Rozpinam koszulę i w okolicach pępka znajduję żywego królika. Chciał zawisnąć na moim cycku ale jakoś tak oniemiał. Marzenie o zaczajeniu się w milionletniej słonej jaskini pomiędzy stalaktytami i stalagmitami to prawdziwa nędza wyobraźni. Ciemność i cieknąca woda. Dno.
Prokuratura wyliczyła, że brzoza została złamana na wysokości 666 centymetrów. Jakiś idiota upiera się przy tym, za nic mając, że to jest akurat cyfra Szatana, który przecież nie zasiadał w komisji Millera ani w komisji tej ruskiej kurwy. Gdyby zasiadał, bez wątpienia byłby przewodniczącym komisji. Manie rogów nie ma tu niczego do rzeczy. To tylko wichura seksu - Stąd Tusk taki marny, pedałek nieszczęsny?
Idzie wojna, idzie wojna, idzie krwawa rzeź!
A bo tu, proszę panią jedna pani wlazła pod skałę bo jej się komórka skulnęła i ten gamlot zgniótł jej głowę a jej czteroletni synek Robuś szedł akurat droga na dół i po przejściu trzech kilometrów znalazł się w miasteczku. Porwała go policja i wypytywała przez trzy godziny a Robuś tylko powtarzał, że Mama jest w górze. Policjanci patrzyli w górę ale mamy Robusia nie stwierdzili.
Policjanci prowadzili akurat chłopca do diabła urzędu ale nadleciały kruki i zjadły chłopca razem z policjantami.
Powiem wam po cichu, na ucho, że Bob jest pojebany! Rozumiem, dwie kawy i trzy herbaty. Unisono!
Ale po co barszcz z papierka do tego? Sam niech sobie pije!
Zbieram dziwactwa. Zmiażdżone głowy Mam zaszukanych pod głazami, szpik z Robusia, mdłości oraz ten pierdolony barszczyk. Z papierka.
Idę do ważnego, naukowego urzędu, tak poważnego, że na gacie mówi się tam "hiszpańskie kalesony" Takie kalesony każdy chciałby mieć. Są po prostu jak fiuty na świeżym powietrzu. Za nimi, angielskie parasole porzucone na prerii w Montanie. Wiatr je jebie w zielonej montanie wiatr je jebie w zielonej montanie Bob przyniósł farby olejne i malujemy szkielet krowy na biało czerwono Polska!
Polska!
*
W ciemności można najdoskonalej wymachiwać flagą. Łopot i miłe poruszenia powietrza. Barwy każdy może wyobrazić sobie we własnym zakresie. Po seansie wszyscy wychodzą a ostatni zapala światło. Okazuje się, że to nie była flaga tylko złożone na dwoje prześcieradło. Przepocone cuchnące śmiercią prześcieradło do którego przyszyto młodego martwego kruka. Taka flaga.
Leżą teraz zgodnie na wytartej drewnianej podłodze. Kruk, brudna szmata i kij. Skrzypią deski gdy podchodzę do zamalowanego na czarno okna.Nigdy więcej! Wszyscy wyszli. Jeszcze słychać kroki na chodniku, ożywają auta, szczeka pies.
Bob stawia przede mną filiżankę herbaty. - Dał się pan zwieść - kładzie mi dłoń na ramieniu - To nic wielkiego, każdemu się zdarza. Proszę, musi pan trzymać fason - Bob jest miły.
Mój budżet się wyczerpał - Bob nie rozumie takich niuansów.
Rozpinam koszulę i w okolicach pępka znajduje żywego królika. Chciał zawisnąć na moim cycku ale jakoś tak oniemiał. Marzenie o zaczajeniu się w milionletniej słonej jaskini pomiędzy stalaktytami i stalagmitami to prawdziwa nędza wyobraźni. Ciemność i cieknąca woda. Dno.
Polska!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz