Ludzie są
naprawdę dziwni. Uważają się za wielce oryginalnych i myślących niezależnie,
choć są sterowani, ogłupiani i podlegają skutecznej, bo niekończącej się presji
mentalnej. Nowa, jeszcze wspanialsza Polska, która stoi u naszego progu nie
znosi bowiem sprzeciwu. Dobrze wyznaczyła sobie cele i realizuje je z podziwu
godną konsekwencją. Wydaje się nie do powstrzymania. Na razie niby przegrywa,
ale jak się bliżej przyjrzeć, już remisuje.
Stosunkowo
łatwo pozyskała elektorat wielkomiejski, czyli w rzeczy samej współczesny
proletariat, a na prowincji ma silne przyczółki w urzędach, kulturze czy
oświacie, czyli w miejscach, z którymi oczekujący na reedukację wrogi elektorat
musi jakoś tam współpracować. Dzięki mediom, oraz współczesnej, pożal się Boże,
arystokracji, elektorat raz zdobyty jest nie do ruszenia, ponieważ
rzeczywistość jest tam nie tylko wrogiem, ale zarówno demiurgowie jak i
wyznawcy, starają się jej po prostu nie dostrzegać.
Należy tu
pamiętać, że sam przekaz medialny niczego nie załatwia, a całe złoto w tym, że się
rozchodzi szczególnie łatwo w środowiskach zamkniętych, gdzie stanowi
obowiązkowy zespół poglądów. Miejsce pracy, środowisko towarzyskie czy
sąsiedzkie wyznaczają tu obowiązkowe wręcz zakresy, poza które praktycznie nie
sposób wyjść. Człowiek, aby czuć się dobrze musi je przyjąć i zaakceptować,
ponieważ trudno żyć w przeświadczeniu, że jest się łamanym czy zmuszanym do
czegokolwiek w sferze, która teoretycznie powinna być człowieczą twierdzą.
I rzecz nie
tyczy się oczywiście tylko polityki czy spraw społecznych. Zaczyna się od języka
i brnie przez tak zwaną kulturę, która w rzeczy samej jest papką dodatkowo zatykającą
kanały myślenia. Rój bezkrytycznie przyjmowanych aksjomatów przyjmowanych, uwalniając
od zdobywania informacji, ich analizy i wyciągania własnych wniosków, znakomicie
ułatwia życie. Dzięki temu też można wydajniej pracować i cieszyć się życiem. Jeśli
coś się nie zgadza, należy udać się do autorytetu, których jest aż nadto. Wtedy
niezawodnie dociekliwy delikwent usłyszy współczesne zaklęcia o aktywności,
kreatywności, różnorodności, wyjątkowości oraz podobne nędzne bajędy, których
jest sto. Do tego dochodzi wmówienie ludziom aspiracji, a na ich bazie poczucia
wyższości wobec tych, którzy nie podlegają podobnej tresurze. Współczesny
proletariat tak ma, ponieważ sądzi, że posiadł dobra materialne i status
społeczny na zawsze, a tak naprawdę figę z makiem posiadł. To jest tresura
znana z dwudziestowiecznych totalitaryzmów, tyle tylko, że na razie pozbawiona
przemocy fizycznej. Same, prawda, marchewki, a bat sobie wisi na ścianie.
Idiotyzm i
bełkot musi w końcu zatryumfować, ponieważ pod względem pozycji społecznej,
przemożności jego wpływu na media i kulturę zarówno jego twórcy jak i wyznawcy
biją na głowę ludzi chcących zachować jakąkolwiek wolność i rozsądek. Liczebna
większość niewiele znaczy w sytuacji, gdy mniejszość nabyła praw recenzenta i
cenzora. U nas dochodzi jeszcze jawna, bezkarna i nieskrępowana ingerencja
zagranicy w sferze ideologicznej. Presja, presja, niekończąca się presja. Aż do
skutku, do osiągnięcia stanu absolutnego zniechęcenia. Wtedy zacznie się
najazd, a proletariusze miast wielkich i błyszczących wybiegną na szosy i ulice
z wiązankami kwiatów, by we łzach witać swoich wyzwolicieli. Zaraz potem oczywiście
dostaną po łbie, ale kto by się tym zawczasu martwił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz