czwartek, 6 stycznia 2011

Dom Elżbiety XCI


Podjechali pod dom i wysiedli. Elżbieta zdała sobie sprawę, że nie była jeszcze u niego w domu. I nagle ją olśniło, że to zapewne dom w którym mieszkał Ksawery. Że to dom jego żony. Zapytała się o to Piotra. Ten skinął głową na znak, że to prawda.

Oboje to odkrycie zdziwiło.

- Wiesz – powiedział Piotr – właściwie nigdy o tym nie pomyślałem. Niby wiedziałem, że dom stał się naszą własnością od czasów Ksawerego. Babcia Katarzyna, czyli żona Ksawerego była jedynaczką, więc całe gospodarstwo i dom odziedziczyli. Ale ty mi to uzmysłowiłaś.

- Czy w domu coś po Ksawerym zostało?

- Raczej nie. Ale chodźmy do domu, bo zmarzniesz. Poza tym – mówił otwierając drzwi – wszystko pozmienialiśmy. To kiedyś była po prostu wiejska chałupa. Kilka razy dom został przerabiany. Wiesz, to nie twoja posiadłość – dodał jakby z lekkim przekąsem.

- Rozumiem – Ela jakby się zmieszała – i wiesz – nagle zmieniła ton – powinnam być jednak w swoim domu. Nie wiem, ale nie pozwolę się Carlocie zastraszyć. – Odwróciła się na pięcia i ruszyła sama w stronę swojego domu.

- Elżbieta! – Krzyknął wystraszony Piotr – oszalałaś? Mieliśmy poczekać na Janusza! A poza tym, sama wiesz, że przez nią straciłaś przedtem przytomność!- wołał i próbował ją dogonić, bo Elżbieta szła zdecydowanym krokiem, jakby dom miał siłę przyciągania.

- Wszystko to wiem – odparła nie zwalniając ani trochę – tylko czuję, że dom mnie potrzebuje. Wiem, to brzmi jak bredzenie chorego psychicznie. – powiedziała tonem usprawiedliwienia – ale jeżeli tam nie pójdę stanie się coś strasznego…ja to wiem. – i odwróciła się w stronę próbującego dogonić ją Piotra. Zobaczył, że Ela ma łzy w oczach i drży.

- Poczekajmy na Janusza – poprosił i spróbował otoczyć ją ramieniem – przecież on zaraz powinien tu być. – Spojrzał jej w oczy, łzy płynęły nadal, ale odbijał się w nich upór.

- Ty poczekaj, ja nie mogę. Piotr, pewne rzeczy chyba muszę załatwić sama. Muszę się dowiedzieć kim naprawdę jestem. Rozumiesz? Nie bój się o mnie, nic mi się teraz nie stanie, to też wiem. Ja po prostu muszę wiedzieć, czy…nie ważne. Słuchaj, wróć do domu i czekaj na Janusza. Ja w tym czasie muszę zrobić to, co zamierzam. Wybacz.

- Nie puszczę cię samej. – Głos Piotra był równie zdecydowany – najwyżej pójdziemy razem, a Januszowi zostawimy na drzwiach kartkę.

- Piotr! – Elżbieta próbowała uwolnić się z jego objęć – nie rozumiesz? Ja muszę tam pójść sama. Muszę.

- Dlaczego? Przecież to dotyczy nas obojga.

- A jesteś pewien? – Głos Eli stał się obcy, wręcz szorstki. Wyrwała rękę, którą wciąż trzymał we własnej dłoni – Nie zatrzymuj mnie i wróć do domu.

Piotr stał na środku drogi i patrzył ja Elżbieta zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę swojego domu. Po chwili skręciła i zniknęła mu z oczu. Stał bezradny. Czuł się tak, jakby ktoś go oszukał.
Ale to przecież ona. To ją oszukano, chciano ją okłamać, zataić to wszystko. Westchnął i poszedł czekać na księdza.



W Elżbiecie wszystko drżało, ale wiedziała, że jeżeli teraz stchórzy, nie uratuję ani siebie, ani Zofii. Wiedziała to. Bała się, nie wiedziała co może ją spotkać tam wewnątrz, ale wiedziała już czego szuka.

4 komentarze:

  1. Iwonko, oby to się nie skończyło dla Elżbiety fatalnie, .....ale ty już pewnie wiesz.Marika

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Mam nadzieję, że zakończenie wszystkich usatysfakcjonuje.

    Cieszę się, że jesteś tak wiernym czytelnikiem.

    Pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja! I ja! I ja wiernie czytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się bardzo! Wiesz, zawsze tu na pewno będę pisała.;D

    OdpowiedzUsuń