niedziela, 16 stycznia 2011
Dom Elżbiety XCV
Po tych słowach Elżbieta przyjrzała się dobrze mistrzowi, w jego wzroku dostrzegła jakąś rozterkę. Mimo, że mówił o rozkoszach, czuć było, że wątpił w nie.
- Kim jesteś? – Zapytała. Jakby tytułowanie go mistrzem, nie przechodziło Elżbiecie przez gardło – Widzę, że owa rozkosz, o której tak często wspominasz, nigdy dla ciebie nie była pełną, nigdy się nie spełniła! Jeżeli jesteś tym, o kim myślę, jeżeli Carlota jest Lilith…
- Myślisz, że potrzebuję współczucia? Że nigdy nie posiadłem rozkoszy o której marzyć mogą tylko śmiertelni?
- Ty to powiedziałeś – Zaatakowała Elżbieta, czując , że coś w mistrzu pęka – nie ja. Myślę że nigdy nie potrafiłeś rozbudzi w sobie uczuć, bo w tobie nie ma żadnych emocji. A to dzięki emocjom jesteśmy pełni uczuć, które potrafią nas podnieść aż do nieba, albo zepchnąć w otchłań. Jesteś tylko karykaturą człowieka, skoro nie potrafisz tego dostrzec…
Mistrz wpatrywał się w nią, a Ela aż promieniowała elokwencją. Sama się sobie dziwiła, ale nie bała się. Wiedziała, że to jest wałka o życie, o jej życie, a na nim po raz pierwszy bardzo jej zależało. Ze względu na Piotra, na Kanusię, na ludzi których poznała i pokochała. Chciała wreszcie, by nie wisiało nad nimi żadne widmo i by wreszcie mogli żyć.
- Mógłbym zniszczyć cię jednym gestem. – Stwierdził wzburzony słowami Eli. - Tyle, że to zbyt infantylne, prostackie. Ja zawsze poszukuję bardziej wytrawnych , wyrafinowanych zakończeń. Jak z Rachelą, pewnie się tym podnieciłaś, przyznaj…- zawiesił głos, jakby oczekując potwierdzenia .
- Nie – Jak echo odparła Ela. – to co zrobiłeś Racheli jest ohydne, nie ma w tym nic podniecającego. Chyba tylko dla tak zdegenerowanego umysłu jak twój. Jeśli jesteś tym, o kim myślę, to zawsze myślałam, żeś bardziej wyrafinowany…
- No to powiedz, za kogo tym razem mnie wzięłaś?
- Nie ważne, znów usłyszę tylko twój ironiczny śmiech. Wiem, żeś zły, że jesteś widmem który czycha na mnie i na tych których kocham. Wierzę, że Bóg w swej dobroci nie dopuści, byś mnie zgładził. Bym musiała pożegnać się z tymi, których tak niedawno poznałam i pokochałam. Masz rację – zaoponowała, zauważając, że mistrz już szykuję się do riposty – targają mną uczucia, jak każdym człowiekiem. Potrzebujemy miłości, zrozumienia, czułości. To dla ciebie na zawsze zostanie zagadką, bo ty nie posiadasz uczuć, znaczy, żeś biednym, żeś nędzniejszą istotą niż człowiek, choć uważasz, żeś lepszy.
Znów usłyszała w odpowiedzi śmiech, tylko, że oprócz ironii i pustki, nie usłyszała w tym śmiechu niczego. Tak jakby odkrywając słabe strony mistrza, niszczyła go.
- Twój Bóg. – Mistrz nie dawał za wygraną .– Dobry i szlachetny, prawda?
- Tak, dobry i szlachetny. W odróżnieniu od ciebie – Elżbieta chciała go przygwoździć, poniżyć.
- To ten sam? - Mistrz uśmiechnął się ironicznie – Który mści się na was, ludziach, tworach, które sam stworzył, a nie potrafi nad nimi zapanować? To dlatego sprowadza na was wojny zarazy i inne wynaturzenia? Uważasz, że jestem jego przeciwieństwem? Tak, masz rację, nigdy nie karałbym ludzi jak to robi wasz dobry i szlachetny Bóg. Nigdy nie wystawiłbym swego syna na próbę, którą Bóg zafundował Jezusowi, nie pokazywałabym swej władzy w tak okrutny sposób, ja ten wasz szlachetny i dobry Bóg.
- Masz syna? – Elżbieta zmieniła temat
- Nie, bo wasz dobry Bóg, odebrał tej która śmiała się zbuntować możliwość prokreacji. – powiedział, a raczej wyszeptał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Iwonko, podoba mi się walka słowem Elżbiety z mistrzem, myślę, że wiara i jej miłość do Piotra zwycięży, ale to ty decydujesz......cdn wkrótce.Marika
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Ci się podoba. Staram się jak mogę, bo to już prawie finał.
OdpowiedzUsuńpozdro.:D