Nic nowego po wyborach. Jeśli gdzieś na szczytach politycznych ktoś wyciągnął z ich wyników oraz przebiegu kampanii jakieś solidne wnioski, musi swoje przemyślenia starannie utajniać, ponieważ przynajmniej mnie nic o tym nie wiadomo. Na razie wszyscy zdają się trwać w swoich okopach, zupełnie jakby tych wyborów nie było. Prawo i Sprawiedliwość wygrało, uzyskując rekordową ilość ponad ośmiu milionów głosów i to jest niepodważalny fakt. Jednocześnie jakby zremisowało, ponieważ nie zwiększyło swojego stanu posiadania, a można rzec, że na-wet zremisowało z dużym minusem, dość niespodziewania oddając przewagę w senacie. To sytuacja dziwna, choć stosunkowo łatwa do przewidzenia, o ile ktoś zna ordynację wyborczą i w stopniu zadowalającym rozumie nastroje społeczne. Okazuje się bowiem, że nic nie jest dane raz na zawsze, a najgorsze co może spotkać dużą formację polityczną to wygodne z powodów personalnych czy innych uporczywe trwanie w błędzie. Tak jest, ponieważ już nie chodzi o wybory, które się odbyły, a o skuteczną kontynuację władzy i wszystkie kolejne rozstrzygnięcia. Patrząc na rzecz z zewnątrz widzę trzy błędy podstawowe. Nie twierdzę przy tym, że gdyby ich nie popełniono ilość mandatów w sejmie byłaby znacząco wyższa, ale mam pełne przekonanie, że jeśli nadal będą popełniane, przy kolejnym rozdaniu tych mandatów zabraknie do stworzenia działającej większości, a pierwsza weryfikacja niedługo, bo przy okazji wyborów prezydenckich.
Dwa błędy dotyczą mediów i obydwa są doskonale znane, choćby dlatego, że wcześniej po-pełniła je Platforma Obywatelska. Pierwszy jest taki, że przekaz polityczny jest formatowany pod zawziętych fanów, co w kategoriach wyborczych daje niewiele, a drugi, znacznie groźniejszy polega na tym, że z braku odpowiednich kadr i pomysłów wewnątrz partii, ceduje się w zasadzie całą propagandę na dziennikarzy, przez co są słusznie postrzegani jako część partyjnej machiny. To pułapka.
W pierwszym przypadku mamy do czynienia z kompletnym niezrozumieniem celu przekazu. Mamy takie ociekające wazeliną i propagandą telewizyjne Wiadomości. Ogląda je powiedz-my trzy i pół miliona widzów. Są to głównie ludzie starsi, albo przynajmniej przywiązani do pewnych rytuałów porządkujących dzień, a do tego zagorzali fani dobrej zmiany. Przeciwnicy mają swój TVN i tam uczą się, co mają myśleć. W tym sensie obydwa ośrodki propagandowe są skierowane do wewnątrz. Przy czym, nie wdając się w szczegóły, brednie i agresja tej drugiej strony są roznoszone przez wielkie portale internetowe, a TVP ten obowiązek zrzuca na odbiorców. Ci zaś, ze względu na opisane powyżej cechy nie są w stanie temu sprostać, albo nie chcą, ponieważ często jakość i charakter przekazu jest zawstydzająca. A celem, przy trzymilionowej widowni jest dotarcie do 10 – 12 milionów widzów, o czym chętnie się zapomina. Druga rzecz, moim zdaniem gorsza, to oddanie przekazu, ale oczywiście bez brzemienia odpowiedzialności redakcjom politycznym. Platforma Obywatelska wyszła na tym jak najgorzej, choć w swoim czasie sprzyjały jej wszystkie duże media, ale oczywiście ten fakt niczego nie uczy. Tam od dawna ogon macha psem i byle dziennikarski cwaniak narzuca największej wciąż jeszcze partii opozycyjnej narrację swoją czy też swoich właścicieli. Popularny wśród fanów Prawa i Sprawiedliwości przekaz, że wszystko jest jak najlepiej, a polityczne redakcje TVP to sam cymes i osiem milionów głosów to ich zasługa jest, mili moi, wielkim nadużyciem. Spotkałem się też z argumentem, że nie sposób dowieść złej politycznej roboty TVP, ponieważ nie ma możliwości sprawdzenia, jak wyglądałyby wyniki wyborów, gdyby działała inaczej. Oczywiście, że jest, ale nie będę się spierał, ponieważ i tak przeszłości nic nie zmieni, a przyszłość pokaże to niestety dobitnie. Zwrócę tylko uwagę, że wielu ludzi nie lubi, gdy ktoś nieustannie i namolnie przypomina im o wyświadczonych dobrodziejstwach, albo przy każdej okazji daje do zrozumienia, jak doskonałe i wyjątkowe jest to co robi dla innych. Nie liczę na zmiany rewolucyjne, bo pan Kurski jest przecież z Solidarnej Polski, przez co jego pozycja wydaje się pewna, choćby dlatego, że ta Polska ministra Ziobry, aż taka solidarna nie jest. Niemniej ewolucja jest tu możliwa, o ile będzie wywierany odpowiedni nacisk.
Trzecia kwestia dotyczy przed i powyborczej wojny z Konfederacją. Tutaj akurat nie wierzę, że wywołała ją TVP, ot tak, sama z siebie. W każdym razie pomysłodawca obrania tak nielogicznej taktyki powinien zostać przywołany do porządku. Cel był jasny. Zatrzymać konfederatów pod progiem wyborczym, co znacznie podniosłoby rzeczywisty wynik Prawa i Sprawiedliwości. Do realizacji wybrano oczywiście telewizję i zaprzyjaźnione z władzą media, co zna-lazło przełożenie w sieci, na agresywną pełną wzajemnych obelg kampanię, która zresztą trwa w najlepsze do dzisiaj. Wrogość utwierdza się tu dzięki zawziętym, a niewiele rozumiejącym fanom obydwu formacji, a komuchy śmieją się w kułak. Przy tym wszystkim przezabawnie brzmią głosy oburzenia, że wyborcy Konfederacji nie wsparli w wyborach do senatu kandydatów PiS. Pobrzmiewa nawet przedziwna teza, że każdy, kto nie popiera PiS w zasadzie nie jest patriotą, a szczególne nie jest, gdy ogłasza się prawicowcem. No ładnie! Jakby nie patrzeć winą za całe to zamieszanie należy obarczyć stronę silniejszą, czyli w tym przypadku partię rządzącą. Najbardziej ponurym aspektem sprawy jest fakt, że poza fatalnie wybraną taktyką kolejny raz znalazło potwierdzenie, że recenzentem, czy może lustrem, w którym przeglądają się prominentni działacze Prawa i Sprawiedliwości są w sprawach światopoglądowych media opozycyjne z Gazetą Wyborczą na czele. Przy całej wzajemnej wrogości tak jest i nic nie zapowiada zmiany. Dla opozycji z kolei punktem odniesienia jest tylko i wyłącz-nie PiS i w ten sposób kółko się zamyka. Nic nowego po wyborach, poza tym, że zbliżają się wybory prezydenckie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz