Rozważania o przewagach i klęskach naszych przodków skażone
są już na wstępie fałszywym mniemaniem, że w dawnych czasach ludzie w swoich
emocjach, rozumie i zachowaniach różnili się od nas, rozwielmożnionych nad
klawiaturami komputerów. Na przykład starodawne działy PR budowały i
eksportowały konstrukcje narracyjne, o jakich współcześnie możemy jedynie
pomarzyć. Oczywiście wiązało się to z siłą państwa, jego dyplomacji oraz
ulokowanych w obcych stolicach agentur.
Najwybitniejszy przykład naszej kampanii propagandowej
pochodzi sprzed ponad sześciuset lat i dotyczy zmagań z zakonem Najświętszej
Marii Panny, powszechnie znanym jako Krzyżacki. Jego punktem kulminacyjnym była
słynna grunwaldzka wiktoria, której podrasowany narracyjnie przed setkami lat
obraz znamy prawie wszyscy.
Oto zakuci w stal rycerze z całej Europy, którym nasi
przeciwstawiają siłę i nadzwyczajne męstwo. Oto mistrz Urlyk pada pchnięty chłopską
rohatyną w szyję. Litwini uganiający w skórach z iście indiańskim wyciem. Oto
daremność krzyżackiej artylerii, a za wszystkim zakonna wieża wypełniona
złotem. O dziwo wszystkie te bujdy były wówczas potrzebne w sferze
propagandowej skierowanej ku Europie, aby zatrzeć niezwykłą wówczas zawziętość
w kładzeniu pasowanego wroga trupem, a także łączyć na bazie zwycięstwa własne
społeczeństwo.
Po pierwsze mieliśmy więcej forsy i wbrew powszechnym sądom
lepiej zorganizowaną administrację, której majstersztykiem były przygotowania
do bitwy. Po drugie była to rycerska bitwa konna, gdzie mieliśmy nie tylko ilościową
przewagę ciężkiej jazdy, ale i jakości uzbrojenia. Dzięki znakomitemu wywiadowi
wielce ostrożne polskie rycerstwo wyruszało na wojnę jak po swoje i swoje
zdobyło nie tylko w taborach, ale i zostawiając na polu bitwy odarte do naga
trupy wrogów. Nawet tych słynnych armat, które ze względu na gwałtowność
starcia nie miały żadnego wpływu na losy bitwy mieliśmy więcej, bo już król
Kazimierz znaczne sumy kładł na rozwój nowych technologii.
Czy wstydzimy się tego, że byliśmy po prostu silniejsi, czy
po prostu zostaliśmy zaczarowani popularnymi obrazami? Przynajmniej warto
wiedzieć, że dopóki nasza połączona już armia przemieszczała się przez tereny
Królestwa, straty spowodowane przemarszem były płacone miejscowym na bieżąco i
od ręki, na co oczywiście są rachunki. Tak szczegółowe, że można w nich nawet
znaleźć kwotę wypłaconą chłopom za niesienie wokół orszaku królewskiego
pochodni podczas nocnego marszu.
Dla majestatu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz