wtorek, 18 września 2018

O zwalczaniu rewolucji bezobjawowej wszystkimi dostępnymi siłami


Jest w tym coś niesamowitego, że w Polsce nie dzieje się praktycznie nic, a jednocześnie coraz częściej pojawiają się opinię, że trwa tu rewolucja. Nie tylko u nas, ale nasza jest jakby gwałtowniejsza. Co prawda chodząc po ulicach, czy gdzie kto tam lubi chodzić z katalogiem syndromów charakteryzujących przeciętną rewolucję pod pachą trudno dostrzec choć jeden, ale skoro tak twierdzą ludzie, których przodkowie wyleźli na światło dzienne przy okazji dziejowych przewrotów warto się temu przyjrzeć. Rewolucja bezobjawowa, rewolucja, której nie przyklaskuje lewactwo. Po prostu dziw nad dziwy. Szczególnie bawi, że zgodnie z wszelkimi prawidłami, skoro trwa rewolucja musi objawić się konserwatywna reakcja i owszem jest, ale składa się jak raz z liberałów i lewicy.

Ci zaś, zupełnie jak nie oni, nawet nie przygotowali pod swoje działania podwalin teoretycznych. Może słabe głowy, a może narracyjnie bardziej opłacalne wydały im się histeryczne pokrzykiwania i mnożenie przymiotników.

Nagle, ni z gruszki ni z pietruszki lud jest dziką, prymitywną i wrogą wszystkiemu co szlachetne siłą. Niesamowite! Nawet sama demokracja stała się czymś w rodzaju totalitarnego przymusu, bo jakże to tak, żeby zwycięska partia rządziła krajem? Jakim niby prawem? Przecież normalnym państwie nie ma takiego zwyczaju! W normalnym państwie bowiem do wyboru są tylko partie słuszne oraz ohydny margines. Status quo musi być zachowane, a interesy nienaruszone. Rewolucje są owszem wspaniałe, ale tylko takie na których można zarobić. Ich serce musi bić co najmniej nad Tamizą, nie żeby ktoś sobie coś samemu wymyślał. Dlatego nasza bezobjawowa rewolucja jest tak przerażająca, choć nie wydaje się, żeby była zaraźliwa.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że poza składanymi codziennie deklaracjami nasza osobliwa opozycja nie robi kompletnie nic, by przechylić na swoją stronę polityczne szale choćby poprzez wygranie kolejnych wyborów. Oni całą nadzieję pokładają w presji zewnętrznej. Nie zauważają, albo zauważyć nie chcą, że nawet gdy taka presja okaże się skuteczna, oni sami niekoniecznie będą jej beneficjentami. To nawet dość mało prawdopodobne, ponieważ nie sprawdzili się jako przedstawiciele interesów państw zainteresowanych przegrywając wybory i przerywając zmierzający do szczęśliwego zakończenia proces integracyjno-kolonizacyjny. Reszta jest po prostu biznesem, o którym chętnie, acz w innych okolicznościach mawiają, że nie ma w nim miejsca na sentymenty.

Nie mogą przecież liczyć na niemiecką kawalerię, która wyzwoli ich z twierdzy, w której sami raczyli się zamknąć. A wiadomo co się dzieje z oblężonymi, gdy odcinane są kolejne szlaki zaopatrzenia. Najpierw zjada się konie, psy, koty i szczury, a potem… Po prostu strach pomyśleć. Na dodatek kierują swe apele o pomoc w kierunku instytucji, które same szukają już tylko odpowiednich murów, by się za nimi zamknąć. Jest to próba zwalczenia bezobjawowej rewolucji bezobjawową interwencją. Smuci jedynie, że w tym zamieszaniu zdarzają się i tacy, którzy z wielką ochotą przekraczają linię wyznaczającą najzwyczajniejszą w świecie zdradę, a to tylko z powodu obrony własnego interesu. Trudno, już nie tylko pojąć, ale i tolerować podobne ekscesy, ale na razie i kara za nie jest również bezobjawowa.

Jeśli ktoś sądzi, że to co napisałem jest bujdą i przesadą niech przypomni sobie i zastanowi się nad emocjami jakie wzbudziły amerykańskie wybory. Zupełnie jakby nasi opozycyjni mądrale sądzili, że jeśli wygra pani Clinton wpadną tu Jankesi i zrobią porządek z Kaczyńskim. To ci dopiero kalkulacja! Nie? Przecież już teraz, patrząc w przyszłość wyglądają zbawienia po kolejnej zaoceanicznej elekcji. 

To koncepty jednocześnie starannie ukryte i równocześnie jawne. Można rzec, że geopolityka zawróciła niektórym w głowach, jak raz przed wyborami samorządowymi, które znowu, jak sami mówią i piszą mogą przynieść rewolucyjną zmianę w samorządach. I tak wracamy na początek tego krótkiego tekstu. Rewolucja goni rewolucję, ale przynajmniej w moim miasteczku z żadnej latarni nie zwisa nawet najmarniejszy sznurek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz