Niby wszystko już jest tak jak dawniej ale niezupełnie. W mediach klepią farmazony, blogerzy strasznie się unoszą i przepychają nad gazetowych mędrków, czyli wszystko jest tak samo jak było ale niezupełnie.
Co chwila ktoś odzywa się w stylu:
-Zobaczcie, oni się boją!
Ci „oni” to jak za komuny tak zwany establishment. Oni się boją, czy może my gonimy w piętkę?
Bo niby czego mają się bać? Gazety utraty czytelników a telewizje widzów? Wolne żarty. Ci co czytają czytać będą a ci co siedzą przed telewizorami, siedzieć będą uparcie jakby wysiadywali złożone przez siebie jaja.
Politycy partii rządzących się boją? Niby czego? Ktoś kto kupił wysilony obraz rzeczywistości nasmarowany przez speców od wizerunku takiej na przykład PO ma nagle przeżyć jakąś patriotyczną iluminację? Może kilka procent, cóż to znaczy?
Ale z drugiej strony, jak tak się człowiek przyjrzy, poczyta, zanurzy na chwilę łeb w medialnej rzeczce to jednak jakoś da się ten strach wyczuć. Co jest grane?
Tak jakby jedni w obliczu tragedii zdali sobie nagle sprawę, że wyrobili sobie opinie chłopców w krótkich majtkach, którzy mogą co prawda biegać i wrzeszczeć, ale ich rady i opinie straciły moc, bo kto będzie poważnie słuchał gówniarzy?
Jeśli tak, jeśli „urabiacze” opinii czują się nieswojo to pewnie spuszczą też z tonu ci, dla których tak pilnie przez ostatnie lata „urabiacze” pracowali. Byłżeby to powód do strachu?
Jasne, że nikt z nich nie boi się pisaniny w necie, blogerów ( jeszcze czego ) Nikt w PO nie lęka się też stałego elektoratu PiS. To czego się boją, bo istotnie coś tu tchórzem zalatuje?
Oj, mam wrażenie, że wiem, czego się boją.
Otóż mili moi, w wyborach bierze udział około 50% uprawnionych. W większości to ci, którzy mają jakiś tam pogląd na politykę. Wiem, że zmienny, chybotliwy, zabarwiony emocjonalnie ale tutaj przez czekającą nas przyspieszona kampanię wyborczą niewiele się zmieni. Ot, kilka procent w tę czy w inną stronę.
A jeśli przy urnach zjawi się dwadzieścia procent elektorów więcej niż zwykle, to co będzie?
Jeśli przyjdą głosować cisi, nawet specjalnie nie trzeba się głowić by domyślić się, co ich skłoniło do zajęcia się Polską choćby w ten najskromniejszy z możliwych sposób.
Powtarzam. Niby wszystko jest już takie samo a jednak niezupełnie. To tak jak z naszą tu pisaniną. Jedni piszą, inni komentują. Kłócimy się, awanturujemy ale jesteśmy tylko fragmentem. Większość czytelników milczy.
Co by było gdyby się nagle wszyscy zaczęli odzywać? Na razie nie mamy pojęcia czy oni milczą wrogo czy przyjaźnie i aprobująco. Czy nawet w naszej błahej dziedzinie jesteśmy gotowi na głos tych cichych, choć jedyne czego możemy się obawiać to krytyka, która nie ciągnie za sobą skutków finansowych i prestiżowych w realnym życiu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz