piątek, 22 marca 2019

Migawki


Całkiem niedawno media donosiły w nabożnym skupieniu o hinduskim mądrali, który od lat nie je i nie pije, tylko karmi się światłem słonecznym wysiadując pod drzewem. Od czasu do czasu wygłasza jeszcze różne maksymy. Ciekawi mnie, czy poszedł wreszcie na obiad, czy nadal siedzi? Takich historii bez zakończenia jest milion, a każde głupstwo znajduje swoich pilnych miłośników. Z drugiej strony media do tego stopnia weszły w rolę politycznych naganiaczy, że z braku czasu potrafią gdzieś zgubić cały kontynent na wiele miesięcy i tylko katastrofa czy masowy mord przywraca naszej świadomości istnienie państw i ludów. Albo facet siedzący pod drzewem, żeby nie było. Czasem odnoszę wrażenie, że świat jako pewną całość obserwują tylko fanatyczni kibice sportowi, dla których nawet Indonezja ze swoimi 260 milionami obywateli ma stałą wartość, choćby ze względu na istnienie zupełnie takich samych jak u nas lig piłkarskich, koszykarskich czy siatkarskich.

* * *
Śmieszą wspomnienia o tym, jak to za komuny było świetnie. Pełno tego na twitterze. Nostalgia albo pamiętasz… A wszystko w stylu:
Za komuny hodowałem przy domu sześć świń, a karmiłem je tylko resztkami z obiadu. A co to były za świnie! Każda jak trabant! Nie, że plastikowa, ale w sensie wymiarów. Pięć szło pod nóż, a szósta stróżowała uwiązana przy budzie. A ile gazet fajnych było! Na przykład takie Razem, niby dla studentów, ale legitymacji nie sprawdzali i każdy brał, bo była goła baba. A dzisiejsze Razem ma brodę. I tak dalej, i tak dalej. Są nawet tacy, którzy głoszą, że za komuny panowała równość społeczna, a polski przemysł górował w świecie, szczególnie gdy patrzy się pod kątem produkcji kwasu siarkowego.

* * *
W czasach, gdy propaganda wrogich obozów politycznych unieważnia się we wzajemnych atakach, nie ma niczego lepszego dla podwyższenia świadomości obywatelskiej niż media społecznościowe. Dopiero dzięki nim można przekonać się, z kim mamy do czynienia w sferze publicznej. Tam spieszy każdy polityk, dziennikarz czy popularny artysta, by udowodnić zdumionemu motłochowi, że tak naprawdę jest zwykłym cymbałem, a nimb, który go otaczał nie jest wart przysłowiowego funta kłaków.
Oto najwybitniejszy dziennikarz, wykładowca dziennikarstwa, autor dzieł licznych i redaktor naczelny, nie dość, że wali byki ortograficzne, to jeszcze zdaje się nie rozumieć zasad kierujących tak prostym medium jak twitter.
Jednak najlepszym przykładem jest pan profesor Balcerowicz. Ani go lubiłem, ani ceniłem, ale do diaska! - Przecież to profesor, wykładowca, premier, minister i bardzo znany ekonomista. Tymczasem wiedziony jakimś… Nie wiem czym, odnalazł się jako twitterowy mędrzec i publikuje od lat wpisy godne pięciolatka, w których poza stosowną dawką nienawiści można też znaleźć treści świadczące o jego szczerej ignorancji. Gdzie nimb? Jaka w tym sentencja filozoficzna, by za darmo robić z siebie błazna? Tego niestety też nie wiem.

* * *
Adam Struzik z „PSL Reaktywacja”, czy jak tam na imię tej nędzy, chciał zostać polskim Salwadorem Dali, w związku z czym zaprezentował zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego z dorysowanym wąsikiem a’la pędzel. Ludzi, którzy nie poznali się na tym znakomitym, zdaniem pana posła żarcie, nasz dowcipniś nazwał nienawistnikami, ludźmi zawziętymi, oszczercami, kłamcami oraz pogardliwcami bez elementarnego poczucia humoru. Oświadczył jednocześnie, że przepraszać nie zamierza, a wszystko w kontekście innego malarza, który swoimi czynami unieważnił imię Adolf.
Oczywiście warto zauważyć, że sam Struzik jest ponurym debilem, bo takie zdjęcie można interpretować na 123 sposoby, nie licząc sposobów głupich i niekoniecznie od razu trzeba potwierdzać swoje najgorsze intencje. Jest przecież Chaplin, Stefan Kisielewski oraz cała masa ludzi, którzy z podobną, dość wątpliwą ozdobą twarzy przemierzali świat. Reasumując: Adam Struzik nie jest i nigdy nie będzie Salwadorem Dali, choćby pojawił się w sejmie ze znajomym mrówkojadem na smyczy. Może co najwyżej aspirować do roli pędzla.


Początek formularza




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz