wtorek, 30 lipca 2019

Polityka dewastacji emocji. List do wyborców PiS


Media i sprzęgnięta z nimi klasa polityczna codziennie używa narzędzi służących już nie polityce, zwycięstwu wyborczemu czy pozyskaniu sympatii, a służących wprost do dewastacji Waszych emocji. To jest bezczelność! To jest deptanie Waszych dusz i czynienie ich podległymi. Wystarczy przejrzeć medialny zapis ostatnich dni, by zauważyć, że nie ma tam ani jednego ściśle politycznego problemu, a przede wszystkim ani jednego odwołania się do Waszego rozumu. Macherzy najwyraźniej sądzą, że takowego nie posiadacie.

Odkąd polityczni troglodyci opozycji zrozumieli, że nie są w stanie przekonać Was do głosowania na siebie, rozpoczęli kampanię zniechęcającą Was do udziału w wyborach. To pokłosie nieoczekiwanej klęski w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Przed ogłoszeniem wyników byli pewni, że zwiększenie frekwencji da im oczekiwany bonus, a rzeczywistość jak zwykle ich zaskoczyła. Przez chwilę zastanawiali się nawet, czy nie wrócić do normalnej polityki, ale jak tylko ochłonęli, dali się podpuścić na stworzenie trójgłowego politycznego smoka, licząc na to, że to co stracą na codziennym propagowaniu świństwa, odzyskają dzięki ukrytym, atakującym ich teraz sojusznikom. Taka taktyka zakłada, wbrew deklaracjom, ograniczenie chęci do głosowania mniej zaangażowanego politycznie elektoratu. Odkryto, że można osiągnąć cel działając na emocje tak długo, aż ludzie zmęczą się intensywnością serwowanej im ohydy.

Pozornie jest to działanie pozbawione sensu, ale jak się bliżej przyjrzeć jest to powielenie metody użytej na początku lat dziewięćdziesiątych. Wtedy udało się najpierw wmówić ludziom, że wszyscy politycy są w zasadzie tacy sami, że wszyscy są kłamcami, hipokrytami oraz łajdakami. Na takiej operacji, co zrozumiałe, lepiej wyszli politycy, którzy codziennie nie deklarowali przywiązania do triady: Bóg, Honor, Ojczyzna. Tyle tylko, że podglebiem operacji były nieudolnie przeprowadzone reformy gospodarcze, które poraniły rzesze ludzi i stosunkowo łatwo było odwołać się do słusznego resentymentu wobec polityków wyklutych z dawnej Solidarności. Ówczesne zwycięstwo komuchów osiągnięto właśnie dlatego przy zadziwiająco wysokiej frekwencji, która powtórzyła się dopiero w 2011 roku, gdy naród poparł PO blokując złowrogi PiS, o którym starannie wykreowany vox populi szeptał, że chce doprowadzić do wojny z Rosją. Teraz rzecz jest w zasadzie nie do powtórzenia, ze względu na szczupłość i ograniczony zasięg oddziaływania grup społecznych, które czują się poranione rządami Prawa i Sprawiedliwości, a Rosję zastąpiły przepychanki z unijnym lewactwem. Dlatego nie ma już miejsca, ani na wielkie lęki, ani na pragmatyczną, wynikającą z codziennego doświadczenia odmowę.

Czekają nas trzy miesiące nieustającego jazgotu na dosłownie każdy temat, a szczególnie na tematy, które obchodzą naprawdę niewielu. Ludzie dziwią się, że machina propagandowa opozycji skierowana jest jakby do wewnątrz i służy utwardzaniu już posiadanego elektoratu, który jest dalece niewystarczający, by przejąć władzę. Nie, moi mili, to nie jest brak konceptu, a koncept właśnie. Zatruć i udręczyć, nie rządzących, a Was, którzy będą mieli wpływ na kształt przyszłego sejmu. To działanie obarczone dużym ryzykiem, ale jedyne możliwe. Pomysły polityczne w rodzaju „sześciopaku Schetyny” pojawiają się tylko dlatego, że wypada coś pokazać, a publiczne rozebranie się lidera do naga, jeszcze nie wchodzi w grę. Starannie przygotowaną bronią opozycji jest bezczelność i niewiarygodna wprost nachalność w pokazywaniu siebie, czy środowisk, które wydają się jej pomocne, jako ofiar. To oczywiście liczenie na sentymentalizm i łatwowierność ludzi, ale przede wszystkim na zmęczenie ciągłym zastanawianiem się, kto ma rację. To próba sprzedaży pakietu o niejasnej zawartości, ale przede wszystkim chodzi o zniechęcenie do kupowania w ogóle, że posłużę się taką trochę nieudolną alegorią.

Osobiście mam koncepty opozycji za błędne, ponieważ wynikające z dziwacznego przeświadczenia, że poza polityką i mediami niczego nie ma, a na przykład trwa lato. O, właśnie lato. Nie wiem, czy politycy opozycji jeszcze jeżdżą oglądać zwykłych ludzi, czy już im się to sprzykrzyło. Wiem za to, że do dnia wyborów nie wrócą do polityki, ponieważ zajęci będą wrzaskami oraz codziennymi pokazami własnej głupoty. Pojutrze rocznica Powstania Warszawskiego, czyli okazja by jazgot wznieść na wyższy poziom. Już poseł Misiło spróbował, ale został zgaszony, bo nie z tej paszczy trójgłowego smoka wystaje jego łeb. Czeka nas właściwa powtórka tego samego wyczynu. Rada taka, nie dajcie się zadręczyć, a emocje trzymajcie w odwodzie na wypadek spraw poważnych, a jakie to sprawy zdecydujecie sami, nie zakłamane media.

środa, 17 lipca 2019

Nasi miażdżą redaktora Mazurka

Pan Mazurek zaatakował panią Holecką, ta odpowiedziała w stylu charakterystycznym dla programu, który prowadzi i dla mnie byłby to koniec komedii, ponieważ wojny dziennikarzy nic mnie nie obchodzą, a sami dziennikarze obchodzą mnie w stopniu możliwie najmniejszym, ale użyte przy okazji sporu argumenty już tak, ponieważ pokazują, jak znaczące spustoszenia dokonały się w umysłach ludzi, którzy na co dzień z prostego amatorstwa lubią komentować politykę. Pomijam inwektywy skierowane wobec wrażego redaktora, zarzuty zdrady, także z finansowej zawiści wobec sukcesu dziennikarzy patriotycznych w rodzaju pani Holeckiej właśnie. Linia obrony programów informacyjnych i publicystycznych produkowanych przez TVP wygląda mniej więcej tak:
Po pierwsze, TVP uprawia nachalną propagandę, ale jest to jedyna możliwa odpowiedź na nachalną propagandę uprawianą od lat przez zaprzyjaźnione z opozycją media w rodzaju TVN. To trochę na zasadzie, że skoro mój sąsiad lewak leje żonę, to i ja, choć jestem łagodnym, religijnym patriotą, też muszę swojej przyłożyć. Inaczej rzecz ujmując, łajdackie to wszystko bardzo, ale to nasi łajdacy. No dobrze, ale czy propaganda musi ociekać wazeliną, a mówiąc o politycznym przeciwniku należy utwardzać ton głosu, tak by całość przypominała parodię komuszej kroniki filmowej?
Po drugie, chodzi o złamanie monopolu informacyjnego. Szczególnie zabawny argument, bo współcześnie jest tak, że w mediach informacja bez interpretacji nie istnieje, zupełnie jakby ludzie nie potrafili samodzielnie wyciągać wniosków. Może i tak jest, nie wiem. Jeśli już, to chodzi o złamanie monopolu interpretacyjnego. W tym miejscu wracamy do punktu pierwszego, a problem tkwi w estetyce. Co ciekawe ludzie namiętnie wynoszący i wielbiący poetę Herberta wydają się nie rozumieć, że ta cała estetyka jest naprawdę pomocna w życiu. Można jej nauczać w dziurawych portkach i chodząc boso, ale nie da się mając dziurawą czy
niedomytą duszę.
Po trzecie, ta propaganda nie jest dla ciebie, ponieważ jest skierowana do prostych ludzi. To chyba najpaskudniejszy argument, bo akurat ja jestem człowiekiem najprostszym z możliwych, a zdzierżyć jej nie potrafię. Mówiąc wprost, tak musimy, bo nasi odbiorcy są głupi. No pięknie! – Jak mawia Powolniak w serialu „Co ludzie powiedzą”. Na boku zauważę, że trudno mi wyobrazić sobie człowieka, który odczuwa satysfakcję słysząc tysięczny raz, że totalna opozycja to czy tamto… Nie wiem, bo nie oglądam, ale czy ten cały TVN też każdą informacje o rządzie okrasza podobnym zwrotem?
Po czwarte, trwa wojna i to są nasi żołnierze na medialnym froncie. W tym miejscu pozostaje tylko poinformować zebranych, że na razie nie trwa żadna wojna. Przy okazji wojennej mogę tylko nieśmiało przypomnieć, jak żołnierze medialni II Rzeczpospolitej donosili we wrześniu 1939 dla podniesienia morale ludności o licznych sukcesach naszej armii, z bombardowaniem Berlina włącznie. Nie wiem, czy ktoś w to wierzył, ale ludzie lubią wierzyć w dobre informacje i nikt nie zapytał, co z tymi, którzy w związku z wiarą w prawdomówność mediów podjęli złe decyzje i na przykład zginęli. Ups i tyle.
Po piąte i najgłupsze, dzięki takiej propagandzie PiS wygrywa. To już przypomina żywcem obwieszczenia Tomasza Sakiewicza, że dzięki niemu i Gazecie Polskiej, PiS wygrało wybory w 2015. Nikt specjalnie nie podchwycił tego wątku i pan Tomasz szczęśliwie przycichł, ale widzę, że ten koncept odżywa i jesienią możemy mieć powtórkę z panią Holecką i towarzystwem na czele, no chyba, że złośliwy, pazerny i nad wyraz chamski redaktor Mazurek przeszkodzi w tryumfie dobra nad totalną ze wszech miar opozycją.

niedziela, 14 lipca 2019

Dylematy opozycji

Słuszny i pożyteczne dla opozycji zgromadzonej wokół Platformy Obywatelskiej był brak jakiegokolwiek programu. Wbrew pozorom ten stan służył im o tyle, że fani opozycji mogli sobie sami dopisywać, co tam im przyszło do głowy, a nawet tworzyć dowolne koalicje. W kupie chmurę tych rozmaitych wyobrażeń trzymała wspólna nienawiść do potwornego Prawa i Sprawiedliwości. Teraz mają swój program, który choć niejasny co do realizacji, infantylny do granic możliwości, jednak stanowi jakiś punkt odniesienia. Diabeł ich chyba podkusił. Tu wtrącę anegdotkę, o mojej świętej pamięci sąsiadce, która wybrała się na pielgrzymkę do Bieniszewa. W drodze powrotnej fatalnie zmokła i swoje rozczarowanie wyraziła słowami: - Diabeł mnie podkusił iść na pielgrzymkę! No właśnie.
Rzecz w tym, że porażkę opozycji w zbliżających się wyborach można było stosunkowo łatwo przewidzieć pół roku po przegranych kampaniach w 2015 roku. Wybór kursu na męczącą, nieustanną konfrontację z rządzącymi oraz zupełne niezrozumienie przyczyn porażki, to wy-starczające powody, a można jeszcze dodać tuzin drobniejszych. Pierwszy punkt jest chyba jasny, bo przecież z własnej woli opozycja dorobiła sobie gębę okropnie bezmyślnych, a namolnie wrzeszczących z sejmowej mównicy pań z Nowoczesnej i jeszcze gorszych chłoptasiów o twarzach, jak pisał poeta pszenno-buraczanych. Eksces, wrzask, podejrzane indywidua na „barykadach postępu” i ciągłe zapewnienia, że już teraz, że za chwilę… I te pogróżki, co niby zrobią z politycznym przeciwnikiem, jak dojdą do władzy. To jest właśnie starannie wypracowany wizerunek ludzi niepoważnych i kłótliwych, którego z dnia na dzień nie da się unieważnić.  
Żadnych sensownych wniosków nie wyciągnięto z wyborczych porażek. Od lat królują proste, prymitywne wyjaśnienia, że 500+, że sowie taśmy… Samo gadanie o tym jest już grubym błędem politycznym, ustawiających wyborców, których chce się odzyskać czy pozyskać, na pozycji pazernych sensacjonistów. Wszystkie, choć trochę poważniejsze analizy były i są natychmiast odrzucane, ponieważ przekonanie o własnej wyższości jest w opozycyjnej bańce polityczno-medialnej tak silne, że wymaga absolutnej akceptacji, podziwu i oklasków.
Opozycja miała cztery lata, by przemyśleć odpowiedzi na klasyczne pytania, skąd się wywodzą, kim są i dokąd zmierzają, a wymyśliła, że trzeba obalić rządy Prawa i Sprawiedliwości. Nic więcej. Reszta to kwestie techniczne w rodzaju: Z kim iść w koalicji, z kim nie iść, a kogo stanowczo wykluczyć. Bardzo zajmujące dla elektoratu, a nawet obarczone grubym błędem logicznym wynikającym z prostego do prymitywizmu sumowania elektoratów, o czym przekonaliśmy się podczas wyborów do PE.
Teraz wyskakują z programem w stylu „dla każdego coś miłego” i patrzą ciekawie, jak też naród zareaguje, o ile im wzrośnie poparcie. W tym miejscu powinienem wyrazić zdumienie pychą tych dziwnych ludzi w sposób adekwatny, czyli nieparlamentarny, ale tym razem się powstrzymam. Oni po prostu nie mogą pojąć, że same obietnice są niewiele warte dla ludzi, bo gdyby były, to wybory wygrywałyby partie skrajne, gotowe obiecać wszystko i wszystkim, a przecież tak się nie dzieje! Dla ludzi nieprzesadnie zainteresowanych bieżącą polityką, a takich jest znakomita większość, liczy się bowiem nabywane latami ogólne wyobrażenie o politykach i stanie państwa, a przede wszystkim stabilność. Przecież sami to widzą, a nawet wychwalają, gdy rzecz dotyczy wyborów samorządowych. Ba, na tej zasadzie rządzili osiem lat Polską i pewnie rządziliby nadal, gdyby PiS nie zmieniło strategii, odrzucając umoralniające gadki i wyrażanie świętego oburzenia na patriotyczno-moralną niedojrzałość ludu.
Do tego dochodzi, niestety dla PO i całej reszty, wiarygodność. To są progi, których opozycja nawet nie próbuje forsować, a jeśli nawet, to w sposób zmieniający te starania w istną parodię. Przejawem tego nieintencjonalnego komizmu jest obecna kampania wyborcza i całe to wychodzenie do ludzi. Raz, że wbrew oczekiwaniom pomysłodawców wygląda to na przejaw skrajnej pychy. Dwa, że jest prowadzona na poziomie iście gówniarskim, a trzy, że jak wszystkie kampanie opozycji jest skierowana do wewnątrz, czyli do fanów, ale nawet ci chyba zauważyli, że całość jest czymś w rodzaju wypracowywanego w mękach alibi.
Jakby tego było mało, ogłosili ten cały program, który oczywiście może ulec radykalnej zmianie, w zależności od tego, kto się w końcu skusi, by startować w koalicji z PO i co na niego powiedzą autorytety i media prowadzące ich wszystkich do boju.