Przy każdej okazji, gdy w światowych czy tylko polskich mediach pojawia się temat Białorusi, wielu wydawałoby się rozsądnych ludzi koniecznie musi zrobić z siebie durniów. Jasne, że są to zawsze sytuacje dla Białorusi i rządzącej nią szajki złe, a przynajmniej ambarasujące, ponieważ w innych kontekstach Białoruś prawie nie istnieje. Łukaszenko demonem zła, reżim okrutny, nad wyraz paskudny i jest okazja by drżeć z oburzenia, włączyć się w chwilowy chór i dość fałszywymi głosami wyśpiewywać pieśni o białoruskiej wolności.
I zawsze ta sama kombinacja. Co zrobić, aby wyrwać Białoruś z rosyjskiej strefy wpływów i zaprowadzić tam demokratyczne porządki? Od razu największe głupstwo. Białoruś jest w rosyjskiej strefie wpływów, bo niby w jakiej ma być, w portugalskiej? Na dodatek alternatywa realna jest taka, że albo w niej pozostanie, albo stanie się wprost częścią Rosji. Nie ma co wspominać dawnych porządków, jak to powstała Rzeczpospolita, ponieważ Polsce nikt nie pozwoli na podobne ekscesy. Nawiasem pisząc warto w tym miejscu przypomnieć, że tamte długotrwałe manewry polityczne polegały w głównej mierze na przekupieniu elit Wielkiego Księstwa i otwarciu przed nimi nowych możliwości. Tyle, że elit prawdziwych, nie w obecnym śmiesznym rozumieniu.
Dzisiaj oferuje się Białorusinom przewrót, obalenie władzy i zaprowadzenie demokratycznego ładu. Tłumacząc prosto, na doprowadzenie do tryumfu naszych, przez nas opłacanych pachołków i ukrainizację kraju, czyli przekształcenie go na modłę afrykańską z dodatkiem ideologicznym, przed którym sami się usilnie staramy bronić.
Białoruś nie jest państwem przesadnie bogatym, ale jak się tak bliżej przyjrzeć, to z całą pewnością można się tam nakraść do syta. To cel zrozumiały, choć nierealny dla nas, ale jednak jakiś cel. Można oczywiście nazywać to wolnością, ale nie należy precyzować od czego mają być uwolnieni Białorusini.
Polska, która obok Rosji jest jedynym państwem mającym na terenie obecnej Białorusi nie tylko tradycję historyczną, zresztą dłuższą i pełniejszą niż Rosja, ale i interesy narodowe w postaci znaczącej mniejszości polskiej od lat nie potrafi zrobić na tym obszarze niczego sensownego, poza okazjonalnym przyłączaniem się do chóru oburzonych. Tamtejszy Związek Polaków czy nieszczęsna telewizja Biełsat, to dosłownie słonie w składzie politycznej porcelany. Dla Polski jako fundatora to jedynie alibi tanim kosztem, dla Białorusinów odstręczająca ingerencja w ich sprawy. Zapominamy chętnie, że to nie jest dziki lud na krańcach świata, który koniecznie łaknie naszych pouczeń, rad i promocji różnych opłacanych kukieł. Kacap daje im chociaż status quo, że niby, nie wychylajcie się zbytnio, to na was nie napadniemy. My czy Europa możemy im tylko jako szczytny cel wskazać porządki na Ukrainie. Na to samo zresztą wskazuje i Łukaszenko, który może i chciałby być współczesnym księciem Witoldem, ale przede wszystkim nie jest księciem i może być tylko fałszywy i okrutny. Mniej lub bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz