piątek, 22 maja 2009

Opowiadanie część XI



Czekał na nią aż do zmroku, nie wróciła, zaczął się denerwować, pomyślał, że może pójdzie do Agnieszki…potem przypomniał sobie ten telefon do niej i jaka była rozdrażniona.
Miał przeczucie, że coś się stało, wiedział, że na razie nie ma co zawiadamiać policji.

Wyszedł na zewnątrz, rozejrzał się…naprzeciw stał solidny dom z czerwonej cegły, teraz w ciemności wydawał się jeszcze większy, płonące światła w oknach nadawały mu powagi, a poruszające się sylwetki za firankami - życia. Poczuł się bezradny, jak wtedy, gdy żona oświadczyła mu, że nic ich już nie łączy, że złożyła sprawę rozwodową…

”Kiedy się tak zagubił? Czego nie dostrzegł, choć wszyscy wokół to dostrzegli? Czy jego błąd polegał na tym, że nie potrafił walczyć o własne życie?” Rozmyślając bezwiednie ukrył twarz w dłoniach, gdy usłyszał nagle;

- Dobry wieczór – naprzeciw stał mężczyzna około czterdziestki, wysoki, wysportowany, uśmiechał się.

- Dobry wieczór, my się znamy?- Zapytał, bo nieznajomy wyraźnie zachowywał się tak, jakby się znali.

- Niezupełnie…- zawahał się – poznał pan moją żonę.

- A pan doktor…Jerzy, jeśli jest pan mężem Agnieszki?

- Tak, mąż Agi, widzę, że już się dobrze poznaliście? – uśmiechnął się, a Karol poczuł do niego sympatię …
”Następna osoba do układanki i to nie jest mężczyzna ze zdjęcia” pomyślał „ I gdzie jest Magda?”

- Tak, trochę się poznaliśmy, wybaczy pan, jeśli w czymś panu uchybiłem, ale pańska żona była na tyle miła, że poświęciła mi swój cenny czas i miło sobie pogadaliśmy. Wie pan, że jestem teraz lokatorem Magdy, prawda?

- Ależ nie mam do pana pretensji, Aga mówiła, że pan jest bardzo miłym gościem. Tak, wiem, że wynajął pan u Magdy pokój na dwa tygodnie i ja właściwie do niej, bo wie pan, w przychodni mamy tylko jedną pielęgniarkę, ona nie jest stąd znaczy pielęgniarka, no a po południu czasem też trzeba robić zastrzyki.- Znów się uśmiechnął.- Wie pan, Magda nie odbiera telefonów, więc pofatygowałem się, by ją poprosić o te zastrzyki.


- Z tym będzie problem, bo Magdy nie ma. Wyszedłem na zewnątrz, bo myślałem, że tu coś wymyślę, zniknęła dziś rano zostawiając kartkę, że musi coś załatwić i że wróci po południu. Właściwie nie wiem, co mam robić.

- Dziwne. Zawiadamiał pan już kogoś? Nie dała żadnego znaku życia?

- Nie całe popołudnie na nią czekałem…właściwie chciałem ją gdzieś zaprosić…

- Rozumiem, Magda to atrakcyjna kobieta, tylko do facetów ma pecha – uśmiechnął się dziwnie – nasza lokalna skandalistka.

- Skandalistka?

- Niech pan nie udaje, że nie wie…i może przejdźmy na ty, skoro z Agą już pan jest.

- Jasne, jestem Karol i nie wiem co masz na myśli mówiąc skandalistka. Może wejdźmy do domu, wypijemy kawę, albo herbatę, bo może Magda zadzwoni. – Uśmiechnął się do Jerzego

- O kawa, to super pomysł, wiesz jestem od szóstej na nogach, potrzebuje tu drugiego lekarza, bo któregoś dnia padnę jak nic.

Weszli do domu, Karol nastawiał czajnik, gdy zadzwonił telefon.

- Może to Magda – zwrócił się do Jurka i podniósł słuchawkę. – Słucham tu Karol Ambroziak.
Po drugiej stronie usłyszał oddech…potem trzaski i w końcu połączenie zostało zerwane.

- Dziwne, nikt się nie odezwał, choć słyszałem oddech po drugiej stronie – spojrzał bezradnie na Jerzego.

- Oddech – zażartował – sapiący i pełen podniecenia? Może to adorator Magdy.

- Nie żartuj, bo to dziwne, wiesz.

- Sorry, fakt, ale wiesz o tej godzinie mam już „małpi” rozum. Aga często się na mnie o to gniewa, ale po 10-12 godzina pracy, same wariactwa przychodzą mi do głowy.

Karol zalał wrzątkiem kawę i podał cukier.

- A właśnie, o co chodzi z tym skandalem, bo mówiłeś o jakimś skandalu.

