Ten cały C.S. Lewis od Narni był łebskim gościem. Na
przykład ponad sześćdziesiąt lat temu stwierdził, że scjentyzm nauczany i propagowany
przez środki masowego przekazu, to w najlepszym przypadku karykatura nauki. Należy
dodać, że przez ponad pół wieku przekaz ten znacznie się upodlił, jednocześnie
poszerzając i umacniając swój zasięg w takim stopniu, że dyskusja z zalewającą
nas ciemnotą w zasadzie nie jest już możliwa, ponieważ ta zyskała nieosiągalny dla
nas status prawdy objawionej. Wizja świata stojąca do dyspozycji ciemnoty w
swym chaosie, braku logiki, ciągów skutkowo-przyczynowych, pełna luk wielkości
oceanów, wydaje się spójna i nienaruszalna, ponieważ odrzuciła precz
konieczność dowodzenia swych twierdzeń. Ktoś, kto zechce z nią polemizować musi
trud dowodzenia wziąć na siebie, wiedząc jednocześnie, że to na nic, ponieważ w
razie przeprowadzenia nawet krystalicznego w swej czystości wywodu, w
ostateczności oberwie w głowę pałką autorytetu.
Jak zwykle, wszystko co złe nadeszło pod sztandarami piękna,
dobra i powszechnego dostępu do wiedzy. Popularyzacja przez ułatwianie, bo jakże
inaczej dotrzeć do milionów, które też chcą być wyżej i wyższymi zajmować się kwestiami,
ale nie mają zamiaru tracić czasu na własne rozważania. To się udało.
Wydźwignięto masy i niejako zmuszono do zajmowania się kwestiami, które
niewiele je obchodziły. Nie obchodzą nadal, ale teraz by zabierać głos naprawdę
niewiele trzeba wiedzieć. Wielu ludzi powtarza jako wyjątkową mądrość
powiedzenie pana Dobrowolskiego, że nie ma nic gorszego nad człowieka
wykształconego ponad własną inteligencję. Może pan Dobrowolski tak to widział,
ale obecnie to już zabytek. Dzisiaj wykształcenie nie ma już żadnych korelacji
z inteligencją, a nawet jeśli ma, nie daje człowiekowi wykształconemu
odpowiednich narzędzi samoobrony przed zalewającą świat ciemnotą. Im bardziej
jest punktowe i doskonalsze w założonych skutkach, tym więcej istotnych dla
rzeczywistego rozumienia świata kwestii jest pomijanych jako zbędne.
C.S. Lewis daje w Odrzuconym
obrazie przykład średniowieczny, a mianowicie, że w tamtych czasach nikt
nie twierdził, że Ziemia jest płaska. W zasadzie ludzi pozostający poza kręgiem
wiedzy nie zastanawiali się nad podobnymi problemami, a jeśli nawet przyjęli
podobne mniemanie, było to mniemanie osobiste i niejako pokątne. Lewisowych „kopaczy
rowów i karczmarki” zastąpili dzisiejsi absolwenci, celebryci, a nawet
doktorowie nauk wszelakich, którzy co prawda nie twierdzą, że Ziemia przypomina
placek, ale z chęcią promują całkiem podobne w swej jakości tezy i czynią to
jak najbardziej publicznie zyskując aplauz i przyczyniając się do zagłady
ludzkiego rozumu.
Zwrócę uwagę na przykład nieco odbiegający od tematu, ale
moim zdaniem nieźle charakteryzujący istotę obecnego rozumienia rzeczy. Otóż od
czasu do czasu, ale na tyle często by to zauważyć zrywa się gniewna, mająca
wymiar połajanki dyskusja o tym, że Polacy czytają za mało książek. Uważam ją
za głupią i niecelową, ale warto zauważyć oczywistą korelację pomiędzy procentowym
wzrostem liczby ludzi z wyższym, a dalej średnim wykształceniem, a utratą
zainteresowania dla czytelnictwa. Po prostu wzrosła liczba tych, którzy
uważają, że wiedzą już wszystko, co jest im potrzebne. Na bazie tego głupstwa
nabrali przekonań w każdej dziedzinie, także politycznej i są niczym skały,
niczym opoka na której wznosi się gmach powszechnej już głupoty. Jak inaczej
nazwać fakt, że ludzie zatracili rozumienie tak podstawowych pojęć jak czas czy
miary opisujące odległości, że o powierzchni nie wspomnę. Trzeba upraszczać
dalej, stąd te asteroidy wielkości Sosnowca, czy pożar buszu wielkości Danii.
Z jednej strony świat i wiedza o nim jest teoretycznie dostępna
jak nigdy dotąd, a z drugiej coraz mniej ludzi dysponuje kluczami do
zrozumienia, a co gorsza, o ile już, to kluczami fałszywymi, które prowadzą
poszukiwacza w pustkę. Wszystko jest, ale nie wiedzą jak i gdzie szukać. O co
pytać, o ile ktoś się odważy pytać. Nasza cywilizacja zdaje się zmierzać ku
zagładzie przez sakralizację bezbożną. Są kapłani, ściśle religijny nastrój,
dogmaty, świątynie i ludzie naznaczeni charyzmatem ciemności, gotowi nieść
zniszczenie, ponieważ w zasadzie nic innego im nie pozostaje. Muszą zabić
człowieka w człowieku, bo inaczej sami zginą. Wyzuli chrześcijańskiego Boga z
Europy, ale prawie. Nauczyli ludzi czcić swe idiotyczne bóstwa, ale prawie.
Wszystko jest „prawie” przez groźne dla nich w swym oporze enklawy. Ze
zdumieniem i oburzeniem odnotowują każdy przejaw ich żywotności, każdy głos sprzeciwu,
czy choćby wzywający do refleksji mają za bunt i prawdę pisząc już nacierają
tłuszczem powrozy, już znoszą chrust na stosy i prawie są gotowi, prawie pewni,
prawie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz