PiS niepotrzebnie podskakuje. Społeczeństwo stanowe
istnieje i nie odpuści, póki jego przywileje nie zostaną ostatecznie
usankcjonowane i zaopatrzone w dyndające pieczęcie z orłem. Tym razem, system
jest oderwany od ziemi, ale niewiele zmieniają jego kosmiczne wręcz afiliacje. Wbrew
pozorom jest na tyle trwały i posadowiony nie tylko w dobrach doczesnych, ale i
w świadomości ogółu, że rząd tak zwanej „dobrej zmiany” zdaje się przy nim czym
przejściowym, bez mała chimerycznym. Przy czym należy, dla uczciwości,
zaznaczyć, że występuje tu pewna dwoistość, charakterystyczna dla współcześnie
rozumianej demokracji.
PiS przyjmując rolę reprezentanta stanów niższych i
średnich, naraził się w oczywisty sposób nowomodnie rozumianej szlachcie i
arystokracji. Nowomodność w tym, że współcześnie spożywane i oczekiwane
przywileje, nie mają oparcia ni w krwi, ni w ziemi, ni nawet w jakiejś ogólnie
sformułowanej teorii, a w prostackim: Tak jest i tak ma być. Stany wyższe są
oczywiście zbyt liczne, by zadowalająco zaspokoić jej apetyty, ale dla
arystokracji starczyć musi. Jednocześnie, ich liczebność jest zbyt mała, by
zagwarantować przywołane w pierwszym akapicie zawieszenie na umowie oficjalnych
pieczęci. W tym problem. Im silniejszy nacisk elit, tym mniejsze szanse wyborcze
ich reprezentantów.
PiS nie jest, patrząc z drugiej strony, wcale
beneficjentem tej sytuacji, choćby dlatego, że stany wyższe są zorganizowane, a
niższe wcale, przez co Polska sprawia osobliwe wrażenie twierdzy oblężonej od
środka. Z każdym przybywającym obecnie rządzącym procentem poparcia, rośnie
niezadowolenie z działań rządu i protesty stają się gwałtowniejsze. Strach
pomyśleć, co będzie, gdy poparcie przekroczy pięćdziesiąt procent. Takie
zależności widać gołym okiem i nie trzeba przesadnej bystrości, by je dostrzec.
Sytuacja wynikła z takiego stanu spraw jest niebezpiecznie podatna na prowokacje i
w ciągu przewidywalnych zdarzeń, może doprowadzić do naprawdę poważnych
zaburzeń.
PiS w pewnym sensie jest zakładnikiem używanego
przez siebie języka, w którym roi się od pro obywatelskich przymiotników. Nie
przypadkiem banda cynicznych łobuzów nazwała się ‘obywatelami”. Zwróćcie uwagę,
że w obecnie przyjętej nomenklaturze, status obywatelski nabywa się jedynie
działając w grupie, choćby była to jeno grupa zawodowa. Tu powtórzę, że stany
wyższe mają swoją hierarchię. Stabilną, opartą na koneksjach rodzinnych i
zależnościach zawodowych, a stany
niższe, szamoczące się w walce o codzienny byt, oczywiście nie. Jak
zawsze są tylko plebsem. I niech nie zmyli cię miły czytelniku fakt, że masz
firmę, milionowe przychody, zatrudniasz ludzi i mieszkasz w pałacu. Nadal
jesteś plebejuszem, którego rola jest o tyle istotna, że płaconymi przez siebie
podatkami, zaspokajasz aspiracje stanów wyższych.
PiS raduje się wzrostem gospodarczym. Z mojej
perspektywy, z perspektywy plebejusza, słusznie, ale tak naprawdę, to tylko
pretekst do zacierania rąk przez klasy o tyle ode mnie wyższe, że nawet nie
wiem, gdzie sufit, po którym raczą stąpać. Na dodatek mam wrażenie, że myślą
przewodnią jest uszlachetnienie stanów wyższych poprzez narzuconą im kooptację
ludzi własnego chowu i ugłaskiwanie konfliktów na tym tle. Zupełnie jakby
rządzący zdawali sobie sprawę z ulotności własnej władzy i tryumfów. To prosta
droga do zaburzeń społecznych. Półśrodki i cwaniactwo bowiem, zawsze prowadzą
do tragedii.
Konieczne są zmiany strukturalne od fundamentów po
strych. Odpowiedź na taką potrzebę jest na razie taka, że potrzeba po temu
większości konstytucyjnej. Stawiam dolary, których nie mam, przeciwko orzechom,
których mam w nadmiarze, że nawet sześćdziesięciu procentowy tryumf wyborczy,
takich zmian nie zagwarantuje, ponieważ opór stanów wyższych będzie tak
gwałtowny i widoczny, że politycy nie zaryzykują starcia. Dochodzi tu aspekt
zmęczenia materiału, ponieważ nie sposób bez odbijającego się na determinacji
zmęczenie toczyć niekończącej się walki. My, plebejusze, w walce nie pomożemy,
ponieważ tak zostaliśmy wytresowani przez życie. No, chyba, że pójdziemy po
rozum do głowy, ale ostrzegam, że to daleka i niełatwa droga.
Dobry tekst i trudno nie traktować go poważnie.
OdpowiedzUsuńTen system widać wszędzie. Urzędnicy, samorządowcy, artyści, grupy zawodowe... wszyscy święcie przekonani o wyższości nad "zwykłym człowiekiem".
Pozdr
M