Jarosław Kaczyński poszedł do osiedlowego sklepu, gdzie zrobił zakupy, wydając pięćdziesiąt pięć złotych. Wywołało to nielichą sensację, pomimo tego, że nie kupił fajek, jajek, ani flaszki!
Do tego zaznaczył, że w takiej Biedronce kupują najbiedniejsi.
Wywołało to oburzenie ludzi, który przy innych okazjach chwalą się zarobkami zbliżonymi do kwoty 100 000 złotych miesięcznie Te Ancymony i Ananasy, jak się okazuje, pasjami robią zakupy w Biedronce i nie lubią gdy im ktoś wytyka ich codzienna biedę!
Pewnie Jarosław Kaczyński chciał upiec dwie pieczenie w jednej mikrofalówce.
Przedstawić ludowi iście Mistewiczowską opowieść… ( Panie słowniku! Nie Mickiewiczowską! To już oddaliśmy walkowerem ) - Przepraszam, ale mam jakiś nastawiony literacko słownik.
… o cenowej masakrze jakiej dokonuje rząd złego Tuska, przy okazji prezentując się zdumionej publiczności jako zwykły obywatel. Nie bardzo to wyszło, panie prezesie. To, że rząd Tuska jest do d..y wiem sam z siebie, ponieważ codziennie bywam w sklepie, na giełdzie i w kilku innych miejscach, gdzie nierytmicznie bije „serce naszej gospodarki”
To, że powstaje szum z tak błahego powodu, że pan raczył odwiedzić sklep spożywczy troszkę mnie, jakby to rzec, razi.
Rozumiem, że postpolityka, że opowieść, ale zasadniczo nawet nie chce sobie wyobrażać, skąd politycy biorą produkty spożywcze, skoro wizyta w sklepie jest medialną sensacją?
Wiem, udaję głupiego, ponieważ politykom pańskiej oraz innych czołowych partii jedzonko przynoszą biedroneczki, zgodnie ze starodawnym wierszykiem:
„Biedroneczko leć do nieba
Przynieś mi kawałek chleba!”
I taka biedronka, nasza polska biedronka, nie żadna tam portugalska, wraca obładowana jak osioł figami, majonezami oraz innymi ostrygami, które jak zauważył starodawny pan Gogol – wiadomo do czego są podobne!
Miałem jeszcze w ramach pisania o infantylizmie naszej polskiej politycznej dysputy napisać o Małyszu, ale chłopak tak szybko poleciał ku władzy, że mu się z pod ogonka zakurzyło, tak, że temat został spalony.
Na koniec tylko taka uwaga.
Niech się Pan nie wypowiada o sprawach, o których nie ma Pan zielonego pojęcia.
Najbiedniejsi kupują tylko w osiedlowych sklepikach.
Drożej niż w biedronce, ale za to na „zeszyt”
Dysponuje Pan strukturami partyjnymi.
Ja znam to tylko jako przejezdny klient, ot, z obserwacji. Proponuję taki eksperyment, zakładając, że ma pan „swoich ludzi” w każdym powiecie.
Miast ekscytować się faktyczną przecież zwyżką cen, niech pańscy ludzie pobiegają po sklepach i starannie zlicza jakiś tam podstawowy koszyczek. Następnie wyniki należy nanieść na równie szczegółowa mapę dochodów w poszczególnych powiatach.
Zakładam się o butelkę wina z Biedronki, że im niższe dochody i większe bezrobocie w okolicy tym ceny wyższe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz