W Platformie Obywatelskiej trwają przygotowania do przebywania z ludem prostym i zdobywania tego ludu sympatii, której to sympatii owoce zostaną zebrane jesienią. Strach trochę jest, bo liderzy zapowiedzieli, że żartów nie ma i spotkania w terenie z partyjnym aktywem nie będą się liczyć. Trwają stosowne szkolenia. Co gorliwsi studiują opracowania socjologiczne, żeby dowiedzieć się, co się temu ludowi podoba, co martwi, a co cieszy wieśniaków i małomiasteczkowe pospólstwo. Nie od rzeczy będzie, jak dodam klika rad, jako potencjalny cel tych politycznych zalotów.
JĘZYK. Na darmo katujecie się serialem „Ranczo” i podobnymi wytworami polskiej myśli filmowej. I tak przecież nie potraficie się prawidłowo wysłowić, a jak zaczniecie dodatkowo zmieniać szyk słów w zdaniu i tak dziwacznie akcentować, to możecie osiągnąć tylko to, że na wsi ludzie waszą wizytę skwitują prostym:
- E, tam… Jakieś wieśniaki przyjechały się mądrować.
Pamiętajcie, że język współczesnej prowincji wymyślają scenarzyści dziwnie wam podobni. Z tego względu argument, że u was w domu tak mówiono możecie sobie w buty wsadzić, bo zawsze, nawet na prowincji, zdarzają się środowiska do których kultura języka dociera jedynie w ramach dziejowych porywów.
PRZYWITANIE. Wyjaśnię na przykładzie powitania. Choć pijarowcy mogą twierdzić co innego, nie zaczepiamy ludzi w stylu:
- Witojcie gospodarzu, latoś obrodziło?
Jak widzimy ludzi zgromadzonych pod sklepem nie witamy się też staropolskim „Szczęść Boże” bo raz, że możecie trafić na fanów byłego Palikota, albo zostać po prostu wzięci za księdza po cywilnemu, który zaraz zgani ich za picie piwa na świeżym powietrzu. W ogóle lepiej nie podchodzić do ludzi i raczej sprawić, żeby ludzie zechcieli podejść do was. Jak to sprawić, bo stanie na ulicy niczym słup soli może nie być skuteczne, tym bardziej, że wasza rozpoznawalność nie jest wcale taka pewna jak sądzicie.
ROZPOZNAWALNOŚĆ. Wiem oczywiście, że będziecie rozstawiać parasole ze stosownym logo i w ich lekkim cieniu czekać na chętnych do dyskusji o Polsce. Wtedy od razu ludzie się dowiedzą z kim mają do czynienia. I tak większość podejdzie z myślą, że jakiś handel, ale może i jakiś zwolennik się zleci, a nawet przeciwnik. Uważajcie też z rozdawaniem gadżetów, a szczególnie długopisów, bo znam przypadek, że człowiek obdarowany partyjnym długopisem zaraz kujnął nim darczyńcę w oko. Dla bezpieczeństwa można oczywiście prezentować się w ciemnych okularach, ale bez makijażu i tak trudno będzie was rozpoznać. Słyszałem, że Grzegorz Schetyna wysyła was też na plaże i do lasu. O agitacji w lesie nie mam nic do napisania, poza radą, żeby siadając w nasłonecznionym miejscu nie usiąść przypadkiem na żmii, ale plaża stwarza większe możliwości. Tu raczej nie warto rozstawiać parasola, bo lud będzie was zamęczał o lody, ale raczej iść w kierunku stosownej garderobę. Mężczyźni Platformy Obywatelskiej powinni prezentować się w niebieskich slipach z napisem PO PATROL, a panie z braku miejsca na bikini, z samym logo w wiadomym miejscu. Jeśli dołączą koalicjanci, to wiadomo, że SLD w slipach czerwonych, PSL w zielonych, a Nowoczesna oczywiście na golasa. Słowo PATROL jest bardzo ważne, bo nawiązuje kulturowo do starodawnego serialu i sugeruje, że w tych slipach gotowi jesteście ratować tonącą Ojczyznę.
OPRAWA DŹWIĘKOWA. Można oczywiście wynająć odpowiednie auta z zamontowanych sygnałem muzycznym i jeździć po małomiasteczkowych osiedlach. Gdzie się zatrzymacie zbiegnie się dzieciarnia i dorośli fundatorzy sądząc, że lody (Znowu lody! To chyba przez ten upał. Przepraszam) a tu niespodzianka, bo nie lody a Platforma Obywatelska trąbiła właśnie na alarm. Pomysł sam się narzuca, ale nie polecam, bo rozczarowanie może przewyższać radość z widoku żywego posła Kierwińskiego, na przykład. Można oczywiście faktycznie kręcić na miejscu i rozdawać te lody, ale tu znowuż pisowski sanepid i co gorsza dość oczywiste skojarzenia.
Osobiście polecałbym raczej stworzenie własnego śpiewnika, ale takiego, żeby było dziarsko i nienachlanie. To już zostawiam waszej inwencji, ale dam jeden przykład:
Polska wieś. Malwy, te inne kwiatki, zapach siana, słowik napiernicza. Na podwórku Burek znużony upałem szczeka powoli, jakby przemawiał. Poranek. Panna prawie goła myje się w staropolskiej miednicy, jak to na wsi. Myje się, ale myślami jest w wielkim świecie, który na nią czeka. Okna otwarte na oścież, w oknach siatka przeciw komarom. I nagle słyszy dziarski śpiew męski… Przybyli Peowcy pod okienko, stukają, pukają, wpuść panienko!
Zakrywa piersi ręcznikiem w różyczki, podbiega do okna… Są, wreszcie są chłopcy malowani! Dostrzega ją poseł Grabiec i macha do niej zerwanym gdzieś w pyle polskich dróg bukiecikiem chabrów i maków. Piękne przecież!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz