Rzecz w tym, że nie tylko przyzwyczailiśmy się do kreowanych przez lewackie media lawin czystego małpiarstwa periodycznie spuszczanych na nasze głowy, a jakimś cudem zdołaliśmy wyznaczyć strefy bezpieczeństwa, z których spoglądamy na te niezbyt urocze w swej istocie widowiska. Oglądane z boku czy z góry, przestają robić wrażenie wszechogarniającego kataklizmu. Widać za to doskonale mechanizmy każdej kolejnej hucpy. Po prostu brak sukinsynom środków, aby jednocześnie sprowadzić kilka takich lawin, a nie mam tu na myśli pieniędzy, bo promotorzy zła mają ich w nadmiarze.
Fakt, że w większości europejskich państw zatryumfowali zamydla im ślepia. Próba odwracania znaczeń, manipulacje językiem i stygmatyzacja przeciwników… Wszystko niby robią jak należy, ale na chybcika, nieporządnie, a w sferze politycznej bez przekonania. Stąd, gdy ktoś posłuży się prawdziwym słowem, nazywając rzecz po imieniu, albo zauważy i opisze łańcuchy przyczynowo-skutkowe podnosi się nieprawdopodobny jazgot, ale właśnie w tym rzecz, że cały ten zgiełk generowany przez jawnych medialnych łajdaków, nikogo nie przekonuje, a gdy nawet gdzieś przypadkiem dotrze, raczej złości i śmieszy.
Powiedział arcybiskup Jędraszewski o tęczowej zarazie, to zaraz medialne małpy obrażonymi katolikami, zaraz na sztandarach lewactwa Chrystus, ale ten Chrystus, wedle ich gustu uczyniony to tylko pierze z ich prywatnych rozprutych poduszek, nie żaden Bóg. Dziwni są także obrońcy biskupa, którzy podnoszą, że mówił o ideologii, nie o ludziach. Paradne! Znaczy się, że nie można atakować, na przykład, zdrajców, a jedynie pojęcie zdrady jako takiej. O, właśnie!
Przecież cała ta banda, która swą aktywnością próbuje nieudolnie zatruć nasze życie, to jawni zdrajcy, z tym tylko, że nie zdradzają państwa, ani narodu, a całą cywilizację i związaną z nią kulturę. Są jak ludzie, którzy depczą tarczę, która służy ich własnej obronie. Jak ludzie, którzy z wyżyn swej pokracznej ideologii chcą patrzeć na jej zagładę. Być może sądzą, że tryumf wyniesie ich tak wysoko, że sami będą nieosiągalni i bezpieczni w kokonach wypracowanego statusu, ale do tego jest potrzebny powrót do ustroju opartego na realnym niewolnictwie. Aby tego dokonać, aby ludzie zrzekli się swoich praw potrzebna jest wojna, związana z nią przemoc i ostateczne zerwanie wszelkich hamulców, a po niej już tylko światłość i światłość.
Tyle tylko, że żadnej takiej wojny nie będzie, a co najwyżej lewactwo dostanie po łbie, a do tego akurat tam, gdzie najmniej się dostania po łbie spodziewa. Szczepionka jest już w drodze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz