W tym szaleństwie jest
coś niepokojącego. Trudno mi, bowiem przyjąć bez zastrzeżeń fakt, że
dorobiliśmy się opozycji, która sama z siebie, bez żadnego konkretnego powodu,
czyni usilne starania, by obniżyć swe szanse na sukces wyborczy. Może to
prowadzić do wniosku, że na takowym wcale im nie zależy, a swoje szanse
upatrują w siłowym przejęciu władzy. Przecież nie dzięki demonstracjom, ani też
nietęgim, niemieckim czołgom, forsującym Odrę. Jedynym sposobem jest przewrót
policyjno-wojskowy, a otaczający nas zgiełk ma za zadanie pokazać światu, że
odbywa się na życzenie ludu, który powstając w imieniu lewackiej und liberalnej
ściemy… To przecież znamy.
Jest to wariant, choć
przerażający, mało prawdopodobny, ale tego typu rozwiązania podpowiada mi
nieobcy nikomu zmysł logicznego podejścia do spraw, które staram się zrozumieć.
Ciężko uwierzyć, że mamy do czynienia z kupą wariatów, tym bardziej, że napędza
ją zgoła pragmatyczna motywacja. Konstytucja czy praworządność, to nędzna
zasłona dla głupich. Coś muszą skandować te ich wierne tłumy, bo przecież nie
pójdą pod Sejm, wrzeszcząc: Forsa! Forsa!
To, co się teraz
dzieje, to naruszenie naprawdę wielkich interesów, przy których „karuzele
vatowskie” przypominają działania kieszonkowców. Nie ma władzy bez pieniędzy,
ale nie ma też pieniędzy bez władzy. Nikt też nie skredytuje interesu tak
ryzykownego, interesu, którego nie sposób ubezpieczyć. Obietnice, które zostały
złożone, które są odnawiane przez cały czas za naszymi plecami, z dnia na dzień
tracą swoje pokrycie w rzeczywistości. Czy to jest warte wojskowego przewrotu,
wojny, utraty niepodległości przez Polskę? Bez złudzeń, mili moi, dla
zaangażowanych w tą grę, z całą pewnością.
Powstaje pytanie,
dlaczego w takim razie, tak potężne, choć hipotetyczne, mroczne siły, postawiły
na zgraję kompletnych już idiotów? Uważam, że tylko z powodu fałszywego
mniemania o mocy zabezpieczeń, oraz ze zwykłej chytrości, ponieważ głupich
stosunkowo łatwo zadowolić byle czym. To truizm, że sprawa się „rypła” wraz z
ogłoszeniem wyników prezydenckich, czego pokłosiem były paniczne próby łatania
tonącej łodzi jedynie słusznej, namaszczonej władzy. Jeszcze były nadzieje w
tak zwanym „ładzie światowym”, ale nawet stu procentową Hilarię szlag trafił.
Nawiasem pisząc, gdyby nie ta zaoceaniczna klęska, rozkład sił byłby zupełnie
inny, i wtedy, kto wie, co by się nad Wisłą zdarzyło.
Teraz zostaje już tylko
krew do przelania, ale jest to wariant wymagający spisku i więcej niż znacznych
wpływów w resortach siłowych. Wpływów obejmujących na dodatek wszystkie
szczeble tamtejszych struktur. W taką omnipotencję naszej dziwacznej opozycji
nie wierzę w ogóle. Nie byli na to przygotowani, gdy tracili władzę i tym mniej
są gotowi dzisiaj. Niech to zostanie niespełnialnym wariantem szaleństwa.
Zamiast konkretnych
działań, będziemy mieli inflację najrozmaitszych protestów. Nużący, niekończący
się spektakl awantur wszelkiego rodzaju i ciągłe skamlanie o zagraniczną pomoc,
o sankcje, o nienawiść wobec Polski. To już mamy, ale sądzę, że skala i
nerwowość takich poczynań będzie narastała, przy wtórze, zupełnie już szatańskiego
wycia mediów. A przecież to dopiero początek zmian. Okazji do histeryzowania,
mam nadzieję, będzie aż nadto.
Już teraz propagandyści,
zwani dla niepoznaki dziennikarzami, jawnie nawołują do użycia przemocy, nie
tylko na portalach społecznościowych, ale i na łamach portali internetowych,
będących witrynami gazet. Zachowują się tak, jakby prawo zostało zawieszone.
Może jest, ale ja o tym nic nie wiem, za to widzę jego beztroskie łamanie.
To jest oferta tych
dzikusów, ale jej odbiorców coraz trudniej znaleźć. Stąd mój niepokój wyrażony
na początku tekstu. Pisząc, sam go w pewnym sensie spacyfikowałem, ale gdzieś w
mrocznym zakamarku mojego, miernej jakości umysłu, będzie tkwiło, niczym ułomek
grotu, pytanie o cel tej histerycznej, śmiesznej, o ile się bliżej przyjrzeć,
aktywności. To, co prezentuje opozycja może zachęcać i uwznioślać różnych tam
oszołomów, ale ze względu na sposób ekspresji, miałkość argumentacji, połączoną
z przejawami dziwacznej, zgoła nie politycznej histerii jest absolutną odwrotnością
oczekiwań szerszego niż kilkanaście procent żelaznego, zbudowanego na
nienawiści elektoratu.
Gdzie są, prawda,
okrzyczani specjaliści od wizerunku, mistrzowie PR i budowniczowie narracji.
Inaczej: Ile trzeba im zapłacić, by skutecznie zmienili wizerunek przeciętnego
parlamentarnego polityka, w wizerunek rozwrzeszczanego idioty. Bo płacić trzeba
zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz