Zgoda narodowa to mit. Rzekomo dobrze nam się działo, gdy polski naród był jednością, uderzał we wroga jak zaciśnięta pięść, a murem broniącym niepodległości były piersi mężnych obrońców. Oczywiście, są to bajki godne pięciolatka. Mit ten, podobnie jak każdy przejaw maksymalizmu moralnego jest szkodliwy, ponieważ wbrew zawartej w nim deklaracji, działa nie ożywczo, a usypiająco, na coś, co popularnie nazywamy „narodowym duchem”.
Świat, a zatem i Polska jest wielopłaszczyznowy i nie zawiera ukrytego wewnątrz prostego mechanizmu, który nasmarowany idealizmem, zaniesie nas nie wiadomo na jakie wyżyny. Tym bardziej, jeśli mówimy o zgodzie, mając na myśli ogólnonarodowy kompromis, gdyż wtedy, obok beneficjentów koniecznie muszą wystąpić poszkodowani, a bez kompromisów, jak najbardziej politycznych, zostaje tylko puste gadanie.
Weźmy rzecz podstawową, co do wartości której, teoretycznie zgadzają się wszyscy, czyli samą niepodległość Polski. Na pierwszy rzut oka widać, że i to nieprawda, skoro na scenie politycznej istnieją silne, głosami swych wyborców, partie polityczne, których marzeniem i celem jest rozpuszczenie Polski w wielonarodowym europejskim tyglu. Na czym miałaby polegać zgoda z takimi tuzami nowoczesnego patriotyzmu, nie wiem.
Samo dążenie do zgody narodowej, o ile przejawia się jeno werbalnie, niczym szkodliwym nie jest. To tylko schlebianie ludowi, który pilnie wierzy w prawdziwość przysłowia: Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Prawdziwym, o ile stosować je do rodziny, ale mieszkańcy kraju wielkości Polski, zasadniczo nie są i nigdy nie byli jedną wielką rodziną. Takie rzeczy, mili moi, występują tylko w znanym przeboju disco polo. Czy naprawdę musimy nasze aspiracje sprowadzać na tak dziwny poziom?
Jeśli myślisz, po tym co przeczytałeś, że jestem w swoim zdaniu radykałem, mylisz się. Jest zgoła odwrotnie. Okropnym, nieznośnym wręcz radykalizmem jest próba zatarcia zasadniczych różnic, ponieważ inaczej niż odgórnie, uczynić się tego nie da. Dodam: bez użycia przemocy.
Zgodę narodową można budować dopiero na pewnym poziomie. Aby ułatwić sobie wywód, jako człowiekowi prostemu, posłużę się przenośnią budowlaną. Po pierwsze, wszyscy budowniczy muszą mieć na celu budowę wspólnego domu. Tym, którzy pragną na naszej działce postawić kurnik czy więzienie, od razu dziękujemy. Następnie musi być zgoda, co do tego, że dom powinien mieć fundamenty. Cwaniaków, którzy zaczynają układać cegły wprost na trawie, wynosimy w miejsce bezpieczne. I tak dalej, poprzez mury, aż do dachu. Na kopach oddalamy też przeciwników ogradzania, wstawiania drzwi – to oczywiste. Jak już na głowy nam nie leje deszcz, możemy zacząć ucierać zgodę i swobodnie dyskutować nad kolorem tapet.
Widzę, słucham nawoływań, by ulegać mitowi. Już, co opisałem wczoraj, pojawiły się forpoczty nowych otwarć, stołów okrągłych, czy zgoła kuchennych. Już, prawda, lew koło baranka ma drzemać radośnie. Nim się obejrzycie, rozkradną cegły i dachówki, a o ile na chwilę przymkniecie oczy, ukołysani pięknymi melodiami, sprzedadzą lub wydzierżawią działkę na której wznosicie dom. Nie ma wśród nas, aż takich łajdaków?
Ależ są, i nawet specjalnie się ze swym łajdactwem nie kryją!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz