Co to ma być? Sam nie wiem! Śpię sobie wesoło i takie coś mi się przyśniło. Ktoś w obcym, mrocznym pokoju, przyświecając sobie ogarkiem świecy odczytał mi ten ustęp iście grobowym głosem. Nie lubię jak ktoś mi czyta na głos i pewnie dlatego się obudziłem.
Co za Johann? Nie znam żadnego Johanna, o żadnym Johannie ostatnio nie myślałem ani nie czytałem. Ja skromny człowiek jestem i w ogóle mam niewiele zagranicznych myśli.
Z podświadomości mi wylazł całkowicie niepotrzebnie i nie da się zagonić z powrotem. Sprawdziłem. Żył w osiemnastowiecznym Gdańsku Johann Uphagen, który był polskim patriotą, ale nic nie piszą, by był odludkiem.
Żałuję, że się obudziłem i nawet nie wysłuchałem całego zdania. Może bym się czegoś więcej dowiedział o tym odludku. Żadnego konkretnego pożytku z takiego snu nie ma.
Wyszedłem przed chwilą z Różyczką na dwór i zmieniłem zdanie. Jest pożytek!
Dowiedziałem się, a większość z Was za mną, o istnieniu Johanna Uphagena, gdańszczanina, żyjącego w latach 1731-1802, który obok licznych swoich zalet i pasji był polskim patriotą, który w 1793 zrzekł się stanowiska rajcy na znak protestu przeciwko przyłączeniu Gdańska do Prus.
A dzisiaj? Wszędzie pałęta się pełno całkiem zwykłych Jasiów, Rysiów, Czarków czy innych znowuż Kaś, Jolek, Wandeczek i tym podobnych, którzy na sam dźwięk słowa „patriotyzm” dostają wysypki, drapią się nieprzystojnie, wykrzywiają boleśnie, chichoczą. Potem u specjalnego lekarza upraszają piguły, a co gorliwsi żądają antypatriotycznych szczepionek.
I nie chcą słuchać wykrętów, że takich szczepionek nie ma na składzie.
- Kopacz – narzekają – pewnikiem nie kupiła!
Albo co wyprawiają prawacy; To się w głowie nie mieści! Idzie jeden z drugim do Empiku. Bierze z półki nowy numer Krytyki. Udaje, że przegląda a jak nikt nie patrzy, ciach, wtyka do środka specjalną pocztówkę i odchodzi pogwizdując neutralną światopoglądową melodię, na przykład Marsz Radetzkiego.
Przychodzi lewak, kupuje egzemplarz i pędzi do utajnionego lokalu by z kolegami po rozumie, wertować i się napawać. Wszyscy siadają po turecku. Lewak fundator całuje okładkę i otwiera pachnący drukarnią najnowszy numer. Na ekologiczny dywan wypada pocztówka.
- Darmocha! - Cieszy się lewak i odwraca pocztówkę, bo pocztówki, jak wiadomo spadają zadrukowaną stroną w dół. Wszyscy mdleją, a potem dalejże cierpieć straszliwe swędzenie, ponieważ na pocztówce, literami jak wół napisano „BÓG! HONOR! OJCZYZNA!
BRAWO!!!!
OdpowiedzUsuńStęskniłem się za Wami, rebe Jarecki.
OdpowiedzUsuńOzwijcie się kiedyś, co?
Może być np. na Skype.
Pzdrwm
Jacek, wrzuć tu z boku takie szpejo, jak ja niedawno wrzucił (też w końcu na bloggerze), i jak ma Nicek! Chodzi mi o to szpejo, co pokazuje ostatnie komęta.
OdpowiedzUsuńMacie tu super teksty, sporą publikę, a dyskusje, przyznasz, jakieś jak na to mikre. To szpejo mogłoby z czasem pomóc Ci to zmienić. (Iwonie też.)
Całuję czule