- Wiesz – zamieszał cukier w filiżance i chyba próbował przywołać z pamięci tamten okres – kiedy przyjechała tu Magda byłem młodym lekarzem w nowej placówce, ach, jakie wtedy wydawało się wszystko łatwe. Taka praca dla młodego lekarza…rozumiesz, przychodnia, sam sobie jesteś szefem i pracownikiem, żyć nie umierać. No i zjawiła się Magda szukająca pracy, bo chciała się zająć babcią, nawet chyba to była jej prababcia, nie ważne, to była staruszka. Przyjęto ją i zaczęła się nasza współpraca, ona jest naprawdę dobrą pielęgniarką i nie myśl, że ostrzyłem sobie na nią zęby…wtedy byliśmy z Agą dopiero po ślubie.

- Czy ja coś mówię?
- Wiesz, fakt, była śliczna, może czasem mi coś przez myśl przeszło, rozumiesz?

- Jasne.

- W każdym razie babcia Magdy jakoś po pół roku zmarła, no i zaczęło się gadanie, że wcale o staruszkę nie dbała, że tylko się stroi i oczami strzela, a ona bardzo o nią dbała. Ale to małe miasteczko i przypięli jej łatkę, zwłaszcza, że od początku przyjeżdżał do niej chłopak, przystojny brodacz, ale ona nigdy z nim się nie afiszowała, więc ludzi to też interesowało. Potem przyjechał Janusz i Ewa, no i zapewne znasz tą historię, co?

- Co nie co.

- Wiesz Janusz to był mięczak nie zasługiwał na Ewę, na Magdę zresztą też…taki laluś bez charakteru. To był mój kumpel, ale zawsze mówiłem mu co o nim myślę. Wiesz Ewa to była cudowna kobieta, taka dama, delikatna, subtelna, ech…bardzo mi jej szkoda, bo to ją zgubiło. Janusz był kobieciarzem, podrywał każdą, od nastolatek, po starsze i dojrzałe. Ciągnęły do niego jak muchy do miodu, wszystkie chciały się u niego leczyć, choć nic im nie dolegało.
Nawet moja zwariowana szwagierka, wiesz podejrzewam, że nawet moja Aga się w nim podkochiwała. Ewa znosiła to źle, kilka razy prosiła mnie, bym z nim pogadał, gadałem, a on się śmiał, że niby ona wariuje z zazdrości.

- Podobno Ewa nie lubiła Magdy, prawda?

- O tak, nie lubiła. Wiesz Janusz od dnia gdy tu przyjechał biegał za nią jak by oszalał, posyłał jej kwiaty, adorował ją, wiesz, dziewczynie to imponowało, a Ewa znienawidziła. Potem gdy była w klinice zaczęła obsesyjnie wymyślać, że ona chce ją zabić, no i choroba się pogłębiała.

- Podobno bardzo ci ufała, właściwie do końca.

- Tak, w dzień jej śmierci byłem u niej, rozmawiałem z nią, wiesz to dziwne, bo właściwie pogodziła się tego dnia z myślą, że odejdzie od Janusza. Powiedziała, że chce żyć, no i że podobno naga Magda ja co noc dusi. Wiesz nie jestem psychiatrą, ale ta jej choroba wydawała mi się dziwna, rozmawiałem o tym potem z jednym kolegą psychiatrą, mówił, że takie rzeczy się zdarzają, ale kilka rzeczy nadal nie daje mi spokoju, jak choćby to jak umarła. Uduszenie, bez żadnych śladów…wiesz jest lek który coś takiego powoduje, ale można go wykryć po śmierci, a tam nie było nic…kompletnie. No chyba, że ktoś sfałszował wyniki sekcji.

- Czy to jest możliwe?

- Teoretycznie tak, zwłaszcza jeśliby się miało znajomości z zimnym doktorem.

- A Janusz takiego kogoś znał?

- Nie wiem, ale od czasu śmierci Ewy przestałem mu ufać, zwłaszcza jak po raz pierwszy pobił Magdę.

- Janusz bił Magdę?

- Tak, zwłaszcza jak zaszła w ciążę, wiesz on był bezpłodny, sam mi to powiedział jeszcze gdy byli z Ewą. Magda prosiła mnie, bym nikomu o tym, że Janusz ja bije nie mówił, prosiła, ba, nawet błagała. A on ją bił coraz częściej, więc ja biegałem tam prawie co dzień, by jej służyć w razie czego. Nawet Aga zaczęła coś podejrzewać.

- No to kto był ojcem?

- Nie wiem…nie ja, uwierz, choć Janusz mnie o to oskarżył. Magdy też się pytałem, nie chciała mi powiedzieć, powiedziała, że lepiej bym nie wiedział.

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz