Przy okazji wczorajszej awantury personalnej dotyczącej zgłoszonych
kandydatów na sędziów TK muszę podzielić się pewnym spostrzeżeniem na temat
wybitności, która jest zarezerwowana dla pewnej grupy społecznej, rodów
niemalże arystokratycznych. Otóż w Polsce współczesnej jedynymi akceptowanymi
patentami szlacheckimi są te, które raczył nadać lub odświeżyć Stalin i jego
akolici, także miejscowi, nasi, że się tak wyrażę. To oczywiście uproszczenie,
ale działa i żadne pitolenie o wolnej Polsce tego nie zmieni. To, że Gomułka
rozbroił stalinowski aparat bezpieczeństwa tylko pomogło w uzyskaniu przez nich
pozycji dominującej, ponieważ z kazamatów i sal sądowych, gdzie pilnie sprawowali
nadzór nad prawidłowością Polaków, rozpełzli się po wydawnictwach, uczelniach
oraz instytucjach traktowanych przez tryumfującego satrapę jako drugo i
trzeciorzędnych. Tam dopiero dalejże wychowywać, gromadzić dwory i kształtować
swoją wybitność. Jednocześnie, wraz z kolejnymi potknięciami reżimu pana
Władysława wiele z tych tworzących się środowisk nabierało charakteru, albo
było postrzegane jako quasi opozycyjne. Już ich dzieci, już przyjaciele tych
niedawnych bobasów, już mieszkania intelektualistów, nie katów i donosicieli,
już pianino zamiast stołka i bicza. I kooptacja do szeregów i pamięć zawiązana
na supełek, bo nagle nikt niczego nie wiedział.
Co mógł dorzucić Gierek? Chłopków i śląskich cwaniaków? Albo
Jaruzelski? Złodziei chyba i cinkciarzy na poczekaniu przekształconych w
biznes. A wybitni mieli to w nosie, służyli, to jasne, ale z góry, z pogardą
kasowali należności. Przy każdym obrocie polskich spraw byli i są nietykalni,
bo w zasadzie nie ma już żadnego powodu, żeby ich tykać. Za grzechy ojców czy
dziadów mają odpowiadać? Dobre sobie. Nie po to historia i sowiecka przemoc
dała im szansę, by ją zmarnować. Nie po to Ameryka futrowała ich dzieci
stypendiami, by tak kosztowną wybitność wyrzucić do kosza. Przecież nawet
tropiciele ich życiorysów są z nimi związani, a chęć przypodobania się wybitnym
idzie w poprzek podziałów politycznych, które tak czy owak są efemerydą.
Maszyna zbudowana przed laty już działa sama, ze społeczeństwem kontaktując się
i to społeczeństwo prowokując w zasadzie tylko głosami pionków, nic nie
rozumiejących nuworyszy.
Każdy powie, że to zbiór oczywistości. Jasne. Pewnie dlatego
większość pilnie podąża za ich grymasami i nieskrywanymi poleceniami. Oni
decydują, kto w Polsce jest ładny, a kto brzydki i żaden sprzeciw tu nie
pomoże, bo to będzie tylko indywidualny wyskok nie poparty żadnym autorytetem,
a u nich, gdzie splunąć tam autorytet. W każdej, dosłownie każdej dziedzinie.
Czy nie lepiej choć aspirować, choć otrzeć się o aprobatę wybitnych, niż
zasługiwać na aplauz motłochu, jakim wszyscy, do cholery, jesteśmy? To pytanie
retoryczne, tym bardziej, że czasy groźnych, zdolnych cokolwiek poruszyć tłumów
dawno minęły, no chyba, że Oni taki tłum zorganizują, a wtedy władza nadana
poprzez wolne wybory zniknie i nikt ani nic jej nie pomoże. Tym bardziej, gdy
część jej przedstawicieli zostanie nagle uznana za osoby wybitne. W tym mają
zadziwiającą wprawę, przećwiczoną z powodzeniem w czasie powojennego terroru.
Przecież nie z chłopków roztropków budowali swoją administrację, nie z
analfabetów kadry uniwersyteckie. Bo żyć trzeba i z tym się zgadzam.
Monopolu na wybitność nie da się złamać gadaniem, tym
bardziej, gdy wielu chcących go łamać, półgębkiem przyznaje monopolistom rację.
Czym bowiem może kusić obecna władza, o ile w ogóle traktować ją poważnie jako
trwałą alternatywę? Chyba tylko pieniędzmi, bo o żadnym prestiżu nie ma mowy,
skoro wszystkie narzędzia jego tworzenia i nadawania dzierży tamta strona.
Nawiasem mówiąc pieniądze nadal płyną ku niej szerokim strumieniem i nikt nawet
nie pomyśli, że subsydiowanie własnych wrogów nie prowadzi choćby do remisu,
podobnie jak przeglądanie się w ich opiniach zamiast w lustrze.
Co tu mają do rzeczy kandydaci na sędziów TK i trwające
właśnie wzmożenie moralno – polityczne? Otóż wszystko. Setny raz okazało się,
że w zasadzie nie ma niczego poza opinią salonu wybitnych. Stalinowskie złote
Słońce wyjrzało zza pisowskich chmur i dobrotliwie pogroziło palcem. I wszyscy
pędzą służyć, by tylko życzenie nie stało się rozkazem, bo wtedy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz