„Każdy mieszkaniec państwa jest jednakże nie tylko poddanym,
lecz także obywatelem państwa, to jest: może domagać się od rządu opieki i
obrony swojej osoby i swoich interesów i może mieć udział w samym rządzie.
Udział ten może być większy lub mniejszy, co od formy rządu i istoty państwa
zależy. Otóż nie tylko prawem, ale zarazem powinnością jest obywatela, ażeby
udział ten w rządzie, jaki jest mu przez prawo przyznany, starał się dla dobra
państwa zużytkować. Uczyni to, jeśli wyrobi sobie zdrowe przekonanie, jak
państwo rządzone być powinno. Gdy zaś wszyscy ludzie nie mogą jednakich
zupełnie mieć zasad, dobrze więc każdy obywatel działa, jeśli z ludźmi
podobnego przekonania się zwiąże i łącznie z nimi zasady swe w zarządzie
państwa przeprowadzić się stara. W ten sposób powstają w państwie stronnictwa, które ze sobą
współzawodniczą.
Przeciwne sobie
stronnictwa i ich nieustanne ścieranie się nie jest bynajmniej dla państwa
rzeczą szkodliwą i zgubną, byleby stronnictwa takie starały się przeprowadzić
pewne jasno określone zasady polityczne, a nie szukały tylko zaspokojenia
swojej ambicji i samolubnych celów i byleby każde stronnictwo dążąc do władzy
uznawało rząd istniejący i wspierało go, jak długo istnieje. W takim razie
pozostaje powaga rządu pomimo ścierania się stronnictw nienaruszona, ludzie
piastujący władzę mają nad sobą nieustanną kontrolę przeciwnego stronnictwa,
przeprowadzają swoje zasady stanowczo, a z chwilą kiedy zasady te się przeżyją
i nowym miejsca ustąpić muszą, ustępują i oni, robiąc miejsce ludziom
przedstawiającym nowe zasady i nowe dążenie.”
Powyżej fragment wstępu napisanego przez Michała
Bobrzyńskiego do „Dziejów Polski w zarysie” w 1879 roku. Mam przed sobą wydanie
sprzed 44 lat. Dwadzieścia tysięcy egzemplarzy, czyli w starym stylu, gdy materiały
historyczne trzymano pod korcem cenzury.
Nie jest moim celem dyskusja o
Bobrzyńskim, tylko próba zastanowienia się, czy wytłuszczony fragment jest tylko
przejawem idealizmu autora. Wszak galimatias emocjonalny i bezrozumny, który
mamy za politykę z perspektywy czasu służy w zasadzie tylko obniżeniu prestiżu
państwa i rządów w nim panujących, czyli jego wartość z konieczności jest jawnie
i w oczywisty sposób ujemna.
Nie mam tu na myśli tylko ostatnich trzech lat, gdzie
szaleństwo stronnictw opozycyjnych uzyskało chyba swą pełnię i śmiało zmierza w
kierunku zdrady stanu, ale i czas wcześniejszy, gdy również, może nie tak
agresywnie i na tak szerokim froncie podważano legitymację do rządzenia
kolejnych partii czy koalicji wybranych przez obywateli. Zjawiska podobne mają
to do siebie, że się kumulują nie tylko na papierze czy w Internecie, ale i w
ludzkich sercach, a chęć ciągłego przebijania stawki i natychmiastowego
odegrania strat, przywodzi na myśl chorego na nienawiść hazardzistę.
Zaślepienie, absolutne zaślepienie sprawia, że za normalne
uważamy obniżenie prestiżu państwa do poziomu ulicy. Konieczność przedstawienia
władzy w fałszywym świetle może skutkować wszak nie upadkiem rządzącego
państwem stronnictwa, a państwa jako takiego, czy może raczej zmienienia go w
absolutną już wydmuszkę zarządzaną ku pożytkowi państw innych. Mam wrażenie, że
część klasy politycznej dla zdobycia władzy jest gotowa i na taką przemianę,
gdzie Polska stanie się „polską”.
Swoją cegiełkę dokładają też rządzący, nie pomni, że
dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa chce po prostu dobrze i spokojnie żyć, a
ciągłe ucieranie się i ustępstwa wobec szaleńców i politycznych abnegatów,
które rozzuchwalają tychże do absurdu są dla szerokich rzesz, w najlepszym
przypadku stratą czasu, a w najgorszym doprowadzą do spadku ich poziomu życia i
zabicia dopiero rodzących się aspiracji zbiorowych i indywidualnych.
Miarą
naszych szans na rozwój i bogactwo jest, co może brzmi nieco staroświecko,
poziom identyfikacji z państwem i zaufanie do jego urządzeń. Kto je podważa i
kładzie na szali politycznego sporu, ten jest nie tylko wrogiem rządzącego
aktualnie stronnictwa, ale i wrogiem każdego obywatela z osobna. Chcąc rządzić
choćby na gruzach państwa, deklaruje jednocześnie, że chce rządzić nami, którzy
w tychże gruzach będziemy zamieszkiwali wygrzebane własnym przemysłem nory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz