niedziela, 31 maja 2009

Opowiadanie cześć XVI



Kiedy się zbudził było już blisko południa, poczuł straszną suchość w ustach, chciało mu się pić.
Wstał, przez ścianę słyszał że dom już cały żyję, słyszał szczebiot Kasi, poważny głos Szymona, nad tym wszystkim górował dość wysoki głos Agi, która opanowywała sytuację.

Do jego pokoju ktoś zastukał.

- Proszę – zawołał. Do pokoju wszedł Jurek, wyglądał na niewyspanego.

- Cześć, jak ci się spało?

- W porządku, ale ty widzę nie bardzo się wyspałeś, co?

- Wiesz, dzieciaki od rana już wariowały, a Aga nigdy nie jest zmęczona, więc i ja musiałem wstać. Choć do kuchni, już jest zaparzona kawa i śniadanie też jest na stole. Wysłano mnie, bym się zorientował, czy już nie śpisz.- Uśmiechnął się.

- Jasne, wskoczę w ciuchy i zaraz będę, ok.?

Szybko się ubrał, pomyślał, że nawet szczotki do zębów nie ma bo została u w domu u Magdy, a w ustach czuł okropną gorycz.
Poszedł do łazienki przemył twarz zimną wodą, dotknął podbródka, zaszeleściło złowrogo, ale ogolić też nie miał się czym.
Przepłukał usta płynem, który stał w łazience i skierował się w stronę kuchni.

W kuchni wrzało, dzieciaki chciały wiedzieć, czemu Karol u nich spał. Agnieszka tłumaczyła, że Magda trafiła do szpitala…czysty obłęd. Gdy wszedł ucichło na chwilę i wszyscy skierowali wzrok na niego.

- Dzień dobry wszystkim – powiedział z uroczym uśmiechem i mrugnął do Kasi.

- Ceść – zasepleniła – nie ogoliłeś się?

- Kasia! – zrobiła groźną minę Aga – a tak w ogóle, to chyba nie zamierzacie tu siedzieć cały dzień? – zwróciła się do obojga dzieci.

- Ja na pewno nie – powiedział Szymon – przecież wiesz, że umówiłem się z Piotrkiem i idziemy nad jezioro, miałaś mi tylko zrobić wałówkę.

- Jedzenie jest w torbie. A ty Kasiu? – zwróciła się do córki.

- Ciocia Ala z wujkiem Sławkiem zabierają mnie do Supermarketu!

- No tak, to na co jeszcze czekacie?

- Powiedzieć panu Karolowi do widzenia- roztropnie odpowiedział Szymon.

I rzeczywiście za chwilę w domu zapanowała cisza, dzieci poszły każdy w swoją stronę.
Zjadł śniadanie i wypił trzy filiżanki kawy, poczuł się dużo lepiej.

- Słuchaj – powiedział Jurek – wczoraj z Agą doszliśmy do wniosku, że to ona będzie wszystko po kolei opowiadać, a ja najwyżej wtrącę coś, gdy będę chciał uściślić wątki, o których ona wie mniej.

- Jasne, kobiety mają lepszą pamięć do detali.

Aga uśmiechnęła się ironicznie.

- Oczywiście, każda kobieta to osoba rządna sensacji, tak?

- Nie obrażaj się, to miał być komplement.

Udobruchała się tymi słowami i zaczęła.
- Magda przyjechała tu w 84 roku, czyli czternaście lat temu, zaopiekować się swoją babcią. Babcia, czyli pani Migocka, była wtedy staruszką, Magda wychowała się w domu dziecka i podejrzewam, że zależało jej na tym domu.

- Magda jest z domu dziecka? A jej rodzice? Czemu babcia się nią nie zajęła?

- Po kolei, ok.?

-Jasne.

- Rodzice zginęli w pożarze, a pięcioletnią Magdę znaleźli za domem schowaną w zaroślach, była głodna i brudna. Przez jakiś czas zachowywała się po tym wypadku jak katatonik i pani Migocka nie była w stanie się nią zająć, bo sama była osobą bardzo chorowitą, ale cały czas utrzymywała z nią kontakt, jeździła do niej, gdy poszła do szkoły pielęgniarskiej, bardzo ją w tym wspierała. Wiem, bo ja jestem stąd, tu się urodziłam i panią Migocką dobrze znałam, pamiętam też mamę Magdy, choć słabo, byłam mała jak się spalili.

- Teraz rozumiem. A ten pożar…to był wypadek, czy podpalenie?

- Wiesz, nie wiem, z tego co pamiętam, chyba wypadek, choć pewności nie mam. Pamiętam, że Migocka bardzo rozpaczała, wiesz jedyna córka…potem pamiętam, że była załamana, stanem zdrowia Magdy. To była bardzo miła starsza pani, wiesz?

- Domyślam się.

- Ale do rzeczy. Przyjechała Magda, my byliśmy młodym małżeństwem…wybudowano nowy Ośrodek Zdrowia i Jurek zaczął tu pracować, najpierw z doktorem Kicińskim, a jak poszedł na emeryturę, został sam…no i był kierownikiem placówki. Z doktorem Kicińskim odeszła pani Ela, pielęgniarka i zwolnił się etat, a Magda akurat szukała pracy. Tak została pielęgniarką w ośrodku. Pani Migocka wkrótce umarła, chyba zamartwiała się o Magdę, bo do niej przyjeżdżał jakiś chłopak, ten „brodacz” jak go określiłeś, a ona chyba go nie lubiła i dlatego bała się o Magdę. Wiesz, w tak małej miejscowości, wszyscy wszystko wiedzą i ludzie zaczęli gadać, że Magda wykończyła Migocką dla domu.

- Aguś – przerwał jej Jurek – przecież wiemy, że Migocka umarła na serce, była już stara i po prostu któregoś dnia to serce przestało bić.

- Ależ wiem, ja tylko powtórzyłam tamte plotki, bo od tego czasu zaczęła za Magdą ciągnąć się fama czarownicy. Wiecie co? Może przedzwonię do szpitala i dowiem się o nią?

- Ja dzwoniłem przed dwoma godzinami – powiedział Jurek – stan jest stabilny, ale mimo, że odzyskała świadomość, znajduję się znów w stanie katatoniczno- katalepsyjnym.

CDN…

sobota, 30 maja 2009

UFO w Polsce. Brawo Panie Premierze!


- Nie wygłupiaj się Grzesiu. Palikot to zmalował, prawda?

- Czy ja się kiedykolwiek wygłupiam? Gdzie tam Palikot? Normalne, prawdziwe UFO wylądowało. Otoczyliśmy miejsce lądowania wojskiem. Nawet przeprowadziliśmy wstępne rozmowy. Ostrożnie, ale wygląda na to, że są nastawieni bardzo pokojowo…

- A czemu dopiero teraz się dowiaduję? I tak dobrze, że z telewizji się nie dowiedziałem!

- Myśleliśmy, że to robota Palikota, ale okazało się, że jednak nie. Duży statek kosmiczny, całkiem jak z filmu wylądował na polanie w lesie.

- E, może to amerykanie po prostu?

- Nie, zobacz zdjęcie. Tutaj ja między nimi. Rozmawiamy.

- Który to ty? E, nabierasz mnie? Wszyscy trzej wyglądają jak ty. Jesteście identyczni. To jakiś żart?

- Oni – Rozumiesz Donek – przybierają wygląd rozmówcy, żeby nie straszyć czy jak?

- Też sobie wybrali model, he he. Znaczy jak byśmy wysłali Chlebowskiego to nagle by było trzech Chlebowskich, albo więcej?

- Nie, do takich ekscesów chyba by się nie posunęli!

- Ilu ich jest, że spytam?

- Nie wiadomo dokładnie. Minimum pięciu a maksimum nie wiadomo.

- A tak normalnie, to jak wyglądają, zanim się upodobnią?

- Tego nie idzie się dowiedzieć, bo się zaraz upodabniają. Ale nie o to chodzi. To jest wydarzenie na miarę światową! Nawet gdyby się upodobnili do Chlebowskiego i tak nic nie szkodzi. To jest cywilizacja z wyższej fazy rozwoju!

- Fakt, to najważniejszy być może moment w dziejach całej ludzkości!

- Tak, sporządziliśmy nawet…

- Nie przerywaj, słuchaj! – Autostrady! Oni już mają pewnie wybudowane! Technologie! Ciekawe jak mają rozwiązaną sprawę opieki zdrowotnej? System emerytalny? Czy tam mają premiera w konflikcie z prezydentem?

- Właśnie przyszło mi do głowy, że można ich spytać jak rozwiązać problem tych…

- Na pewno wiedzą! Trzeba utrzymać to jeszcze trochę w tajemnicy. Dogadamy się najpierw my. Zaraz jadę się z nimi spotkać tylko żeby mi Arabski albo Nowak się nie dowiedział, bo się będziemy tam potykać o kable TVN24.

- To jest tajemnica wagi państwowej i partyjnej. Spokojnie, ani pary z gęby. Sami pewni ludzie w akcji, szefie!

- Grzesiu wyobraź sobie, że urządzimy wielki międzygalaktyczny show przed samymi wyborami. Taki Obama – już mu rura zmięknie. Zaraz będzie dzwonił i się płaszczył, żeby być na spotkaniu. Z naszymi kosmitami się fotografować! Ale potrzymamy go, cwaniaczka w niepewności. Jak zadzwoni, odbierzesz i co powiesz?

- Tu rezydencja premiera RP Donalda Tuska. Kto mówi?

- Ha ha ha…a on na to „ Tu mówi Obama – friend made In USA” A ty mu na to…

- Donalda nie ma bo wyszedł z psem na spacer!

- Ha ha ha… albo Sarkozy dzwoni – Pardą czy mogę przybyć z Karlą? Albo Putin i zaraz Zdrastwujtie uważajemyje tawariszczi…ha ha he

- Tak to Bezniew mówił…

- Dobra, bo się popłakałem ze śmiechu. Tu kryzys w świecie a my się śmiejemy jak te głupki. No, ale mamy powody! Najpierw 0,8 wzrostu a teraz goście z kosmosu. Z nieba nam spadli!

- Dosłownie z nieba!

- Przecież czegoś takiego to się ludzie nawet nie spodziewają! My nawet tego nie obiecywaliśmy w poprzedniej kampanii! Normalny cud! Ale będą mieli Kaczyńscy miny! Leżą, dosłownie leżą i kwiczą! Zrobimy taką uroczystość, że Oscary wysiadają. Po schodach, po czerwonym dywanie, setki fotoreporterów, tłumy ludzi, cały świat ogląda z zapartym tchem, a ja idę z kosmitami po schodach, a za nami wedle ważności prezydenci i premierzy innych państw. Obama…. O cholera jasna!

- Co się stało?

-……

- Premierze, halo…. Co się stało, czemu tak zbladłeś? Chodzi o to, że wszyscy się upodobnią i będzie szła gromada Tusków? Dla rozróżnienia włożysz jakąś czapeczkę, ale to się z nimi dogada chyba, że protokół dyplomatyczny i tak dalej. Ci kosmici są bardzo fajni. Bardzo ludzcy.

- Prezydent.


- Co prezydent?

- Jak to co? Przecież zaraz przylezie i będzie naszym sukcesem się napawał. Naszymi kosmitami się będę musiał podzielić z prezydentem. Wszystko rzuci i przyleci z tą swoją propagandą! Dawaj to orzeczenie – albo, nie dawaj, bo i po co? Przecież tam o dyplomacji międzyplanetarnej nic nie ma!

- To zróbmy to powitanie czwartego na Wawelu! Sam się pochwalił, ze ma inne plany na czwartego czerwca!

- Inne plany to ma teraz, ale jak zobaczy kosmitów to zmieni. Dobra, jedziemy do tej Goliny pogadać z kosmitami.

- Skąd wiesz, że wylądowali w Golinie? Premierze, premierze – jakieś dodatkowe źródło?
- Jak to skąd wiem? Przecież facet, który pisze ten tekst o nas i naszych kosmitach siedzi w Golinie, to jak myślisz gdzie umieści akcję? W Koszalinie? Realia rozumiesz – te rzeczy!
Jedziemy!


- Tak jest, czas zacząć działać. Jedziemy!

Parszywa dwunastka


Partia Europejskich Socjalistów, (PES) która tworzy drugą, co do wielkości frakcję w Parlamencie Europejskim a jej członkiem jest nasze wesołe SLD i zaginiona UP opublikowała listę dwunastu wyjątkowo paskudnych kandydatów do PE.

Po przeczytaniu newsa na ten temat sądziłem, że to jakiś czubkowaty margines, ponieważ znałem ich dotychczas pod skrótem PSE.
Ech, moja ciemnota i naiwność nie zna granic!
Dopiero, gdy zorientowałem się, że to ta wielka, potężna PES/PSE uznałem, że warto ich wesprzeć tekstem. Cóż, mają i będą mieli wpływ na nasz los, mimo tego, że ta ich lista potwierdza tylko prawdziwość starodawnego przysłowia:
„wielki jak brzoza a głupi jak koza!”

Niemniej skoro tyle było gadania w sprawie oświadczenia drugiego europejskiego giganta EPL – ED dotyczącego wypędzeń, warto przyjrzeć się, co też potrafią nasmarować ich potężni, polityczni rywale.

Na początku jest śmiechowo, bo na listę strasznych kandydatów trafił jako jedyny Polak - Marian Krzaklewski kandydat PO, co może oznaczać, że tamtejsi socjaliści całkiem nie znają się na polityce. Czy oni nie słyszeli nigdy o PiS? I to jest tragedia, bo jak się europejski socjalista nie zna na polityce, to, na czym się niby zna?

Na dodatek powody, które wyniosły Krzaklewskiego do takiej godności są bardzo mętne. Cytuje się na przykład jego wypowiedź, że:
„łatwiej obalić rząd Cimoszewicza niż pół litra wódki”
Że pan Marian nie dodał „na czczo?”

I z tego powodu stawia się go w jednym szeregu z ludzkimi potworami, którymi się zaraz zajmę?
Czy jego mocno przesadną tezę, że „konstytucja z 1997 jest gorsza niż bolszewicka nawała” upoważnia mędrków z PES do stawiania go w jednym szeregu z hiszpańskim konserwatystą Oreją, który „odmawia potępienia Franco”?
Swoją drogą jestem ciekawy jak wygląda namawianie do potępienia gen. Franco?
Rozumiem, że nie stosuje się w trakcie takiego namawiania jakichś szczególnych środków i sprowadza się to tylko do przepychani słownej:

- Potęp!

– Nie potępię!

– E, no potęp…itd.

To indywidualne szczegóły. Najbardziej podoba mi się, że tzw. negacjonizm historyczny, który jako zbrodnia ogranicza się od dawna do negowania holokaustu zyskał zaskakujące towarzystwo w postaci „negacjonizmu klimatycznego”
Czytamy oto:

„Okropna Dwunastka" to prawicowi, konserwatywni lub liberalni politycy, którzy - jak zaznaczono w komunikacie PES - mogą dostać się do PE mimo ich kontrowersyjnych lub absurdalnych poglądów.
Część z nich - jak zapewnia PES - zaprzecza istnieniu holokaustu,część nie wierzy w ocieplenie klimatu inni nie chcą, by Unia Europejska zmagała się z bezrobociem.”

Negacjonizm klimatyczny. Hmmm… W związku z tym, że europejska lewizna ( nie napiszę w tym miejscu „lewica” żeby nie urazić czytelników o poglądach lewicowych), … że europejska lewizna stosując zasadę „od rzemyczka do koniczka” może w najbliższym czasie stworzyć z czegoś tak głupiego, kolejną pałkę dogmatu, którą już całkiem na poważnie będzie okładała nas po łbach.

- Ledwie trzeci wrzesień a mój syn już narobił nam wszystkim kłopotów!

- Znowu wrzucił dziennik do akwarium?

- Gorzej! W klasycznym wypracowaniu o tym jak spędził wakacje, napisał, że wakacje nie były udane, bo cały czas było zimno i padał deszcz! Nie dopilnowałem łobuza!

- Uuuuuu

- No właśnie. Teraz muszę wszystko odkręcać, bo mi chłopaka przeniosą do szkoły specjalnej. W ramach pokuty do końca listopada będzie chodził w krótkich spodenkach do szkoły.

- Nie zaziębi się?

- Coś ty – w taki upał?

Opowiadanie cześć XV



W oczach Agnieszki odbijała się złość, zniecierpliwienie i…lęk, obaj patrzyli na nią ze zdziwieniem.

- Co cię tak wyprowadziło z równowagi? – Zapytał Jurek – sama mówiłaś, że pewne sprawy powinny być w końcu wyjaśnione, nie pamiętasz? Nawet się ze mną o to pokłóciłaś.

- Tak, pewne. Ale czy wszystko musi być wyciągane na światło dzienne?- Nie dawała za wygraną.

Karol spoglądał to na nią, to na Jurka, nie wiedząc co ma powiedzieć.

Doszli do domu, Aga od razu poszła do kuchni, mówiąc, że przygotuje coś do jedzenia i nastawi herbatę. Karol spoglądał pytająco na Jurka, bo czuł, że ten mu chce coś powiedzieć.
Jurek chwilę jeszcze myślał, może rozważał za i przeciw tego, co musiał Karolowi wyjaśnić, wreszcie zaczął:

- Widzisz powinienem chyba ci coś wyjaśnić, a to cholernie trudne, tyle że inaczej i tak się nie da, tylko trzeba wszystko od początku i całą prawdę. Nie myśl o nas źle – zaznaczył – ale pewnych rzeczy nie da się cofnąć…- przerwał i znów się zamyślił.- Jestem lekarzem i to mnie zobowiązuje podwójnie…- znów przerwał – Chyba jednak to tak łatwo nie pójdzie, wiesz trudno przyznać się do błędu, zaraz poszukam to brandy, może przy kieliszku będzie mi łatwiej.

Podszedł do barku i wyjął z niej butelkę i dwie szklaneczki. Szklaneczki do połowy napełnił złocistym trunkiem i od razu wypił połowę.

- O już mi lepiej, chyba mi tego było potrzeba.

Karol uśmiechnął się słabo i też łyknął brandy, przyjemniej rozgrzewała przełyk.

- Słuchaj, jak nie chcesz, może nie mówić, trochę się domyślam o co chodzi, choć nie jestem pewien. Czy chodzi o wasze dzieci?

Jurek wypił jednym haustem resztę brandy.

- Tak, cholera domyśliłeś się? Wiesz, ona i tak by ich nie mogła zatrzymać, przynajmniej Szymona, Janusz go nie chciał, wiedział, że jest nie jego, a ona nie chciała nikomu powiedzieć czyje, no a nasz biedny synek nie miał szans na przeżycie, umarł po dwóch godzinach po porodzie…co miałem zrobić? – znów nalał sobie brandy i wypił.

Karol patrzył na niego pytająco.

- Potem z Kasią, to był traf, wiesz razem rodziły…widać coś mamy spieprzone w genach, bo nasza córka urodziła się z bardzo dużą wadą serca i niedorozwojem płuc…- łzy spływały mu po policzkach – przekonałem Magdę, że lepiej by oboje jej dzieci wychowywały się razem w pełnej rodzinie, zwłaszcza że ona wtedy miała trudny okres, Janusz zaginął, a Paweł…no wiesz, nie poczuwał się do roli ojca. Właściwie nawet zapewniał mnie, że to nie on jest ojcem. Ale ty pewnie nawet nie wiesz kim jest Paweł?

- Podobno detektywem, tak? I twoim przyjacielem, jak zrozumiałem z opowieści Agnieszki.

- Paweł, to kuzyn Janusza, dalszy kuzyn, dokładnie nie wiem jakie jest to pokrewieństwo. Przyjechał tu coś wynająć na lato i niby poznał Janusza którego nie widział z dziesięć lat. Zamieszkał u nich i pomógł mi z Szymonem. Zaprzyjaźniłem się z nim, on jest w porządku, w ogóle jak był, to Magda trochę odżyła, Janusz przestał ją tak poniewierać, rozumiesz?

- Wiesz, zastanawiam się, jak skłoniłeś Magdę, by ci oddała dzieci.- Powiedział Karol, nagle usłyszał szloch z boku…w drzwiach stała Agnieszka.

- Już wiesz? – Powiedziała tłumiąc szloch – ale to są moje dzieci…to jej nie żyją! Nikt nie może się o tym dowiedzieć, rozumiesz!

- Aguś uspokój się – Jurek patrzył na nią z czułością – Karol nikomu nie powie…ale musimy mu to opowiedzieć, może wtedy pomożemy Magdzie, bo na policję nie ma co liczyć, pamiętasz jak szybko przestali szukać Janusza?

- Dobrze, masz rację, ktoś powinien o tym wiedzieć.- powiedziała – ja wiem że powinniśmy pomóc Magdzie. Wiesz jak bronię ją przed złymi językami w miasteczku?

- Wiem skarbie. Ja też jak mogę jej pomagam, ale teraz musimy się naprawdę sprężyć, bo to co się dziś wydarzyło, może zagrażać jej życiu, rozumiesz?

Karol słuchał ich i w pewnej chwili powiedział:

- No to rzeczywiście chyba powinniśmy zacząć wszystko od początku, co? Od dnia, gdy Magda tu przyjechała, gdy ten „brodacz’ tu przyjeżdżał, potem romans z Januszem…porody, a i ten nagły zgon jednego z jej letników, jeśli jest prawdziwy, bo Magda mi to opowiadała, a ona bardzo mijała się z prawdą.

Małżonkowie spojrzeli na siebie…za oknem budził się dzień. Odezwała się Agnieszka:

- Słuchaj, chyba teraz powinniśmy położyć się i trochę przespać, jutro, a właściwie dziś jest niedziela, będziemy mieli na to resztę dnia. Za jakieś dwie godziny pobudzą się dzieciaki i nie chcę by nas tu zastały zmęczonych i knujących, co?

- No, dobrze – zgodził się Karol, bo rzeczywiście dopiero teraz poczuł zmęczenie – no i może Magda odzyska przytomność.

CDN...

piątek, 29 maja 2009

Goya i Grottger. Kaprysy dworu i kaprysy ludzi



W naszej Redakcji mamy swoje kaprysy. Facet, który nas narysował nie jest jednym z nas. Przyszedł. Wypił kawę.
- Proszę o przyjemny wyraz twarzy! - Spodziewaliśmy się zdjęcia a on "ni z gruszki ni z pietruszki" nas narysował. Wystawił fakturę VAT i sobie poszedł. Zapłacimy jak zarobimy!
Się staramy jak możemy. Ci, którzy umieją pisać -piszą.
Ci, którzy opanowali trudną sztukę czytania ze zrozumieniem - czytają ( Pozdrowienia dla pana Terlikowskiego ) Inni, ci którzy nic nie potrafią, są naszym mięsem armatnim w walce z blogosferą.
Nie przypadkiem dame Stremecka dosiada tutaj osiołka.
Ten osiołek nie jest zdolny do galopu. Zresztą to oczywiste. Nikt nie wystawia osiołków w zawodach hippicznych, poza nami oczywiście.



Jeszcze całkiem niedawno.
Ot, o rzut kamieniem w przeszłość, mieliśmy absolutna władzę nad gapowatym ludem. Na tym rysunku, dosłownie za grosze zakupionym przez naszą redakcję na "Allegro" widzimy Tomasza Lisa, który w TV śmieszy, tumani oraz przestrasza!
Z nabożną czcią słuchają jego kazań wielkie tłumy młodych wielkomiejskich parobków. Przewaga dam wedle autora rysunku jest oczywista.



Tłumaczyć ludziom politykę nie jest łatwo. Czasem trzeba się odwołać do naprawdę poważnych argumentów.
-Żryj skurwysynu, bo to prawda jest nasza! Chcesz jeszcze dodatkowe klapki na oczy?
- Cywilizacja obrazkowa alla buracco. Nie po to nasi Redaktorzy uganiają się za UFO, albo przeżywają niepotrzebne orgazmy byś ty - potencjalny czytelniku - ich przełomowe konkluzje lekceważył!

Wszystko tak się pięknie układało, a tu się napatoczyli tacy i owacy blogerzy.
Przeszkadzają. Podważają. Insynuują i co najgorsze - nalewają się z autorytetów.
Ki diabeł? Pomachajmy im łapkami na pożegnanie!



Kuźnie blogosfery w ciemnych miejscach. Oświetlone łuczywem ( to nie żadna aluzja ) Walą młotami, kosy na sztorc ustawiają. Zbrojąc się za nic mają spory ideologiczne. Robi się niebezpiecznie, gdy prawak, lewakowi dziękuje i gratuluje postawy.

Wróżbita usiadł w kącie na szmat kupie i zasuwa na lirze ostre rockowe kawałki.
Broń jest po to by użyć jej w bitwie.
"Z których krwi krew moja" - SBB - Czyżby wiaruchna zaczynała kojarzyć, że nasza wewnętrzna polityczna napierdalanka jest czymś w rodzaju nieistotnych cech płciowych w rodzaju długości rzęs?
Rzęs, panie Redaktorze! - Rzęsy to są takie firanki na oczy i to też nie jest żadna aluzja.



Popatrzcie na faceta z pierwszego planu. Typowy blogger. Jara sobie szlugaretkę i za nic ma przeważające siły wroga. ( dla fachowców od wojaczki info, że autor wie co robi przedstawiony na rysunku powstaniec, ale szlugaretka go uwspółcześnia)
Pewnie dlatego, że widział już ostatni obrazek porwany przez autora do tej notki. Sytuacja tylko pozornie jest beznadziejna. Walczymy w internetowym lesie- choć na polanie przecie - ale tak naprawdę strat nie ponosimy w tej potyczce żadnych, ponieważ przeciwnik strzela strzela żelowymi kulkami. I żeby chociaż celnie strzelał!





Na rysunku. Na rysunku, który pointuje konflikt widzimy alegorię przedstawiającą sytuację gazety "Dziennik" po starciu z blogosferą. Nic optymistycznego!

Artysta nie ujął - jak to artysta - Galopującego Majora, odchodzącego z miejsca potyczki z łopatką w ręku.

Opowiadanie cześć XIV


…wspiął się z tym uchwytem po drabince i wsunął drut w szczelinę klapy. Zaparł się całym ciężarem ciała, zatrzeszczało, ale nadal klapa trzymała. Spróbował jeszcze raz, czuł, że tamten skobel zaczyna się poruszać…bolał go bark, spadł przecież na niego, teraz znów go nadwerężał.

- Karol! Tamten spojrzał na niego już dość spokojnym wzrokiem – jak tam Magda?

- Nieprzytomna, ale chyba nie jest gorzej. Może ci pomóc?

- Dobra, ja zejdę na dół, a ty spróbuj zaprzeć się na tym pręcie, OK? Mnie zaczął strasznie boleć bark, chyba go sobie dość mocno zbiłem. – Zszedł na dół, a Karol wspiął się po szczeblach drabiny.
Jurek usiadł przy Magdzie, dotknął jej czoła, miała wysoką gorączkę, ale miała mniej spierzchnięte usta. Obmyte winem rany, też wyglądały już dużo lepiej. Na górze Karol mocował się z klapą, aż trzeszczały deski, nagle trzasnęło i klapa odskoczyła.
Byli wolni!


Dwie godziny później gdy odwieźli Magdę do szpitala, bo nadal nie odzyskiwała przytomności, a Jurek obawiał się, że mogła już w jej organizmie nastąpić jakaś poważna infekcja, szukali śladów.
Jakiś wskazówek, które by naprowadziły ich na trop tego, kto ich tam zamknął, skatował Magdę i może jeszcze coś innego zrobił.
Przeszukali cały dom ale nic nie wskazywał na to, że był tu jeszcze ktoś oprócz nich.
Po drugiej w nocy przyszła do nich Aga, gdy jej opowiedzieli co zaszło, wykrzyknęła.

- Zawiadomiliście policję?

Spojrzeli po sobie, żadnemu nie przyszło to do głowy, tak byli zajęci własnym śledztwem.
- Nie – odpowiedział Karol za nich obu – a masz rację, już dawno powinniśmy to zrobić.

Poszedł do telefonu i wykręcił 997, odezwał się oficer dyżurny.
Karol streścił zajście i powiedział, że Magda przebywa w szpitalu powiatowym.
Oficer powiedział, że zaraz kogoś tu do nich przyśle i by nie bawili się w Holmesów.

Po może dwudziestu minutach przyjechał radiowóz z ekipą śledczą.
Policjanci spisał ich zeznania i chcieli zobaczyć piwnicę.
Zeszli na dół… porozglądali się chwilę i zabezpieczyli ślady. Powiedzieli, że powinni od razu wezwać policję, że zatarli na pewno ślady i jeden z nich wziął kawałek gałganów, którymi przykryta była Magda, gdy Karol zszedł do piwnicy po wino. Obfotografowali całą piwnicę, Jurek pokazał w jaki sposób wydostali się z niej i czym.
Kazali im opuścić dom i zaplombowali drzwi.
Chwilę jeszcze rozmawiali i Jurek z Karolem dowiedzieli się, że szpital też zawiadomił policję.
Jeden z policjantów zauważył, że i tak najważniejsze zeznanie, bedzie zeznaniem Magdy...i pojechali.

Chwilę stali oniemiali, a gdy radiowóz zniknął już z pola widzenia, pierwszy odezwał się Karol.
- Pięknie, tylko gdzie ja się mam w takim razie teraz podziać?

- Możesz u nas – odezwała się Aga – prawda Jurek?- Spojrzała na męża.

- Jasne i tak miałem to zaproponować – ruszyli w stronę ich domu.

Chwilę szli w milczeniu, chyba każdy z nich analizował ostatnie wydarzenia, gdy nagle Jurek zwrócił się do Karola.

- Widziałeś, pod tą stertą szmat ziemia tworzyła coś na kształt wzgórka, nie?

- Też to zauważyłeś? Tak, tam gdzie leżała Magda wyraźnie ziemia tworzyła górkę, może tam jest coś zakopane? Chyba powinniśmy im na to zwrócić uwagę, nie sądzisz?

- Nie, oni nas chyba podejrzewają o to, że to my skatowaliśmy Magdę...chyba sami powinniśmy sprawdzić, co tam jest.

Agnieszka spoglądała to na jednego, to na drugiego i jej twarz przybierała wyraz coraz to większego lęku i zdziwienia.

- O czym wy w ogóle mówicie? –Zapytała – mało wam? Zawiadomiliśmy odpowiednie organy i chyba na tym koniec, to sprawa policji, a nie was!



CDN...

czwartek, 28 maja 2009

2 liga kandydatów na plakatach. Prawo do fotoszopy


Jak idę ulicą to patrzę na to i na owo. Idzie facet z pieskiem, a innego prowadzi narzeczona na smyczy. Niczego sobie nawet facet, tyle, że łysawy i w pysku niesie gazetę. Gdzie niesie? Nie wiadomo. Może do domu? Za to narzeczona w spodniach.
Wystawa księgarni a na niej wiele różnych książek. Też mi niespodzianka!
Obok jubiler a na wystawie budzik. To ciekawsze. Obok budzika mosiężny dzwonek.
Bank. Bank. Bank. Dziewczynki z ulotkami. Sklep spożywczy. Znowu dziewczyny. Pizza i piwo. Ogródek prawie Jordanowski. Zakłady sportowe. Bank.

Co dwa kroki plakat kandydata na europosła. Wszystkie partiewystawiają swe wdzięki wprost na ulicy. Galeria twarzy.
Sami faceci plus Sylwia Pusz.
Kaczmarkowi ktoś na czole namalował logo firmy Nike. Moim zdaniem rewelacja. Mógłby się nad tym zadumać niejeden komentator i wypruć z siebie 1800 znaków na temat uprzedzeń oraz ksenofobii.

Wiem, że u was są inne twarze, choć partie te same. Spójrzcie na tych mniej znanych kandydatów. Moja obserwacja jest taka, że wszyscy są podobni. Mało, że podobni to w ogóle ich buziaki nie zostają w pamięci. Wytężam pamięć i nic.

Nie całkiem nic, ale przywołane obrazy, są w zasadzie jednym obrazem.
Jedną gębę. Facet w wieku 35 – 45 lat. Gładko wygolony i wysmarowany czymś, co sprawia wrażenie, że mu się gęba lekko błyszczy. Nie grubas, ale w typie „nalana puca”
Oko żwawe, z komputerowo zrobionym błyskiem. Ten błysk wobec całości jakby trochę nie na miejscu, ale jest. Włosy w niewielkiej ilości, przeważnie takie jakieś brązowe.
Z takiej twarzy nic nie idzie wyczytać. Zero emocji.
Może o to chodzi, że wyczytać trzeba treść z samego hasła, ale te hasła też jakby jednakowe.

Czy w Polsce prowadzone są tajne eksperymenty z klonowaniem kadr partyjnych?

Idąc ulicą mijam setki ludzi i cholera, każdy człowiek jest inny, a na tych plakatach wszyscy jednakowi.

Dlaczego?

To pytanie tylko z pozoru jest głupie i tylko pozornie się zgrywam. Spójrzcie, bowiem na liderów politycznych. Każda gęba charakterystyczna. Czy można pomylić Tuska z Dornem, a Kaczyńskiego z Kaliszem? Nie, nie przyjmuję tłumaczenia, że czołowe gęby są „opatrzone” i dlatego tak to odbieram.

Po prostu ci, którzy sobie to wywalczyli mają prawo do własnej gęby, a drugi i trzeci szereg ma prawo do fotoszopy.

Są dobierani według jakiegoś wzoru, że niby sztuka się liczy, ale jaki ma to związek z ordynacją wyborczą, z metodą finansowania partii politycznych, że spytam?
To już niech każdy sam sobie odpowie na takie trudne pytania.

Ratunku! Odkąd wąsy i brody wyszły z mody, nie ma, po czym rozróżnić polityków młodych! Może, chociaż by się jakoś ubierali w sposób pozwalający na identyfikacje? Gdzież tam!

Przypomniał mi się stary dowcip o tym, jak państwo radzieckie obdarzało dowodami osobistymi Czukczów. Po zrobieniu kilku fotek, dzielny Rosjanin uznał, że wszyscy Czukcze są tak do siebie podobni, że wystarczy jak powieli jedno zdjęcie, bo będzie zarówno taniej jak i szybciej.
Poszło dobrze, ale zdarzyła się też uzasadniona reklamacja.

- Na tym zdjęciu, towarzyszu fotografie, to nie jestem ja!

- Jak to nie ty? Przecież to twoja morda!

- Morda może i moja, ale kufajka nie!

Opowiadanie cześć XIII




Nagle Karol usłyszał jęk i Jurek całym ciężarem ciała spadł do piwnicy.
Podbiegł do niego, bo myślał, że mu się coś stało, w tym czasie ktoś zgasił światło i zamknął klapę.

-Jurek! – krzyknął zrozpaczony – nic ci nie jest?

- Cholera, nie wiem, chyba nic, ktoś mnie uderzył w tył głowy i pchnął. – Rozcierał sobie głowę – będę miał guza. Powoli sprawdzając, czy nic sobie nie złamał i nie zwichnął wstał.

Karol zapalił latarkę, która znów była jedynym źródłem światła, ale wiedzieli gdzie w piwnicy jest włącznik, więc wspiął się po szczeblach drabiny, by je zapalić.
Będąc na drabinie obejrzał się na Jerzego i zapytał się, czy nic mu nie jest.

- Nie, ale trochę się potłukłem. Kto do jasnej cholery tam był, nikogo nie słyszałem?

- Nie wiem, ale wczoraj w nocy też słyszałem w Magdy pokoju szepty.- Zapalił światło - a wczoraj ktoś był na tyłach domu i ją uderzył, choć ona twierdziła, że uderzyła się sama.

Jurek był już koło Magdy, badał jej puls i obrażenia, wyglądała strasznie, całe jej ciało pokrywały dziesiątki ran, jakby była poddawana straszliwej chłoście. Jednak przytomność straciła z powodu braku wody, bo obrażenia były powierzchowne. Przynajmniej tak twierdził Jurek. Gorzej było z tym jak się stąd wydostaną, Karol próbował otworzyć klapę, ale była zamknięta.
Wiedzieli, że Magda potrzebuje opieki, przynajmniej ambulatoryjnej, a tu w piwnicy nic nie mogli zrobić.
Karol chodził po piwnicy, szukając czegoś do podważenia klapy, był zdenerwowany, nie znosił zamkniętych pomieszczeń, czuł się w nich jak w klatce, kłąb jakiś lęków usadowił mu się w gardle, a wiedział że panika to ostatnia rzecz, która powinna go teraz dopaść.
Jurek za to był nad wyraz opanowany, zdjął sweter i koszulę, koszule podarł na pasy i robił z nich opatrunki. Odłupał szyjkę butelki od białego wytrawnego wina i nasączał nim kawałki koszuli, by oczyścić jako tako rany. Potem owinął ją swoim swetrem, poprosił o marynarkę Karola i owinął nią jej nogi. Umoczył palec w winie i posmarował jej usta, oblizała chciwie, owinął palec strzępem koszuli i znów zamoczył w winie, robiąc coś w rodzaju lizaka i potarł jej nim usta.
Otworzyła oczy, grymas na poranionej twarzy ukazał jak bardzo cierpi, próbowała coś powiedzieć, ale znów straciła przytomność.

- Cholera, musimy się z nią szybko wydostać, jest bardzo wychłodzona, odwodniona…- zmarszczył brwi – znalazłeś coś do podważenia tej cholernej klapy?

- Nie, a ona ani drgnie, jakby była zamknięta na coś, albo czymś przyciśnięta – na twarzy Karola pojawiły się krople potu. Jerzy przyjrzał się Karolowi.

- Widzę, że nie lubisz zamkniętych pomieszczeń?

- Tak, mam z tym lekki problem – uśmiechnął się słabo – ale spokojnie potrafię się opanować, choć czuję się jak w grobie – twarz lśniła mu od potu.

- Usiądź tu chwilę przy niej, i smaruj jej usta tym – zdjął z palca kawałek gałganka z koszuli i nasączył go winem. – a ja spróbuję coś zrobić z tą klapą, OK.?

- OK.! Ale nie wydostaniemy się stąd, tą klapę coś trzyma, albo jest na niej coś postawione.- Próbował nadać swoim słowom normalny ton, ale głos mu drżał.

Jurek wspiął się po drabinie i spróbował unieść klapę barkiem, ale rzeczywiście ani drgnęła. Klapa była zrobiona z desek, jak reszta podłogi, przez szpary wyraźnie widział, że w korytarzyku pali się światło, znaczy, nic na niej nie stało. Domyślał się, że klapę trzyma taki metalowy skobel i wystarczyłby kawałek łomu, by go wyrwać. Spojrzał na dół, szukając czegoś, co by mogło spełnić takie zadanie.

Magda znów zajęczała, co przypomniało mu, że powinni się pospieszyć, ale w całej piwnicy, nie widział niczego, co by spełniło rolę łomu.

Zszedł na dół, zaczął się dokładnie rozglądać, gdy jego wzrok padł na te wystające metalowe uchwyty do wina, spełniające rolę koszyczków do leżakowania, sprawdzał każdy z kolei, czy który z nich nie jest obruszony, jeden zazgrzytał przy szarpnięciu i został mu w ręce.

- Bingo – zawołał…

CDN...

poniedziałek, 25 maja 2009

Opowiadanie cześć XII



- Dziwne, wiesz gdy zaproponowałem jej przejście na ty, też powiedziała, że mogę tego żałować. Opowiedziała mi historię, która niestety, nie do końca okazała się prawdą. Od chwili gdy tu przyjechałem wiedziałem, że ona coś ukrywa…wiesz, że ona jest lunatyczką?

- Kobiety często na swój użytek tworzą własny obraz rzeczywistości, zresztą faceci też, zwłaszcza jak im się nie układa…rozumiesz w sprawach męsko-damskich. Ona, znaczy Magda jest zagubiona, kur…, nie wiem, czy mogę ci zaufać?

- Nie wiem, co chcesz mi powiedzieć, poznaliśmy się w sumie przed dwoma godzinami, z twoją żoną znam się od wczoraj…hm…ale jesteście mi bliscy. Przyjechałem tu odreagować, takie tam problemy, rozwód, podział majątku…wiesz, to nie takie łatwe, zwłaszcza gdy osoba której ufasz staje się twoim wrogiem. Tu trafiłem na Magdę i znów zaczęły się schody…nie chcę przegapić czegoś co dzieje się znów tu i teraz i daję ci słowo, że możesz mieć do mnie zaufanie.

- Po pierwsze, wiem, że Magda lunatykuje.

-O!

- Kurcze, od tego się zaczęło, ona chodziła nago do mieszkania Janusza i Ewy…widzieli to ludzie z miasteczka, potem ja. Próbowałem jej pomóc, wiesz, często na somnambulizm przepisuje się leki przeciw padaczkowe, ale jej przypadek…cholera, wiesz jestem tylko małomiasteczkowym lekarzem, on wykraczał ponad normalne normy….Kurcze, nie masz z kieliszka wódki?

- Wódki, nie, ale w piwniczce Magda ma kilka win, może faktycznie powinniśmy się napić?

- Wino? Ono usypia, ale niech będzie…wiesz u nas w barku stoi dobre brandy, może pójdziemy do mnie?

- Mówisz brandy? Wiesz, nie kuś, powinniśmy być tu, może Magda się odezwie.

- Może zadzwonię do Agi?

- Po co?

- No, żeby przyniosła na to brandy, a tym czasem, możemy pójść po to wino do piwnicy, co?

-Dobra, idziemy.

Weszli do korytarzyka, Karol otworzył klapę w piwnicy…zapachniało ziemią, w dole ziało chłodem i ciemnością.

- Magda zapaliła gdzieś tu światło- odezwał się Karol – w ciemności nic nie znajdę i jeszcze połamię sobie nogi.
Zaczęli szukać włącznika…ale nigdzie nie mogli znaleźć.

Poszli szukać latarki gdy zadzwonił telefon. Karol podbiegł do aparatu i krzyknął;

- Magda!

Ale po drugiej stronie odezwał się miękki głos Agnieszki.

- Nie, to ja Aga, czy Jurek jest u ciebie?

- Jest, gadaliśmy sobie, dać ci go do telefonu?

- Jak byś był tak miły, wiesz denerwowałam się, znów cały wieczór jest poza domem.

- Już ci go daję- i przekazał telefon Jurkowi.

Jurek tłumaczył Agnieszce sytuację, gdy Karol w szafce znalazł latarkę, pokazał mu ją i ruchem głowy wskazał, że idzie do piwnicy.
Tamten skinął głową i dalej rozmawiał z Agą.

Wszedł do korytarzyka, zapalił latarkę i zaczął schodzić po drabince…każdy szczebel dokładnie macał nogą, wreszcie poczuł grunt, omiótł piwniczkę snopem światła latarki.
Była to taka mała piwniczka z ziemią zamiast posadzki, o kamiennych ścianach. Po jednej stronie stały półki na przetwory i skrzynia na ziemniaki, a po drugiej metalowe uchwyty na butelki wina, w rogu leżała jakaś sterta szmat.

Podszedł do ściany z uchwytami i kilkoma butelkami, oświetlał każdą z kolei, wreszcie wybrał wino i już chciał wchodzić do góry, bo w piwniczce było bardzo chłodno, gdy nagle sterta szmat się poruszyła i cicho zajęczała. Skierował światło w tamtą stronę…nie było wątpliwości, że tam ktoś, lub coś jest. Dreszcz przebiegł mu po plecach, podszedł bliżej i nachylił się…

Nagle z góry usłyszał głos Jurka, aż podskoczył.

- I co znalazłeś coś?

- Tak, mógłbyś tu do mnie zejść, chyba odnalazłem Magdę, ale chyba jest nieprzytomna i skatowana.

- O kur…nie znalazłeś tego włącznika?

- Nie…ale zaraz, chyba go widzę, jest przy samym zejściu, wystarczy byś się lekko nachylił nad wejściem – trząsł się cały, Magdy twarz był cała w ranach, to samo było na ramionach, nie miał siły odkrywać jej więcej.

Jurek nacisnął przycisk, rozbłysło światło.

CDN...

Ilustrowana historia wojny Dziennika z blogosferą. Krzysztofa Skowrońskiego "RADIO WNET"














Typowy bloger! Coś tam dłubie, ale diabli wiedzą co?
Cieszą się redaktorzy Dziennika.
A może to ta kataryna? Nie! Ten to przecież facet! Jakiś malutki człowieczek - anonim. Ale ma głupią gębę na tym obrazie! Takiego dziadka to ja się nie boję! Taki dziadek, pardą, może mnie w dupę pocałować! He, he ...panowie redaktorowie! Wypowiemy im wojnę! Masakra - aż wstyd na nich uderzać z całej siły. To tałatajstwo straszne musi być! Albo dziadki!
Wojna! Wojna! Wojna! Trąbić wsiadanego.

I rozpoczęła się wojna, a gdy doszło do walnej bitwy okazało się, że rozpoznanie sił nie było na najwyższym poziomie. Krótko mówiąc, rycerze pióra z Dziennika dostali manto w internecie. Oto decydujący moment bitwy.

Redaktor naczelny Dziennika atakowany przez złośliwych blogerów. Na pierwszym planie w czerwonych majtkach na głowie Galopujący Major. Obok - cóż za ironia - Freeman. W tle widzimy jednego anonima i jednego Łukasza Warzechę ze Szpikulcem w dłoni. Za tyłkiem konia, na którym siedzi redaktor Krasowski, dłoń do zgody wyciąga jakiś autorytet. Jacykow przebrany za starego dziada?



No tak. Najstraszniejsza wojna musi mieć swój koniec. Cezary Michalski z doklejoną brodą ( tak trochę anonimowo ) w bardzo mrukliwym nastroju przyszedł właśnie na S24 godzić się z blogerami i przepraszać Katarynę.
- Kataryny nie ma bo poszła do sklepu! - mówi Igor, który nie wiedzieć dlaczego rozsiadł się na stołku i siedzi zadowolony z siebie. Dokoła elita blogerów oszołomów - jednak tryumfująca. Niżej widzimy anonimowych komentatorów, którzy wykazują oznaki sporego zadowolenia. Co ciekawe, nikt nie wie, kto gra tym razem Stańczyka?







NA KONIEC COŚ Z ZUPEŁNIE INNEJ BECZKI!

Na obrazie poniżej widzimy Krzysztofa Skowrońskiego, który dzisiaj uruchomił RADIO WNET i teraz wypatruje pierwszych efektów.




( obrazów użyczyli - znaczy się porwałem : Makowski, Matejko i Chełmoński )

niedziela, 24 maja 2009

Matura? Czyli Wiedza o Społeczeństwie


Wpadł mi w ręce Dziennik z 21.05, a w nim artykuł o egzaminach maturalnych., niestety nie udało mi się tego artykułu znaleźć w sieci. Jest to artykuł Renaty Kim we współpracy z Klarą Klinger.
A pod nim wywiad Katarzyny Świerczyńskiej z Jarosławem Klejnockim, egzaminatorem i polonistą w liceum, oraz wykładowcą na UW.

Wiedza młodych ludzi o Polsce i świecie jest żenująca…jeżeli tak mają wyglądać przyszłe pokolenia wykształconych z dużych miast, to ja dziękuję.
Skoro na maturze z WOS na pytanie kto jest laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, przewodniczącym „Solidarności” i prezydentem Polski w latach 1990-95, wielu napisała Aleksander Kwaśniewski, czy Wojciech Jaruzelski, ba zdarzały się takie kwiatki jak Jarosław Geremek!.
Dla obecnych maturzystów umowa międzynarodowa, to konkluzja, albo jurysdykcja, ba, nawet konferencja.
Na pytanie kto był założycielem CDU, a w 55 roku nawiązał stosunki dyplomatyczne z ZSSR maturzyści odpowiadali ADOLF HITLER! albo Benito Mussolini.

Czy jeszcze coś mam dodać?
Może to, bo mnie to rozśmieszyło do łez, że dla niektórych, autor koncepcji Europy ojczyzn i francuski polityk to Gogol o francusko brzmiącym imieniu Jacques!

Nie będę już się naśmiewać, dodam tylko, że nawet co niektórzy uważają, że Australia jest krajem członkowskim UE, czy Azja!

Pan Klejnocki na pytanie, czy nie można by podnieść wymagania w stosunku do maturzystów?

Odpowiada:

A kto na to pozwoli? Nigdy w życiu. Robiono symulację, jaka byłby zdawalność, gdyby wymagane minimum podnieść do 40-50%. Okazało się., że maturę oblałoby połowa uczniów. To przecież popsułoby wizerunek osób, które odpowiadają za edukację.

No to mamy odpowiedź, hodowla lemingów?

Tylko, jak zauważa pan Klejnocki, są to ludzie, którzy interesuj się tylko sobą, czyli ich poparcie polityczne będzie się zmieniało jak w kalejdoskopie.

Pozdrawiam serdecznie.:D

Sadurski narzeka choć bierze udział w cudzie!


Salonowy mistrz erudycji profesor Sadurski narzeka, że Dziennik postawił go w złym świetle przy pomocy tytułu zniekształcając sens jego profesorskiej wypowiedzi.
Ktoś w komentarzu słusznie zauważył, że w miarę jak dyskusja w internetowym wydaniu Dziennika zagarnia opinie kolejnych osób i osóbek, większość czytelników ogranicza się do zapoznania z nazwiskami oraz tytułami wypowiedzi autorów, które pełnią funkcję linku, ale tak naprawdę są lidami, zawierającymi skrót przemyśleń autora:

Na SG tej dyskusji czytamy:

„ >>> Sadurski: Anonimowość sprzyja nieodpowiedzialności
Ukrywanie tożsamości przez blogerów sprzyja nieodpowiedzialności za słowo. – mówi w nawiaząniu do tekstu Michalskiego prof. Wojciech Sadurski, prawnik i znany bloger, który jako pierwszy zażądał od Kataryny ujawnienia nazwiska.

>>> Jachowicz: Internauta musi mieć prawo do anonimowości
Ta teza szybko spotkała się z odpowiedzią Jerzego Jachowicza „

Słusznie oburza się pan profesor Sadurski, ale żeby uprzyjemnić mu te przykre chwile, na moment przeistoczyłem się w znanego blogera śledczego. Oto wyniki mojego śledztwa:


1. Wywiad z pofesorem Sadurskim Dziennik publikuje na stronie internetowej 22.05. 2009 roku o godzinie 20:12
2. Komentarz Jerzego Jachowicza ( szacunek ) również 22.05.2009 ale o godzinie 15:49.

Mamy oto do czynienia z cudem, gdyż chyba pierwszy raz w skali makro udało się osiągnąć efekt skutku poprzedzającego przyczynę. Zapachniało podróżami w czasie, albo kompletnym już naciągactwem i zadziwiającą głupotą dmuchających dziennikowy balon.
W tak krótkim kawałku tekstu zawrzeć tak wiele manipulacji.

Już nie naginanie faktów do tezy ale walenie czytelnika po łbie młotem kowalskim.

Sztuka sama w sobie!

sobota, 23 maja 2009

Dziennika "ucieczka do przodu" Pierwsza porażka


Niestety, muszę z przykrością zauważyć, że analiza żenującego wyczynu redakcji Dziennika zmierza w kierunku jakiejś teorii spiskowej, niemalże ze służbami bardzo specjalnymi w tle.

Moim zdaniem to nieudany i kompromitujący fragment operacji mającej na celu szerokie wejście koncernu Springera do Internetu.
Całkiem niedawno wydawcy prasy głośno protestowali, że na ich pracy żerują portale w rodzaju Onetu a także rozmaita internetowa drobnica. ( tu raczej nie chodzi o blogerow, sorry)

W czym rzecz?
Rzecz w rynku. Czytelnik i oglądacz internetowy nie jest bytem, który może być jednocześnie obecny na wszystkich portalach. On nawet, pomijając niektóre osobliwe przypadki, nie jest z gumy!
Zakładam, że koncern Springera nie ma zamiaru likwidować Dziennika, a skoro nie ma zamiaru likwidować musi zabrać się za jego naprawianie.
Zobaczcie najpierw, jak wyglądają wyniki sprzedaży gazet.
http://www.wirtualnemedia.pl/article/2704170_Duzy_spadek_sprzedazy_Dziennika_Rzeczpospolitej_i_Gazety_Wyborczej.htm

A teraz spójrzcie na tak zwane tygodniki opinii.
http://www.wirtualnemedia.pl/article/2714870_Duzy_spadek_sprzedazy_Newsweeka_Przekroju_i_Tygodnika_Powszechnego.htm

Jest jeszcze gorzej, ponieważ jednocześnie kurczy się rynek reklam.
Mam wrażenie, że zabrano się za próbę ratowania substancji przy pomocy taktycznej ucieczki do przodu.

Czy tak trudno wyobrazić sobie Tygodnik Powszechny, jako dodatek do Wyborczej, że spytam?

To taki przykład, bo można układać dowolnie te klocki.
I jest jeszcze Internet do zagospodarowania, bo takie strony jak Dziennika to są tylko witryny gazet okraszone zestawem newsów i felietonami głownie znanymi z papierowego wydania. To za mało!

Próby stworzenia własnej blogosfery, którą dla Dziennika jest Redakcja.pl nie wzbudziła szczególnego entuzjazmu w sieci i nie stała się żadną konkurencją choćby dla Salonu24.
Jednak, jak jest to poważnie traktowane może świadczyć fakt, że odwołano Naczelnego Redakcji pana Wróbla i zastąpiono go Mariuszem Ziomeckim.

Mam wrażenie, że powstała idea "Portalu Numer1" portalu, który ma w założeniu przyciągnąć także blogerów, komentatorów oraz, co oczywiste ich czytelników. Przede wszystkim po to, by nie szwendali się po sieci. Bo niby, po co się szwendać jak w jednym miejscu można mieć wszystko podane na talerzu i jeszcze czytelnik dostanie serwetkę pod mordę, gdyby mu się ważkie treści ulały.
Próbował i próbuje tak grać Onet, ale wszystko skończyło się wystawką dla nielicznych, a reszta blogów została na zakurzonym strychu.

Rzecz tylko w tym, czy dadzą radę przekuć to na opłacalny biznes, na tyle opłacalny by jakieś resztki trafiły też do autorów.
Jeśli tak, w sieci może rozegrać się prawdziwa wojna. Ktoś się zdziwi, że przecież to mały kąsek. Takie czasy moi mili, że teraz się walczy nie całego barana - dobra i kość. Zresztą nie taka to kość, jeśli się spojrzy na wyniki "oglądalności" Salonu24.
Być może właśnie Kataryna miała być magnesem, pierwszym klockiem układanki po stronie blogosfery? Czyż po aferze z Czumą nie stała się aż nadto łakomym kąskiem?I cały ten szum? Ten medialny zgiełk?

Tego nie wyświetlimy w tej chwili. Jedno jest pewne, że „sprawę Kataryny” powierzono zupełnie nieodpowiedzialnym dziennikarzom. Zagranie Zielińskiego i Czubkowskiej, mało, że nieskuteczne i po prostu chamskie, doprowadziło do konfliktu Dziennika z blogosferą, a wyskok Michalskiego, który zaprezentował w papierowym wydaniu klucz do anonimowości blogerki całą sprawę przypieczętował.

Znając teksty pana Cezarego o internecie można całkiem poważnie przypuszczać, że chłop nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, co robi. Teraz biedaczyska próbują to zagadać przy pomocy komentarzy, co ma niby sprawić wrażenie, że zainicjowali dyskusję o anonimowości w sieci, o blogosferze itp.
No pierdoły!

Do stanu obecnego w jakim znalazła się redakcja dziennika pasuje mój ulubiony komentarz jakim obdarzył mnie kiedyś komentator na portalu Interia.
„Zgadzam się w stu procentach. Ja bym zainicjował jeszcze kilka błędów ortograficznych”
Czego i panu Michalskiemu życzę!

Co dalej?
Niech każdy sobie poukłada te klocki.

Imieniny


Zaczęły się moje imieniny, więc dziś nie wkleję następnej części opowiadania,

Czytelnicy muszą poczekać do jutra.


Serdeczności.:D

piątek, 22 maja 2009

Kataryna to nie jedyny problem Czarusia


- Problem anonimowych blogerów mamy w końcu rozwiązany czy nie? Już sam nie wiem co myśleć?

- Panie redaktorze! Nigdy nie było takiego problemu. Jak pisze guru polskich dziennikarzy red. Osiecki „Zeby byc w glownych nurtach trzeba miec dostep do informacji z pierwszej reki. A Kataryna tak jak wiekszosc blogerow po proostu przezuwala medialna papke i wypluwala tresci po kolejnym trawieniu.”

- Co pan mi tu podtykasz? To jakiś analfabeta nasmarował? Jasna cholera! Czy on nie wie, że strawionego to już nie da rady wypluć tylko trzeba…..?

- Przepraszam. Wydawało mi się to trafne.

- Raczej trefne. Gdzie jest do cholery Czaruś?

- Widziałem jak niósł teczkę.

- Jaką znowuż teczkę?

- Skórkową.

- Zanim przyjdzie. Zastanówmy się wspólnie czy było warto iść na wojnę z blogosferą?

- Było warto!

- Było warto!

- Było warto!

- Nie było warto!

- Dlaczego według ciebie nie było warto? Uzasadnij proszę!

- Co mam uzasadnić?

- Swoją opinię, a co? Twierdzisz, że nie było wart dekonspirować tej kataryny a ja proszę żebyś swoje zdanie uzasadnił!

- Ja nic takiego nie twierdzę. Zamyśliłem się po prostu.

- Czyli jesteśmy zgodni co do tego, że było warto. Nie ma zgody ani na anonimowość ani na jakieś tam popierdółki na blogach. Nie po to informujemy, żeby potem jakiś diabli wiedzą kto, komentował nasze teksty. My jesteśmy gazetą opiniotwórczą! Wiecie co to znaczy?

- Jasne!

- Tak, mamy nawet dział "Opinie”

- Staramy się szefie!

- Swoimi opiniami sami sobie wystawiamy opinię.

- Ostatnie ostrzeżenie! Albo będziesz uważał na kolegium redakcyjnym albo wrócisz do działu sportowego. Co tam się gapisz za okno, co tam jest takiego ciekawego?

- Jakiś facet do mnie macha!

- Jaki facet?

- Nie znam go. Może to jakiś anonimowy bloger? O, jest Czarek!

- Przepraszam za spóźnienie ale musiałem odnieść teczkę. Co ustaliliście?

- Że się opłacało i sprawę mamy z głowy.

- To nie takie proste! Jak tak sobie szedłem z tą teczką doznałem umysłowego wstrząsu mijając kiosk z gazetami

- Doznałeś umysłowego wstrząsu mijając kiosk z gazetami?

- Tak. Akurat jakiś facet, z takich co to przesiadują w barach mlecznych, kupował naszą gazetę i…

- I co z tego?

- To z tego, że uświadomiłem sobie, że nasi czytelnicy są anonimowi! To dobre dla tabloidu a nie dla poważnej, opiniotwórczej gazety!

- ?

- Uważam, że powinniśmy znać wszystkich naszych czytelników z imienia, nazwiska i peselu. Nie chce by moje teksty czytał byle łachmyta.

- Jak nakład będzie dalej tak spadał to niedługo da się to zrobić, He He…

- Zgodnie z tym co zapowiedziałem, od jutra przechodzisz do działu sportowego!

- Czarek, ale…

- Na dobry początek wylegitymowałem przy pomocy legitymacji dziennikarskiej tego mlecznego i dostałem znak jakby z nieba, że trzeba rozpocząć akcję…

- Otrzymałeś znak jakby z nieba legitymując naszego czytelnika?

- Tak. Tu zapisałem. Facet się nazywa Antoni Wałęsa!

- O cholera!

- O cholera!

- O cholera!

- A o co chodzi?

Opowiadanie część XI



Czekał na nią aż do zmroku, nie wróciła, zaczął się denerwować, pomyślał, że może pójdzie do Agnieszki…potem przypomniał sobie ten telefon do niej i jaka była rozdrażniona.
Miał przeczucie, że coś się stało, wiedział, że na razie nie ma co zawiadamiać policji.

Wyszedł na zewnątrz, rozejrzał się…naprzeciw stał solidny dom z czerwonej cegły, teraz w ciemności wydawał się jeszcze większy, płonące światła w oknach nadawały mu powagi, a poruszające się sylwetki za firankami - życia. Poczuł się bezradny, jak wtedy, gdy żona oświadczyła mu, że nic ich już nie łączy, że złożyła sprawę rozwodową…

”Kiedy się tak zagubił? Czego nie dostrzegł, choć wszyscy wokół to dostrzegli? Czy jego błąd polegał na tym, że nie potrafił walczyć o własne życie?” Rozmyślając bezwiednie ukrył twarz w dłoniach, gdy usłyszał nagle;

- Dobry wieczór – naprzeciw stał mężczyzna około czterdziestki, wysoki, wysportowany, uśmiechał się.

- Dobry wieczór, my się znamy?- Zapytał, bo nieznajomy wyraźnie zachowywał się tak, jakby się znali.

- Niezupełnie…- zawahał się – poznał pan moją żonę.

- A pan doktor…Jerzy, jeśli jest pan mężem Agnieszki?

- Tak, mąż Agi, widzę, że już się dobrze poznaliście? – uśmiechnął się, a Karol poczuł do niego sympatię …
”Następna osoba do układanki i to nie jest mężczyzna ze zdjęcia” pomyślał „ I gdzie jest Magda?”

- Tak, trochę się poznaliśmy, wybaczy pan, jeśli w czymś panu uchybiłem, ale pańska żona była na tyle miła, że poświęciła mi swój cenny czas i miło sobie pogadaliśmy. Wie pan, że jestem teraz lokatorem Magdy, prawda?

- Ależ nie mam do pana pretensji, Aga mówiła, że pan jest bardzo miłym gościem. Tak, wiem, że wynajął pan u Magdy pokój na dwa tygodnie i ja właściwie do niej, bo wie pan, w przychodni mamy tylko jedną pielęgniarkę, ona nie jest stąd znaczy pielęgniarka, no a po południu czasem też trzeba robić zastrzyki.- Znów się uśmiechnął.- Wie pan, Magda nie odbiera telefonów, więc pofatygowałem się, by ją poprosić o te zastrzyki.


- Z tym będzie problem, bo Magdy nie ma. Wyszedłem na zewnątrz, bo myślałem, że tu coś wymyślę, zniknęła dziś rano zostawiając kartkę, że musi coś załatwić i że wróci po południu. Właściwie nie wiem, co mam robić.

- Dziwne. Zawiadamiał pan już kogoś? Nie dała żadnego znaku życia?

- Nie całe popołudnie na nią czekałem…właściwie chciałem ją gdzieś zaprosić…

- Rozumiem, Magda to atrakcyjna kobieta, tylko do facetów ma pecha – uśmiechnął się dziwnie – nasza lokalna skandalistka.

- Skandalistka?

- Niech pan nie udaje, że nie wie…i może przejdźmy na ty, skoro z Agą już pan jest.

- Jasne, jestem Karol i nie wiem co masz na myśli mówiąc skandalistka. Może wejdźmy do domu, wypijemy kawę, albo herbatę, bo może Magda zadzwoni. – Uśmiechnął się do Jerzego

- O kawa, to super pomysł, wiesz jestem od szóstej na nogach, potrzebuje tu drugiego lekarza, bo któregoś dnia padnę jak nic.

Weszli do domu, Karol nastawiał czajnik, gdy zadzwonił telefon.

- Może to Magda – zwrócił się do Jurka i podniósł słuchawkę. – Słucham tu Karol Ambroziak.
Po drugiej stronie usłyszał oddech…potem trzaski i w końcu połączenie zostało zerwane.

- Dziwne, nikt się nie odezwał, choć słyszałem oddech po drugiej stronie – spojrzał bezradnie na Jerzego.

- Oddech – zażartował – sapiący i pełen podniecenia? Może to adorator Magdy.

- Nie żartuj, bo to dziwne, wiesz.

- Sorry, fakt, ale wiesz o tej godzinie mam już „małpi” rozum. Aga często się na mnie o to gniewa, ale po 10-12 godzina pracy, same wariactwa przychodzą mi do głowy.

Karol zalał wrzątkiem kawę i podał cukier.

- A właśnie, o co chodzi z tym skandalem, bo mówiłeś o jakimś skandalu.

- Wiesz – zamieszał cukier w filiżance i chyba próbował przywołać z pamięci tamten okres – kiedy przyjechała tu Magda byłem młodym lekarzem w nowej placówce, ach, jakie wtedy wydawało się wszystko łatwe. Taka praca dla młodego lekarza…rozumiesz, przychodnia, sam sobie jesteś szefem i pracownikiem, żyć nie umierać. No i zjawiła się Magda szukająca pracy, bo chciała się zająć babcią, nawet chyba to była jej prababcia, nie ważne, to była staruszka. Przyjęto ją i zaczęła się nasza współpraca, ona jest naprawdę dobrą pielęgniarką i nie myśl, że ostrzyłem sobie na nią zęby…wtedy byliśmy z Agą dopiero po ślubie.

- Czy ja coś mówię?
- Wiesz, fakt, była śliczna, może czasem mi coś przez myśl przeszło, rozumiesz?

- Jasne.

- W każdym razie babcia Magdy jakoś po pół roku zmarła, no i zaczęło się gadanie, że wcale o staruszkę nie dbała, że tylko się stroi i oczami strzela, a ona bardzo o nią dbała. Ale to małe miasteczko i przypięli jej łatkę, zwłaszcza, że od początku przyjeżdżał do niej chłopak, przystojny brodacz, ale ona nigdy z nim się nie afiszowała, więc ludzi to też interesowało. Potem przyjechał Janusz i Ewa, no i zapewne znasz tą historię, co?

- Co nie co.

- Wiesz Janusz to był mięczak nie zasługiwał na Ewę, na Magdę zresztą też…taki laluś bez charakteru. To był mój kumpel, ale zawsze mówiłem mu co o nim myślę. Wiesz Ewa to była cudowna kobieta, taka dama, delikatna, subtelna, ech…bardzo mi jej szkoda, bo to ją zgubiło. Janusz był kobieciarzem, podrywał każdą, od nastolatek, po starsze i dojrzałe. Ciągnęły do niego jak muchy do miodu, wszystkie chciały się u niego leczyć, choć nic im nie dolegało.
Nawet moja zwariowana szwagierka, wiesz podejrzewam, że nawet moja Aga się w nim podkochiwała. Ewa znosiła to źle, kilka razy prosiła mnie, bym z nim pogadał, gadałem, a on się śmiał, że niby ona wariuje z zazdrości.

- Podobno Ewa nie lubiła Magdy, prawda?

- O tak, nie lubiła. Wiesz Janusz od dnia gdy tu przyjechał biegał za nią jak by oszalał, posyłał jej kwiaty, adorował ją, wiesz, dziewczynie to imponowało, a Ewa znienawidziła. Potem gdy była w klinice zaczęła obsesyjnie wymyślać, że ona chce ją zabić, no i choroba się pogłębiała.

- Podobno bardzo ci ufała, właściwie do końca.

- Tak, w dzień jej śmierci byłem u niej, rozmawiałem z nią, wiesz to dziwne, bo właściwie pogodziła się tego dnia z myślą, że odejdzie od Janusza. Powiedziała, że chce żyć, no i że podobno naga Magda ja co noc dusi. Wiesz nie jestem psychiatrą, ale ta jej choroba wydawała mi się dziwna, rozmawiałem o tym potem z jednym kolegą psychiatrą, mówił, że takie rzeczy się zdarzają, ale kilka rzeczy nadal nie daje mi spokoju, jak choćby to jak umarła. Uduszenie, bez żadnych śladów…wiesz jest lek który coś takiego powoduje, ale można go wykryć po śmierci, a tam nie było nic…kompletnie. No chyba, że ktoś sfałszował wyniki sekcji.

- Czy to jest możliwe?

- Teoretycznie tak, zwłaszcza jeśliby się miało znajomości z zimnym doktorem.

- A Janusz takiego kogoś znał?

- Nie wiem, ale od czasu śmierci Ewy przestałem mu ufać, zwłaszcza jak po raz pierwszy pobił Magdę.

- Janusz bił Magdę?

- Tak, zwłaszcza jak zaszła w ciążę, wiesz on był bezpłodny, sam mi to powiedział jeszcze gdy byli z Ewą. Magda prosiła mnie, bym nikomu o tym, że Janusz ja bije nie mówił, prosiła, ba, nawet błagała. A on ją bił coraz częściej, więc ja biegałem tam prawie co dzień, by jej służyć w razie czego. Nawet Aga zaczęła coś podejrzewać.

- No to kto był ojcem?

- Nie wiem…nie ja, uwierz, choć Janusz mnie o to oskarżył. Magdy też się pytałem, nie chciała mi powiedzieć, powiedziała, że lepiej bym nie wiedział.

CDN...

czwartek, 21 maja 2009

Buzek premierem a Palikot w kozie


Buzek kandydatem Tuska na premiera? Palikot odsunięty na bocznicę?
To pierwsze sugerował w swoim tekście Azrael. Ostatnio na twitterze Mistewicz napisał tak:

„prof Buzek po raz drugi premierem, Cimoszewicz 23 06 sekretarzem generalnym Rady Europy, do tego mocny komisarz KE np ITRE dla Polski”

No tak. Każdemu wolno domniemywać i snuć polityczne wróżby ale dobrze jest, gdy taka informacja znajdzie choćby pośrednie potwierdzenie. Niezawodny okazał się tym razem poseł Palikot.

Twierdzę, że Palikot został odsunięty na boczny tor. Takie sugestie już się zresztą pojawiły w necie, ale my tutaj rozwiązujemy zagadkę z dwoma niewiadomymi, ponieważ z konkretów mamy tylko taką oto wiadomość.

Tło. Wirtualna Polska rozesłała do kandydatów tam jakieś ankiety. Szef sztabu Buzka pan Smoliński odpowiedział negatywnie:

„Robert Smoliński poinformował, że rezygnuje z udziału śląskiego lidera w ankiecie Wirtualnej Polski. W uzasadnieniu zaznaczył tylko, że sztab nie chce stawiać na internet.”

Nic takiego przecież i każdemu wolno. Wykorzystał okazję i zaraz skrytykował to Jacek Kurski, co nie dziwi, ale dopiero pytany o ocenę Janusz Palikot strzelił z grubej rury:

„Obserwuję wzrastający poziom tchórzostwa przed tymi wyborami. Obywatele powinni odczytać ten sygnał. W przypadku Jerzego Buzka jestem zaskoczony, ale nie powinno to mieć miejsca”

Przeciętnej głowie dość w dwie słowie, jak mówi starodawne przysłowie.
Walnął Palikot w Buzka jak nie przymierzając w Kaczyńskiego.

Nawet gorzej, bo wypić lubi większość elektoratu a do tchórzostwa niewielu lubi się przyznawać. Musi być chłop mocno wkurzony i jakiś związek musi mieć z tym Buzek. Nie sądzę żeby to była osobista uraza.

Ot, waląc w Buzka uderzył Tuska, w którego planach profesor Buzek musi grać poważną rolę.

Czyli jaką? Ano przyszłego premiera!

A nawet z prowincji widać, że Tusk sprzedający się w wyborach prezydenckich w pakiecie z „premierem ze Śląska” nijak w pobliżu nie może mieć Palikota z jego wyskokami.

A Buzek jako premier ma same zalety dla ewentualnego prezydenta. Zalety, które już raz zaprezentował. Tusk w momencie próby musi przecież pokazać publiczności, kto go zastąpi na stanowisku premiera.

Przecież nie pokaże Schetyny, który jest tak sympatyczny jak łopata grabarza.

Rodzi się w tym miejscu pytanie - W jaki można uciszyć skutecznie Palikota?

Pamiętajmy przy tym, że cały czas gdzieś na zapleczu układa jakieś swoje klocki Paweł Piskorski z SD.
Nie ma biedaczek na razie nikogo rozpoznawalnego publicznie.
Nikogo z prawdziwą gębą.

środa, 20 maja 2009

Komorowski jutro dmucha balon! Macie szczęście, że akurat balon!


Sądziłem jako naiwny prowincjusz, że mapa Polski z wirtualnie „sprzedanym” fragmentem Szczecina jest jakimś szczytem pijarowskiej nieudolności.

Myliłem się jak zwykle!

Sam sobie teraz zadaję pytanie, ponieważ być może jest tak, że tylko ja jestem nienormalny, że taki popis marszałka sejmu mnie śmieszy?

To pytanie jest uzasadnione o tyle, że skoro z Kancelarii Sejmu jakieś ( lekko licząc ) tysiąc osób dostało takie oficjalne „info” i nikt się z tego nie nalewa, może to nie jest wcale śmieszne?
Nie wiem. Mnie akurat śmieszy.
Czytajcie ludzie!

Jutro, znaczy się w czwartek 21 maja w holu głównym Sejmu marszałek Komorowski weźmie udział w happeningu pt „Pompowanie frekwencji”
Komorowski będzie brał udział w dmuchaniu balona o średnicy trzech metrów. Który po nadmuchaniu zawiśnie w tymże holu.
Ponoć nawet na środku.

Nie wiem, czy nadymanie balona będzie się odbywało w stylu „gębowym” czy za pomocą pompki? ]
Niemniej, chciałbym zobaczyć na własne oczy „szpeca” od marketingu politycznego, który to wymyślił. Ten event..
Skojarzenie polityki z dmuchaniem jest co prawda aż za bardzo oczywiste, ale nie sądzę żeby to jakieś pozytywne skojarzenia budowało.

Widok Komorowskiego uwieszonego u cycka balonu bujającego pod sufitem może zepsuć mi dzisiejszą noc.
O cycku!
Cycku ulubiony!
Kiedy ach kiedy oderwą mnie od Ciebie?
Jeszcze w płucach sił tyle by dmuchać…

Parafrazując Haszka, można będzie pytając Komorowskiego, czym się zajmuje, usłyszeć wreszcie szczerą odpowiedź:

- A jo panocku dymam w sejmie 3 Rp!

Fakt.( nomen omen - pozdro dla Ryby )
Każdy jest kowalem własnego losu.

Aaaaa… Paparazzi z tabloidów!
Mam nadzieję, że można będzie jutro zobaczyć fotki z dmuchania frekwencji. Z dmuchania elektoratu – jakby nie było!
Czyli z dmuchania nas - skromnych wyborców. Ale potencjalnych!

wtorek, 19 maja 2009

Migalski. Trzym się facet i nie pękaj!


Nim zajmę się znikaniem Palikota, rozpuszczaniem Palikota w kwasie politycznego rozsądku albo nawet zapominaniem Palikota – Szurnę sobie na Śląsk by wesprzeć Marka Migalskiego.

Gursztyn napisał dobry tekst w Dzienniku.
Nie, żeby było to coś osobliwego. Facet przeważnie pisze niezłe kawałki. Stawia się! Komu? No właśnie!
Jako taki „support” popisał się w Dzienniku Najsztub. Zarzutów Najsztub wytoczył przeciw Migalskiemu wiele, ale najcelniejszy strzał Najsztuba jest taki:

„Problem z Migalskim polega na tym, że grał rolę niezależnego komentatora, ale nim od dawna nie był. Każdym swoim komentarzem, a czytałem je bardzo uważnie, wspierał walkę polityczną PiS o Polskę Jarosława Kaczyńskiego. Ale nie przyznawał się do tego publicznie, zupełnie jakby bał się, że zostanie przyłapany.”

Hmmm. Fatalna sprawa! Nie to, co, Najsztub, który wystawił swoje delikatne czułki na tchnienie oddechu samego Adama Małysza.
Znaczy się Michnika! Sorry! Tych Adamów tylu.

Ten cały Najsztub niezależny komentator, niezależnym komentatorem jest!
Złośliwi, ale naprawdę złośliwi ludzie, twierdzą, że Najsztub nie cierpi Prawa i Sprawiedliwości! Jakże tak? Przecież to obosieczny umysł przykryty śmiesznym moherowym berecikiem.

Po przykrym incydencie polegającym na czytaniu wypocin niezależnego Najsztuba z „Przekroju”, który to „Przekrój” jest już na samym dnie i głupio naiwne proponowanie stanowiska RedNacza "Przekroju" pani Larze Croft na nic się nie przydało, więc nastąpiła tak zwana strata!
I jeszcze z pejcza strzał w beret zaliczył od ładnej Lary!

( Ta Lara niemożliwa jest! )

- Lepsze grobowce rozwalałam! – Odpowiedziała, bujając się na krawędzi palmy!

Dobra!

Najsztub nie przykryje Gursztyna tak jak jezioro Ślesińskie nie przykryje Bałtyku. Gursztyn napisał, że Migalski wpadł w maszynkię do mielenia mięsa. I nawet wszyscy wiedzą kto kręci korbą, ale każdy udaje idiotę. Każdy woli być orginalnym Skibą albo Herbuś.
Prawda?

W tekstach różnych takich tkwi kwiląca, dobrobezduszna nadzieja ( ostrzeżenie ) że taki Migalski popierając PiS jest od teraz w dupie!

Roboty!
Roboty nie znajdzie! - Drą się roboty uchodzące w Polsce za autorytety.
Pralka premierem!
Korbowód marszałkiem sejmu!
Tom poezji Asnyka woźnym!
Do tego doszliśmy braciszkowie! Hmm...

Negacjonista!

Kreacjonista!

Zwolennik Prawa i Sprawiedliwości!

Z zaplecza wyciągają gilotynę, ochlapaną Zyzakiem.

Czy Migalski popierając PiS staje się automatycznie czarną owcą, skazaną na zagłade?
Jeśli tak, to, dla kogo?
Dla jakiej, pardą, świeczkowej inkwizycji?

Nie przyjdzie jednemu z drugim do łba, że on sam jest już w dupie?
Że sam jest nie tylko czarną owcą, ale czymś brzydkim i niewymownym, dużo gorszym od kaczki?

Nie tylko w tekście Najsztuba, ale w całej nawale tekstów, które czytuję widzę jakąś maniakalną próbę unifikacji myślenia.
Nikomu do głowy nie przyjdzie, że takie zarzuty, jakie Najsztub stawia Migalskiemu można odwrócić i razić z wyrzutni zarzutów, mentalnych bandziorów urabiających dotychczas lud niebieski na swoją modłę.
Razić pociskami wątpliwości.
Jeszcze wolno?

Przykład.

Całą siłą walę w librtasów und w cwaniaczka Wałęsę, ale gdy czytam w Dzienniku mądrości pana Cohn Bendita – petarda mi się w kieszeni odpala.


Panie Marku Migalski!
Gdybym był Ślązak – głosowałbym na Pana!
3m się facet i nie pękaj!
Znalazły się autorytety …Jakby z koziego tyłka!

Jajo. ME 2012 w rugby?


Cały czas wmawiają człowiekowi, że ME będą w nogę, a tu nagle Grzegorz Lato, że jajo!
Co za jajo, się pytam?
Skąd jajo? Jajo, jak świat światem to była piłka do rugby!

( Już Noe grał w rugby, odkąd taki jeden niepoczciwy słoń włażąc do Arki, usiadł na jedynej posiadanej wówczas przez ludzkość piłce do nogi )

Powstaje pytanie: - Czy król strzelców sprzed ćwierćwiecza nie spędza zbyt wiele czasu przed lustrem?

Jakby tak się przyjrzeć jego fizjonomii, lekko przymykając prawe oko, coś podobnego do jaja można ujrzeć.
I niedawny senator SLD – też jajo w życiorysie!
I jeszcze jajo – pisanka!
Latem pisanka!
Lato letnią porą z jajem pisanką?
Toż to przysłowiowe „jajo Kolumba”!

Drugi wariant. Wycinanki łowickie. Jeszcze lepszy!
Wycinanki – nożyczki – fryzjer.
I znowu jesteśmy w domu.

A teraz ciekawostka o tym jak się news rozchodzi w naszych mediach:


Z „twittera” do mainstreamu w 18 godzin

18 godzin temu na „twisterze” Mistewicz zagaił tak:

„euro2012 szykuje się kolejna wpadka w promo Polski, logo turnieju euro2012 uefa/pzpn spopularyzuje na cały świat wzory łowickie i obciach!”

Po czterech godzinach Amelia Panuszko, urocza dziennikarka dziennika Polska donosi:

„jutro Polska The Times - "Lato chce, by jajo było znakiem Euro2012"
http://twitter.com/Panuszko


I faktycznie:

http://polskatimes.pl/fakty/kraj/118742,lato-chce-by-jajo-bylo-znakiem-euro,id,t.html

A teraz jest wszędzie – Na przykład tutaj:

http://www.tvn24.pl/-1,1600959,0,1,beda-jaja-z-euro-2012,wiadomosc.html

O czym to świadczy, nie wiem, ale źródło po źródle lekceważy poprzednie źródło.
Gdzie „twitter” panowie z TVN 24? Gdzie Mistewicz? Gdzie dzielna Panuszko? Gdzie Polska Times?

Takie czasy - nomen omen.

Opowiadanie część X


- Jak to, w wieku Szymona? To byłyście w ciąży w tym samym czasie?

- Tak, wiesz ja nawet wtedy z Szymonem leżałam na położnictwie, bo jak się urodził był bardzo słabiutki, miał tylko dwa punkty w skali Apgar i przez pierwsze trzy dni nawet mi go nie pokazali, Jurek się uparł bym najpierw doszła do siebie, ale po tych trzech dniach…nagle jego zdrowie się poprawiło. Wiesz, bardzo się bałam, że mi umrze, a jak się dowiedziałam, że Magdy malec nie żyje… wiesz jak reagują kobiety zaraz po porodzie?

- Wiesz kobietą po porodzie nigdy nie byłem, ale domyślam się, że musiało to być dla ciebie straszne.- Zamyślił się i ten zbieg okoliczności wydał mu się dziwny. – Rozumiem też, że nie bardzo chcesz do tego wracać, a jak to było z tym Pawłem?

- No tak, miałam ci zaraz na wstępie o tym opowiedzieć, bo mi się przypomniało, wiesz, to był przyjaciel Janusza! Mój Jurek też go bardzo polubił, tworzyli przez jakiś czas nierozłączną trójkę, wszędzie byli razem. Nawet wczoraj Jurek coś wspominał, że do niego dzwonił. On był byłym policjantem, który założył sobie agencję detektywistyczną i jak zaginął Janusz od razu przyjechał do Magdy i podjął się go poszukać…no ale niestety nie udało mu się, a Magda jak zapewne wiesz na jakiś czas się z nim związała, no i…wiem jestem plotkarą – zawstydziła się nagle.

- Ależ skąd, Magda mi mówiła o romansie i o tym, że powtórnie urodziła martwe dziecko.

- Wiesz, to śmieszne, ale znów rodziłyśmy razem, nawet obie byłyśmy razem na porodówce, ja urodziłam Kasię, a ona…wiesz dlatego mi jej tak żal, widziałam jak bardzo pragnęła tego dziecka.

- Która z was pierwsza urodziła? I jakiej płci było to drugie dziecko?

- Ja pierwsza, Kasia miała problemy z oddychaniem, więc zaraz wzięto ją do inkubatora, potem słyszałam jak rodziła Magda i mogłabym przysiąc, że słyszałam jak mała płacze…to była dziewczynka.- Zadzwonił telefon, Aga zerwała się nagle jak ze snu – wybacz, muszę odebrać i podeszła do telefonu.
Próbował nie słuchać rozmowy, choć rzeczywiście nie było czego, prócz Agnieszki „ tak to ja” i „tak, jest”, tylko druga strona mówiła, a ona słuchała. Kiedy rozmowa telefoniczna się przedłużała, pomyślał, że powinien już pójść, spojrzał na zegar, dochodziła trzecia po południu, znów zajął jej masę czasu.
Podniósł się i na migi pokazał, że musi już iść. Skinęła głową, choć było widać, że ta rozmowa przez telefon wyprowadziła ją z równowagi. Udał się w stronę domu, zastanawiał się, czy Magda już wróciła i myślał o tych martwych dzieciach. Pomyślał, że mogło być tak, że to nie Magdy dzieci umarły, a Agnieszki. To by mogło być możliwe i nawet te zbiegi okoliczności, mąż lekarz…tylko, że to chore i okrutne.

Złapał za klamkę, drzwi ustąpiły…więc już jest – pomyślał.
Wszedł, zamknął drzwi i udał się do kuchni, Magdy nie było, zawołał ją…cisza.
Zapukał do jej pokoju, też zupełna cisza, nacisnął klamkę, nie ustąpiły, były zamknięte. I wtedy pomyślał, że może on po prostu nie zamknął tych drzwi, wyszedł i udał się
na tyły domu, klucz był tam gdzie go powiesił. Więc to on zostawił otwarte drzwi.


CDN...

niedziela, 17 maja 2009

1410 - 2010 Te rocznice nas wykończą!


Przypominam spin docentom naszych najwspanialszych partii politycznych, którzy tak strasznie męczą nas przy okazji różnych dwudziestych rocznic, które jak raz wypadają w tym roku, że w przyszłym, poza histerycznym wydarzeniem, jakim niewątpliwie będzie prezydencka elekcja, mamy też naprawdę okrągłą, bo 600 rocznicę bitwy pod Grunwaldem.
Do, że się tak wyrażę, zagospodarowania.
Złośliwi twierdzą, że ta bitwa trwa cały czas, tyle że żadni krzyżacy nie są nam już od dawna do niczego potrzebni.


-, Ale gorąco. Jeszcze ranek przecie, a już nas żar słoneczny pali. Śladu rosy. Tylko rosiczki, szczaw i mlecze. Sucha łąka. Inni na urlopie. Inni łódkami pływają, pluskają się…

- Inni, inni - Nie narzekaj. Lepiej powtórz, bo to historyczne słowa!

- … „ a jeśli wam męstwa brakuje?” To bym zmienił - bo się mogą wnerwić - na „ a jeśli wam czegoś brakuje?”

- Tylko spróbuj! Co ty, sprzedaż bezpośrednią prowadzisz czy co? Nie po to spin doktorzy mistrza Ulryka głowę sobie nad tekstem łamali.

- „…te dwa nagie miecze” – sorry Steven, ale tu nikogo nie ma! Chaszcze są, las jest, ale nie ma ani króla ani jego świty, ani księcia Witolda, ani stutysięcznej armii. Co jest grane?

- Faktycznie, jakby pusto. Nikt nie szczęka orężem, nikt gniewnie wąsiskami nie rusza, rżących koni też nie ma, ani tarcz, ani lśniących w przedpołudniowym żarze srebrzystych pancerzy, ani chorągwi…. Jest gazeta wygnieciona dupą. Ktoś na niej siedział. „Wiadomości wędkarskie” – Ki diabeł? Wczorajsza data. Skorupki od jajek, butelka. Co jest grane?

-, Ale się wielki mistrz wścieknie. Przecież umowa to umowa! Już się cieszył, że będzie pchnięty rohatyną w szyję, a tu nic z tego. Chyba sam się pchnie jak się dowie? Rycerstwo z całej Europy ściągnął, chłopaki całą noc wilcze doły kopali. Przecież szpiedzy donieśli, że wroga armia się zbliża. Ej, coś tam słychać za borem. Wiatr niesie od zachodu odgłosy bitwy. Idziemy sprawdzić.

- Duszno w tym lesie. Dobrze, że my w żelazo zakuci, bo ponoć kleszcze okrutne w tych lasach. I jeżyny kolczaste

- Jeżyny, maliny, poziomki. Ale sucho – czy czasem nie ma zakazu wstępu do lasu?

- Przecie wojna! Gajowego jakby, co, to się zetnie i tyle! Gorąco i te muszki. Skąd tu tyle muszek. Słyszysz – pies szczeka – drugi, kolejny. Jak ja nie cierpię tych jeżyn! Wyraźnie słychać – biją się! Las się przerzedza! Co ja widzę?

-, Co widzisz, bo utknąłem w tych cholernych jeżynach!

-, Co widzę? Polacy odłożywszy miecze i inne ostre narzędzia ganiają się po polu i okładają pięściami, kijami oraz wyzywają się od najgorszych. Po prostu nie mogę w to uwierzyć! Jagiełło właśnie opluł Witolda i ten go teraz gania z patykiem. Oleśnicki, chociaż biskup… o Zawisza Czarny zarył mordą, w kretowinie! Chodź szybko!

- Ej krzyżak, uważaj! Ja jestem Zawisza Czarny a ten tam, też ponoć Zawisza i sobie zbroję węglem drzewnym… co wy tu do cholery robicie?

- No jak to? Miała być bitwa to przyszliśmy z nagimi mieczami żebyście się unerwili i wyleźli z krzaków.

- Dobrze powiedziane. Miała być to sobie usiądźcie i popatrzcie. Przecież jest bitwa! Sztuka się liczy.

- Ale tam cała armia naszego zakonu und rycerstwo z całej Unii Europejskiej na słońcu się smaży a wy tutaj.

- Poszło o kolejność, kto rozumiecie będzie pierwszy uderzał, kto ma, przy kim w szyku stać. Najpierw kłótnia, potem wzięli się za pyski. Jeszcze nagle się okazało, że rycerze nastawieni ateistycznie odmówili śpiewania Bogurodzicy. Inni znowuż, że „Polak Niemiec dwa bratanki” Litwa oczywiście, że najważniejszy jest Witold i trzeba jego role uwypuklić.

- No tak, ale to takie trochę dziwne powody. To miał być wielki bój, którego sława przetrwa setki lat. W takim na przykład 2010 roku będzie sześćsetna rocznica i wasi potomkowie chętnie by się taką rocznicą uwznioślili dla narodowej zgody i w ogóle. Przecież, co rok ludzie są mądrzejsi, lepsi…

- Ha ha ha ha…Bracie krzyżaku, z ciebie widzę nie zakonny ponurak a żartowniś, głowa iście cukrowa. Z Norymbergi? Tak myślałem! Ja, Zawisza Czarny jako rycerz sceptyczny oświadczam ci, że znajdujesz się pod wpływem zabobonu łączącego postęp materialny z duchowym. Nie obrażaj się. Dzisiaj jest 12 lipiec. Wróćcie do swojego mistrza i powiedzcie, że Zawisza powiedział, że Polacy się do piętnastego wyrobią. Rozbijcie namioty, zróbcie sobie grilla czy co tam lubicie. I czekajcie cierpliwie.


To czekamy. Co nam w końcu pozostaje?

Opowiadanie część IX


Nie wiedział co o tym myśleć, czyżby człowiek na zdjęciu obok Magdy i dziecka, to przykładny ojciec rodziny i lekarz tutejszej przychodni?

Nie miał jednak zbyt wiele czasu, bo mama Kasi i Szymona już wychyliła się z uśmiechem z kuchni.

- O witam! I zapraszam, oczekiwałam pana już od rana.

- Dzień dobry, przepraszam, trochę zaspałem…
- O widzę, że jak mój mąż pan po nocach nie śpi…- uśmiechnęła się, ale raczej był to uśmiech ironiczny - wczoraj nagle o jedenastej został wezwany do chorego i wrócił po pierwszej.

- Naprawdę?- coś mu zakiełkowało w głowie – A czy wie pani do kogo?

- Wie pan, nie bardzo mnie ciekawiło, choć byłam trochę zła na niego bo mieliśmy ten późny wieczór spędzić razem. A co, wie pan do kogo go wezwano?

- Nie skąd, tylko tak się zapytałem i wie pani jestem Karol, będzie nam chyba łatwiej rozmawiać, jak będziemy na ty?

- No tak, fakt, nawet się wczoraj nie zapytałam pana…to znaczy Ciebie o imię. Ja jestem Agnieszka, ale znajomi mówią mi po prostu Aga. I wejdź do kuchni, upiekłam wczoraj taki placek…szarlotkę, ale prawie dzieciaki już zjadły.

Wszedł znów do tej pięknej, chirurgicznie czystej, przestronnej kuchnio-jadalni, woda w elektrycznym czajniku już się gotowała, a filiżanki były przygotowane.
Na stole, na gustownej szklanej tacy leżała pokrojona w romby szarlotka…

- Wiedzę, że całe przyjęcie uszykowałaś!- Uśmiechnął się ujmująco – a ja nawet ci kwiatka nie przyniosłem…mea pulpa!

- Nie przesadzaj- zarumieniła się. O jak jej pięknie było z ty rumieńcem. Przyjrzał się jej, była śliczna mimo lekkiej nadwagi, ciemno-blond włosy spadały jej kaskadą na czoło, przy każdym szybszym ruchu, a ona ślicznie je poprawiała, a głęboko osadzone chabrowe oczy, okalały długie ciemne rzęsy. Cała jej twarz była ciepła, pełna uroku, a różowe usta miały śliczny wykrój. – czemu mi się tak przyglądasz? – Znów zapłonęła rumieńcem - czy coś mam na twarzy?

- Przepraszam – zawstydził się – podziwiałem twoją urodę, bo jesteś bardzo piękną kobietą, nie da się ukryć.

Zapadało milczenie, bo otwartość Karola wprowadziła ich obu w zakłopotanie. Pili kawę w milczeniu i jedli szarlotkę. Pierwszy odezwał się on;

- Przepyszna ta twoja szarlotka, to dlatego twój synek na mnie patrzył z ukosa?

- Szymon? Czemu?

- Ze mu cały placek zjem.- uśmiechnął się – żartuję, wcale nie patrzył na mnie z ukosa, tylko zaznaczył, że mu podobno nie pozwoliłaś tej szarlotki ruszyć. Urocze masz dzieci, ja mam dwie córki, trochę starsze od Twoich, no ale ty jesteś młodziuka.

Zarumieniła się znów, najwyraźniej nie często słyszała ostatnio komplementy.

- Wiesz, jesteśmy małżeństwem już 15 lat, pobraliśmy się na studiach i wcale nie jestem już taka młodziutka…ale dość o mnie, przecież chciałeś się wywiedzieć o Magdę, prawda?

- No tak, rzeczywiście, pewnie przeszkadzam, a moje kulawe komplementy pewnie ci tylko przeszkadzają, przepraszam.

- Nie, to nie to, tylko wiesz…poznałam cię zaledwie wczoraj, wzbudzasz zaufanie, aż mnie to przeraża i…

- I?

- W sumie opowiadam ci o Magdzie, a ona jest mi dość bliska, może nie przyjaciółka, bo raczej tak blisko nikogo do siebie nie dopuszcza, ale dość dobra znajoma. Ty jesteś niby nią zainteresowany i nagle zaczynasz mi mówić, że i ja jestem piękna, choć widzę się w lustrze i wiem że wyglądam jak beza. Mój mąż mnie ostrzegał, bym ci nic nie mówiła, co nie jest ogólnie wiadome, a nawet się złościł na mnie i Kasię zrugał, choć mu się to nie zdarza.

- To co? Jako pokorna żona nie powiesz mi żadnych rewelacji? I wybacz, że moja skromna osoba wywołała niewczesną burzę w twoim domu. To co mam sobie iść, rozumiem?

- Nie, zaczekaj, to nie to! Zdziwiłam się tylko, że Jurek tak emocjonalnie zareagował, potem nagle oświadczył, że musi pojechać do chorego, bo dostał wezwanie, choć nie słyszałam jego służbowego pagera. Potem był tam ponad dwie godziny, a jak wrócił nawet się do mnie nie odezwał. Wiesz, nasze małżeństwo może nie jest idealne, ale on się stara dla nas, pracuje czasem całe dnie, nawet w weekendy. Może fakt…ostatnio to trochę z domu ucieka, wiesz nie jestem już tą dziewczyną…zwiewną, wiotką. No i dzieci, wszędzie ich pełno, a on często szuka w domu ciszy. Już nie jęczę, sorry…nie myśl, że chcę się wyżalić, jestem dość szczęśliwa, połowa kobiet mi zapewne zazdrości męża lekarza, mojej pracy jako nauczycielki, pięknego domu, samochodów, udanych dzieci, czegoż więcej chcieć od życia?

- Na pewno jesteś szczęśliwa?

Zamyśliła się po tym pytaniu, milczała i chyba analizowała własne za i przeciw w końcu skinęła głową.

- Tak, mam wrażenie, że tak, choć do ideału zapewne dużo brakuje, ale wiesz…tylko w marzeniach może być idealnie. Proza życia, często brutalnie sprowadza nas na ziemię, ale tak to już jest, więc wolę się cieszyć tym co mam, niż bujać w obłokach fantazji.

- Jasne. Przepraszam, że zmienię temat i coś ci się zapytam, czy twój mąż leczył Ewę, żonę Janusza?

- Tak, skąd wiesz? Magda ci mówiła? Ona do niego miała zaufanie, nawet potem gdy popadła w tą paranoję i często dzwoniła do niego już ze szpitala, by przyjechał i sprawdził czym ją faszerują. Był u niej nawet w dzień jej śmierci, błagała mnie bym go poprosiła o to, by ją odwiedził, nawet poszłam do Ośrodka Zdrowia, by mu to powiedzieć.


- Nie, Magda mi nic nie wspomniała, ale nie ważne. Jeszcze jedno, zadam pytanie bardzo osobiste, jak chcesz możesz mi nie odpowiadać, ok.?

- Dobrze.

- Czy twój mąż miał romans z Ewą, albo Magdą?

- Szczerze? Nie wiem, był czas, że go o to podejrzewałam i…wiesz trudno mi o tym mówić, Magdy dziecko było by dziś w wieku mojego Szymona, wiem że to głupie, ale wiedziałam, że Janusz nie mógł być ojcem, bo kiedyś po pijaku Jurek mi powiedział, że on jest bezpłodny, robił sobie badania, leczył się, ale i tak nie mógł mieć dzieci. No a Jurek był u nich, znaczy Magdy i Janusza bardzo częstym gościem, mnie rzadko do nich zabierał, jakby mieli jakieś tajemnice, no a potem nagle Magda była w ciąży. Co do Ewy, tu jest to bardziej skomplikowane, wiem, że mogła się podobać mężczyzną, była taką damą, piękną i niedostępną…ale było w niej zbyt wiele dumy, a za mało kobiecości, ja tak sądzę i myślę, że może mój Jurek ją wielbił, ale chyba między nimi nigdy nie było romansu.

CDN…