niedziela, 23 lipca 2017

O motywowanej politycznie nienawiści codziennej

Dzisiaj coś osobistego, może z powodu niedzieli, a może złości, która dopadła mnie i nie puszcza. Mówię jej, żeby sobie poszła, a ona trzyma, zaciśniętym kułakiem pod żebrami wierci. Napiszę tekst, pójdzie sobie. Przynajmniej tak obiecała.

Nie żadne wielkie sprawy, polityczne wrzaski, wymachiwanie sztandarami mitów i rozdrażnień, a drobne, skutkujące bezradnym smutkiem wydarzenie, sprawiło, że moja pogarda dla graczy podjudzających hołotę przeciwko Polsce, a pośrednio przeciwko każdemu z nas i w końcu przeciwko sobie nawet, weszła na wyższy poziom.

Mam pięćdziesiąt cztery lata, w różnych bywałem sytuacjach, znałem ludzi na widok których człowiek normalny przechodzi natychmiast na drugą stronę ulicy, ale wyznam, że nigdy nie przeżyłem czegoś takiego, jak moja, będąca w ósmym miesiącu ciąży córka. Ktoś, po przeczytaniu, o co chodzi, wróci być może ze zdziwieniem do tego akapitu, uznając, że wytoczyłem armaty przeciwko wróblowi, ale to kwestia wrażliwości. Rzecz dzieje się w miejscu publicznym, w cywilizowanym, jak się wydaje, Ostrowie Wielkopolskim, wśród ludzi, którzy są jak najbardziej Polakami, a którym politycznie motywowana nienawiść całkowicie odebrała rozum. Ich celem jest ciężarna kobieta i dwóch malców: trzecioklasista i trzylatek. Jasne, gdyby z nimi był mój zacny a potężny zięć, dzicz milczałaby pokornie, w swych ciemnych duszach mieląc przekleństwa. Niestety, ktoś musi pilnować biznesu, bo żyć i zarabiać trzeba, a i zakupy zrobić, także. Moja dzielna córka opisała wydarzenie tak:

„Śmieszki heheszki pary po pięćdziesiątce za moimi plecami podczas dzisiejszych zakupów. Zapewne ciężarna matka dwójki chłopców, (z których jeden radośnie śpiewa sobie, „Gdy Pan Jezus był malutki nigdy nie próżnował") to doskonały przykład pisowskiej roszczeniówki pińcet plus. Więc teksty typu:
- "Pińcet ci zabiorą, ale dzieci zostaną... He he"
- "Narobią dzieciaków to nie będzie skąd brać już na te pińcet... "
Są jak najbardziej dowcipne i na miejscu.”

Nic wielkiego, prawda? Może to nawet wydarzenie jedno z miliona podobnych. Nie wiem, bo gdyby coś takiego zaszło w mojej obecności, być może przez jakiś czas, nie męczyłbym was swoimi tekstami. Jeśli nadal dziwicie się, czemu o tak drobnym piszę incydencie, jesteście tymi, którzy stali w tej kolejce i na wszelki wypadek odwrócili głowy, czyli prawdę pisząc, wy też jesteście moimi wrogami.

Powtarzam. Przeżyłem ponad pół wieku, z czego znakomitą większość, jako polityczny radykał. Nie jestem ani dobry, ani czułostkowy, ale osobiście nigdy nie zaznałem podobnej przykrości, motywowanej tak dramatycznie niskimi pobudkami. Nie mogę udawać, że nie wiem, kto pobudza hołotę do takich zachowań. Hołotę, na dodatek, w moim wieku, czyli ludzi, którzy teoretycznie rzecz ujmując, zostali podobnie jak ja wychowani. Może nawet lepiej, staranniej… Może gdzieś na internetowych forach ci ludzie pouczają mnie o demokracji, wolności… Obłęd.

Nie dla popisu przywołałem tu ludzi, na widok których, człowiek normalny przechodzi na drugą stronę ulicy. Znałem takiego. Tatuaże na twarzy, dwa morderstwa na koncie i szczerze mówiąc kawał skurwysyna. Niemniej w mojej przytomności, reagując, jako pierwszy, pomógł ciężarnej kobiecie wystawić z autobusu wózek z dzieckiem. Ta kobieta pobladła ze strachu, widząc takiego pomagiera, ale grzecznie podziękowała, a on wskakując do autobusu, zwrócił się do swoich równie paskudnych kumpli, z prostym wyjaśnieniem:

- W końcu to kobieta, i do tego w ciąży.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz