wtorek, 5 listopada 2019

Stalinowskie złote Słońce...


Przy okazji wczorajszej awantury personalnej dotyczącej zgłoszonych kandydatów na sędziów TK muszę podzielić się pewnym spostrzeżeniem na temat wybitności, która jest zarezerwowana dla pewnej grupy społecznej, rodów niemalże arystokratycznych. Otóż w Polsce współczesnej jedynymi akceptowanymi patentami szlacheckimi są te, które raczył nadać lub odświeżyć Stalin i jego akolici, także miejscowi, nasi, że się tak wyrażę. To oczywiście uproszczenie, ale działa i żadne pitolenie o wolnej Polsce tego nie zmieni. To, że Gomułka rozbroił stalinowski aparat bezpieczeństwa tylko pomogło w uzyskaniu przez nich pozycji dominującej, ponieważ z kazamatów i sal sądowych, gdzie pilnie sprawowali nadzór nad prawidłowością Polaków, rozpełzli się po wydawnictwach, uczelniach oraz instytucjach traktowanych przez tryumfującego satrapę jako drugo i trzeciorzędnych. Tam dopiero dalejże wychowywać, gromadzić dwory i kształtować swoją wybitność. Jednocześnie, wraz z kolejnymi potknięciami reżimu pana Władysława wiele z tych tworzących się środowisk nabierało charakteru, albo było postrzegane jako quasi opozycyjne. Już ich dzieci, już przyjaciele tych niedawnych bobasów, już mieszkania intelektualistów, nie katów i donosicieli, już pianino zamiast stołka i bicza. I kooptacja do szeregów i pamięć zawiązana na supełek, bo nagle nikt niczego nie wiedział.

Co mógł dorzucić Gierek? Chłopków i śląskich cwaniaków? Albo Jaruzelski? Złodziei chyba i cinkciarzy na poczekaniu przekształconych w biznes. A wybitni mieli to w nosie, służyli, to jasne, ale z góry, z pogardą kasowali należności. Przy każdym obrocie polskich spraw byli i są nietykalni, bo w zasadzie nie ma już żadnego powodu, żeby ich tykać. Za grzechy ojców czy dziadów mają odpowiadać? Dobre sobie. Nie po to historia i sowiecka przemoc dała im szansę, by ją zmarnować. Nie po to Ameryka futrowała ich dzieci stypendiami, by tak kosztowną wybitność wyrzucić do kosza. Przecież nawet tropiciele ich życiorysów są z nimi związani, a chęć przypodobania się wybitnym idzie w poprzek podziałów politycznych, które tak czy owak są efemerydą. Maszyna zbudowana przed laty już działa sama, ze społeczeństwem kontaktując się i to społeczeństwo prowokując w zasadzie tylko głosami pionków, nic nie rozumiejących nuworyszy.

Każdy powie, że to zbiór oczywistości. Jasne. Pewnie dlatego większość pilnie podąża za ich grymasami i nieskrywanymi poleceniami. Oni decydują, kto w Polsce jest ładny, a kto brzydki i żaden sprzeciw tu nie pomoże, bo to będzie tylko indywidualny wyskok nie poparty żadnym autorytetem, a u nich, gdzie splunąć tam autorytet. W każdej, dosłownie każdej dziedzinie. Czy nie lepiej choć aspirować, choć otrzeć się o aprobatę wybitnych, niż zasługiwać na aplauz motłochu, jakim wszyscy, do cholery, jesteśmy? To pytanie retoryczne, tym bardziej, że czasy groźnych, zdolnych cokolwiek poruszyć tłumów dawno minęły, no chyba, że Oni taki tłum zorganizują, a wtedy władza nadana poprzez wolne wybory zniknie i nikt ani nic jej nie pomoże. Tym bardziej, gdy część jej przedstawicieli zostanie nagle uznana za osoby wybitne. W tym mają zadziwiającą wprawę, przećwiczoną z powodzeniem w czasie powojennego terroru. Przecież nie z chłopków roztropków budowali swoją administrację, nie z analfabetów kadry uniwersyteckie. Bo żyć trzeba i z tym się zgadzam.

Monopolu na wybitność nie da się złamać gadaniem, tym bardziej, gdy wielu chcących go łamać, półgębkiem przyznaje monopolistom rację. Czym bowiem może kusić obecna władza, o ile w ogóle traktować ją poważnie jako trwałą alternatywę? Chyba tylko pieniędzmi, bo o żadnym prestiżu nie ma mowy, skoro wszystkie narzędzia jego tworzenia i nadawania dzierży tamta strona. Nawiasem mówiąc pieniądze nadal płyną ku niej szerokim strumieniem i nikt nawet nie pomyśli, że subsydiowanie własnych wrogów nie prowadzi choćby do remisu, podobnie jak przeglądanie się w ich opiniach zamiast w lustrze.

Co tu mają do rzeczy kandydaci na sędziów TK i trwające właśnie wzmożenie moralno – polityczne? Otóż wszystko. Setny raz okazało się, że w zasadzie nie ma niczego poza opinią salonu wybitnych. Stalinowskie złote Słońce wyjrzało zza pisowskich chmur i dobrotliwie pogroziło palcem. I wszyscy pędzą służyć, by tylko życzenie nie stało się rozkazem, bo wtedy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz