sobota, 5 października 2019

Notatki kandydata na wyborcę 2


Trzaskowski jako emanacja

Zacznę od tego, że jest to człowiek absolutnie niczemu niewinny. Jego przygody jako prezydenta Warszawy są zajmujące o tyle, że są przygodami współczesnego świata. Lud wyniósł go na stanowisko dlatego, że jest to człowiek spełniający kryteria powszechnie uznawane za cenne. Po pierwsze niczego nie wie, po drugie niczego wiedzieć nie chce, a po trzecie jawnie  każdym gestem czy słowem daje do zrozumienia, że jest ponad tym, co się wokół niego dzieje. Z ducha i umiejętności to jeden z tysięcy władców świata gotowych zawracać bieg rzek, obalać góry, a wynosić ku niebu doliny. Przy takich zajęciach problemy jakichś tam ludzików są nikłe, tym bardziej, że oni sami wielce są z takiego stanu rzeczy zadowoleni. Gdyby był w skali światowej czy europejskiej ewenementem stałby się pośmiewiskiem, a jest raczej przykładem do naśladowania. Nikt nie powie, że to bezwolna kukła i niezaradny dureń, a jeśli nawet powie, taki głos będzie odczytany jako motywowany politycznie. W zasadzie trudno wyobrazić sobie rzecz, którą musiałby zrobić, albo jej zrobienia zaniechać, by upadła jego popularność.

Milion Wyborczych opuszcza Warszawę...

Wyborcza rozda milion egzemplarzy w małych i średnich miejscowościach, aby ludzie zrozumieli, że PiS jest zły, a Opozycja dobra. To fantastyczna wiadomość! Za darmo, wyobrażacie sobie! Idzie taki obywatel i nagle Wyborcza zmienia mu światopogląd. Cały spocony z wrażenia opowiada domownikom, pokazuje zdjęcia, tabelki… Apeluje o rozsądek tak długo, że i babcia starowinka w końcu zapłacze i poczłapie na wybory. Wyborcza ma moc, bo i mnie zmieniła światopogląd. Kilkanaście lat temu, gdy była jeszcze gruba jak nie przymierzając przewodnicząca Nowoczesnej, kupowałem w poniedziałek dla sportu, w czwartek dla reportaży i w piątek dla programu TV (wtedy jeszcze oglądałem ten szajs) i tak ogólnie dla beki. I tak sobie wspomagałem Adamu i jego bandę złotóweczkami, aż kiedyś, w piękny słoneczny dzień lata Wyborcza zmieniła mi świadomość. Zaraz przy kiosku przełożyłem sobie na drugą stronę. Tam wtedy był zawsze tekścik Pacewicza. Przeczytałem sobie tego króciaka do połowy i jak nie pierdolnę tej szmaty do kosza! Od tej pory właśnie mam zmienioną świadomość i starannie podtrzymuję ją w dobrostanie, co tydzień słuchając w ich wyborczym TokFM piątkowego bełkotu trzódki: Żakowski, Lis, Wołek, Władyka. W tej chwili to właśnie robię i każdemu polecam, bo jest to zabawa sama w sobie.  

O przewadze intelektualnej Platformy Obywatelskiej 

Kolega z PO nagrał kolegę z PO i zaraz wielki szum, bo sensacją niby fakt, że to banda łajdusów, a do tego jełopów. To tak jakby dziwować się, że lew zjada kózkę, a nigdy nie zdarza się odwrotnie. Piękna w tym nagraniu jest tylko zwięzłość przekazu, bo to jednak sztuka, żeby w kilku zdaniach wyjaśnić na czym polega zasadnicza idea wiodąca PO na barykady walki politycznej. Lubię takie jasne stawianie sprawy. Nie darmo pan Neumann jest ważną figurą. A i tak najlepsze jest tłumaczenie, że Przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Jaśnie Oświecony Poseł Sławomir Neumann mówiąc o „pojebach z Tczewa” nie miał na myśli obywateli tego pięknego miasta, a jedynie lokalnych działaczy swojej własnej partii. Tak, zdaniem geniuszy narracji, łagodzi się ewentualne straty wizerunkowe, a i „pojeby” nie mogą się specjalnie obrażać, bo pewnie dzięki partii matce piastują rozmaite stanowiska, na których służą żywotnym potrzebom obywateli, a jeśli nie bardzo im idzie to służenie, zawsze przyda się ta specjalna, lojalnościowa usługa, którą świadczy partia przy pomocy narzędzi prawnych oraz bardzo konstytucyjnych.

Jeśli zaś komuś nie podoba się wulgarny język pana przewodniczącego, który jest zresztą charakterystyczny dla wszystkich nagrań Studia Politico, wyjaśniam, że na co dzień ci mili ludzie tak brzydko nie mówią. Po prostu dotknięci są chorobą popkulturowości, która zmusza ich do wiary w to, że tak właśnie wyrażają się fajni twardziele. Obecnie można by nazwać to schorzenie Veganizmem, od nazwiska pewnego cwaniaka, który w Polsce udaje reżysera, ale korzenie tkwią w latach dziewięćdziesiątych i fali polskich pseudo gangsterskich komedii czy sensacji, które na własne potrzeby nazwałem kiedyś „kinem moralnego zbydlęcenia”. Jakby nie patrzeć te wszystkie „kurwy” i „pojeby” to w sumie produkt kulturowy, wyróżniający PO jako partię inteligencji, która nie gardzi produktami mającymi zabawić prosty lud. Przecież gdy taki, na przykład, pan Neumann odwiedzi filharmonię nie pokrzykuje na dyrygenta w stylu: 
- I jak ch..u trzymasz te pałkę! 
Tak mógłby krzyknąć pisowiec, gdyby chadzał do filharmonii, ale nie chadza, bo jest prostakiem. Zrozumieliście takie i owakie syny? Dotarło na czym polega przewaga intelektualna Platformy Obywatelskiej?  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz