wtorek, 8 sierpnia 2017

Dykta

Wstrząsająca wiadomość, że Polska Fundacja Narodowa, dysponent stu milionów złotych, darowanych jej przez Spółki Skarbu Państwa zabiera się za promowanie Polski poprzez międzynarodowe produkcje filmowe dotarła do mnie za pośrednictwem strony braci Karnowskich wpolityce.pl. Przymierzają się do rozmów z panem Eastwoodem oraz jakimś Melem Gibonsem. Ten drugi zwrócił od razu moją uwagę. Wiem, wiem, to tylko literówka, ale doskonale nadaje się na symbol, całej tej hucpy.

Jeden film ma być o Amerykańcach walczących ramię w ramię, w latach 1918-1920 jak zrozumiałem z zapowiedzi pana Cezarego Jurkiewicza, prezesa fundacji, który łaskawie dodał, że będzie to film ciekawy. 

Drugi, to prawdziwe kuriozum. Nie ze względu na tematykę Powstania Warszawskiego, a sprytny pomysł, by wykorzystać akurat barykadę w alejach Jerozolimskich, o której z taką pasją przemówił prezydent Trump. Dosłownie widzę koła zębate, obracające się w głowach patriotycznie nastawionych dysponentów naszych stu baniek. Obracają się, obracają… Aż tu nagle bingo! Przecież, jeśli ten film jakimś cudem powstanie, na sto procent, jak w dobrej amerykańskiej produkcji, będzie zamykała go współczesna sekwencja z przemawiającym Trumpem. To jest, przepraszam za wyrażenie, ale żadne inne nie pasuje, tak zajebiste, że aż przyklęknąłem z szacunku na dywanie, co wykorzystała suczka Aza i zaraz polizała mnie po nosie. Film ma się nazywać „Jerusalem Avenue”, co już jest dobre, samo w sobie. Jeśli poza, wieńczącym dzieło Trumpem, dodamy powiewający gwiaździsty sztandar, międzynarodowy sukces murowany. Może tylko jakiś ciemny, prowincjonalny Chińczyk zdziwi się, że Amerykanie zbombardowali Jerozolimę, ale kto by się tam liczył z prowincjonalnymi Chińczykami.

Na szczęście, od ględzenia do realizacji droga daleka. Za każdym razem, gdy temat powraca, a wraca niczym bumerang, przypomina mi się szmonces o Żydówce, która dostała od kucharki bogacza przepis na świąteczną babkę: Sześć jaj? Mam dwa, starczy. Mleko? Bez przesady, dam wodę. Bakalie? Jeszcze, czego! Cukru nie mam, ale sacharyna jest. Piec w piekarniku… - czyta. Nie mam piekarnika, ale można i w gorącym popiele. Upiekła i próbuje: - Tfy! Jak bogacze mogą jeść takie świństwo!


Tak to się skończy. Zamiast Mela Gibsona, nakręci rzecz jakiś, właśnie, Gibons, albo nawet całkiem swojski Gibon, Trump przemówi, sztandar załopoce i można się będzie zabrać za kręcenie filmu o Bolesławie Chrobrym, gromiącym Niemców. O ile, oczywiście, budżet się dopnie i zazębi z talentami twórców, o co nietrudno, gdyż ludzie kultury w sposób szczególny dbają o swoje uzębienie, by móc się wzajemnie gryźć i podgryzać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz