niedziela, 4 września 2011

TVP. Diabelskie przymiarki

Mahoniowe biurko a na nim papiery przyciśnięte mosiężnym przyciskiem w kształcie kawałka sera. Są nawet dziury a w dziurach robaki – Pewnie dla draki.
Do tego lampka elektryczna, z abażurem z ludzkiej - męskiej skóry. Kałamarz z czaszki lewka - niemowlaka, a ze współczesnych rzeczy komórka, szmatka, pilot, zegarek, czarny kotek w koszyku i zdjęcie czegoś wklęsłego.

Za biurkiem, chyba każdy się już domyślił, pan Diabeł.

Siedzi, słucha jednym uchem TVN24 i „trąbi na fajce”

W samych slipach siedzi stukając na klawiaturze laptopa, który sobie połozył na kolanach. Laptop rzęzi raczony od spodu gorączką szatańskich ud i podbrzusza. Dym fajki, osławiony smród szatańskiego cielska i do tego okna zamknięte na głucho, a klimatyzacja jakoś dzisiaj nie działa.

Nieprzyjemna scena!

Odstawił „lapusia – szatanusia” na blat mahoniowy, wstał i zaczął się przechadzać w tych swoich nieszczególnych slipach. Zajrzał z bliska w ekran telewizora i pogroził w milczeniu redaktorowi Wołkowi. Aż wygięło znawcę południowej piłki. – Słabo się staracie! – Pomyślał i dodał żartobliwie – Staracie się jak stare gacie!

Otworzył okno. Wyjrzał i odetchnął głęboko. Pod nim leżała i nawet nieco się wiła, Warszawa. Letni, wrześniowy wiaterek przyjemnie zabawiał się z włosami na jego diabelskich piersiach.

- To wszystko może być moje, ale… - Właśnie to „ale” ten brak wykończenia, błędy w obsadzie. Błędy w obsadzie! Zagryzł zęby, przypominając sobie noc, gdy przeciskał się z dumą w swym braku serca, przez wyjący tłum wrogów Chrystusa i zdał sobie sprawę, słuchając ludzkich wrzasków i patrząc na czyny dokonywane pośrednio w jego imieniu, że jest tam zupełnie sam.
Tyle jego, że ktoś obsikał mu nogawkę.

Podrapał się za rogiem. Wychylił szklaneczkę dżinu i pociągnął slipy.

- Szanowny Panie Juliuszu Braunie! – Nie, jakoś za mało oficjalnie…

- Szanowny Panie Prezesie! – To zawsze działa, ale swoją drogą, jak ten język nisko upadł!

Postawił laptop na parapecie okna i zaczął pisać. Warszawskie gołębie z daleka omijały okienko z tak osobliwą panienką, ale jeden odważny wróbel zaleciał i przekrzywiwszy łepek. Już nie ma łepka.

Diabeł oblizał się i wytarł łapska w slipy. – Jak to wytłumaczyć?

… nie chcę i nie życzę sobie, by takie osoby reprezentowały mnie w TVP. Nie po to przez tysiące lat… albowiem siła męża… przetłuszczone włosy… orangutana.
Gdzieś nad blokami szumiał żuczek helikoptera. Przejrzał tekst i zaklął.

…szatana z gutaperki …niedoważonych umysłów po babskich studiach … Chuderlaków wywijających nędznymi tekstami w imię moje… Nie! – Wszystko, poza nagłówkiem wymazał

W tym momencie otwierają się drzwi i w progu staje Pan Nermal wrzeszcząc a capella:

„Pradawny bóg wreszcie powraca
Przybywa z dźwiękiem tryumfu
Słyszę jego głos
Świt złych modlitw
Podnoszą się miliony rąk
Objawienie naszych snów...”

- ?

- Panie mój! Przybyłem oto…

- Po autograf?

- Panie, ja…

- Ja to w piekle d..a! Poszedł mi stad, ale chyżo!

- Za co? Panie? … Panie!

Podciągnął slipki i zamknął okno. Ulica pełna jeszcze przed chwilą wyjących syren i krzyków przechodniów, ucichła.

- Szanowny Panie Prezesie Braun!

Jeśli mógłbym kogoś zaproponować…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz