piątek, 21 lipca 2017

O metodzie przypisywanej szaleństwu

W tym szaleństwie jest coś niepokojącego. Trudno mi, bowiem przyjąć bez zastrzeżeń fakt, że dorobiliśmy się opozycji, która sama z siebie, bez żadnego konkretnego powodu, czyni usilne starania, by obniżyć swe szanse na sukces wyborczy. Może to prowadzić do wniosku, że na takowym wcale im nie zależy, a swoje szanse upatrują w siłowym przejęciu władzy. Przecież nie dzięki demonstracjom, ani też nietęgim, niemieckim czołgom, forsującym Odrę. Jedynym sposobem jest przewrót policyjno-wojskowy, a otaczający nas zgiełk ma za zadanie pokazać światu, że odbywa się na życzenie ludu, który powstając w imieniu lewackiej und liberalnej ściemy… To przecież znamy.

Jest to wariant, choć przerażający, mało prawdopodobny, ale tego typu rozwiązania podpowiada mi nieobcy nikomu zmysł logicznego podejścia do spraw, które staram się zrozumieć. Ciężko uwierzyć, że mamy do czynienia z kupą wariatów, tym bardziej, że napędza ją zgoła pragmatyczna motywacja. Konstytucja czy praworządność, to nędzna zasłona dla głupich. Coś muszą skandować te ich wierne tłumy, bo przecież nie pójdą pod Sejm, wrzeszcząc: Forsa! Forsa!

To, co się teraz dzieje, to naruszenie naprawdę wielkich interesów, przy których „karuzele vatowskie” przypominają działania kieszonkowców. Nie ma władzy bez pieniędzy, ale nie ma też pieniędzy bez władzy. Nikt też nie skredytuje interesu tak ryzykownego, interesu, którego nie sposób ubezpieczyć. Obietnice, które zostały złożone, które są odnawiane przez cały czas za naszymi plecami, z dnia na dzień tracą swoje pokrycie w rzeczywistości. Czy to jest warte wojskowego przewrotu, wojny, utraty niepodległości przez Polskę? Bez złudzeń, mili moi, dla zaangażowanych w tą grę, z całą pewnością.

Powstaje pytanie, dlaczego w takim razie, tak potężne, choć hipotetyczne, mroczne siły, postawiły na zgraję kompletnych już idiotów? Uważam, że tylko z powodu fałszywego mniemania o mocy zabezpieczeń, oraz ze zwykłej chytrości, ponieważ głupich stosunkowo łatwo zadowolić byle czym. To truizm, że sprawa się „rypła” wraz z ogłoszeniem wyników prezydenckich, czego pokłosiem były paniczne próby łatania tonącej łodzi jedynie słusznej, namaszczonej władzy. Jeszcze były nadzieje w tak zwanym „ładzie światowym”, ale nawet stu procentową Hilarię szlag trafił. Nawiasem pisząc, gdyby nie ta zaoceaniczna klęska, rozkład sił byłby zupełnie inny, i wtedy, kto wie, co by się nad Wisłą zdarzyło.

Teraz zostaje już tylko krew do przelania, ale jest to wariant wymagający spisku i więcej niż znacznych wpływów w resortach siłowych. Wpływów obejmujących na dodatek wszystkie szczeble tamtejszych struktur. W taką omnipotencję naszej dziwacznej opozycji nie wierzę w ogóle. Nie byli na to przygotowani, gdy tracili władzę i tym mniej są gotowi dzisiaj. Niech to zostanie niespełnialnym wariantem szaleństwa.

Zamiast konkretnych działań, będziemy mieli inflację najrozmaitszych protestów. Nużący, niekończący się spektakl awantur wszelkiego rodzaju i ciągłe skamlanie o zagraniczną pomoc, o sankcje, o nienawiść wobec Polski. To już mamy, ale sądzę, że skala i nerwowość takich poczynań będzie narastała, przy wtórze, zupełnie już szatańskiego wycia mediów. A przecież to dopiero początek zmian. Okazji do histeryzowania, mam nadzieję, będzie aż nadto.

Już teraz propagandyści, zwani dla niepoznaki dziennikarzami, jawnie nawołują do użycia przemocy, nie tylko na portalach społecznościowych, ale i na łamach portali internetowych, będących witrynami gazet. Zachowują się tak, jakby prawo zostało zawieszone. Może jest, ale ja o tym nic nie wiem, za to widzę jego beztroskie łamanie.

To jest oferta tych dzikusów, ale jej odbiorców coraz trudniej znaleźć. Stąd mój niepokój wyrażony na początku tekstu. Pisząc, sam go w pewnym sensie spacyfikowałem, ale gdzieś w mrocznym zakamarku mojego, miernej jakości umysłu, będzie tkwiło, niczym ułomek grotu, pytanie o cel tej histerycznej, śmiesznej, o ile się bliżej przyjrzeć, aktywności. To, co prezentuje opozycja może zachęcać i uwznioślać różnych tam oszołomów, ale ze względu na sposób ekspresji, miałkość argumentacji, połączoną z przejawami dziwacznej, zgoła nie politycznej histerii jest absolutną odwrotnością oczekiwań szerszego niż kilkanaście procent żelaznego, zbudowanego na nienawiści elektoratu.

Gdzie są, prawda, okrzyczani specjaliści od wizerunku, mistrzowie PR i budowniczowie narracji. Inaczej: Ile trzeba im zapłacić, by skutecznie zmienili wizerunek przeciętnego parlamentarnego polityka, w wizerunek rozwrzeszczanego idioty. Bo płacić trzeba zawsze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz