Robert przedstawił się Eli, a i ona też wyraziła zadowolenie, że go poznała. Powiedziała, że poznała już Andrzeja i Marylkę i że bardzo się cieszy, że babcia miała w Kanusi taką przyjaciółkę.
Rozmowa się jednak nie kleiła, Piotr z Elą byli rozczarowani, że Kanusia im już dziś nic więcej nie powie. Wkrótce też pożegnali się z nią i z Robertem. Robert zażartował, że pewnie ich przepłoszył i wnikliwie się im przyglądał.
Kiedy szli już do samochodu Piotr zauważył.
- Wiesz, pewnie teraz się pyta Kanusi, czy jesteśmy parą.
- Naprawdę?
- A nie widziałaś, jak nas taksował? Robert jest zupełnie inny niż Andrzej. Odwiedza matkę, bo tak wypada, ale…nie lubię nikogo obgadywać, ale Robert zawsze wszystkie prace zwalał na Andrzeja. No czasem na Lilkę, to ich siostra –dodał.
- Wiesz, on jest podobno weterynarzem, znaczy skończył studia, może miał po prostu mniej czasu.
- A co, myślisz, że Andrzej, czy Lilka byli mniej zdolni?
- Wiesz…- Ela się zawahała.
- Andrzej to znakomity matematyk, mógł zrobić karierę, ale wiesz, matce trzeba było pomagać, więc…rozumiesz, chciał się szybko usamodzielnić, no a twoja babcia zaoferowała mu pomoc przy otwarciu sklepu. Lila ma zdolności plastyczne, ale Robcio ciągnął z matki kasę, więc Lilka poszła do szkoły fryzjerskiej. Wiesz, to najlepszy zakład fryzjerski w Białymstoku dzisiaj.
- Podobno babcia pomagała też Robertowi – nieśmiało wtrąciła Ela.
- Tak, oczywiście, tylko co z tego, jemu i tak było wciąż mało. Ciągnął z Kanusi, aż się Andrzej wkurzał. Wiesz to stare dzieje, ale dokładnie to pamiętam, bo sam wtedy studiowałem, Robert jest tylko o rok ode mnie młodszy. On grał na uczelni udzielnego księcia, co mnie samego wkurzało.
- Pamiętam takie typy – uśmiechnęła się Ela – pewnie jeszcze wszystkie panienki się koło niego kręciły – dodała trochę złośliwie.
- Tak, śmiej się, myślisz, że mu zazdrościłem?
- A nie?
- Nie. Wkurzało mnie tylko, że on wyciągał od matki ostatnie pieniądze, a Andrzej, czy Lilka musieli już pracować i w pewnym sensie też go finansować.
- Nie lubisz go?
- Fakt, nie za bardzo go lubię. I nie ma to z tym nic wspólnego, że kiedyś odbił mi dziewczynę.
-O!
- Andrzej ci nie mówił?
- Nie.
- No to się dowiedziałaś. Byłem na ostatnim roku studiów, Agnieszka na drugim. Planowaliśmy sobie już wspólne życie, kiedy poznała przeze mnie Roberta…
-I ? – Ela zaciekawiła się zwierzeniem Piotra.
- Wyszła za niego – dokończył Piotr.
- To Robert jest żonaty?
- Żartujesz, byli małżeństwem chyba dwa lata – Przyjrzał się nagle Eli i zapytał – A co, podoba ci się?
- Nie o to mi chodziło. Wiesz, Andrzej zażartował jak tu była Karolina, moja koleżanka, że ma brata. Dlatego zdziwiłam się, że żonaty.
- Ale podoba ci się – Piotr drążyły temat.
- Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą – nie zastanawiałam się nad tym. A w końcu pojedziemy – zmieniła temat, bo od dziesięciu minut siedzieli w samochodzie na parkingu, a słońce dawało się we znaki przez szybę.
- Jasne – Piotr wydawał się w lepszym humorze, po Eli stwierdzeniu że się nie zastanawiała, czy Robert się jej podoba.
W końcu Piotr zapalił silnik i ruszyli z parkingu.
Chwilę jechali w milczeniu, a on co chwila zerkał na Elżbietę, wreszcie się zapytał:
- A ja?
- Co ty? – Ela udawała, że nie rozumie pytania.
- No, co o mnie sądzisz?
- Jesteś bardzo atrakcyjnym mężczyzną, nawet za bardzo, jeśli o mnie chodzi.
- To źle?
- Wiesz, nie zadawaj mi takich pytań , to krępujące – czuła, jak się rumieni i to ją jeszcze bardziej onieśmieliło.
- Wiesz – zaczął – gdy cię zobaczyłem wtedy w szpitalu z Andrzejem, jak stałaś wystraszona atakiem Kanusi…wiesz, taka inna, dziewczęca. Cholera, aż chciałem podbiec do ciebie i cię porwać w ramiona! Rozwiać wszystkie twoje obawy, lęki. Musiałem się przed tobą nieźle wygłupić, bo klepałem co mi ślina na język przyniosła.
- Ty? – zapytała zdziwiona – ja za to całkiem języka w gębie zapomniałam, prawda?
Oboje się roześmiali spoglądając na siebie. Co prawda Piotr bardziej musiał uważać na drogę, ale co chwila spoglądał w jej stronę.
- Wiesz, nie jestem już młodzieńcem – zaczął – ale staram się, by nie zdziadzieć. – zaśmiał się trochę nerwowo.
- Ja też nie jestem nastolatką – stwierdziła – co chyba widać. Za sobą nieudany związek z facetem, który kochał, ale siebie.
- O! Sorry, nie wiedziałem. Dojeżdżamy, mam podjechać pod twój dom, czy zaparkować koło siebie?
Eli było wszystko jedno, gdzie zaparkuje. Pomyślała jednak, że byłoby fajnie, gdyby Piotr podjechał pod sklep Andrzeja. Nie bardzo miała co zrobić na obiad, a czuła się głodna. Co prawda, schab nadal mroził się w zamrażalniku, ale teraz nie byłoby sensu go rozmrażać. Zwłaszcza, że dochodziła trzecia po południu.
Podjechali więc i Elżbieta wysiadła za nią Piotr.
Na progu przywitała ich Maryla, uśmiechając się i żartując.
- O witajcie! Podobno z was papużki nierozłączki, już pół wsi było mi to opowiedzieć.
- Byliśmy u twojej teściowej w szpitalu – Piotr udał, że bagatelizuje rewelację Maryli. – Spotkaliśmy Roberta.
- O najlepszy synuś się zjawił? – Zaciekawiła się.
- Tak.
Oboje wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- O co tu chodzi? – wtrąciła się Elżbieta
- Nic, nic – Maryla jakby się trochę zmieszała – po prostu z Piotrkiem wiemy, co z Robcia za ziółko. Ale coś chcieliście, tak?
- Wiesz, chciałabym coś szybkiego na obiad, bo taka ze mnie kiepska gospodyni, że nie pomyślałam, żeby coś przedtem przygotować.
Teraz Piotr się zmieszał.
- O kurcze, przepraszam cię Elżbieto, powinienem cię zaprosić gdzieś na obiad. Widzisz, jestem do niczego – zaczął się tłumaczyć. – Ale nic straconego, wsiadaj, pojedziemy.
- Przestań – Elżbieta udała, że robi groźną minę. – Przecież mamy jeszcze dużo…no wiesz czego, do czytania. A Marylka na pewno ma jakieś gotowe dania, prawda? – Spojrzała na nią.
- Jasne – Powiedziała, spoglądając na nich z zaciekawienie – a co byście chcieli? Pierogi, pizzę, może jaką fasolkę, albo pulpety? Mam też zupy tylko do odgrzania, chociaż, tych bym wam nie polecała, stoją już dość długo.
Po zastanowieniu kupili pierogi z kapustą i grzybami, trochę sera rokpola, sałatę, oliwki, sos winagrette i wino hiszpańskie Montalvo. Ela stwierdziła, że sałatka doda pierogom elegancji.
Z tak zapakowaną torbą ruszyli do domu Elżbiety.
Już gdy byli przy samochodzie zawołała do nich Maryla:
- A nie powiecie mi, co tak uważnie czytacie?
- Na razie tajemnica – Odkrzyknął Piotr i położył palec na ustach.
Podjechali potem pod dom Eli. Z zakupami poszli wprost do kuchni i Ela zaczęła przygotowywać jedzenie. Piotr wiercił się niespokojnie, co chwila pytając, czy może w czymś pomóc. Kiedy Ela odganiała go od kuchni zaproponował:
- Może pójdę po pamiętnik, co?
- Widzę, że nie możesz wytrzymać – zaśmiała się Ela mieszając sałatę z dodatkami.- A może byś poszukał czegoś do otwierania wina? Bo teraz dopiero sobie pomyślałam, że nie widziałam tu nigdzie korkociągu.
Piotr wyciągnął z kieszeni taki wielofunkcyjny scyzoryk i z tryumfem pokazał, że ma korkociąg.
- Jesteś niesamowity – Ela była pod wrażeniem jego zapobiegliwości.
- Wiesz, ten scyzoryk mam od dziecka – trochę się zmieszał – a teraz służy mi jako brelok do kluczy, bo tak to zawsze je gubiłem.
- Przecież się cieszę, żeś tak zorganizowany.- Podała mu butelkę wina, by ją otworzył, a sama wyciągała już ugotowane pierogi na talerz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz