Witam po dłuższym moim niebycie.
Ja, jak zawsze, będę przynudzała…no cóż, tak niestety już ze mną jest.
Cóż, jak zwykle będę wałkować kobiecość.
Bo i tak, na politykę wpływ mam żaden, a o kibicach…no cóż, wiadomo, co baba może wiedzieć o piłce nożnej? Choć od osiemdziesiątego roku, jestem kibicem Legii.
Dobra, odłóżmy temat Kibiców, Polityki i Tusków tego świata…a nawet trzęsienia ziemi w Hiszpanii, choć jakiś tam wizjoner włoski przewidział trzęsienie ziemi akurat w Rzymie – wiecznym mieście akurat w dniu 11 maja 2011.;p
Tyle tytułem wstępu…nie chcąc przedłużać.
Kobieta! To niestety, czy też stety temat niewyczerpany.
Jak to z tymi kobietami jest? Pewnie jakiś tam procent społeczeństwa chciałby to wiedzieć na 100%, tak się niestety nie da, bo kobiety są jak kwiaty, każda rozwija się w dogodnym dla siebie klimacie.
Zaraz będę potępiona przez kobiety wyzwolone, że one nie kwiaty, a ludzie…jasne. A mężczyźni to drzewa (ukłon w stronę pań wyzwolonych), feministkami nie chcę ich obrzucać, bo to dla mnie rodzaj obelgi.
Teraz do meritum…
Jak łatwo kobietę zranić?
Oj łatwo…kobietę, nie namiastkę.
Ile potrzeba trudu, by z niej wydobyć namiętność?
Albo bardzo dużo, albo i bardzo mało…niestety jesteśmy nieprzewidywalne.
A mężczyźni?
No cóż, tu nie jestem fachowcem. Wiem że afirmują swoją męskość w różny sposób.
Od tych najbardziej prostackich, do jak najbardziej subtelnych…tylko jak są odczytywane?
To samo dotyczy kobiety i jej sygnałów, bo zależy jak się je odbiera. Kody takie są często wysyłane, albo w próżnię, ale też odczytywane błędne.
No właśnie, temat kobieta i mężczyzna okazuję się, że nie takie to łatwe do zdefiniowania.
Chciałabym, żeby pod tym postem pojawiły się głosy wyjaśniające mi te zawiłości, bo sama nie potrafię jej zakończyć, ani dramatycznie, ani też optymistycznie. Wiem jaka jestem sama, wiem co mnie wzrusza (np. bycie w krypcie Państwa Kaczyńskich i u Naczelnika Józefa Piłsudskiego). Tak, byłam z wizytą w Krakowie u naszych jakże miłych przyjaciół ( tu ukłon w stronę U. i J. S…), którzy byli tak mili i oprowadzili mnie i Jacka po Krakowie. Ale potrafi mnie wzruszyć jedna z krypt na Skałce, przy której zatrzymałam się dłuższą chwilę (nie, nie chodzi mi o Wyspiańskiego, bo tak zapewne myśli połowa czytelników, nie chodzi mi też o lodówkę z marketu p. Miłosza) To J.I. Kraszewski i A. Asnyk dali możliwość wzruszenia. Adam Asnyk pochodził z Kalisza z miasta moich dziadków. A J.I.Kraszewski, no cóż, czuję do niego zawsze głęboki szacunek i wdzięczność, za powieści, za historię, którą z tak wielkim trudem gloryfikował i opisał.
Dobra kończę na tym, bo o to chodzi, by dać wypowiedzieć się czytelnikowi. ;p
Iwonko witaj ja tu do Was zaglądam, nie bywasz na niepoprawnych.O kobietach można dużo napisac ja czuje się kobietą wyzwoloną, ale nie feministką, nie wiem o co im właściwie chodzi i nie drążę tematu.Ja jeszcze nie byłam w Krakowie i aż mi wstyd bo mam blisko, ale myślę, że jeszcze będę na Wawelu.
OdpowiedzUsuńja w Krakowie byłam jako szesnastolatka. Teraz pojechałam jako osoba dorosła.
OdpowiedzUsuńKraków mnie urzekł, tam na każdym kroku czuje się czas, historię. Nie trzeba nawet na Wawel...choć przyznam, że w krypcie państw Kaczyńskich i u naczelnika Piłsudskiego nie mogłam powstrzymać silnego wzruszenie.
Serdecznosci.:D
My mamy Kraków na przysłowiowy rzut kamienia, ja przynajmniej raz w roku jestem z córką która przyjeżdża z Irlandii i mówi, że żadne miasto nie ma takiego klimatu, a historię widac na każdym kroku.Ja jako dorosła osoba byłam z mężem i znajomymi po prawie 50 latach w ogrodzie zoologicznym i nie żałuje.
OdpowiedzUsuń