środa, 1 sierpnia 2018

Zaczynając od starodawnego cytatu...


„Każdy mieszkaniec państwa jest jednakże nie tylko poddanym, lecz także obywatelem państwa, to jest: może domagać się od rządu opieki i obrony swojej osoby i swoich interesów i może mieć udział w samym rządzie. Udział ten może być większy lub mniejszy, co od formy rządu i istoty państwa zależy. Otóż nie tylko prawem, ale zarazem powinnością jest obywatela, ażeby udział ten w rządzie, jaki jest mu przez prawo przyznany, starał się dla dobra państwa zużytkować. Uczyni to, jeśli wyrobi sobie zdrowe przekonanie, jak państwo rządzone być powinno. Gdy zaś wszyscy ludzie nie mogą jednakich zupełnie mieć zasad, dobrze więc każdy obywatel działa, jeśli z ludźmi podobnego przekonania się zwiąże i łącznie z nimi zasady swe w zarządzie państwa przeprowadzić się stara. W ten sposób powstają w państwie stronnictwa, które ze sobą współzawodniczą.

Przeciwne sobie stronnictwa i ich nieustanne ścieranie się nie jest bynajmniej dla państwa rzeczą szkodliwą i zgubną, byleby stronnictwa takie starały się przeprowadzić pewne jasno określone zasady polityczne, a nie szukały tylko zaspokojenia swojej ambicji i samolubnych celów i byleby każde stronnictwo dążąc do władzy uznawało rząd istniejący i wspierało go, jak długo istnieje. W takim razie pozostaje powaga rządu pomimo ścierania się stronnictw nienaruszona, ludzie piastujący władzę mają nad sobą nieustanną kontrolę przeciwnego stronnictwa, przeprowadzają swoje zasady stanowczo, a z chwilą kiedy zasady te się przeżyją i nowym miejsca ustąpić muszą, ustępują i oni, robiąc miejsce ludziom przedstawiającym nowe zasady i nowe dążenie.”

Powyżej fragment wstępu napisanego przez Michała Bobrzyńskiego do „Dziejów Polski w zarysie” w 1879 roku. Mam przed sobą wydanie sprzed 44 lat. Dwadzieścia tysięcy egzemplarzy, czyli w starym stylu, gdy materiały historyczne trzymano pod korcem cenzury. 

Nie jest moim celem dyskusja o Bobrzyńskim, tylko próba zastanowienia się, czy wytłuszczony fragment jest tylko przejawem idealizmu autora. Wszak galimatias emocjonalny i bezrozumny, który mamy za politykę z perspektywy czasu służy w zasadzie tylko obniżeniu prestiżu państwa i rządów w nim panujących, czyli jego wartość z konieczności jest jawnie i w oczywisty sposób ujemna.

Nie mam tu na myśli tylko ostatnich trzech lat, gdzie szaleństwo stronnictw opozycyjnych uzyskało chyba swą pełnię i śmiało zmierza w kierunku zdrady stanu, ale i czas wcześniejszy, gdy również, może nie tak agresywnie i na tak szerokim froncie podważano legitymację do rządzenia kolejnych partii czy koalicji wybranych przez obywateli. Zjawiska podobne mają to do siebie, że się kumulują nie tylko na papierze czy w Internecie, ale i w ludzkich sercach, a chęć ciągłego przebijania stawki i natychmiastowego odegrania strat, przywodzi na myśl chorego na nienawiść hazardzistę.

Zaślepienie, absolutne zaślepienie sprawia, że za normalne uważamy obniżenie prestiżu państwa do poziomu ulicy. Konieczność przedstawienia władzy w fałszywym świetle może skutkować wszak nie upadkiem rządzącego państwem stronnictwa, a państwa jako takiego, czy może raczej zmienienia go w absolutną już wydmuszkę zarządzaną ku pożytkowi państw innych. Mam wrażenie, że część klasy politycznej dla zdobycia władzy jest gotowa i na taką przemianę, gdzie Polska stanie się „polską”.

Swoją cegiełkę dokładają też rządzący, nie pomni, że dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa chce po prostu dobrze i spokojnie żyć, a ciągłe ucieranie się i ustępstwa wobec szaleńców i politycznych abnegatów, które rozzuchwalają tychże do absurdu są dla szerokich rzesz, w najlepszym przypadku stratą czasu, a w najgorszym doprowadzą do spadku ich poziomu życia i zabicia dopiero rodzących się aspiracji zbiorowych i indywidualnych. 

Miarą naszych szans na rozwój i bogactwo jest, co może brzmi nieco staroświecko, poziom identyfikacji z państwem i zaufanie do jego urządzeń. Kto je podważa i kładzie na szali politycznego sporu, ten jest nie tylko wrogiem rządzącego aktualnie stronnictwa, ale i wrogiem każdego obywatela z osobna. Chcąc rządzić choćby na gruzach państwa, deklaruje jednocześnie, że chce rządzić nami, którzy w tychże gruzach będziemy zamieszkiwali wygrzebane własnym przemysłem nory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz