Elżbieta zarumieniła się i zaczęła strząsać z sukienki niewidoczny paproch. Ten nagły komplement całkiem rozbił jej myśli.
Chciała coś powiedzieć, zabłysnąć…ale tylko wydukała:
- Może dlatego, że wczoraj Andrzej wyrwał mnie wprost od sprzątania, pewnie miałam gdzieś na placach pajęczynę.
- Nie żartuj – powiedział poważnie – naprawdę dostrzegam zmianę w twoim wyglądzie. Tu nie chodzi o tą śliczną sukienkę, choć wyglądasz w niej oszałamiająco. Co w tobie się zmieniło…wiem, to głupie, ale… zresztą nie ważne. Może to ten dom tak na mnie działa. Wiesz, przychodziłem tu do twojej babci, od czasu jak doktor Waliszewski zmarł. Byłem jej lekarzem. Tu nie ma żadnej przychodni, więc jak nie mam dyżuru w szpitalu, rozumiesz? Twojej babci najbardziej doskwierała samotność, mama Andrzeja była jej najlepszą przyjaciółką, mimo, że różniło je wszystko i stasus społeczny i wiek. Choć nie ujmuję nic Kanusi, to fantastyczna kobieta…żebyś nie myślała, zresztą sam ją uwielbiam i przyjaźnię się z Andrzejem od zawsze.
- Słuchaj – przerwała mu Elżbieta – jestem okropna, choć do kuchni zrobię herbaty, mam jeszcze kawałek drożdżowego ciasta od Kanusi, to pogadamy. Nie będziemy tu stali. Chciałabym ci wiele rzeczy opowiedzieć. Dziwne, ale bardzo dobrze czuję się w twoim towarzystwie. A nie należę do osób…nie należałam – poprawiła się – które szybko nawiązują kontakty towarzyskie.
Skierowali się w stronę kuchni. Piotr jakby przez przypadek musnął delikatnie jej plecy. Poczuła dreszcz, ale było to bardzo przyjemne.
Potem w kuchni pochyleni na filiżankami z herbatą spoglądali na siebie, Eli serce waliło jak szalone, bo chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej, a ona mogła na niego spoglądać zupełnie bezkarnie, bo był jej jedynym towarzyszem.
- Wiesz – przerwał ciszę Piotr – wracając do twojej babci i do tego domu, zawsze gdy tu wchodziłem czułem jakby przekraczał całkiem inny świat, świat tajemnicy, może iluzji, sam nie wiem jak to określić. Nie poczułaś tego, gdy tu przyjechałaś?
- Nie wiem. Wiesz, jak się na tym głębiej zastanowić, to coś w tym jest. Wydaje mi się, że ten dom mną kieruje, może to nagła chęć poznania tego, czego nie zdążyłam nigdy poznać. Widzisz od babci w spadku dostałam srebrny kluczyk. No i tu się coś zaczęło, znalazłam to co ten kluczyk otwiera, choć nikt przede mną tego nie odnalazł, jakby to coś czekało, bym to ja to odkryła. Nie dziwne?
- O cholera! – zawołał – więc co to, jeśli można wiedzieć?
- Pamiętnik tej Zofii Mioduckiej.
- To ta od napisu na lustrze, tak?- Uśmiechnął się.
- Nabijasz się ze mnie?
- Ależ skąd, rozumiem, że to odkrycie bardzo cię poruszyło.
- Nie baw się w psychologa, proszę. Nie napisałam tego na lustrze, naprawdę. Gdy zapytałam się Kanusi o tą Zofię, wylądowała w szpitalu. Ten pamiętnik na moich oczach sam się zamknął, no i mam sny…sny o dziewczynie w białej sukni. Dziś poszłam kupić sobie jakiś ciuch - wstała i zaprezentowała sukienkę – sukienka sama jakby do mnie przylgnęła.
- Hm…mówisz, że Kanusia dostała tego ataku po tym jak jej się zapytałaś o tą Mioducką?
- Tak. Wiesz, ona mnie przed nią ostrzegała, powiedziała, że będzie chciała mną manipulować. Że babcia też się jej obawiała. Choć, gdy wczoraj do mnie przyszła i się jej o nią zapytałam, nie chciała mi nic powiedzieć. Wiesz, jeszcze jedno. Jak wczoraj jechaliśmy do szpitala z Andrzejem, Andrzej jechał przez las, bo mówił, że droga krótsza, co przewinęło nam się przed maską samochodu. Mogłabym przysiąc, że to była kobieta w białej sukni, zniknęła jak się pojawiła…a wydaje mi się, że i Andrzej widział to samo, choć mówił, że to na pewno zwierzę, wracaliśmy już normalną drogą.
Alga
OdpowiedzUsuńTekst jest dobry .
Życzę Tobie i JAckowi Szczęsliwego Nowego Roku
Wojtek Jaroń
Kejow