poniedziałek, 19 lipca 2021

Technologia zachowania. Plugawy ptak współczesności

Stanisław Lem w „Fantastyce i futurologii” wspomina dzieło amerykańskiego behawiorysty B.F. Skinnera wydane pod miłym tytułem „Poza wolnością i godnością”. Tamże, ten sympatyczny i światły człowiek stara się udowodnić, że zarówno wolność jak i godność są, wbrew temu co sądzimy, hamulcami postępu. W ich miejsce proponuje stworzenie odpowiedniej „technologii zachowania” obejmującą swymi zasadami całość życia publicznego i prywatnego człowieka. Lem ma ją za skrajnie totalitarną i przez to niemożliwą do realizacji anyutopię. Niestety Lem się pomylił. Myśl, czy raczej antymyśl Skinnera znalazła nie tylko kontynuatorów, ale i swoje twórcze rozwinięcie we współczesnych nam czasach. Wystarczyło pół wieku, by przeorać umysły ludzi tak głęboko, że są w stanie uwierzyć dosłownie we wszystko, co serwują im machiny propagandowe, a nawet jeśli nie wierzą, nie są w stanie się skutecznie zbuntować, ponieważ zostali sparaliżowani już na poziomie języka.

Wszyscy chętnie mówią o wolności i godności, ale niepostrzeżenie dla ogółu znaczenie tych słów jest tylko pozornie tożsame z tym, sprzed pół wieku. Tak naprawdę „technologia zachowania” od dawna święci swój pełny tryumf. Udało się to stosunkowo łatwo, dzięki wywiedzionemu również ze Skinnera konceptowi, że aby uzyskać taki efekt, należy z systemu kar i nagród, skreślić kary i zostawić same nagrody. Na tym właśnie polega współczesność. Człowiek jest ustawicznie nagradzany, choć te nagrody nie są dla większości niczym więcej niż obrywaniem po łbie, ale tu nie chodzi o guzy, a o przeświadczenie, że jest się lepszym, mądrzejszym, szlachetniejszym i tak dalej… Z rzeczywistością nie ma to oczywiście nic wspólnego, ale pozbywszy się Boga, ludzie wszak nadal chcą wierzyć i możliwie ułatwioną wiarę czy wiary, serwuje im się na okrągło. Każdy kto klepie współcześnie obowiązujące mantry jest nagradzany już przez to, że nie otacza go środowiskowy ostracyzm.

 Krytycyzm, logika czy zwykły ludzki rozsądek nie są pożądane do tego stopnia, że obnoszący się z nimi ludzie z roku na rok ryzykują coraz bardziej. Na razie głównie utratą pracy, ale sytuacja jest rozwojowa. Przy tym zupełnie nie zaskakuje, że rozsadnikami tej ciemnoty i, trzeba to powiedzieć - zbydlęcenia, są środowiska tradycyjnie postrzegane jako niosące społeczeństwom światło rozumu i wiedzy. Tak jest, ponieważ presja otoczenia jest w nich obezwładniająca, a człowiek chcąc zachować pracę i prestiż z nią związany musi swoje wybory zracjonalizować i stając przed koniecznością wyboru, albo ucieka w milczące przyzwolenie, albo staje się gorliwym neofitą nowej wiary. Nie przypadkiem „technologia zachowania” została udoskonalona na szczytach międzynarodowych korporacji, a teraz gdy zeszła na poziom ich magazynów, a z Uniwersytetów na poziom kadry szkół powszechnych zdaje się być niepowstrzymana.

Oczywiście są wyjątki dotyczące całych narodów i społeczeństw, gdzie większość z powodu pewnego opóźnienie nie przesiąkła do cna ideami nowego najwspanialszego świata, ale proces trwa i trwał będzie do końca. Tyle tylko, że zaczęło brakować czasu. Nie wiem skąd ten nagły pośpiech do całkowitej unifikacji, bo na co komu doskonale bezmyślne społeczeństwo, z grubsza wiadomo. To dlatego w Polsce tak zwane elity intelektualne i artystyczne razem ze swoimi przemyśleniami i żądaniami wydają się ludziom przytomnym skrajnie idiotyczne. Jeszcze gdzieś się tu kołaczą resztki rozumu i logiki, ale ciemnota i u nas czuje się coraz pewniej, oparta o autorytety, które sama tworzy. Lenistwo umysłowe, oportunizm, tchórzostwo, oczekiwanie nagrody i pochwały, brak rozeznania choćby w skalach wielkości, zawsze w końcu zatryumfuje.

I znowu przyjdzie się kiedyś ludziom tłumaczyć, że nie wiedzieli, że nie zdawali sobie sprawy w czym uczestniczyli. Wolność i godność, a cóż to za ptaki?

poniedziałek, 5 lipca 2021

Powroty i przewroty

 

Tusk wrócił! Wejście smoka! Zawodnik wagi najcięższej… I tak dalej. Na początek zapytam, czy dzisiaj też wraca? A jutro? No właśnie, co poza aktem powrotu, który w zasadzie jest jednorazowy, ma opozycji do zaoferowania Tusk? Rozumiem, że ma tak podnieść PO, że reszta uzna jej bezwarunkowe przywództwo i pod przewodem Donalda podąży drogą chwały ku wyborczym tryumfom. Przecież to szczere bajdy! Pojeździ trochę po kraju, spotka się tu i ówdzie z partyjnym aktywem, pokrzyczy trochę na Kaczyńskiego, a potem raczy się zaczaić. Platformy Obywatelskiej po prostu nie da się podnieść, ponieważ masa krytyczna głupoty została w tej partii nieodwracalnie przekroczona. Stąd wszystkie te ucieczkowe projekty mające na celu ogłupienie liberalnych prostaczków. Co dalej z Trzaskowskim już mniej więcej wiemy, a nieszczęsny Hołownia na którego grano tak intensywnie? Śmieszne to było i bardzo już głupie, ale było. Doganiał, a nawet przeganiał wedle co gorliwszych twórców sondaży i dyżurnych socjologów kraju. I co? Jest czy go już nie ma?

Jest niestety jeszcze wariant z całkiem innej beczki, bo być może jest to próba zrobienia Tuska premierem tu i teraz, bez nowych wyborów parlamentarnych. Może Jaśnie Oświecony Minister Gowin zebrał wystarczającą ku temu grupę sprzedawczyków i razem do kupy z politycznymi geniuszami, licząc od Zandberga do Korwina… To wcale nie byłoby nic specjalnie osobliwego, ponieważ wbrew ględzeniu polityków, społeczeństwo jest o wiele trudniej kupić, niż ich samych.

Przy okazji popatrzmy na samego Tuska. Po pierwsze bynajmniej nie jest leniwy. Owszem, lubi otaczać się pomocnikami od czarnej roboty. Przy okazji przypominam, że członkowie PO i potencjalni koalicjanci powinni mieć się na baczności, ponieważ pan Donald w pierwszym rzędzie zabierze się za was. Nie, żeby mnie to jakoś martwiło, ale wypada ostrzec. Mikołaj Gogol w usta Sobakiewicza wkłada taką mniej więcej charakterystykę miejscowego Gubernatora: Nawet twarz rozbójnika, daj mu nóż i puść na gościniec. Za kopiejkę zarżnie. Powieść nosi tytuł „Martwe dusze” i nie jest, o dziwo, poświęcona naszej zdziczałej polityce.

Fanów pana Tuska informuję przy okazji, że choć smarowany miodem waszych pochlebstw, nie jest nikim więcej niż prostakiem. Niech będzie, że brutalnym, ale to nie likwiduje tkwiącego w nim prostactwa. Nie chodzi mi tutaj o jego wypowiedzi, bo gadać, moi mili, można wszystko i można łatwo przyjąć, że znając swój elektorat, stylizuje się na prostaka dla politycznych korzyści. U niego prostactwo tkwi głębiej, każąc mu w każdej chwili podlegać silniejszym i ukazywać swoją przewagę nad słabszym. I znowu pan Gogol się kłania.

Prawdą jest natomiast, że Donald Tusk jest politykiem wagi ciężkiej po stronie opozycji, albo lepiej w Koalicji Obywatelskiej, żeby nikogo spoza niej nie urazić. Tu mogę wreszcie go pochwalić, ale użyję do tego na sposób alegoryczny starego szmoncesu. Umarł, wystawcie sobie, miejscowy bogacz, a nie był to, delikatnie rzecz ujmując człowiek szlachetny. Niemniej na pogrzebie wypada wygłosić mowę chwalącą cnoty nieboszczyka. Nikt nie chciał się tego podjąć, aż w końcu znalazł się chętny i za przedwojenne dwadzieścia złotych i powiedział:

- Wszyscy wiemy, kim był zmarły. Był to łotr, zdzierca, kłamca, bezbożnik, krzywdziciel wdów i sierot, ale zostawił po sobie takich synalków, że przy nich to on był sam świątobliwy cadyk!

I tym, prawda, optymistycznym akcentem…