Jako znany cham i prostak, mam awersję do kultury, a
gdy słyszę, że ktoś jest „człowiekiem kultury” zaraz, na wszelki wypadek,
spluwam przez lewe ramię i mówię: A kysz! Może mam jakieś kompleksy, albo za
dużo czytam? Nie wiem, może coś całkiem innego, ale to bardzo silna awersja.
Wczoraj wystarczyła wzmianka o planowanej bohaterskiej superprodukcji, a
dzisiaj znowuż natknąłem się na list zbiorowy, właśnie tych całych ludzi
kultury, oraz osobny apel środowiska, które przyjęło dość mylącą nazwę „Kultura
niepodległa”.
List, podpisany przez tysiąc dwieście osób płci
obojga, zawiera szereg charakterystycznych dla obecnie promowanej nowomowy
zwrotów. Szczególnie urzekł mnie zwrot: My, polscy pisarze, artyści i naukowcy…
Nie przeczę, że pod listem podpisali się pisarze, artyści czy naukowcy,
ponieważ sama wyliczanka, nie jest wartościująca. Rzecz w tym, że już zawsze,
zaśpiew zaczynający się od „My” będzie mi się kojarzył z sierpniowymi babami,
protestującymi przeciwko strajkom, jako: My, kobiety polskie! Zapamiętałem, bo
strasznie to złościło moją mamę, która zaraz groziła: Już ja wam dam
kobiety! To taka dygresja.
Dalej w tym liście jest, że sygnatariusze zdają
sobie sprawę, że słowo jest słabsze w konfrontacji z siłą, co w przypadku kilku
podpisanych pisarzy, z których dziełami raczyłem się zapoznać, jest akurat
prawdą. Nawiasem mówiąc, od ich słowa, silniejsza jest nawet marchew, ale to
już nie moje zmartwienie.
Oczywiście jest tam i o zamachu stanu, i o tym, że
konstytucja jest emanacją woli narodu, przez co stoi nieco wyżej, od tegoż
narodu zachcianek. Ogólnie, ton jest dość dramatyczny, pewnie dlatego, że nie
po to ludzie kultury są właśnie ludźmi kultury, by zawracać sobie głowę czymś
więcej niż emocjami.
Zabawna, w tym liście skierowanym do prezydenta Andrzeja
Dudy, nie jest łatwa do przewidzenia treść, a nowatorska w pewnym sensie metoda
epistolograficzna. Otóż list ten, zaopatrzony w ponad trzysta podpisów ludzi
wybitnych, a nawet luminarzy, został wysłany dziewiętnastego lipca, a
dwudziestego czwartego, po zdobyciu kolejnych, ponad ośmiuset autografów,
wysłano go ponownie. Nie wiem, czy nadal są zbierane podpisy, ale jeśli tak,
można jeszcze wiele razy zwiększyć przy ich pomocy siłę nacisku na głowę
państwa. Przy okazji, list przed kolejnym wysłaniem, mógłby przejrzeć jakiś
wybitny polonista. To nie robota dla chama i prostaka w jednym.
Druga inicjatywa, zwaną „kulturą niepodległą” jest
na tyle enigmatyczna, że trudno znaleźć jej oryginalne deklaracje, a o jej
istnieniu dowiedziałem się, z cytującego jej postulaty i manifest, portalu
wpolityce, do którego mam, delikatnie rzecz ujmując, ograniczone zaufanie. Być
może wyjaśnienie jest prozaiczne, skoro „niepodlegli” szykują wielkie otwarcie
na początek września. Jakoś te inicjatywy się zazębiają i znając chłopski spryt
naszych elit, to kulturalne wzmożenie może być starannie zaplanowanym
posunięciem.
W każdym razie, w opublikowanych materiałach, pod
powierzchnią komunałów o dostępie do kultury, o niezależności i tym podobnych
banialukach godnych pięciolatka, kryje się ostry korporacyjny nóż, którym
„ludzie kultury” wymachują w celu aż nazbyt oczywistym, który można streścić w
jednym, konkretnym zdaniu: Dawajcie nam forsę, tylko nam ją dawajcie!
Tak, jestem złym człowiekiem. Nie ufam, nie doceniam
i przede wszystkim nie daję się nabierać. Z nabieraniem, szanowni artyści,
proszę się wybrać pod inny adres, do tych, którzy czują potrzebę bycia przez
was recenzowanymi, utożsamiać się z waszymi sukcesami, do ludzi, którzy
zagrożenie dla wolności widzą w tym, że być może dostaniecie mniej forsy, niż
tego oczekujecie. Są tacy.
Zadziwiające, ale są. Pewnie z nimi i dla nich,
chcecie czcić stulecie niepodległości, co dość śmiało deklarujecie. Życzę
powodzenia, o ile nie będę zmuszony do czytania czy oglądania waszych dzieł,
które powstaną z tej okazji. Także tych, z pięćdziesięciotysięcznych
mini-grantów, które jak raz, zaczął rozdawać minister kultury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz