PiS – Dobra
kampania. Narzekanie na monotonię, ciągłe powtarzanie kilku haseł wyborczych
jest marudzeniem ludzi, którzy w ponadprzeciętny sposób interesują się
polityką. Wystawienie Beaty Szydło, będące kontynuacją zakończonej sukcesem
kampanii Andrzeja Dudy okazało się strzałem w dziesiątkę, podobnie jak późne,
ale energiczne wkroczenia na scenę Jarosława Kaczyńskiego. Zwróćcie uwagę, że w
ciągu kilku miesięcy PiS – owi udało się wykreować dwóch nowych liderów.
Andrzej Duda, jako prezydent jest emanacją jeszcze nie do końca rozpoznanych
przez opinię publiczną własnych, salonowych aspiracji oraz znakomitą reklamą
możliwości kadrowych Prawa i Sprawiedliwości. Beata Szydło nie musi dzięki
niemu być śliczna, elokwentna, błyskotliwa czy charyzmatyczna. Przytyki
kierowane z tych pozycji trafiają w próżnię, ponieważ w tercecie liderów jest
postrzegana, jako solidna i pracowita. Tego ostatniego nawet zawzięci wrogowie
PiS nie potrafią jej w żaden sposób skutecznie odebrać. Moja prognoza 37-40%.
PO – Porażka pod
każdym względem. Kampania niespójna, praktycznie pozbawiona pozytywnego
przekazu, zastąpionego nachalnym, nużącym w swej przewidywalności atakiem na
PiS. Kryzys intelektualny rządzącej od ośmiu lat formacji był tym razem aż
nadto widoczny. Próba przeniesienia własnych lęków i dziwactw na społeczeństwo
nie mogła się powieść, ponieważ przepaść pomiędzy deklaracjami a
rzeczywistością okazała się zbyt szeroka, by przeskoczył ją najgorliwszy nawet
fantasta. Do tego fatalna Ewa Kopacz, której jedynym atutem, jak się wydawało,
było jej najbliższe otoczenie, składające się z wyjątkowych już osłów. Jeśli
zamysłem było, by pani premier błyszczała na ich tle, gratuluję pomysłu.
Podobnie, jak w kampanii prezydenckiej pomoc mediów głównego nurtu okazała się
przeciwskuteczna. Nie do uwierzenia, ale wszystkie środowiska wewnętrzne i
zewnętrzne pracujące dla Platformy Obywatelskiej były kolejny raz skażone
istnym horrendum, jakim w polityce jest wiara we własną propagandę. Aż dziwnie
było patrzeć na ten tłum maszerujący ze śpiewem na ustach ku oczywistej klęsce.
Taką będzie wynik w granicach 19 – 22%.
ZL – Po
wystawieniu Magdaleny Ogórek kolejny wygłup gasnącego politycznie Leszka
Millera. Zamiast zagrać na przetrwanie, kontentując się komuszkowymi sześcioma
procentami, SLD nie wiedzieć czemu wzięło ślub ze zwłokami Ruchu Palikota. Zupełnie
zlekceważono fakt, że pani Nowacka była całkiem niedawno twarzą kampanii mędrca
z Biłgoraja, co pozwoliło uzyskać mu całe
1,42% głosów. Informuję liderów lewicy, że programy, takie jak „Woronicza 17”
czy „Kawa na ławę” to żaden zasięg promocyjny, a i tam jedyną gwiazdą lewicy
bywa pan Czarzasty. Nie jest przypadkiem, że w ostatnich dniach, zza pleców
liderki wychynął Leszek Miller. Pewnie po to, by przypomnieć, co bardziej
sklerotycznym komuszkom, co to jest ten cały Zlew. Samobójcze podniesienie
progu skończy się wielkim płaczem i wynikiem w granicach 7,5%.
Kukiz15 –
Pogłoski o jego politycznej śmierci okazały się mocno przesadzone. Podobnie,
jak narzekanie, że tracąc czas na niejasne wewnętrzne rozgrywki z tygodnia na
tydzień traci poparcie. Na to, że
utrzyma je na poziomie dwudziestu procent nie miał żadnych szans i chętnie
wierzę, że sam to rozumiał. Jest jednak
oczywiste, że przynajmniej jedna trzecia ludzi, którzy zainwestowali swoje
emocje w poparcie pana Pawła w wyborach prezydenckich, pozostanie mu wierna.
Mam poważne problemy, by oszacować jego szanse, ale myślę, że osiągnie podobny
wynik jak Zjednoczona Lewica. Tyle tylko, że w jego przypadku będzie to powodem
do świętowania. Kukiz – 7,5- 8,5%.
KORWIN – Kolejna
po Prawie i Sprawiedliwości partia, której udało się wykreowanie drugiego, co
najmniej równorzędnego lidera. To, oraz fala imigracyjna zalewająca Europę w
oczywisty sposób działają na korzyść KORWIN-y. To drugie może okazać się bardzo
znaczącym wzmocnieniem, ponieważ jest to jedyne ugrupowanie, które może jasno,
bez owijania w bawełnę głosić popularne w społeczeństwie poglądy, ze
zrozumiałych względów zbyt radykalne dla PiS. Sądzę, że nie jest to odpowiednio
docenione w dotychczasowych badaniach opinii publicznej, podobnie jak fakt, że
poparcie dla Korwina jest wyjątkowo równomiernie rozłożone na terenie Polski.
Aby się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć na strony PKW. Prognozuję wynik na
poziomie 8-9%.
Nowoczesna –
Ewidentnie liczono na powtórzenie „efektu Kukiza” ale przeliczono się znacznie.
Formacja, która miała być uzupełnieniem gasnącej PO, jak najbardziej odciągnęła
część wyborców od tej partii, ale wokół siebie
nie wytworzyła fali wystarczającego zainteresowania. Czy to wina
drętwego, niesympatycznego lidera, czy podejrzeń o nieszczerość deklaracji
politycznych, nie będę rozstrzygał. Sama idea była dobra, choć nieco
przekombinowana. Istnieje całkiem realny elektorat, który nazwę tutaj nieco
umownie „specjalistami” Szuka swojego
przedstawiciela, odkąd PO skierowała się w lewą stronę. Tych ludzi nie obchodzą
takie czy owakie idee, a własny interes. Wysoko opłacani pracownicy korporacji,
bankowcy średniego szczebla i temu podobni. Kłopot w tym, że tych ludzi jest
zbyt mało, by odnieść dzięki ich głosom sukces, a próba rozszerzenia elektoratu
wypadła dziwnie mało przekonująco. Projekt Petru pewnie trafi do lamusa. Może 4,5
– 5,5%.
PSL – Partia
dryfująca od „partii dla każdego” w kierunku „partii dla nikogo” Z całą
starannością, także w czasie kampanii, potwierdziła wszystkie negatywne opinie
na swój temat. Odkąd przegrała wieś do Prawa i Sprawiedliwości , w zasadzie nie
jest już potrzebna. Postrzegana, jako przydupas żyjący z konfitur władzy.
Prowadzona przez odstręczających liderów w rodzaju Sawickiego czy
Piechocińskiego, ku mojemu ukontentowaniu śmiało kieruje się w stronę 4%.
Razem - Wystąpieniem jednego z liderów pogrążyła
ostatecznie ZL. Później zgoła niepotrzebnie jej przedstawiciele zaczęli objazd
mediów, osłabiając pierwsze, nieco naiwne wrażenie świerzości. Życzę im jak
najlepiej, jako lewakom, ponieważ mogą stać się kolcem w tyłku dla udających
lewicowość tłuścioszków. 2% będzie niezłym kapitałem na przyszłość, o ile ZL
nie wejdzie do sejmu, a Razem nie da się zblatować przegranym komuszkom.
Frekwencja –
Powyższe prognozy mają jakiś tam sens dla poziomu 42-45% Chyba zwróciliście
uwagę, że ze strony mediów brak tradycyjnego pro frekwencyjnego wzmożenia.
Sądzę, że wynika to z faktu, że tym razem trzeba być wyjątkowym marudą, by nie
mieć na kogo głosować. Odpada też tradycyjny argument o marnowaniu głosu,
ponieważ wszyscy, tak zwani „mniejsi kandydaci” mają realne szanse wejść do
Parlamentu. Nie można nawet całkowicie skreślać lewaków z Razem, co już jest
prawdziwą sensacją. A wzrost frekwencji o każdy kolejny procent będzie manną z
nieba dla wszystkich pretendujących ugrupowań poza PSL i ZL, które nie mają
żadnych szans na pozyskanie nowych wyborców. Jeśli chodzi o PiS i PO, na
wzroście frekwencji zyska tylko PiS, podczas gdy PO zjedzie poniżej 20% czego
jej z całego serca życzę, nie siląc się na udawany obiektywizm.
Nikogo nie muszę przekonywać, że będzie ciekawie. Czeka nas
najdłuższa cisza wyborcza, a po ogłoszeniu wyników... radość dobrych, smutek
złych i wielkie zgrzytanie zębów tych najgorszych.
Bardzo fajna analiza - zgrabnie napisana, inteligentna, ze znajomością faktów. Nie całkiem się oczywiście sprawdziło, no ale ja sam np. nawet nie próbowałem przewidywać wyników, więc kamieniem nie rzucę. ;-)
OdpowiedzUsuńPzdrwm