Słusznie napisał Łukasz Warzecha, że publicysta powinien ważyć racje, czyli trochę na podobieństwo Boga, za dobre wynagradzać, a za złe karać. Każdy przytomny powinien się zgodzić, że tylko koniunkturalista i skrajny propagandzista przytakuje we wszystkim partii rządzącej, basuje rządowi, staje z rozdziawioną gębą przed autorytetem premiera, a na widok szefa partii rzuca się na kolana i zaczyna modły dziękczynne. W tekście niezależnego, obiektywnego do bólu publicysty, władza ma widzieć swoją brzydszą twarz, dla swojego dobra zresztą.
Ze smutkiem zauważyłem, że wielu nie rozumie takich oczywistości. Niektórzy czytelnicy złoszczą się, że oto „niezależni” „niepokorni” czy jak się tam niedawno nazywali, przystępują do obozu zła i razem z niedawnymi przeciwnikami jednoczą swoje siły w walce z ich ukochanym Prawem i Sprawiedliwością.
Inni znowu śmieją się z deklaracji pana Warzechy i ku swojemu zaskoczeniu, już w trakcie pisania tej skromnej notki odkryłem, że sam do nich należę!
O, cholera! Śmieję się co prawda kwaśno i tak jakoś przez zęby, ale jednak. Tłumiąc tę niewczesną wesołość spróbuję wyjaśnić powód mojego śmiechu. Otóż, gdy czytam słuszne „każdego tą samą miarą” widzę obraz, który mam za alegorię polskich mediów:
Ognisko. Przy ognisku grupa ludożerców obojga płci zajęta obgryzaniem kości politycznego przeciwnika, wszędzie walają się czaszki i piszczele. Na to zjawia się w kręgu światła publicysta Warzecha i zagaja o zasadzie nieoznaczoności Heisenberga. Ludożercy na moment baranieją, przerywają mlaskanie i chrupanie, popatrują spod czupryn. Zniechęcony odchodzi.
- Rzeczywistość to w ogóle bujda – mówi kanibal z klasą.
- My ją tworzymy, my dobrze i żadne tam pierdoły, ale skoro nasza wyżerka mu śmierdzi, niech napisze dla nas książkę kucharską – śmieje się leciwa kanibalka i brudną nogą rozgarnia piach.
Dość. Przepraszam za taką brzydką alegorię (szczególnie ta brudna noga jakoś niesmacznie wyszła, bo niełatwo taką Monisię ujrzeć z nogą, że rzepy siać!) zwłaszcza tych, którzy widzą media w całym ich plastikowym splendorze i lubią ględzić o aspektach i merytorycznej debacie. Nic na to nie poradzę, że widzę tam tylko dzikich dzikusów. Tak już mam.
Panie Łukaszu, że pozwolę sobie z piekielnych nizin anonimowości, zwrócić się w ten sposób do Pana ( by się ośmielić, musiałem sobie wyobrazić, że piszę list, a każdy list jakoś trzeba zacząć) Pan napisał tekst bardzo słuszny, ale jednocześnie naiwny i niezrozumiały.
Chętnie wierzę i z szacunkiem przyjmuję pańska końcową deklarację, którą pozwolę sobie tutaj przytoczyć:
„Dlatego moim P.T. Czytelnikom mogę obiecać jedno: będę dbał, żeby nigdy nie mogli mi zarzucić niekonsekwencji lub koniunkturalizmu. Dla każdego mam jedną i tę samą miarę.”
Któż ośmieliłby się żądać od Pana czegoś innego? Rzecz w tym, niepokój P.T. Czytelników w tym, że ni z tego, ni z owego, zamiast walki z kanibalizmem proponuje im się w sąsiedztwie ogniska wrażych żarłoków rozpalenie drugiego ogniska, gdzie nie będzie mile widziane spożywanie bliźnich. Kto zechce się przy nim raczyć pieczoną rzepą?
Inaczej pisząc: rozczarowanie pańskich czytelników wynika stąd, że każdy przytomny doskonale może sobie wyobrazić najbliższe cztery lata, jako nieustanny, nie liczący się z rzeczywistością, skoordynowany atak medialnej szczujni na rząd, któremu chcąc nie chcąc będzie do taktu przygrywał wasz merytoryczny, niezależny i bezkompromisowy werbel. W tej sytuacji każde zdanie odmienne można będzie odczytać, jako jawne podlizywanie się władzy. To dosyć niezręczna sytuacja.
Cała ta konstrukcja w sytuacji, gdy jeszcze nawet nie ma rządu, a co dopiero mówić o jakichkolwiek efektach rządzenia już zaczyna się umacniać. Ledwie wszczęła się dyskusja, ledwie zaczęły się połajanki na twitterze, już w dzisiejszych, porannych audycjach Dominisi i Monisi zostaliście wielokrotnie użyci, jako pałka waląca w PiS!
„Przecież to samo piszą, tak samo twierdzą prawicowi/związani z PiS/ tak zwani niepokorni dziennikarze”
I to jest doskonały argument, prawda? Rozumiem, że obiektywizm, szlachetne zasady, ale nie rozumiem, jak można dawać się wykorzystywać dzikiemu, cuchnącemu kanibalowi? Na szczęście, czego wielu zdaje się nie zauważać, ostanie wybory pokazały, że wpływ mediów jest dość mierny, a próby kreowania przez nie rzeczywistości coraz częściej okazują się przeciwskuteczne. Na dodatek coraz trudniej rozróżnić publiczność od wykonawców. Taki się koncert zrobił!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz