Od Senatora
nie wymagam wiele, tyle, że jeśli polezie do kina i zechce podzielić się z
czytelnikami swymi wrażeniami, raczy obejrzeć film na który się wybrał.
Tekst, który nasmarował pan Libicki nie pretenduje chyba do miana recenzji a jest raczej spojrzeniem prostaczka. Być może taki był zamysł autora, który ma swoich czytelników za podobnych sobie idiotów. Nie wiem.
Tekst, który nasmarował pan Libicki nie pretenduje chyba do miana recenzji a jest raczej spojrzeniem prostaczka. Być może taki był zamysł autora, który ma swoich czytelników za podobnych sobie idiotów. Nie wiem.
Nie mam zamiaru spierać się o wartość filmu z kimś, kto pisze tak:
„I także pamięta się ten film choćby przez pryzmat sporu o śmierć i żałobę młodszego syna prezydenta, który oddał życie w tej wojnie. Sporu między Abrahamem Lincolnem i jego żoną. Sporu o to czy ta śmierć jest dla prezydenta osobistą ludzką tragedią, czy elementem publicznej misji? O co jednak wybucha ten spór ? Ten spór wybucha tak naprawdę o stosunek do decyzji najstarszego syna prezydenckiej pary, aby po śmierci brata, stronie Unii, zaciągnąć się do wojska”
Można w tym miejscu zadać pytanie, po cholerę Jarecki zabiera się za krytykę jakiegoś analfabety?
Dlatego, mili moi, że mam przed sobą tekst nie żadnego tam analfabety tylko senatora, przedstawiciela naszej elity politycznej, oraz historyka! Wężykiem, jasne że wężykiem. Polska polityka roi się od historyków. Taki lajf.
Rozumiem, że nie każdy senator i historyk koniecznie musi znać podstawowe dane biograficzne dotyczące dawno nieżyjącego Prezydenta USA. Nie, tfu! Właśnie że nie rozumiem jak to jest możliwe, tym bardziej, że zechciał podzielić się z pospólstwem swymi przemyśleniami.
Ale dał mu Bóg gały by patrzały i uszolki by słyszały. Nawet w kinie!
Pytam, skąd
senator Libicki wytrzasnął mlodszego syna Lincolna, który ginie na Wojnie
Secesyjnej?
Abraham Lincoln miał czterech synów. Najstarszy Robert urodził się w 1843 roku i jest tym, który wstąpił do armii. Urodzony w 1846 Edward zmarł jako czterolatek. Najmłodsi Tad i Wiliam w czasie wojny liczyli odpowiednio osiem i jedenaście lat. Zachorowali i starszy niestety zmarł. Ale jakim cudem można napisać, że „oddał życie w tej wojnie”?
O tym wie chyba tylko pan senator Libicki.
Przepraszam, ja też wiem!
Chodzi najpewniej o śmierć dzielnego młodzieńca Ellswortha, który w pewnym sensie należał do rodziny. Bawił się z chlopcami gdy przebywał w Białym Domu. Na potrzeby wojny zorganizował oddział Nowojorskich Żuawów. Zginął jako jeden z pierwszych, w Aleksandrii, gdy zrywał z dachu urzędu sztandar Konfederacji. Zastrzelony z myśliwskiej strzelby. Bywa i tak.
Ale pan Libicki musiał się w kinie kręcić, ryć w torbie z prażoną kukurydzą, albo odbierać ważne telefony jako senator, celebryta i historyk, w związku z czym wymyślił Lincolnowi jeszcze jednego syna. Czepiam się, ponieważ młodzież czyta i się uczy, z autorytetu. Wężykiem! - Oczywiście!
…
Obejrzałem „Lincolna”
Świetny film polityczny.
Te 2/3 filmu, które dla pana Libickiego są szczerym nudziarstwem to znakomita lekcja historii oraz właśnie polityki. Polecam każdemu przytomnemu człowiekowi, ponieważ jest w filmie dużo prawdy, którą można przyswoić i łatwo przełożyć na czasy współczesne. Poza tym to jest film dyskretny, delikatny emocjonalnie.
Generał Lee po podpisaniu aktu kapitulacji wycofujący koniem, by nie stracić z oczu nadskakujących mu tryumfatorów z Północy, albo śmierć Prezydenta, rozegrana w zastępczych dekoracjach.
Mój Boże!
Gdyby świat mógł od czasu do czasu bawić się odwrotnością i Abraham Lincoln miałby szansę ocenić na swoim blogu film o senatorze Libickim, mam wrażenie, że bardziej by się przyłożył. Po amerykańsku i bardziej gramatycznie, pomimo tego, że skończył ino trzy klasy jakiejś zapyziałej szkółki.
O cholera!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz