Na nic zdało się wypchnięcie jej spod naszych dachów do szpitali czy hospicjów i uczynienie z niej figury wrogiej, a nawet nieprzyzwoitej. Nie zawstydziła się wcale i jest z nami nadal, jak u zarania dziejów. Nasz stosunek do niej nie wiąże jej rąk, ani nie tępi kosy.
Nawet największy fantasta nie sądzi, że zostanie przez nią pominięty, a przecież staramy się żyć tak, jakby nie istniała. Współczesna cywilizacja i kultura zapędzają nas w kozi róg. Średniowieczne tańce śmierci zastąpiliśmy horrorem, w tym skrajnie odhumanizowanymi filmami o zombie, gdzie ludzkie zwłoki stają się obrzydliwym wrogiem żywych ludzi.
Jeszcze się bronimy, jeszcze wspominając swoich zmarłych bliskich widzimy ich żywymi, jeszcze mówimy do nich, modlimy się za nich, nie bacząc na pogardliwe skrzywienia ust coraz liczniejszych wśród nas wszystkowiedzących mędrków. Ludzi, którzy udają pogodzenie ze śmiercią i absolutnym niebytem, chętnie przy tym trywializując śmierć człowieka, o ile rzecz nie dotyczy ich samych. Gdy napięcie związane ze zbliżającą się nicością rośnie, ci sami pogodni ateiści często i chętnie popadają w najdziwniejsze zabobony.
Cały wachlarz wierzeń i zaprzeczeń wierze i tak sprowadza się z grubsza do dwóch wariantów. Albo po śmierci coś jest, albo nie i dalsze losy naszej świadomości lub ich brak, w ogóle nie zależą od naszych przekonań. Obydwa warianty są trudne do wyobrażenia dla człowieka żyjącego, ale wbrew pozorom łatwiej wyobrazić sobie raj ze wszystkimi szczegółami niż niebyt. To paradoks, ale z niebytem nie mamy żadnego kontaktu. Z niebytem absolutnym, ma się rozumieć.
Opowiadanie, że podobnego niebytu zaznaliśmy przed narodzeniem czy spłodzeniem, to dyrdymały nie zbliżające nas do istoty rzeczy.
Warto zauważyć na koniec, że Kosmos jest niesłychanie ekonomiczny. Nawet ci, którzy negują istnienie Boga muszą to przyznać. Weźmy moje paluchy, które wystukały powyższy tekst na klawiaturze. Zgniją przecież. Zamienią się w proch, pył, który za miliardy lat zostanie rozniesiony przez wybuch supernowej po wszechświecie, albo zatrzaśnie się czarnej dziurze, ale na najniższym poziomie trwał będzie.
Pytanie jest takie: W czym od moich palców jest gorsza moja marna, balansująca na granicy głupoty świadomość, czy jak chcą wierzący, dusza? Dlaczego coś, czemu prozaiczna choroba miesiąc po miesiącu odbiera czucie może nabrać skali i wartości niemalże kosmicznej, a to, co każe im stukać w odpowiednie klawisze ma przepaść bez pamięci i bez żadnego celu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz