W dyskusji o istnieniu czy nieistnieniu Boga ludzie utknęli w dziewiętnastym wieku. Ateiści nie rozumieją, że podążając za ozdobnymi sztandarami przestarzałej nauki maszerują w niewłaściwą stronę. Niedługo odkryją maszynę parową i wynalazek druku. Obrońcy Boga, którzy są w defensywie na gruncie popkultury, mniej winni, bo w kółko muszą walczyć z tymi właśnie wiatrakami. Niczego nowocześniejszego niż wiatrak tu nie ma. Nawet truizm, że wiara nie jest sprzeczna z nauką, tak jak hokej na lodzie nie jest sprzeczny ze sztuką ikebany, pojawia się niezbyt często. I nie mam na myśli zacietrzewieńców, a zwykłych dyskutantów. W dwudziestym pierwszym wieku powinno być jasne, że na pytanie, czy istnieje Bóg, można odpowiedzieć:
- Istnieje i nie istnieje.
- Istnieje, nie istnieje, istnieje.
- Nie istnieje, istnieje, nie istnieje.
Jest jeszcze najstraszniejsza odpowiedź.
- Nie dla wszystkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz