Trzaskowski jako
emanacja
Zacznę od tego, że
jest to człowiek absolutnie niczemu niewinny. Jego przygody jako prezydenta
Warszawy są zajmujące o tyle, że są przygodami współczesnego świata. Lud
wyniósł go na stanowisko dlatego, że jest to człowiek spełniający kryteria
powszechnie uznawane za cenne. Po pierwsze niczego nie wie, po drugie niczego
wiedzieć nie chce, a po trzecie jawnie
każdym gestem czy słowem daje do zrozumienia, że jest ponad tym, co się
wokół niego dzieje. Z ducha i umiejętności to jeden z tysięcy władców świata
gotowych zawracać bieg rzek, obalać góry, a wynosić ku niebu doliny. Przy
takich zajęciach problemy jakichś tam ludzików są nikłe, tym bardziej, że oni
sami wielce są z takiego stanu rzeczy zadowoleni. Gdyby był w skali światowej
czy europejskiej ewenementem stałby się pośmiewiskiem, a jest raczej przykładem
do naśladowania. Nikt nie powie, że to bezwolna kukła i niezaradny dureń, a
jeśli nawet powie, taki głos będzie odczytany jako motywowany politycznie. W
zasadzie trudno wyobrazić sobie rzecz, którą musiałby zrobić, albo jej
zrobienia zaniechać, by upadła jego popularność.
Wyborcza rozda milion
egzemplarzy w małych i średnich miejscowościach, aby ludzie zrozumieli, że PiS
jest zły, a Opozycja dobra. To fantastyczna wiadomość! Za darmo, wyobrażacie
sobie! Idzie taki obywatel i nagle Wyborcza zmienia mu światopogląd. Cały
spocony z wrażenia opowiada domownikom, pokazuje zdjęcia, tabelki… Apeluje o
rozsądek tak długo, że i babcia starowinka w końcu zapłacze i poczłapie na
wybory. Wyborcza ma moc, bo i mnie zmieniła światopogląd. Kilkanaście lat temu,
gdy była jeszcze gruba jak nie przymierzając przewodnicząca Nowoczesnej,
kupowałem w poniedziałek dla sportu, w czwartek dla reportaży i w piątek dla
programu TV (wtedy jeszcze oglądałem ten szajs) i tak ogólnie dla beki. I tak
sobie wspomagałem Adamu i jego bandę złotóweczkami, aż kiedyś, w piękny słoneczny
dzień lata Wyborcza zmieniła mi świadomość. Zaraz przy kiosku przełożyłem sobie
na drugą stronę. Tam wtedy był zawsze tekścik Pacewicza. Przeczytałem sobie
tego króciaka do połowy i jak nie pierdolnę tej szmaty do kosza! Od tej pory
właśnie mam zmienioną świadomość i starannie podtrzymuję ją w dobrostanie, co
tydzień słuchając w ich wyborczym TokFM piątkowego bełkotu trzódki: Żakowski,
Lis, Wołek, Władyka. W tej chwili to właśnie robię i każdemu polecam, bo jest
to zabawa sama w sobie.
O przewadze intelektualnej Platformy Obywatelskiej
Kolega z PO nagrał
kolegę z PO i zaraz wielki szum, bo sensacją niby fakt, że to banda łajdusów, a
do tego jełopów. To tak jakby dziwować się, że lew zjada kózkę, a nigdy nie
zdarza się odwrotnie. Piękna w tym nagraniu jest tylko zwięzłość przekazu, bo
to jednak sztuka, żeby w kilku zdaniach wyjaśnić na czym polega zasadnicza idea
wiodąca PO na barykady walki politycznej. Lubię takie jasne stawianie sprawy. Nie
darmo pan Neumann jest ważną figurą. A i tak najlepsze jest tłumaczenie, że Przewodniczący
Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Jaśnie Oświecony Poseł Sławomir
Neumann mówiąc o „pojebach z Tczewa” nie miał na myśli obywateli tego pięknego
miasta, a jedynie lokalnych działaczy swojej własnej partii. Tak, zdaniem
geniuszy narracji, łagodzi się ewentualne straty wizerunkowe, a i „pojeby” nie
mogą się specjalnie obrażać, bo pewnie dzięki partii matce piastują rozmaite
stanowiska, na których służą żywotnym potrzebom obywateli, a jeśli nie bardzo
im idzie to służenie, zawsze przyda się ta specjalna, lojalnościowa usługa,
którą świadczy partia przy pomocy narzędzi prawnych oraz bardzo
konstytucyjnych.
Jeśli zaś komuś nie
podoba się wulgarny język pana przewodniczącego, który jest zresztą
charakterystyczny dla wszystkich nagrań Studia Politico, wyjaśniam, że na co
dzień ci mili ludzie tak brzydko nie mówią. Po prostu dotknięci są chorobą
popkulturowości, która zmusza ich do wiary w to, że tak właśnie wyrażają się
fajni twardziele. Obecnie można by nazwać to schorzenie Veganizmem, od nazwiska
pewnego cwaniaka, który w Polsce udaje reżysera, ale korzenie tkwią w latach
dziewięćdziesiątych i fali polskich pseudo gangsterskich komedii czy sensacji,
które na własne potrzeby nazwałem kiedyś „kinem moralnego zbydlęcenia”. Jakby
nie patrzeć te wszystkie „kurwy” i „pojeby” to w sumie produkt kulturowy,
wyróżniający PO jako partię inteligencji, która nie gardzi produktami mającymi
zabawić prosty lud. Przecież gdy taki, na przykład, pan Neumann odwiedzi
filharmonię nie pokrzykuje na dyrygenta w stylu:
- I jak ch..u trzymasz te
pałkę!
Tak mógłby krzyknąć pisowiec, gdyby chadzał do filharmonii, ale nie
chadza, bo jest prostakiem. Zrozumieliście takie i owakie syny? Dotarło na czym
polega przewaga intelektualna Platformy Obywatelskiej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz