Wczorajszy szum, wywołany przez
dziennikarzy Onetu nie jest zwykłym szumem medialnym, ani kolejną akcją
dezinformacyjną do jakiej przywykliśmy. Mam naiwną nadzieję, że tym razem nie
skończy się na połajankach i ogólnym ględzeniu o tym, kto i co miał na myśli.
Panowie dziennikarze, którzy raczyli wczoraj uderzyć ( tak, dosłownie uderzyć )
w stosunki polsko – amerykańskie, znaleźli się „o jeden most za daleko” że się
tak wyrażę. Liczyli na oddźwięk i taki znaleźli. Najpierw wśród krajowych
cymbałów, a następnie, z czego doskonale zdawali sobie sprawę, wśród
zagranicznych kolegów po fachu, delikatnie rzecz ujmując, niezbyt przychylnych
sprawom polskim.
Ich działanie zaowocowało
oświadczeniem amerykańskiego departamentu stanu. Wiedzieli chyba, że tak się impreza
zakończy, no chyba, że są już kompletnymi idiotami. Przecież nawet, gdyby ich
informacje były w stu procentach prawdziwe, a nie jak zwykle opierały się na
przeświadczeniu o wyższości własnego, maniakalnego oglądu świata, nad rzeczywistym,
nikt przytomny by ich wywodów nie potwierdził. To jest inna zupełnie liga i
kmiotek z onetowskiej B klasy, może sobie co najwyżej possać palec pod
drzwiami. Nie zmienia to faktu, że z każdego możliwego punktu widzenia było to
celowe działanie na szkodę polskich interesów i tak, a nie w kategorii
publicystycznego pitolenia należy patrzeć na sprawę Onetu. Nawet, gdyby rzecz
cała pomyślana była jedynie na użytek wewnętrzny, w co nie wierzę, nie zmienia
to zakresu moich zarzutów.
W Polsce, początkowo ostrożnie, a
z upływem godzin coraz śmielej, temat podchwyciły rodzime medialne grupy
opętańców , źródła amerykańskie mnożyły się jak króliki, uchodzący za
wyważonych w opiniach publicyści zaczęli swoje: „a nie mówiłem”. Miałem
wrażenie, że i po tak zwanej prawej stronie, część ludzi jakby objadła się
szaleju. I gdyby sprawa nie była tak poważna w zamysłach, nazwałbym ją kolejną
hecą, którą można śmiechem skwitować. Tyle tylko, że sprawy międzynarodowe to
nigdy nie jest powód do śmiechu, a fakt, że coś takiego jak Onet zabiera się
śmiało za kreowanie konfliktu pomiędzy Polską a USA napawa grozą.
Zabiera się, bo ma ku temu
podatny grunt. Bo jest, jak się niestety okaże za moment, całkowicie bezkarny i
następnym razem z powodzeniem powoła się na źródła, choćby marsjańskie. Jeden
poda temat drugiemu, drugi zacytuje pierwszego i nasz rząd stanie w głupiej
sytuacji, jako psujący stosunki międzyplanetarne.
Dziwię się tylko, że taki prostak
i burak jak ja, potrafi odczytać intencje i oznaczyć prawidłowo prawdopodobieństwo
zdarzeń, a wielu takich, którzy każą się szanować publiczności, zgoła nie potrafi.
Wiem, że część z wrodzonego cynizmu, ale reszta… Naprawdę można zapłakać nad
stanem polskich mediów, widząc ludzi, których miejsce jest na przysłowiowym
Pudelku, opowiadających zdumionej publiczności o polityce międzynarodowej.
W powyższym tekście celowo nie
wymieniłem żadnych nazwisk. Raz, że tekst byłby dłuższy, a miał być krótki,
dwa, że wymieniając nazwiska twórców i tych, którzy powielali onetowską
prowokację, niewątpliwie przeszedłbym do epitetów, czego ostatnio staram się
unikać, a trzy, że wszyscy ci ludzie, ze względu na kaliber sprawy, stali się
dla mnie ludźmi „niewymownymi”. I niech każdy tą „niewymowność” rozumie jak
chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz