niedziela, 30 stycznia 2011
Dom Elżbiety CI
Myśli wszystkich trzech poszybowały i odbiły się o…no właśnie odbiły się, zostały schwytane. Żadne z nich zapewne tego nie przypuszczało, że ktoś lub coś, może je w jakiś sposób kontrolować. Ale wszyscy w jednej chwili usłyszeli dziwaczny, ironiczny śmiech.
Janusz przyspieszył kroku, Elżbieta nadal wpatrywała się wielkimi oczach w przyjaciółkę, która nadal trajkotała baz związku. A Piotr? No cóż, Piotr uśmiechnął się dziwnie i wyszedł z domu. Szedł w stronę swojego domu. W jego oczach odbijała się jakaś szatańska decyzja. Uśmiechał się, jakby dobrze się bawił, gdy nagle usłyszał.
- Proszę kogo widzę, pan Pawlicki we własnej osobie! – W jednej chwili otrzeźwiał z tamtego dziwnego odrętwienia, bo głos który usłyszał niewątpliwie należał do Roberta.
- Co tu robisz? – Zapytał zachrypniętym, zmęczonym głosem. Teraz dopiero zdał sobie sprawę, że naprawdę jest zmęczony. Trzy dni, które Elżbieta bez przytomności spędziła w szpitalu, dla niego były dniami bez snu. Czasem chwilę zdrzemnął się na krześle. Janusz namawiał go, by pojechał choć na jedną noc do domu, ale się nie zgodził. Teraz dopiero głos Roberta mu to uświadomił. Padał z nóg.
- Widzę, że nie cieszy cię mój widok przyjacielu – Robert specjalnie go prowokował – a wyglądasz jak śmierć! Tak panna dziedziczka cię eksploatuje? – zaśmiał się lubieżnie.
- Odczep się. – Warknął na niego – Ela była bardzo chora, a i teraz potrzebuje opieki. Tobie w głowie tylko jedno. Byłeś u matki?
- Jasne – Robert nagle zmienił ton – coś słyszałem, że podobno nieprzytomną zawieźliście z Księdzem Januszem do szpitala. Ale dzwoniłem tam i powiedziano mi, że Elżbieta Loretańska wypisała się na własną prośbę. Więc przyjechałem odwiedzić chorą. A u matki nie byłem jeszcze, a co?
- Nie sądzę, by Elę twoja wizyta ucieszyła. A twoją mamę akurat bardzo. Wiesz, że ona, twoja mama jest bardzo chora? Oprócz astmy na tarczycy utworzył się guz. Powinna poddać się operacji, no ale chyba tylko ty mógłbyś ją o tym przekonać.
- Słuchaj – Robert przyglądał się Piotrowi – rzućmy w niepamięć dawne urazy. Wiem, że nie uda mi się rozkochać w sobie Elżbiety. Wiem też, że bardziej dbasz o moja matkę niż ja. Wiem, jestem sukinsyn i drań. Ale stary, naprawdę powinieneś się chyba przespać, bo wyglądasz jakby wyciągnięto cię z grobu. Mogę robić za pielęgniarkę we dworze. Tylko powiedz co? A do matki pójdę, tylko potem.
- Teraz jest u niej, jej przyjaciółka. – Nagle to zdanie go samego przeraziło – Słuchaj ja wracam do Eli, choć ze mną – zaproponował.
Robert spojrzał na niego zdziwiony. Ta zmiana decyzji była dla niego niezrozumiała, ale ruszył wraz z nim w stronę domu Elżbiety. Żaden się nie odzywał. Szli szybko w milczeniu. Kiedy Piotr nacisnął klamkę, usłyszał za sobą, znów ten ironiczny chichot. Spojrzał na Roberta, czy też to słyszał, ale wyraz jego twarzy wskazywał, że nie.
Weszli do środka. Hol spowijał już mrok, bo drzwi do pokojów były pozamykane, jedynie drzwi od kuchni, rzucały wąską smugę gasnącego dnia.
- Elżbieta! Karolina! – Zawołał zaniepokojony Piotr.
Odpowiedziała mu niestety tylko cisza.
Otworzył drzwi sypialni, ale nie zastał ani Eli, ani tamtej drugiej. Tylko pościel w nieładzie świadczyła, że jeszcze przed chwilą ktoś w niej leżał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Iwonko, trzymasz nas w napięciu, tak musi być....ja po remoncie, dobrze, że niedziela, bo odpoczywałam, pozdrawiam Marika
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać, śliczny domek niczym dworek.Marika
OdpowiedzUsuńCieszę się, że trzymam i że Ty po remoncie.
OdpowiedzUsuńPozdro.:D
Też się cieszę, ale po 35 latach trzeba było
OdpowiedzUsuńNo wiesz, "Dom" to jeden z głównych bohaterów, a tak sobie właśnie wyobraziłam ten dom Elżbiety.
OdpowiedzUsuńno tak, zawsze coś trzeba poprawić. Wiem, bo my mamy własny domek, to stale coś w nim trzeba poprawiać, albo remontować.
OdpowiedzUsuń