Im bardziej staram się być pisarzem fantastycznym, tym mniej się nim czuję, ponieważ prawie codziennie natykam się na coś zgoła realnego, czego w żaden sposób wymyślić bym nie zdołał. Na przykład: Wczoraj wieczorem wpadło mi coś do głowy i wdarłem się jako „czytelnik incognito” na stronę Gazety Wyborczej, żeby przeczytać wywiad z panią Magdaleną Sroką, odwołaną właśnie szefową PISF, czyli zacną niewiastą obdzielającą dotychczas grubą forsą naszych filmowych cwaniaków i nieudaczników. Zachęcił mnie tytuł, cytat z pani Sroki:
„ Podcinanie gałęzi sztuce to kopanie grobu Polsce”
Sądzę, że każdego wrażliwego na los Polski, taka metafora powinna zachęcić do lektury. Dlatego ukryłem się w anonimowości, bo inaczej treść tak ważka jest przede mną ukryta. Otwieram i czytam drugi tytuł:
„Magdalena Sroka: Weźmiesz pod buta sztukę, już po wolności”
No ładnie z tym butem – pomyślałem i zagłębiłem się w lekturze. O dziwo, nie same komunały tam znalazłem. Najpierw dowiedziałem się, że pani Sroka została zwolniona za:
„Przyczyną odwołania dyrektor PISF z pełnionej funkcji jest naruszenie podstawowych obowiązków na zajmowanym stanowisku oraz naruszenie przepisów prawa w związku z listem dyrektor PISF do Christophera J. Dodda, prezesa Stowarzyszenia Amerykańskich Producentów Filmowych (...). W oficjalnym piśmie wydanym przez PISF (...) dyrektor Magdalena Sroka naraziła na szwank wizerunek Polski i polskich instytucji kultury na arenie międzynarodowej”.
O, cholera, ale w czym rzecz?
Otóż pani Sroka podpisała list, ale biedaczka nie znała jego treści, albowiem była zajęta na festiwalu w Cannes przygotowywaniem prezentacji. Jest całkowicie niewinna, w związku z tym rozwijaniem czerwonych dywanów, a nawet w osobnym piśmie wyjaśniła Prezesowi Stowarzyszenia Amerykańskich Producentów Filmowych, senatorowi Doddowi, że list był po prostu kompilacją półoficjalnych maili, pełnych niezbyt szczęśliwych sformułowań jakiejś bliżej nieokreślonej Osoby z PISF.
Pani Sroka tłumaczy:
„Kiedy się o tym dowiedziałam, napisałam do senatora Dodda i go przeprosiłam, zastrzegając, że treść listu, który otrzymał, absolutnie nie jest stanowiskiem polskiego rządu. Senator zrozumiał, napisał, że pomyłki się zdarzają i list zostawia tylko do swojej wiadomości.”
Czyli wszystko ok, ale w PISF znalazł się wredny PIS-owiec ( hi hi ), który list wyniósł i doniósł. W dalszej części wywiadu dziennikarka dopytuje o to, a wielkoduszna ex. Szefowa łaskawie zaznacza, że obejmując stanowisko nie mogła zwolnić wszystkich zwolenników „dobrej zmiany” ponieważ brzydzi się prześladowaniami z powodów politycznych. Acha. Czyli był ten nieszczęśliwy list… Przepraszam, ale zapomniałem wtrącić, czego, wedle słów pani Sroki dotyczyła cała ta dziwna korespondencja z senatorem. Otóż, nie zmyślam, chodziło o to, żeby amerykanie udostępnili polakom nagranie z wręczania Oscarów panom Wajdzie i Pawlickiemu! Nie wiem, jak to skomentować.
W każdym razie epistolografia zgubiła panią Srokę, chociaż:
- „A jednak ktoś go z PISF wyniósł i przekazał ministerstwu.
– Owszem, nawet wiem kto. Tylko jaka z tego korzyść wyszła dla polskiego filmu? Kiedy ministerstwo otrzymało list, od razu złożyłam wyjaśnienie. Opowiedziałam całą historię, przekonując, że sprawa została między PISF a senatorem i nie podzielam treści listu. Wydawało mi się, że minister zrozumiał i sprawa nie będzie miała ciągu dalszego. Myliłam się. Tak naprawdę list był tylko pretekstem do odwołania mnie. Mam wrażenie, że ministerstwo nie miało innego powodu. A to świadczy tylko o tym, że PISF był dobrze zarządzany i haków takich jak niegospodarność nie udało się znaleźć. Nie wypieram się swojej odpowiedzialności – pod listem jest mój podpis. Tego już nie zmienię.”
To są rzeczy, jak się dokładniej przyjrzeć, po prostu niesamowite, ale… Dalej bywa równie ciekawie. W końcu, to film!
Dlaczego polskim kandydatem do Oscara jest „Pokot” Agnieszki Holland?
…jakość, wartości artystyczne… Srutu tutu, oraz przede wszystkim to, że film zrozumie każdy widz, a także członkowie Akademii.
Zauważę na boku, że nie każdy, ponieważ przerwałem oglądanie tego beznadziejnego gniota po godzinie, nie rozumiejąc nawet, po co dręczę się czymś tak wypranym z rozumu. I nie chodzi mi o żadne tam przesłanie filmu, tylko po prostu nie cierpię, gdy ktoś robi ze mnie durnia.
A dlaczego nie „Wołyń”?
Tu zacytuję, ponieważ nie potrafię streścić zaprezentowanego przez panią Srokę rozumowania, ale najpierw dodam od siebie, że tego filmu nie próbowałem nawet obejrzeć, ponieważ wręcz fizycznie nie znoszę dzieł pana Smarzowskiego. W przeciwieństwie do pani Magdaleny. Uwaga cytat:
„– Nad tą kandydaturą też się zastanawialiśmy. Mieliśmy świadomość, że film jest absolutnie genialny, że przez następne 10 czy 20 lat nie powstanie nic tak fundamentalnego i ważnego. Ale „Wołyń” opowiada wątek polskiej historii, która zupełnie nie jest zrozumiała dla zagranicznego widza. To skomplikowany obraz – z mnóstwem bohaterów, galopującą akcją. Nie miałby szans, żeby powalczyć o Oscara właśnie z tego powodu – nieczytelności.”
Wielkie budżety, rozdzielnia kasy, pani Torbicka w polskiej komisji oscarowej. Taka Polska właśnie. Z ciekawostek dodam, że z tekstu można się dowiedzieć o planie uszczęśliwienia Krakowa, panią Sroką, jako nowym prezydentem, ale ona nie chce, ponieważ jest wielbicielką pana Majchrowskiego (w to akurat wierzę). Całość godna polecenia. Naprawdę.
Wiem, że to oznaka chamstwa, ale nie mogę się powstrzymać. Niech będzie, że to przypadkowa zbieżność, ale podczas czytania wywiadu, cały czas moje myśli krążyły wokół przywołanej w tytule dziecięcej wyliczanki. Im dłużej mieliłem ją w myślach, tym bardziej pasowała. Pamiętacie? Kolejne paluszki się zagina.
Gotowała sroczka jagiełki, temu dała na miseczkę, temu na łyżeczkę, temu dała w kubeczku, temu na podstaweczku… A temu nic nie dała, tylko łepek urwała i frr…Poleciała!
Szczęśliwej podróży!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz