reprezentacji Anglii).

-Gdy bramkarz wykopuje piłkę z 5 metrów pozostali gracze musza opuścić pole karne.

-Nie wolno atakować „ciałem” przeciwnika gdy piłka jest poza zasięgiem graczy.

-Nie wolno próbować wykopywać piłki z rąk wznawiającego grę bramkarza.

XXX

Jest jeszcze zdjęcie przedstawiające grupę dziewczyn walczących o piłkę w meczu koszykówki.

Podpis jest taki:

Koszykówka na dachu. Urzędniczki Poczt i Telegrafów w czasie przerwy obiadowej rozgrywają mecze koszykówki na dachu budynku swej instytucji, która znajduje się w samym centrum Londynu. 62 lata temu. Pomyślmy o nich.

Biedne dziewczęta!

niedziela, 16 października 2011

Lewactwo na łańcuch!

Obejrzałem przed chwilą taki film w necie. Na twitterze jakiś dobrodziej podesłał:

http://multimedia.lastampa.it/multimedia/in-italia/lstp/88132/

Już „Rzepa” o tym pisze:

http://www.rp.pl/artykul/33,733725.html?utm_medium=referral&utm_source=pulsenews

Napisze krótko. Lewactwo na łańcuch!

Tak jak pierwszy jestem do obrony psów łańcuchowych i brzydzę się przemocą wobec zwierząt, a już szczególnie do szału doprowadza mnie prześladowanie psów, które sprawdzają się zawsze jako nasi przyjaciele.

Cóż. Lewactwo na swoje nieszczęście, to nie psy czy koty. Na łańcuch z nimi, łobuzami!

Nie interesuje mnie taktyka czy konieczności wizerunkowe partii łże prawicowych.

W ogóle bieżąca polityka jakoś przestała mnie interesować. Pierwsza rzecz to zepchnąć lewactwo na dno i tam, na dnie, uwiązać to coś na łańcuchu.

Niech zdycha!

Daleko leży słodka Italia?

U siebie mamy dosyć bydlaków i dziwi mnie brak reakcji, albo jakieś „pindu pindu” na pomysły Palikotowszczaka. Marsz gównianych ateistów w Krakowie, zatrzymało kilkudziesięciu Chrześcijan śpiewem i modlitwą.

Ten przemarsz idiotów, podczas którego niesiono kartę z „Wielkim Cthulhu” jako skrzywioną ośmiornicą, nazywany był w mediach „marszem ateistów i agnostyków”

Bez żartów! Agnostykiem to ja jestem/byłem, a tamtejsi to zwykłe lewackie bydło!

Zanim w Polsce lewackie bydło wywlecze z kościołów figury Matki Boskiej czy Chrystusa i zacznie roznosić je „na kopach” mamy jeszcze chwilkę na reakcję.

Na łańcuch ze s.......nami! Na łańcuch!

piątek, 14 października 2011

Po wyborach. Bez złudzeń!

My, czyli tutejsi, bez względu na opcję polityczną, którą wspieramy słowem i czynem wyborczym. Sto tysięcy komentarzy politycznych, ale wszyscy omijamy sedno sprawy.

Otóż ponad 80-90% Polaków jest szczerymi politycznymi głupkami!

W życiu codziennym, nie. W życiu codziennym jesteśmy jednym z bystrzejszych narodów, ale gdy w grę wchodzą sprawy publiczne czy polityczne - Niestety zostajemy daleko w tyle za przysłowiowymi “Murzynami”

Nasz polityczny wybór jest wyborem głupków! Bierze się to stąd, że scena polityczna jest w 100% wykreowana przez media i szczebioczących w nich durniów. Kwestie gospodarcze, dotyczące giełdy, walut są dla przytłaczającej większości czarną magią.
Spory ideologiczne poznawane są albo ze strzępów telewizyjnych dzienników albo w skróconej wersji, jaką publiczność poznaje z bełkotliwego ględzenia, udającego żart, w popularnych stacjach radiowych czy telewizyjnych.

Przeciętny Polak potrafi wypełnić kupon totolotka, ale karty wyborczej nie. Ludzie tutejsi zupełnie nie przekładają sukcesów i strapień codziennego życia na wyższy polityczny poziom.

Na przykładzie zwycięskiej PO, która rządzi przez 4 lata a jedną z rządowych podpór jest / była Minister Edukacji, pani Hall, owszem wygrywa w okręgu 25 - Gdańsk, z tym, że ta miła dama nie zbiera nawet 10 000 głosów, a na przykład osławiona Pomaska ma ich 16117.
O co tu chodzi?

Oto zwycięża Partia Rządząca, podczas gdy jej Minister przegrywa z “ciamcią” której klasa opiera się na śmiganiu na desce z żaglem oraz głupkowatych wpisach na twitterze.
Znaczy się, że rząd do rzyci, ale działacze PO to już inna liga?

Ciekaw jestem wyników, gdyby tak zapytać publikę, kto rządził przez ostatnie 4 lata, dając podpowiedzi:
1) Tusk
2) Kaczyńscy
3) PO
4) PiS

Ha, oto Vincent - Rostowski w ludnym okręgu Warszawa1 zdobył 10 743 głosy i przegrywa ilościowo nie tylko z Halickim czy Kidawą Błońską(!), ale także na przykład z panem Dzięciołem, który w Toruniu zebrał ponad 13000 głosów. To ten gość ze starodawnego Big Brothera.

Jak to jest, że osiągnięcia rządowe und międzynarodowe przegrywają z byle kim w ramach głosowania na kandydatów z partii rządzącej?

Ludność po prostu jest głupia!

Z innej strony patrząc, jaka ma być, skoro przez ponad dwadzieścia lat nikt jej nie pomógł w zdobyciu jakiejkolwiek wiedzy?
Nauczono się za to doskonale epatować “publikę” strzępami wiadomości, hasłami oraz post politycznym wrzaskiem.

Nie mam złudzeń. Podałem przykłady z partii rządzącej, ale tak jest wszędzie. W PiS jest, licząc Ojro- Parlamentarzystę - Ziobrów trzech. To można mnożyć, podawać liczne przykłady, potwierdzające, że ludzie są bardzo głupi. A skąd mają być mądrzy, że spytam?

Z powodu przeczytania 1,07% książki na statystyczną głowę?
Z czytania gazet lub czasopism, z założenia przeznaczonych dla idiotów?
Z Internetu o profilu politycznym do którego trafia może 1% Polaków?
Z “tygodników opinii” których łączny nakład nieznacznie przekracza statystykę “błędu czytelniczego” ?

My tutaj sobie siedzimy jak jacyś “lordowie” Dyskutujemy o Polsce, przerzucamy się argumentami oraz przekleństwami. Wydajemy z siebie zrównoważone sądy i kibolskie okrzyki, ale zapominamy, ze naszą publiczność można policzyć procentowo, na palcach jednej ręki.

Chciałoby się napisać, że reszta jest milczeniem!
Nawet to nie! Reszta jest krzykliwym, bezwstydnym idiotyzmem, które było skutecznie hodowane latami.

Ostatni wyczyn? Proszę bardzo, napompowanie Palikotowszczaka!
Teraz będzie duże zmartwienie, ponieważ “vox idiotis” nie bardzo rozróżnia go od PO.

Głupcy! Cholerni głupcy1


wtorek, 11 października 2011

Czas na ludwika Dorna!


Może faktycznie JarKacz potrzebuje odpoczynku? Zejść z linii ostrzału, przeformować szyki, przemyśleć strategię. Wszak Sulejówek może być wszędzie. Bywa wszędzie.
Sądzę, że Ludwik Dorn mógłby z powodzeniem zastąpić Jarosława Kaczyńskiego. Ma zarówno doświadczenie parlamentarne jak i te nabyte w służbie publicznej. Nikt przytomny nie odmówi my charyzmy czy błyskotliwej inteligencji. 
Najważniejsze jest to, że gdyby pan Dorn przejął odpowiedzialność za PiS, nie straszyliby nas chłopaczki w rodzaju Ziobry, ni safanduły w stylu Lipińskiego, że o Hofmanie czy innym Kurskim nie wspomnę.
W dawnych czasach na pana Dorna mówiono: " trzeci bliźniak " Moim zdaniem to idealny kandydat.
Chyba dla wszystkich jest jasne, że PiS dostało po tyłku, a jeśli nadszedł czas by sie skutecznie wyprostować, przykro, ale zmiany są konieczne!
Konieczne jest też powołanie Rady Programowej, ponieważ na ględzeniu i wznoszeniu okrzyków PiS daleko nie zajedzie. Do Sejmu weszli między innymi Wipler i Szałamacha....
Czas na zmiany!

Moja Komisja Obwodowa 2005- 2011/ 1 część


Aby przeprowadzić analizę wyników wyborów parlamentarnych, zszedłem dosłownie na ziemię, ziemię udeptaną przez moje własne, prywatne nogi. Jako dane posłużą wyniki z mojej, czyli z tej, w której głosuję, Obwodowej Komisji Wyborczej w Golinie.
Sądzę, że to wystarczy.
 
Nie traciłbym czasu na analizy i grzebanie w procentach, gdyby nie pojawiające się w blogosferze teksty, w których poddaje się w wątpliwość umiejętności oraz uczciwość Komisji Wyborczych na podstawie danych o “głosach nieważnych”
 
Wybrałem “moją komisję” Raz, że znam większość ludzi tam zasiadających, dwa, że ręczę za ich uczciwość, nie wspominając już o tym, że w poprzednich wyborach zasiadała w niej znana ogólnie “Alga”
 
W pierwszym odcinku będzie o frekwencji oraz głosach nieważnych, a także o wynikach meczu PO vs PiS. W drugim zaprezentuję wyniki poszczególnych komitetów w trzech ostatnich wyborach oraz wnioski o przepływie elektoratu.
 
1. Frekwencja.
 
2005 - 38,24% - 644 ważnych głosów
2007 - 50,42% - 838 ważnych głosów
2011 - 43,24% - 729 ważnych głosów
 
Od razu widać, że dzień 30.06 niespecjalnie promuje frekwencję. Z drugiej strony, uwaga w postaci danych, dla PiS-owskich miłośników niskiej frekwencji, która rzekomo daje tej Partii jakiś szczególny handicap.
 
Oto wyniki PO vs PiS w “Mojej Obwodowej”
 
2005 - PiS - 176 głosów / 27,33 %
           PO  - 127 głosów / 19,72 %
 
2007 - PiS - 259 głosów / 30,91 %
         - PO - 250  głosów / 29,83 %
 
2011 - PiS - 212 głosów / 31,45 %
         - PO - 188 głosów / 27,89 %
 
Biorąc pod uwagę ekstremalnie niską frekwencję w 2005 roku, można zaryzykować tezę, że elektorat dwóch partii postsolidarnościowych wygląda na stabilny. Zbijając wyniki z trzech głosowań otrzymujemy: 
Oddano 2211 ważnych głosów.
 
PiS - 647 głosów / 29,26%
PO - 565 głosów / 25,55%
 
Przyjmijmy te wyniki za dość stabilne. W "mojej" Komisji PiS ma minimalną przewagę nad PO. Niby nic dziwnego, że w mieście pięciotysięcznym zdarzają się takie wyniki 
( nawet w sercu Wielkopolski ) Rzecz w wynikach innych partii, ale ze względu na “popularną” objętość notki blogerskiej, o tym jutro.
 
Teraz czas na najbardziej kontrowersyjną statystykę. Jeszcze raz podkreślam, że mam pełne zaufanie do Komisji Wyborczej, której dane publikuję. 
 
W 2005 roku oddano 100%     ważnych głosów.
W 2007 roku oddano  97,59%  ważnych głosów.
W 2011 roku oddano  92,46%  ważnych głosów
 
W czym rzecz?
Raz, że zaczęły głosować roczniki, które za nic mają autorytety, także kodeksu wyborczego, a dwa, że dzięki staraniom medialnych “szczujni” ludzie politykę traktują jak zabawę. 
 
Trzy, że zamiast agitować do glosowania, należy ludziom pokazać, jak to się robi?
Karty pomazane mazakiem, zarysowane całe kratki, wielokrotne ,różno-partyjne" głosowania na jednej karcie. Zamalowywanie kratek, albo nawet, zamiast “X” skreślenie wybranego kandydata.
 
Taka jest ta nasza demokracja i na razie innego systemu nie zaznamy. 
 
 
 
 

Polak Potrafi!?




Od dwóch dni zadaję sobie pytanie, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi...

Nie razi mnie wygrana Platformy, no cóż, teraz będę mogła mówić, wszystko przez Tuska, gdy Polska będzie pogrążać się w coraz większym maraźmie...to mam zapewnione. Bo wiem jak będzie.

Euforia wyborców Tuskowych też mnie nie razi...niech się cieszą, tyle ich, że wciąż krążą jak ćmy wokół żarówki, która im w końcu opali skrzydełka.

Czy czuję się przegrana?

Nie, czuję się tylko rozczarowana, że Polska jest tak bardzo podzielona.

W wieczorze wyborczym na S24 pan Jan Pietrzak powiedzał jak dla mnie wiekopomne słowa, że Polacy nie starają się przekładać własnych wyborów, wyborów jakich codziennie dokonują dla swojego i swojej rodziny dobra, na wybory polityczne, korzystne dla Ojczyzny.

Tyle

poniedziałek, 10 października 2011

Po wyborach


Po wyborach, czyli po prawdzie, przed wyborami, ponieważ jak znam życie, od jutra rozpoczyna się nowa nieustająca kampania wyborcza, w której będziemy tańczyć swoje rytualne tańce w blogosferze.
Albowiem wybory po ogłoszeniu wyników są stare, ogólnie niemodne i w ogóle do chrzanu!

Przede wszystkim wypada pogratulować zwycięskiej Platformie, jej wyborcom i tutejszym, wspierającym ją internetowym krzykaczom. Wygraliście jak najbardziej zasłużenie zdobywając bezapelacyjnie największe poparcie. Okazaliście się silniejsi, bardziej gotowi oraz zwarci niż przypuszczałem. Dziwi a nawet martwi mnie tryumfalizm niektórych tu obecnych ancymonów. Cóż, życzę powodzenia w trudnych czasach jakie nadchodzą, ponieważ, co może się niektórym wydawać dziwne, wszyscy jedziemy na tym samym wozie.

Prawo i Sprawiedliwość przegrało i tego prostego faktu nie sposób zamazać. Można, narażając się na oczywistą śmieszność, uznać się za moralnych zwycięzców ale to trochę żałosne. Tyle, że w zasadzie zachowało swój stan posiadania, jeśli chodzi o mandaty, ale dla opozycji to jest porażka. Pojawia się pytanie, czy Jarosław Kaczyński powinien zrezygnować z przywództwa? Nie wiem.
Dziwaczność, opartych na klientyzmie naszych partii politycznych powoduje, że za plecami przewodniczących i prezesów jest pustka. Normalnie, wiatr wieje! I nie dotyczy to tylko PiS.
Nie przypadkiem wybory parlamentarne postrzegane są jako starcie Donka z JarKaczem.
Nie mam zamiaru doradzać, bo ani mnie nikt nie posłucha i jedynie narażę się na ataki, jako zdrajca oraz straszydło, jak to wielokrotnie miało miejsce. Zatrudniacie specjalistów, których być może stać na twórczą analizę wyników wyborów.
Od siebie dodam tylko, że należy zacząć od… Nie, to jest jednak temat na inne opowiadanie.

PSL również utrzymało swój stan posiadania i w dalszym ciągu będzie miała wpływ na rządy w Polsce. Pomimo tego sukcesu, regres tej partii jest zadziwiający. Oto partia odwołująca się do wiejskiego elektoratu przegrywa na wsi z PiS, PO a miejscami nawet z SLD czy Palikociarzami. Niesamowite!

Nie ukrywam, że cieszę się z klęski SLD. Wreszcie postkomuna dostała radykalnie po tyłku. Ich czas dobiega końca, a teraz gdy pewnie “starzy mistrzowie” wylezą na pierwszy plan, może być już całkiem po nich.
PJN jak było do przewidzenia poległa sromotnie. Jak mogło być inaczej, skoro działanie, oczekiwane przez wielu jako tak zwana “nowa jakość” rozpoczyna się od plucia na formację z której się wyszło? Zmiana lidera przyszła za późno i cały projekt mam za spalony. Trudno.

Został Palikot i jego gromadka. Pusty śmiech mnie ogarnia gdy czytam, że to nowoczesna wielkomiejska lewica. Informuję, że w moim golińskim okręgu wyborczym ta banda oszołomów zyskała większe poparcie niż w Warszawie. Zrównuje to wymiękłych młodzieńców w średni wieku z KP z drobnym pijaczkiem wykrzykującym na naszym bazarku, że tylko Palikot, bo d…..li czarnym.
Antyklerykalizm i pospolita głupota ładnie i równo rozpełzła się po kraju, a pan Janusz bardzo zgrabnie dał się jej wypowiedzieć w poważny, namaszczony przez demokrację sposób.

Na koniec zostawiłem innego Janusza. Tego, który został ograbiony z udziału w ogólnopolskich wyborach. I nie ma z czego szydzić. Jego wynik, przekraczający 1% uzyskany nawet nie w połowie okręgów to chyba największy sukces JKM od czasu wprowadzenia progu wyborczego. U mnie jego komitet uzyskał 2,95% choć głosujący doskonale wiedzieli, że po decyzji PKW nie ma żadnych szans. Kandydat na senatora w całym okręgu zebrał ponad 6,5%. Zresztą sam głosowałem na pana Zbierskiego, ponieważ PiS wystawił już taką kandydaturę, że flaczki się w mym brzuszku zagotowały.

Podsumowując. Wszystko zostało po staremu. Klasa polityczna okopana w swych szańcach i szańczykach. My, blogerczyki za darmochę mamy robić za harcowników pod ostrzałem medialnej artylerii.
Ot, nowoczesna bitwa pod Mątwami. Huku, krzyku i szczęku oręża w bród, ale bród zamiast ciałami poległych zasłany płachtami plakatów wyborczych. Zrobiło się chłodno i wszyscy rozeszli się do domów.
Jedni do pałaców, inni do lepianek.
Jedni popijając wino musujące, drudzy klnąc pod nosami.
Trzeci wystawiając faktury za udział w bitwie.







piątek, 7 października 2011

Zazdroszczę zwolennikom PO!

Sondaże skazują rządzącą partię, partię którą popieracie na sukces. Już zły PiS został w tyle. Skończyło się lato i nadeszły chłody. Z dzieciństwa pamiętam taki bezsensowny wierszyk, wyliczankę:

“Lato! Lato! Już po lecie
Już Szurkowski jest na mecie
A że jeszcze dodał gazu
To się znalazł na cmentarzu
Na cmentarzu kwiki, ryki
Grają w piłkę nieboszczyki
…”

Chodzi o to, by nie przedobrzyć! Zbyt wysokie zwycięstwo może stać się przecież pożywką dla szkodliwego tryumfalizmu. Meta to meta i nie ma co przyspieszać, ponieważ efekty mogą być różne. Kwadratowe i podłużne.
Przecież chyba ufacie prognozom własnych mediów? O waszym zwycięstwie już dzisiaj można poczytać tu i ówdzie.

W niedzielę, jeśli będzie brzydka pogoda można sobie odpocząć od tego całego zamieszania. Poleżeć przed telewizorem z ulubioną gazetą lub czasopismem w ręku. Zaparzyć kawusię z górnej półki kredensu. Tak, tę specjalnego sortu, której szkoda dla gości.

Jakiś drink po 13 też nie zaszkodzi. Miło, ciepło, przyjemnie.

Nie trzeba się narażać na nieprzyjemne powiewy i drażniący deszczyk. Odpalać samochodu, szukać miejsca do zaparkowania.
Nie trzeba obcym osobom pokazywać swojego dowodu osobistego.
Szukać wśród kręcących się w lokalu komisji twarzy wrażego pisowczyka, który dostał się tam pod pozorem bycia mężem jakiegoś zaufania.
W tej chwili uświadomiłem sobie, że z braku stosownych przepisów prawa, w samej komisji też może zasiadać wylosowany pisowczyk. Jak tu się wylegitymować przed tak podejżaną osobą?

Naprawdę przyjemniej obejrzeć to wszystko w telewizji, a jak ktoś nie lubi, jest przecież internet!
O, zamiast szwędać się po mieście lepiej szukać w nim pisowczyków łamiących ciszę wyborczą.

Ech, gdybym był zwolennikiem PO, całą niedzielę bym przefrymarczył w łóżku, popadając co chwilę w bliski nirwany błogostan. A zmęczony leżeniem zawczasu bym pisał tekst o zwycięstwie by zaraz po zakończeniu ciszy wyborczej, jako pierwszy powiesić swą notkę na Salonie24 i gdzie się tylko da. Zaczepiałbym żonę i drażniłbym psa.
Ach, gdybym był zwolennikiem PO, wiedziałbym jak spędzić najbliższą niedzielę!

Niestety nie jestem, w związku z czym muszę wstać i iść. Wiatr będzie szarpał mnie za czuprynę, drobna dokuczliwa mżawka siekła me nagie policzki, podczas gdy wy pod pierzynami, w piernatach będziecie mogli złośliwie uśmiechać się pod moim adresem.

Oto, prawda, idzie głosować marny pisiak!

Jak ja wam zazdroszczę tej niedzieli! Pokasłując, podnosząc kołnierz kurtki, pokazując dowód, być może jednemu z Waszych delegatów, będę odczuwał dyskomfort, którego Wy nie zaznacie.
Naprawdę wolałbym leżeć, oddychając mądrością Polityki czy Wyborczej, sycąc oczy i uszy przekazem bezstronnego tefałenu. Pod pierzyną, z kawą i drinkiem. Dżezik i drzemka. Pełne zaufanie. Cisza.

Cóż, nie dam rady. Jestem zbyt prymitywny, źle uformowany. Jaki mam być, skoro w dzieciństwie nauczyłem się takich wyliczanek?

“… Wtem nieboszczyk wziął gumowca
i przetrącił hitlerowca
hitlerowiec wpadł do dziury
i wypłoszył wszystkie szczury”

No właśnie!

Zazdroszczę zwolennikom PO!

Sondaże skazują rządzącą partię, partię którą popieracie na sukces. Już zły PiS został w tyle. Skończyło się lato i nadeszły chłody. Z dzieciństwa pamiętam taki bezsensowny wierszyk, wyliczankę:

“Lato! Lato! Już po lecie
Już Szurkowski jest na mecie
A że jeszcze dodał gazu
To się znalazł na cmentarzu
Na cmentarzu kwiki, ryki
Grają w piłkę nieboszczyki
…”

Chodzi o to, by nie przedobrzyć! Zbyt wysokie zwycięstwo może stać się przecież pożywką dla szkodliwego tryumfalizmu. Meta to meta i nie ma co przyspieszać, ponieważ efekty mogą być różne. Kwadratowe i podłużne.
Przecież chyba ufacie prognozom własnych mediów? O waszym zwycięstwie już dzisiaj można poczytać tu i ówdzie.

W niedzielę, jeśli będzie brzydka pogoda można sobie odpocząć od tego całego zamieszania. Poleżeć przed telewizorem z ulubioną gazetą lub czasopismem w ręku. Zaparzyć kawusię z górnej półki kredensu. Tak, tę specjalnego sortu, której szkoda dla gości.

Jakiś drink po 13 też nie zaszkodzi. Miło, ciepło, przyjemnie.

Nie trzeba się narażać na nieprzyjemne powiewy i drażniący deszczyk. Odpalać samochodu, szukać miejsca do zaparkowania.
Nie trzeba obcym osobom pokazywać swojego dowodu osobistego.
Szukać wśród kręcących się w lokalu komisji twarzy wrażego pisowczyka, który dostał się tam pod pozorem bycia mężem jakiegoś zaufania.
W tej chwili uświadomiłem sobie, że z braku stosownych przepisów prawa, w samej komisji też może zasiadać wylosowany pisowczyk. Jak tu się wylegitymować przed tak podejżaną osobą?

Naprawdę przyjemniej obejrzeć to wszystko w telewizji, a jak ktoś nie lubi, jest przecież internet!
O, zamiast szwędać się po mieście lepiej szukać w nim pisowczyków łamiących ciszę wyborczą.

Ech, gdybym był zwolennikiem PO, całą niedzielę bym przefrymarczył w łóżku, popadając co chwilę w bliski nirwany błogostan. A zmęczony leżeniem zawczasu bym pisał tekst o zwycięstwie by zaraz po zakończeniu ciszy wyborczej, jako pierwszy powiesić swą notkę na Salonie24 i gdzie się tylko da. Zaczepiałbym żonę i drażniłbym psa.
Ach, gdybym był zwolennikiem PO, wiedziałbym jak spędzić najbliższą niedzielę!

Niestety nie jestem, w związku z czym muszę wstać i iść. Wiatr będzie szarpał mnie za czuprynę, drobna dokuczliwa mżawka siekła me nagie policzki, podczas gdy wy pod pierzynami, w piernatach będziecie mogli złośliwie uśmiechać się pod moim adresem.

Oto, prawda, idzie głosować marny pisiak!

Jak ja wam zazdroszczę tej niedzieli! Pokasłując, podnosząc kołnierz kurtki, pokazując dowód, być może jednemu z Waszych delegatów, będę odczuwał dyskomfort, którego Wy nie zaznacie.
Naprawdę wolałbym leżeć, oddychając mądrością Polityki czy Wyborczej, sycąc oczy i uszy przekazem bezstronnego tefałenu. Pod pierzyną, z kawą i drinkiem. Dżezik i drzemka. Pełne zaufanie. Cisza.

Cóż, nie dam rady. Jestem zbyt prymitywny, źle uformowany. Jaki mam być, skoro w dzieciństwie nauczyłem się takich wyliczanek?

“… Wtem nieboszczyk wziął gumowca
i przetrącił hitlerowca
hitlerowiec wpadł do dziury
i wypłoszył wszystkie szczury”

No właśnie!

środa, 5 października 2011

Wyrus i "masuny"

Odwiedził mnie kumpel. Usiadł i podziwia złom, że niby się błyszczy. Owszem, złom niczego sobie, ale żeby zaraz gębę otwierać?
Zapaliliśmy i tak sobie niemrawo gadamy. W końcu on wyciąga z torby dwa piwa. Mam otwieracz, ale brak mi do picia piwa zapału, ponieważ mam zamiar napisać tekst.

- Pokaż, co tam stukasz na boku?

Pokazałem.

- Ej, stary, dlaczego napisałeś, że niemrawo gadamy?

- Tak jakoś, bo mrawo to nie gadamy. Muszę napisać paszkwil na tego całego wyrusa. Zobacz jak mnie obsmarował!

Czyta, popija piwo. Paluchem dotyka ekranu. Czyta.

- No i jak?

- Dobrze napisane. A o kim to jest?

- O mnie!

- To ty piszesz?

- A nie widać?

- Pokaż!

- Ej, stary, dlaczego napisałeś, że dotykam paluchem ekranu? Wyjdę na jakiegoś idiotę. Raz dotknąłem a palce mam czyste. Dotknąłem ponieważ odganiałem muchę.

I zrób takiemu dziecko! Inteligentny gość a zupełnie nie rozumie zapętlenia w jakim się znaleźliśmy siedząc i niemrawo gadając. Dałem mu do przeczytania dwa swoje teksty. Przeczytał i nawet wyraził swoje zdanie, że niby “Matejko to ja nie jestem” To prawda. Zasępiłem się, ale nie zdążyłem dać swemu zasępieniu wyrazu, ponieważ nadszedł Tomek. Nie żaden agent, tylko zwykły Tomek, który boi się masonów.
Nie tych w fartuszkach, którzy zarabiają na życie kielnią i pionem, ale zupełnie innych, strasznych, straszących po zmroku.

Bez względu na to jak to dziwnie brzmi, zjawa to dla niego “mason” albo nawet “masun” Jakiś czas temu ze zdumieniem słuchałem jego opowieści o jakimś masonie, który hałasuje u niego na strychu. W końcu dopytałem, czy chodzi o ducha?

- O ducha, o masona!

Teraz oni rozmawiają a ja piszę. Mam chwilę spokoju. Szkoda tylko, że rozmawiają o polityce a konkretnie o cenach ziemniaków. Tomek kupił pięć worków i narzeka nie tylko na cenę ale i na żarłoczność swoich bliskich.

- Wszystko zeżrą! Wszystko zeżrą! - Powtarza

Nie zapytałem Tomka co sądzi o pamflecie wyrusa, ale spytałem by uspokoić swe ego, mając w pamięci wnioski do jakich doszedł Robred;

- Tomek, czy ja jestem bydlakiem?

- Nie wiem!

To jest dopiero odpowiedź godna mężczyzny. Odpowiedź szczera i niezależna. Gdyby tak potrafili wielcy tego świata!
Najmniejszy z małych potrafi, a oni nie. Dlaczego?

35 lat temu na pobliskiej stacji kolejowej wpadła pod pociąg dziewczyna. Poza ogólną masakrą ucięło jej głowę. I pociąg gdzieś tę głowę zawlókł, tak, że dopiero nazajutrz została ta głowa odnaleziona. Tomek zaręcza, że mglistymi wieczorami masonka chodzi wzdłuż torów, szukając swojej głowy niczym Donald Tusk poparcia. I do tego upiornie zawodzi. Czym zawodzi z braku głowy, Tomek nie tłumaczy. Wiadomo, że “masun” ma swoje sposoby.

Dlaczego mam nie wierzyć człowiekowi tak szczeremu? Chodzi i zawodzi? OK!

Kończę. Oni z ziemniaków przeszli w rozmowie na ceny węgla. Jak dojdą do stali gotowi proklamować nową wspólnotę europejską.

Skorzystałem, ponieważ wreszcie zrozumiałem, dlaczego tak kiepsko piszę. Brak talentu, głębi, refleksji, autorefleksji, realnej oceny rzeczywistości to jeszcze nie problem. Wystarczy przejrzeć dzieła popularnych polskich pisarzy ostatnich lat.

Moim problemem jest to, że zawsze piszę prawdę, a na tym nikt jeszcze daleko nie zajechał.
Ach ten wyrus!
Koszulę mam na grzbiecie, portki na tyłku, a czuję się zupełnie nagi, obnażony w swej pysze, w swych marnych uroszczeniach. Niczym jakiś masun!

A ja mam dziś 26 rocznicę ślubu!




Z Jackiem! Przeżyliśmy komunę," 2 razy Tak" Jaruzelskiego, (oczywiście nie przyłożyliśmy do tego ręki) okrągły stół i Magdalenkę. Pierwsze wybory tzw. kontraktowe....ech....

wtorek, 4 października 2011

Tasiemiec uzbrojony, czyli, he he... debata Lisa z Kaczyńskim

Czytam i czytam na s24, że Kaczyński wygrał z Lisem, lub odwrotnie, że to Lis(hi hi) wygrał z Kaczyńskim. Nie mogę wyjść z podziwu, że dziennikarzynę porównuję się z jednym z najlepszych polityków w Polsce.

No cóż, takie mamy standardy!

Przewidują niektórzy, że to koniec Lisa jako gwiazdy dziennikarstwa. Litościwi nawet mu lekko współczują.

Nie ma co się o niego martwić, Lis jest jak tasiemiec i to uzbrojony. Pasożytów ciężko się pozbyć, zwłaszcza takich. On już zbyt mocno się obudował i wpiął, żeby można go było łatwo usunąć.

Mam pewną satysfakcję, bo Premier Kaczyński (wciąż mu się należy ten tytuł), czego Lis też nie uszanował, nie dał się sprowokować i za to mu chwała.

To tyle, nie mam zamiaru wyrokować o wygranych i przegranych, o tym zdecydują wyborcy. Wiem jedno, ze jeżeli ktoś, kto oglądał wczorajszy program Lisa może sam we własnym sumieniu zastanowić się jakie są standardy medialne w naszym (a jakże) demokratycznym kraju.

Standardy demokratyczne

Poruszył mnie wczoraj Tomasz Lis mówiąc o standardach demokratycznych, do których należy debata przedwyborcza z udziałem liderów dwóch największych partii politycznych. Zgadzam się, że taka debata powinna się odbyć, ale…

Standardy demokratyczne.
Mili moi, żyjemy w kraju w którym w czołówce dziennikarskiej nie ma ani jednej osoby, którą mogłyby zaakceptować obydwie strony sporu politycznego, a jak tu przeprowadzać debatę bez prowadzącego?
I bez telewizji - oczywiście, ponieważ to samo dotyczy stacji telewizyjnych.

Jesteśmy społeczeństwem od lat pozbawionym bezstronnych mediów.
W zamian mamy Wielką Armadę lewicowo/liberalnych koncernów medialnych, które już nawet nie udają bezstronności. Pycha doprowadziła ich do sytuacji, jaką pamiętam z czasów dawno minionej komuny. Ich przekaz stał się pokraczny, analizy polityczne prowadzone po linii partyjnej są pozbawione jakiejkolwiek wartości a publicystyka mdli serwilizmem i pospolitą głupotą.

Pycha i niewiarygodne wprost rozwielmożnienie powoduje, że brną dalej, za nic mając przyzwoitość, żądają by grać wedle ich zasad.
A jakie to są zasady?
Po pierwsze - brak zasad!

Standardy demokratyczne.
Mam wrażenie, że należą do nich, poza debatami, także wszelkiego rodzaju sondaże przedwyborcze. W Polsce dawno temu straciły jakąkolwiek wartość. I nawet nie chodzi tutaj o błędne szacunki, ale o utratę jakiegokolwiek szacunku dla publikujących je mediów.

Obecnie podlegają dylematowi.
Jak pokażemy wyraźną przewagę PO to dobrze, ponieważ ludzie chcą stać po stronie zwycięzców, ale źle, bo to może zdemobilizować wyborców. Jeśli zaś pokażemy równowagę, albo przewagę PiS, zmobilizujemy wyborców ale znowuż pokażemy fatalny trend, a ludzie nie lubią stawać po stronie przegrywających.

Przypomina mi to żydowską anegdotę. Sara była w ciąży a lekarz określił termin rozwiązania na przełom roku. W rodzinie doszło do sporu o to, czy jako datę narodzin wpisać stary czy nadchodzący rok. Wcześniej rozpocznie naukę, pójdzie (tfu!) wcześniej do wojska to i wcześniej wróci. Później pójdzie, później wróci, ale za to będzie lepiej przygotowany i silniejszy. I tak w kółko.
W końcu poszli do rabina po radę. Rabin ich wysłuchał, pogładził się po brodzie i orzekł.

- Wy podajcie w urzędzie prawdziwą datę urodzenia.

I było po kłopocie. Rabin, oby żył wiecznie, miał po stokroć rację, ale tej anegdoty najwyraźniej nie znają nasi medialni przewodnicy.

Mówienie czy pisanie prawdy zgoła nie przychodzi im do głowy i dlatego zamiast dziennikarzy mamy tak marnych propagandzistów.

Poruszył mnie wczoraj Tomasz Lis, mówiąc o standardach demokratycznych sam będąc zaprzeczeniem obiektywizmu i dziennikarskiej przyzwoitości. Postawa jaką zaprezentował dosłownie wymiata go z zawodu.

Oglądając “wywiad” Lisa z JarKaczem jednocześnie śledziłem na twitterze komentarze dziennikarzy.

Od oburzenia do śmiechu, a śmiech, co wszyscy powinni zapamiętać, jest najgroźniejszą bronią w zmaganiach z dętą propagandą i durniami kreowanym na autorytety. Choćby i medialne.

poniedziałek, 3 października 2011

PO. Bieg głupków

Nie mam zamiaru nikogo przekonywać do głosowania na PiS. Nawet to, że sam głosuję na Prawo i Sprawiedliwość też nie jest pewnie jakąś osobliwą atrakcją.

Człowiek o charakterze wojowniczym może zapytać, dlaczego nie staram się przekonywać?
Odpowiadam pytaniem - A niby kogo?
Kto z ciekawości/głupoty dotarł na poziom blogosfery ma już jakieś pojęcie o polityce, propagandzie narracjach i tym podobnych ekscesach współczesnej demokracji.

Zostało kilka dni. O czym tu gadać? Argumentów ponadpartyjnych brak, ponieważ wszystko opiera się na zaufaniu.

Ja zagłosuję na PiS, inny ancymon wręcz przeciwnie. To już zostało na poziomie blogosfery zdecydowane.

- Zdecydowane? Niech pan spojrzy tutaj!

- Gdzie? Proszę mi nie pchać palca w oko! Gdzie?

- Tutaj!

- Faktycznie, łeb rozbity. Zaraz panu gazikiem, wodą utlenioną…

- Zapiecze…sssssssssss…

- Co się Panu stało?

- A, zderzyłem się z Gombrowiczem!

- Zderzył się pan z Gombrowiczem?

- Nawet nie przeprosił tylko tak jakby kogutem zapiał i jeszcze przejechał mnie szpicrutą po marynarce.

- Gombrowicz pana szpicrutą? Przecież On mało, że tak powiem, żyje…

- Może i mało, ale jaki twardy ma łeb!

- Pan się z nim stryknął uciekając z Polski po czterech latach waszych rządów?

- Co pan? On wracał a ja niczym w rugby, aby nie doszło do sprzeniewierzenia ideałów…

- Wracał z Argentyny?

- Nie wiem czy z Argentyny, czy z Paryża. Po prostu pędził jak jakiś….

- Nie mógł pan go wyminąć peowskim zwodem?

- Mogłem, ale Witkacy podłożył mi nogę!

- Witkacy podłożył panu nogę?

- Podłożył, łobuz taki i owaki! I jak trzasnąłem w mur. Łbem.

- Łbem?

- Aż mi się Tusk w Troi ukazał, kwieciem umajony!

- Alojz- chluśnij mu wodą z wiadra! Hmmm... - Zeznaje pan, że obywatel Witkacy podłożył panu nogę?

- Kopnął łobuz! Nabawiłem się kontuzji ścięgna Achillesa!

- Jak wyglądał ten cały Witkacy?

- Normalnie! Głowa, ręce, brzuch…. tu i tam noga

- Pani Agato, więcej się nie dowiemy, ponieważ to facet z PO!

- Facet z PO?

- Wybałusza oczy, wymachuje łapskami i co drugie słowo mówi ; “obrzydliwe….obrzydliwe” Skąd, cholera, biorą Tuski tego świata tak agresywnych idiotów?

- To ja mu obwiążę ten jego rozbity łeb. Wypada, prawda?

- Wypada! Wypada! Brzemię, pardą, białego człowieka wobec dziczy!

- Zaparzę mu maślanej herbaty!

- No, bez przesady! W lodówce jest maślanka