Czytam i cierpliwie wysłuchuję porównań dzisiejszej sytuacji do tej z roku dwa tysiące piątego. Już Prawo i Sprawiedliwość naraziło się tak, że za chwilę zostanie zmielone przez medialne młyny. Już rusza „przemysł nienawiści” Już za chwilę opór społecznej materii przewyższy determinację rządzących i Kaczyński ze wstydem zwinie ledwie rozwinięty sztandar zmian. Podczas gdy jedni się tym wzajemnie straszą, inni upajają, a jeszcze inni ze znaczącymi minami wygłaszają odwieczne: A nie mówiłem? – w skrócie i sięgając do literatury wielkiej oraz nieprzemijającej, można całe to gadanie nazwać po prostu „bałwanieniem do kwadratu”
Podstawową różnicą, bynajmniej nie jest to, że PiS jest obecnie pozbawiona brzemienia dość parszywych koalicjantów, a prosty i oczywisty fakt, że w 2005 roku, najważniejsza obecnie partia opozycyjna, czyli Platforma Obywatelska nigdy jeszcze nie rządziła.
Mogła dzięki temu epatować swym domniemanym liberalnym urokiem. Obecnie z uroku została tylko prymitywna zawziętość i jawnie deklarowana pazerność na jakąkolwiek już władzę. Poza tym Prawu i Sprawiedliwości udało się jakimś cudem pozbyć większości szczególnie antypatycznych cymbałów, których nie wiedzieć czemu przygarnęła Platforma Obywatelska dla jakichś wydumanych, chwilowych korzyści, pozbywając się jednocześnie co sensowniejszych działaczy. Przecież tak naprawdę, gdyby jutro powtórzyć wybory, Platforma dostałaby jeszcze większe wciry, niż w październiku, co polecam uwadze gorącogłowych, nagle opozycyjnych krzykaczy.
Ale media! Ale przemysł pogardy! Przecież wszystkie media, popularne radia i znaczące telewizje stoją murem przeciwko rządowi – niepokoją się, albo radują miłośnicy stałego politycznego nasłuchu audycji politycznego mainstreamu. Po pierwsze, już w tej chwili tak nie jest, o czym świadczy fakt, że główna antypisowska barykada znajduje się na Woronicza, nie na Wiertniczej. Nie ma sensownego ekonomicznego czy jakiegokolwiek innego uzasadnienia, by prywatny komercyjny moloch medialny skazywał się na przynajmniej czteroletnią twardą służbę tracącej wpływy opozycji. Oni nie są od tego, by umyślnie radować jednych kosztem wściekłości drugich, tylko by sprzedawać wszystkim razem reklamy, przerywane filmami, potańcówkami czy innymi wesołymi wygłupami. Co z tego, że sympatie zatrudnionych tam dziennikarzy są zasadniczo lewackie, skoro widać, że machina dostojnym krokiem maszeruje ku centrum, gdzie zawsze winno być jej miejsce, a pamiętajcie, że tam, gdzie przewijają się liczby z wieloma zerami, nie ma miejsca na sentymenty, ani na lewacki radykalizm.
Agora ze swoją spadającą gwiazdą Wyborczej i radyjkiem, którego często słucham rano dla śmiechu to już skansen. Jej autorytety i uroszczenia budzą politowanie, gdyż zostały zgrane do końca, do kompletnego bełkotu w codziennej politycznej wojence. To, że dyskutują sami ze sobą, że sami siebie cytują wzajemnie z zachwytem, znaczy dla opinii publicznej mniej więcej tyle, co mądrości prawie stale przebywającego w TVP Info Sławomira Sierakowskiego, czy znanego antyterrorysty Dziewulskiego.
Jest jeszcze internet ze swoimi portalami społecznościowymi, gdzie akurat teraz zjednoczone lewactwo daje popis głupoty, próbując wzniecić ruch protestu pod zadziwiającą nazwą Komitetu Obrony Demokracji.
I nazywam ich głupolami nie z powodu ich przekonań czy uroszczeń, ale z powodu zdziwienia, że ci ludzie kompletnie nie rozumieją mechanizmów prowadzenia internetowych kampanii politycznych. Po trzech dniach działalności nie sposób już na ich facebookowym profilu odróżnić zaangażowanego lewaka od kogoś, kto z powodu nagromadzonej w sobie wesołości, czy nadmiaru wolnego czasu, wchodzi tam, by robić tak zwaną bekę.
Całą tę inicjatywę można opisać jednym zdaniem tak, jak Jarosław Haszek opisał ołtarz polowy wyprodukowany przez firmę „Moritz Mahler” jako rozkładany tryptyk obrazów o treści religijnej, który z pewnej odległości przypominał „pociąg wjeżdżający na stację” Ale uwaga! Oto daje się na coś takiego nabrać sam Grzegorz Schetyna, który deklaruje, że chce wspólnie z nimi demonstrować w obronie demokracji, takiej jak ją rozumie. A tu siup, konfederaci wolności, przekładają swą hipotetyczną demonstrację na wiosnę, ponieważ w grudniu może być zimno.
Taka to moi mili jest manufaktura, nie żaden tam „przemysł pogardy” Jeśli macie się ich bać, bójcie się lepiej własnego cienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz