Przedziwną tęsknotę zasygnalizował pan redaktor Witold Gadomski z Wyborczej. Nie mniej ni więcej tylko martwi się, że ze względu na niską aktywność polskiego społeczeństwa w sferze publicznej, powstanie u nas odpowiednika amerykańskiej Tea Party jest mało prawdopodobne.
Podzielam jego opinię, choć jeśli przyjrzeć się jak starannie i od ilu lat społeczeństwo polskie jest molestowane, zawstydzane i ustawiane w kącie przez środowiska polityczne, dziennikarskie i artystyczne, z osobliwego przyzwyczajenia nazywane „elitą” zdziwienie budzi raczej, że jeszcze zachowuje jakąkolwiek wewnętrzną energię.
Wiele o tym napisano, choćby w kontekście chwilowych narodowych przebudzeń, powodujących lęk i odruchową niechęć, czy może nawet nienawiść „elit” Ostatni taki spektakl oglądaliśmy niespełna rok temu. Pozwolono wówczas ludziom na wiele, ponieważ wiadomo było, że jak się już wykrzyczą, wypłaczą i nasycą narodowymi symbolami rozejdą się w końcu do domów by pogrążyć się w narzekaniu. Gdzie tam Polakom do buntu!
Wydawałoby się, że wszystko wróciło pod kontrolę, ale od miesięcy coś uwiera, coś nieokreślonego spokojnie spać nie daje. Przypomina mi to fragment ze „Wspomnień” Ojca Bocheńskiego. Z góry przepraszam, że przyrównuję nasze przesławne „elity” do włoskich wieśniaków, których ten dzielny zakonnik zastał w stanie histerycznego przerażenia, biegających bez ładu po uliczkach swej wioski i drących się wniebogłosy z powodu, jak się dowiedział przelotu samolotów z których jeden zrzucił bomby w pobliżu.
Tłumaczył im, wskazując puste choć pięknie błękitne niebo, że nie ma się czego bać bo przecież samolotów już nie ma i nic im nie grozi. Odpowiedziano mu dość celnie:
- Samolotów nie ma, ale strach, strach został!
Gadomski słusznie martwi się, że nie powstanie u nas Tea Party. Martwi się tym mocniej, że z całą pewnością nie powstanie słuszna i akceptowalna przez niego i jemu podobnych ananasów nawet maleńka TiTi Partyjka.
Najpierw przyznaje półgębkiem większą, choć poprzez ukierunkowaną jedynie na konserwatyzm obyczajowy, nie rokującą powodzenia aktywność, jak pisze „Krzyżowców”z Krakowskiego Przedmieścia, a potem pisze tak:
„Z kolei polskie "japiszony" narzekają w pubach na nijakość Platformy, ale nie zamierzają tworzyć ruchu domagającego się od dawnych liberałów z PO, by odkurzyli własny program z 2005 i 2007 roku. No, chyba że PO tak im dopiecze, że nie będą mieli wyjścia"
W tym miejscu tez wypada mi się zgodzić z panem redaktorem. Zresztą od dawna postulowałem by starodawne, nieprzystające do rzeczywistości określenie „spod budki z piwem” zamienić wreszcie na „w pubie”
Panie Gadomski, jasne jest, że aby stworzyć taki ruch trzeba mieć jak mawiali filmowi Indianie „serce i wątrobę” a nie tylko mętne wyobrażenie o jakimś tam liberalizmie, tym bardziej, że kartki na których zapisany był ten program dawno zaginęły. Jak ktoś nie wierzy, że zaginęły niech spyta ministra Grasia, gdzie są?
Pocieszę pana redaktora. Żaden odpowiednik Tea Party po prawej stronie w Polsce nie powstanie. Pomijając już przywołany na początku brak tradycji skutecznej samoorganizacji w sferze publicznej, energii społecznej i rozmaitych duchowych kalectw nabytych w czasach niesławnej komuny i później – taki ruch nie jest do niczego potrzebny tak zwanym prawicowym politykom. W USA Republikanie chociaż muszą robić dobrą minę do złej gry, a u nas taki ruch zostałby przez zawodowych polityków od razu zmiażdżony w oczach „prawicowej opinii publicznej” jako rozbijacki, inspirowany przez wrogów itp.
Zaczęłoby się od zapału i dobrych intencji a skończyłoby się ogólnym krzykiem o zdradzie.
Nasi politycy ani chcą być rozliczni z obietnic ani zmuszani do aktywnego kontaktu z elektoratem. Z wielbicielami oraz własnymi ( jak to dziwnie zabrzmi ) członkami, owszem, ale żeby ludzie się organizowali, coś wymagali nawet za cenę organizowania masowego poparcia dla partii – o, co to, to nie!
Zza gładkich frazesów o społecznej aktywności, roli inicjatyw społecznych wyziera szorstkie „pilnuj szewcze kopyta”
Zacząłem od sarkania na „elity” które tak długo molestowały, zawstydzały i ustawiały ludzi po kątach, aż ci stracili wiarę we własne siły i na koniec gwoli prawdzie muszę dodać, że politycy od lat będący pod ostrzałem tychże samych elit i mediów, bardzo sprawnie przejęli wraże przecież metody i nigdy nie pozwolą na swoim podwórku na jakieś tam „herbatki”
Tak, panie Gadomski. Nie dla nas takie „majonezy” czy inne „wiosny” Może Pan spać spokojnie. Przynajmniej nim „werble warcząc ruszą” że zacytuję Kiplinga.
Kipling najlepszy!
OdpowiedzUsuńPzdrwm