sobota, 31 sierpnia 2024

Składka na PiS, czyli kibicowanie obywatelskie

 

Kibicowanie ograniczyłem do futbolu, a i tu nie wykazuję specjalnej przesady bo kibicuję tylko mojej lokalnej Polonii. Pójdę dostojnym krokiem na stadion, obejrzę mecz, potem tabelę ligową, czy, prawda, jest dobrze, czy wprost przeciwnie, ale wariacji z tego powodu nie wyprawiam, mebli nie tłukę, gęby po dwudziestej drugiej nie rozdzieram bez potrzeby.

Z przykrością zauważam, że wielu ludzi traci swe bezcenne zdrowie na kibicowanie politykom i każdą rzecz widzi akurat przez ten pryzmat, a to nie żaden pryzmat, tylko, na przykład, kapsel od piwa. Gapić się w niego można godzinami, a szanse, że rozszczepi światło, że w ogóle zobaczysz miły czytelniku coś innego niż kapsel są naprawdę znikome. Na darmo Ojciec Bocheński w Podręczniku mądrości tego świata pouczał, że nie ma co się unosić o sprawy, na które nie ma się wpływu. A ludzie się unoszę i to jak! Oczywiście najczęściej w necie, bo już werbalnie, gdy muszą się liczyć z tym, że kibic przeciwnej opcji jest większym ludojadem i na przykład ma zwyczaj popychać czy bić po pysku swoich adwersarzy, wtedy już nie. Dlatego mamy teraz tak wielu wojowników, choć na ulicach cisza.

Człowiek żyjący poza środowiskiem politycznym ma niewiele okazji wpływania na bieg wydarzeń. Daleko mniej niż kibic piłkarski na wynik rozgrywanego w jego przytomności meczu. Wybory, jakieś otwarte spotkanie polityczne, raz na rok demonstracja i poza wypisywaniem w internecie, w zasadzie nic więcej. Politycy to akceptują, w pewnym sensie jako złożony im hołd, ale idą dalej po swojemu i najwyżej jeden z drugim uśmiechnie się pod nosem, że, pardą, uaktywnił plebs.

Teraz, zwolennicy PiS mają okazję wesprzeć finansowo partię, z którą się utożsamiają. Bez względu na rezultat jest to dobre, ponieważ właśnie daje realny wpływ na bieg wydarzeń politycznych. Przeciwnikom dedykuję, jednym ględzenie o tak zwanym społeczeństwie obywatelskim, tym z innej mańki o tym, że chcącemu nie dzieje się krzywda.

Inna rzecz, czy PiS wyciągnie z tej sytuacji, której częścią jest zbiórka jakieś wnioski? Oczywiście, że nie! Gdy tylko znajdzie możliwość zaraz ozłoci jakąś pannę Pimcirymcie czy innego dziennikarza śledczego, który jest podobnie śledczy jak pan Czuchnowski, a obydwaj znani z tego, że własnych tyłków nie byliby w stanie znaleźć po zmierzchu. Czy wreszcie PiS zrozumie, z jaką dziczą ma do czynienia po przeciwnej stronie? Jeszcze bardziej nie, bo cały czas nadrzędną idę jest duopol władzy i politycznego sporu.

Kibicowanie ograniczyłem do futbolu, co wszystkim polecam. Dzisiaj do nas przyjeżdża Jarocin i trzeba ich ograć. Tyle tylko, że nie znaczy to wcale, że należy to miłe miasto zburzyć, mieszkańców wybić, a na gruzach, że posłużę się cytatem z pana Jerome, zaśpiewać wesołą piosenkę. Nie, chodzi tylko o to, żeby wygrać dzisiejszy mecz, pamiętając o tym, że na wiosnę rewanż na ich boisku. I o to właśnie chodzi, o nic więcej.


niedziela, 18 sierpnia 2024

Kością w gardle

 

Polskie partie polityczne, które jak ognia boją się swoich własnych wyborców, za najwyższą zręczność polityczną mają nieustające układanie się z mediami, choćby sobie wrogimi. Ich kalkulacje są tak naprawdę wewnętrzne i stąd powstaje wrażenie oderwania od spraw istotnych dla Polski oraz jej przykrych, marudnych obywateli. Od dawna retoryka polityczna nijak się ma nie tylko do faktycznego zaangażowania, ale i do realnych oczekiwań. Głosem ludu staje się głos działaczy niższego szczebla, a głosem młodzieży głos nadętych teczkowych i śmiesznych młodzieżówek partyjnych.

PiS pogrążony w gabinetowych rozgrywkach, a dla wyborców od czasu do czasu klika propagandowych sloganów, żeby nie było, że tu Ojczyzna upada, a wszyscy, cholera, na wakacjach. Frakcje się zmagają, tu fangę w nos dostaje pani premier Szydło, tam znowuż trudno niektórym ukryć radość, że koalicyjna Solidarna Polska jest tak gnębiona i ciężko doświadczana, niby to przez wrogów, ale czy na pewno? Potencjalni wyborcy Zjednoczonej Prawicy mają tym żyć, czy nadal odczuwać nieustającą wdzięczność za osiem lat rządów? Jeszcze trochę, a partia, która uzyskała najlepszy wynik wyborczy stanie się wielkim, milczącym nieobecnym. Co ma poruszyć ludzi? Ględzenie o wyborach prezydenckich i pokazywanie jakichś nic nie znaczących ludzi jako kandydatów, że niby są wspaniali? Stracili telewizję razem z jej bełkotem dla idiotów i jak widać, nic innego nie potrafią. Oni naprawdę wierzyli święcie w moc agitacji przez telewizyjne okienko.

Oczywiście tą samą drogą idzie PO, również zajęte głównie knuciem i uradowane własną bezkarnością w czynieniu dowolnych świństw. Tyle, że ci mają ten swój miejski, kompletnie bezrefleksyjny proletariat, który każde głupstwo przyjmie za swoje. Zresztą, podstawowym celem wewnętrznym jest tu wykończenie nie PiS-u, a własnych koalicjantów, którzy już teraz, gdyby nie matematyka sejmowa, zostaliby rzuceni w kąt. Nic, dosłownie nic nie mogą zrobić, a fakt, że stanowiska ministerialne dane im było obsadzić ludzikami śmiesznymi we własnej niekompetencji i zidioceniu, krępuje ich w sposób absolutny.

O Konfederacji nic, bo skoro nie potrafią znaleźć atrakcyjnej formuły, przy jawnej słabości politycznych rywali, niech dalej robią swój szum, na zdrowie.

Nikt, żadna z polskich partii nie otworzy się, nie przekształci w partię, choć trochę bardziej masową, gdzie na niższych szczeblach zobligowana by była do zachowywania procedur demokratycznych. No jakże to tak? A nasi doświadczeni działacze, nasi gwardziści gotowi na każde skinienie centrali? Niech Polska całkiem upadnie, a nie zrobią nic i to zamknięcie stanie zarówno im jak i nam wszystkim kością w gardle. W takim przypadku dla ratowania życia czasem trzeba łakome gardło przeciąć, a nie jest to widok przyjemny.

czwartek, 15 sierpnia 2024

Bzik olimpijski

 

O Igrzyskach warto dopiero teraz, gdy zaczyna się obłędne ględzenie ludzi odpowiedzialnych za wyczyny naszych sportowców. Głos zabrał prezes PKOL i jasne, że cała rzecz sprowadza się do prostego: Dawajcie więcej pieniędzy! Inni znowu, z tych co chcą uchodzić za nieco mądrzejszych, opowiadają, że sport szkolny, że więcej wf czy diabli wiedzą jeszcze czego. Szkolenia, dotowania klubów, czy nawet wyszukiwania niszowych dyscyplin, w których mamy szanse.

Jaka to wszystko jest bujda na resorach, aż wstyd udowadniać, bo już, jak wypada zacząć; po pierwsze, kładzie całkowicie temat na łopatki. Po pierwsze bowiem, cała ta olimpijska hucpa mało kogo obchodzi, a już najmniejsze zainteresowanie budzi wśród młodzieży, a przecież to niby dla niej, dla jej ekscytacji, nie dziadków, którzy pamiętają biegi Szewińskiej.

Igrzyska Olimpijskie są dla zawodowców i nikt nawet nie udaje, że jest inaczej. Ciekawostką jest to, że poza kilkoma dyscyplinami, a są to głównie gry zespołowe i w pewnym sensie lekkoatletyka pozostałe są utrzymankami państw fundatorów, z nielicznymi wyjątkami, gdzie szkolenie na olimpijskim poziomie należy do szkolnictwa wyższego. Im wyższe budżety, tym bardziej bezsensowna jest to przedstawienie. Przecież, skoro jakaś dyscyplina przez cztery lata nie wywołuje żadnego większego zainteresowania, poza ewentualnie lokalnym, jaki jest sens podniecać się jej sukcesami czy klęskami w czasie Igrzysk?

Poza tym, całe to towarzystwo, począwszy od MKOL, poprzez komitety olimpijskie państw członkowskich a na związkach sportowych kończąc jest skrajnie skorumpowane i bezgranicznie bezczelne, tworząc grupy nacisku w celu oczywistym, żeby jak najlepiej żyć za pieniądze podatników, a pracować możliwie jak najmniej. U nas nawet sportowcy przestali trzymać gęby na kłódki, co skończy się jak najgorzej dla nich, bo kurz po Igrzyskach zaraz opadnie, a oni zostaną sami.

Stworzono pewien mit, któremu ulegają ludzie decydujący o naszym codziennym życiu i w naszym niejako imieniu podpisują czeki, które są przepalane w ramach olimpijskiego bzika. Tysiące trzymają za gardło miliony i żądają pieniędzy, by nadal mogli uprawiać swoje wysokopłatne hobby w naszym imieniu. Wałęsowskie „zdrowie wasze w gardła nasze” w wersji sportowej.

Nic się oczywiście nie zmieni i za wielkie szczęście miał będę, że nie uda się naszych rządzących zmusić do goszczenia w Polsce podobnej imprezy. Może te śmieszne Igrzyska Europejskie czegoś tych durniów nauczyły. I nie zapomnijcie, żeby dawać więcej pieniędzy, to może dostaniemy medale, znaczy się nie my przecież, ale to detal.

czwartek, 15 lutego 2024

Co jest do czego potrzebne?

 

Nareszcie jest za co pochwalić małpy z lewicy zarządzające obecnie oświatą. Planowane cięcia w programie historii oraz języka polskiego są wprost fantastyczne. Budzą nadzieję, że wychowane w najnowszym duchu pokolenie wreszcie wyjdzie na ludzi. Pierwsza nauka, historia. Rządzący dotychczas w swoim zidioceniu chcieli trafić do młodych z przekazem patriotycznym w sposób tragiczny, nierozumny i przeciwskuteczny. Dla nich (poważnie!) idealny bohater, którego miałaby naśladować młodzież zawsze kończy fatalnie. I w zasadzie ten fatalny koniec jest najważniejszy. Osobiście nie znam nikogo, kto chciałby być bity, poniżany, zamordowany, a na koniec pochowany gdzieś pod płotem. Do tego dodawano niezbędną w takich sytuacjach informację, że jego oprawcom działo się później jak najlepiej, a dzieciom i wnukom oprawcy, to już ho, ho… a nawet dzisiaj. Takie kuszenie na patriotyzm jest raczej koszmarne. Lewica tych oprawców nie wystawi na piedestał, ale wszystko zamieni w obłędne kłamliwe ględzenie i marudzenie, które nie trafi już do nikogo, a przy odrobinie szczęścia również okaże się przeciwskuteczne. Komuna już próbowała tresować młodych w tym duchu, no może po śmierci Stalina, nie aż tak bezczelnie jak Nowacka i jej banda, ale wykazywała pewien oficjalny zapał. Mam tu pewne zastrzeżenia, bo żal mi bitwy pod Grunwaldem, ale skoro i tak wychowano już teraz całe pokolenia, które nie radzą sobie z osią czasu i wieją w podskokach przed każdym faktem historycznym, jakie to ma znaczenie?


Bez zastrzeżeń natomiast co do rzezi lektur. Marudzenie o kodach kulturowych wsadźcie sobie pod kożuch. Swobodnie można, o ile nadal będzie się zmuszało młodzież do czytania, zastąpić Sienkiewicza Grocholą, a Prusa czy innego Reymonta rozczochraną noblistką Tokarczuk. To, że nieczytanie starych dzieł zastąpi nieczytanie nowszych nie ma większego znaczenia. Żaden kod kulturowy nie jest potrzebny do czytania dzieł jakiegoś Mroza czy innego ananasa. Naprawdę nie ma się czym przejmować. No, może tym, że tak zwana klasyka zostanie całkowicie wypchnięta z bibliotek, gdzie w gruncie rzeczy dogorywała z konieczności szkolnej, jako lektura. Tu też, z tej racji, że biblioteki nie są z gumy, z konieczności dziejowej gorsza literatura wyprze lepszą. Na boku zauważę, że biblioteki, jako instytucje utrzymywane z pieniędzy publicznych nie mają obowiązku udostępniać kanonu literatury polskiej i przede wszystkim światowej. Nikt o tym nawet nie pomyślał.


Przecież trylemat Lema nie powstał dzisiaj, a jakieś pięćdziesiąt lat temu. Jeśli ktoś nie zna, to niech się zapozna poniżej.

Po pierwsze, nikt nic nie czyta.

Po drugie, nawet jak czyta, nie rozumie.

Po trzecie wreszcie, nawet jak czyta i rozumie, natychmiast zapomni.


I tego się trzymajmy!

Rzecz w tym, że od dawna wszystko jest dla chętnych. Naprawdę cieszę się z tych planowanych zmian i chwalę lewicę. Weźmy takiego Jacka Woźniakowskiego, który w 1988 roku wydał zbiór felietonów „Czy kultura jest do zbawienia koniecznie potrzeba?” Tak się zastanawiał, a spłodził Rożę Thun. No właśnie.











środa, 14 lutego 2024

W tle...

 

W tle wojna na Ukrainie. Zmaganie dwóch reżimów identycznych w absolutnej pogardzie dla własnych obywateli. W tym Polska jak zwykle w roli pierwszej naiwnej. Teraz pod pręgierzem jako wróg Ukrainy, bo kilka miesięcy temu ciężko kapujące mózgownice naszych polityków zorientowały się, że dalsze uleganie ekonomicznej presji Kijowa sprowadzi na nas nieszczęście. Przycichły obłędne gadki, jako to za nas krew przelewają nasi bracia, a i już nie każdy głos rozsądku ucina się epitetami o ruskiej agenturze. Oczywiści nadal trwa akcja pomocy żywnościowej dla Ukrainy, co nawet nie jest śmieszne, bo te setki tirów z żarciem, którym nas próbują zalać, to przecież nad głowami tamtejszego obywatelstwa. Przecież z tego eksportu ukraińskiego zboża czy innych produktów, zyski nie idą ani na zmagania wojenne, ani na ulżenie doli tamtejszych ananasów. Szukaj ich tam, gdzie słońce ciepłe, a trawa zielona w lutym. To nawet przypomina czasy, gdy z tej samej ziemi, z tego samego ludu ssali miliony kresowi magnaci. Z tego też Rzeczpospolita jakoś nie urosła, a nawet diabli ją wzięli. 

Jeszcze zobacz. Oto kraina na tyle szczęśliwa, bajkowa niejako, że nie zauważa ubytku kilku co najmniej milionów własnych, przeważnie w pełni sił, obywateli. Część schroniła się w Rosji, część na zachodzie, na przykład u nas. Skoro tu pracują, to tam raczej nie. I działa? Ano działa i władców Ukrainy niewiele to obchodzi, byle biznes się kręcił. Reszta jest ględzeniem.

wtorek, 13 lutego 2024

Śmieszna...

 

Śmieszna sytuacja, gdy rozwielmożnione politycznie małpy i rozparty przed komputerami lud roboczy, nagle widzą w europejskich rolnikach zaczyn nowej Wiosny Ludów. Jedynie to, że nieznośna staje się władza arystokracji, współczesnych monarchów i innej hołoty, ale to za mało, żadnych sił przeciwko nim i żadnych złudzeń. Zbrodnia na Europie musi się dopełnić. Plany są proste i nawet niespecjalnie ukryte, a ich realizacja przyspiesza, dosłownie na łeb na szyję. Jest w tym pewna nadzieja, że kark skręcą, ale lud jest zbyt ogłupiony, by zauważyć, że jest gnany w niewolę. Jeszcze się cieszy i aż podskakuje, bo też chce ratować planetę, choć na uratowanej nie ma dla niego zbyt wiele miejsca. Wybory? Demokracja? Opcje polityczne? Brednie! Niczego podobnego nie ma i już nie będzie. Będą za to pałace ze złota i wyhodowanej w laboratorium (rzecz jasna) kości słoniowej, gdzie swoim ulubionym zajęciom będą oddawali się władcy nowego wspaniałego świata i kręcąca się dokoła ludność o półniewolniczym statusie, zarządzana przez rabów-panów.

piątek, 9 lutego 2024

Później

 

Wracając do naszych idiotów. Jest tak, że nawet za czasów komuny nie miałem nigdy wrażenia, że jestem rządzony przez aż takie małpy. Postęp i ćwiczenie z wyobraźni. Do tego lud niezwykle wprost głupi. Da się nabrać dosłownie na wszystko.

- Należy usunąć z listy lektur szkolnych „Syzyfowe prace”.

- Co, „Szyfrowane mace”?

Dyskusja o lotnisku. C.P.K.... i zaraz CKM w akcji. Przetłumaczę, że chodzi o Ciężko Kapujące Mózgownice. Dyskusja, wzmożenie ponad podziałami. No, doprawdy… I zaraz ok, już budujemy, że niby vox populi… Chyba popluli! Ludzie nie rozumieją, pomimo stu tysięcy przykładów, że ściągnęliśmy na swoje głowy rząd składający się z najzwyklejszych bandytów i tylko dla niepoznaki okraszony udziałem idiotek & idiotów.

- Co, „Starodawne kace”?