Ludzie są naprawdę dziwni. Napisze jeden z drugim tekst o
tym, że Polacy powinni migiem wracać powiedzmy z Wielkiej Brytanii na Ojczyzny
łono, ponieważ zamiast pracować na dobrobyt tamtejszych anglosaskich cwaniaków,
lepiej żeby przelewali pot ku chwale Polski. Doda przy okazji, że powinno się
im stworzyć jakieś specjalne warunki, ale w to już mniej się wgłębia. Potem je
obiad i smaruje tekst o zalewaniu Polski przez tanią siłę roboczą ze wschodu.
Mnoży, dodaje, dzieli i najlepsze, że wszystko mu się zgadza w ramach jego
patriotycznej roboty.
Rozumiecie? Nasi harują na obczyźnie, a żywioł ze wschodu
nas kolonizuje. Wychodzi na to, że jakby się nie odwrócić zawsze mamy pod górę.
Na dodatek takie obłędne ględzenie zdobywa poklask, szczególnie gdy autor raczy
domieszać do swoich wywodów krwawe łuny przeszłości. Z jednej strony alarm, że
wymieramy, z drugiej dziwaczna chęć otorbienia się właśnie w tym wymieraniu. Do
tego dochodzą przeciwnicy jego argumentów, którzy diabli wiedzą czemu majaczą o
wielonarodowej Rzeczpospolitej. To są wszystko bajki, dosłownie z mchu i
paproci, tyle tylko, że niektórzy bajkopisarze biorą rzetelne wynagrodzenie
od sponsorów wcale nie kojarzących z
dziecięcymi urojeniami.
Z drugiej, tej naiwniejszej strony mamy pokłosie lat minionych,
gdy społeczeństwu podstawiono zniekształcające lustro wykradzione z
bankrutującego lunaparku. A w lustrze zamiast człowieka – pokraka, zamiast
państwa – pokraka i tyle, że można było się pośmiać, pilnie rozglądając się za
drogami ucieczki. Widać, że wielu zasmakowała taka zabawa i choćby przyprawili
sobie husarskie skrzydła będą zawsze wyglądali jako chore gołębie, razem ze
swoją dziwaczną logiką.
Polska, aby wejść na drogę prawdziwego rozwoju, w swoich
obecnych granicach powinna liczyć co najmniej 50 000 000 obywateli.
No chyba, że ktoś ma życzenie mieszkać w skansenie przyrodniczo-historycznym.
Droga do uzyskania takiej populacji nie jest łatwa i prawie niemożliwa do
opisania w ramach sensownej futurologii społecznej. ( Jest w ogóle coś
takiego?) Ludzie muszą pojąć, że jest to forma ekspansji wobec ludów
sąsiednich. Nie zabiera się ziemi, a oraczy. Świat bowiem niepostrzeżenie
zmienia priorytety, w pokrętny sposób wracając do bardzo starych porządków. Nie ma oczywiście mowy o zbrojnych rajdach w
celu pozyskania rąk do pracy, ale jak widać można się bez tego obyć.
Bunt przeciwko takim porządkom sprowadza się i jest
najbardziej nośny, gdy jego głosiciele opowiadają, że P.T. Ukraińcy czy im
podobni pracownicy odbierają Polakom miejsca pracy. Czyli w ramach samoobrony
przed obcym żywiołem Polak powinien, gdy zachodzi taka patriotyczna potrzeba
zasuwać na dwóch etatach. To może od razu wprowadzić przymus pracy, szczególnie
w gałęziach gospodarki, gdzie „rozwydrzonemu” Polakowi nie chce się zginać
karku? Takie teorie są zwykle dziełem ludzi, dla których umycie naczyń po
obiedzie jest ciężką pracą fizyczną.
Zawsze sądziłem, że pragmatycznym ideałem jest zarabianie
pieniędzy bez przesadnego wysiłku, ale widzę, że wielu nadal chętnie odwołuje
się do haseł, które można było spotkać rozwieszone w czasach komuny na płotach
okalających zakłady pracy. Trochę przesadzam, bo w takiej Anglii propaganda
skierowana przeciwko pracowitym innych nacji jest praktycznie bliźniaczo
podobna, choć poddani Królowej nigdy w takim stopniu jak my nie zaznali mocy
propagandy komunistycznej. Tyle tylko, że tam werbalny atak na przybyszów z
europejskiego wschodu, zaspokaja potrzeby emocjonalne, których bezkarnie
wyrazić już nie można.
Problemem dla nas nie jest milion czy dwa miliony Ukraińców,
a raczej fakt, że na razie bardzo ostrożnie osiedlają się na stałe na naszym
terytorium. My bowiem, nie dość, że ich potrzebujemy w celach oczywistych, to
przede wszystkim potrzebujemy ich dzieci. To są zresztą procesy rozłożone na
dziesięciolecia, ale ich pierwociny oglądamy tu i teraz. Aby rozwijać Polskę
potrzebujemy ludzi, technologii, pieniędzy oraz stałego rozwoju infrastruktury.
Jeśli zabraknie pierwszego czynnika, sama idea wielkiej, silnej Polski zawali
się nam na łeb i pod tymi gruzami sczeźniemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz