Oboje zmieszali się po słowach Andrzeja. Elżbieta już otwierała usta, by się jakoś wytłumaczyć, gdy odezwał się Piotr;
- Zazdrościsz? – Zapytał lekko ironicznie. – Wiesz, proponowałem Elżbiecie, że podwiozę ją do szpitala, ale…- zawiesił głos – podobno umówiła się z tobą, więc jako dżentelmen ją odprowadziłem.
Teraz zmieszał się Andrzej, zwłaszcza, że Maryla stanęła w progu sklepu i spoglądała w ich stronę. Zapadło niezręczne milczenie, które zaczęło się nieprzyjemnie przedłużać. Ela zerkała raz na Piotra, raz na Andrzeja i zaniepokoiło ją, że mężczyźni zaczęli spoglądać na siebie wrogo.
- No to co, jedziemy? – Zapytała, spoglądając na Andrzeja. Przywołała na twarzy lekko niepewny uśmiech. – Piotr – zwróciła się do drugiego mężczyzny – dzięki ci za wszystko i mam nadzieję, że spotkamy się w szpitalu.
Obaj, jakby przebudzili się z letargu. Andrzej przetarł oczy, Piotr potarł skronie.
- Cholera – jęknął Andrzej – miałem chęć ci walnąć.
- Ty też? – Zdziwił się Piotr – To było, jakbym dostawał jakiejś furii, wściekłość narastała we mnie jak piana w szklance piwa.
- Długo tak będziecie stali? – Doszedł ich zirytowany głos Maryli – Chciałabym, by Andrzej wrócił przed zamknięciem sklepu.
- Już jedziemy – odkrzyknął Andrzej w stronę Maryli i wskoczył do szoferki, otwierając drzwi z drugiej strony, by mogła wsiąść Elżbieta.
- Tak, ja też będę się zbierać, bo oprócz Lisieckiej, mam dwie wizyty.
- To do widzenia – szepnęła Ela wspinając się do kabiny.
- Do widzenia Elżbieto – szepnął Piotr prawie niedosłyszalnie.
Potem jeszcze chwilę obserwowała go, jego sylwetkę, sposób poruszania, nim zniknął jej z oczu, za zakrętem. Westchnęła i spojrzała z lękiem w stronę Andrzeja, ale ten, był zajęty prowadzeniem samochodu. Nie chciała, by Andrzej zauważył jej słabość do Piotra.
Kiedy dojechali na miejsce, okazało się, że Kanusia jest w dużo lepszej formie niż wczoraj. Spacerowała sobie przed szpitalem, oczekując na nich
Około czwartej dołączył do nich Piotr, bo jak mówił, chciał przed dyżurem spokoje odwiedzić Kanusię.
Zaprosił ich na lody, do szpitalnego barku. Tam rozmowa zeszła na dzieciństwo Andrzeja i Piotra, więc Ela się tylko przysłuchiwała. Kanusia mówiła dużo i z ożywieniem, wspominała, opowiadała jacy to z nich byli huncwocie. Wszyscy bawili się przy tym świetnie, choć Ela dostrzegła w oczach Andrzeja i Piotra jakieś niepokojące błyski, chyba Kanusia też to dostrzegła, bo od czasu do czasu spoglądała na mężczyzn z niepokojem.
Elżbieta bała się też poruszyć temat Mioduckiej i ze względów zdrowotnych Kanusi i że obaj panowie ich nie odstępowali.
W końcu Piotr spojrzawszy na zegarek zauważył, że niestety będzie się musiał oddalić, by przygotować się do dyżuru. Andrzej też nagle jakby zaczął się spieszyć. Kanusia też stwierdziła, że powinna się trochę położyć, skoro ma taką możliwość, więc wkrótce pojechali.
Drogę powrotną odbywali w milczeniu. Andrzej się nie odzywał, a Elżbieta rozmyślała o Piotrze i o tym, że w końcu nie oddał je swetra, więc pewnie jutro ją odwiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz