A w internecie bardzo lubię czytać dyskusje o powstaniu
wszechświata i prawach nim rządzących. Nim strony sporu przejdą do wyzwisk o
charakterze politycznym, religijnym i społecznym można zauważyć przynajmniej
dwie prawidłowości.
Pierwsza jest taka, że człowiek jakby nie uwijał się z
argumentami, razem ze swoim rozumem staje niejako obok uniwersum. Opisuje i
recenzuje wszechświat niczym film, który ma początek i zmierza ku napisom
końcowym. Wygodnie rozparty w fotelu wypatruje kolejnych wszechświatów, jakby
tego naszego było mu mało.
Druga prawidłowość jest taka, że dyskutanci zadziwiająco
chętnie sięgają do argumentów potocznych. Zza czarnych dziur, ciemnej materii
czy innego promieniowania tła wyziera prosta chęć porządkowania czasu i
przestrzeni wedle aktualnego czy wydumanego przez adwersarzy stanu wiedzy.
Dalej jest tylko Bóg, albo brak Boga i dyskusja zmierza do wesołego i
szczęśliwego finału, którym są wspomniane na wstępie wyzwiska i argumenty
charakterystyczne dla codziennych dyskusji politycznych.
Trochę dziwi, że
agresywniejsi są religijni sceptycy, żądający od adwersarzy całkowitej rezygnacji
z wiary w akt kreacji. Dyskusja kończy się wielkim bum i uczestnicy rozchodzą
się do zajęć codziennych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz