Niektórych nadal zadziwia fakt, że w ocenie stanu wojennego
polskie społeczeństwo jest podzielone, choć wydawałoby się, że każdy, kto ma
serce i wątrobę powinien potępić ten bandycki akt stłamszenia społeczeństwa. Są
dwa podstawowe powody:
Oczywistą bujdą jest, że społeczeństwo w tak zwanych „czasach Solidarności”
było bardziej zjednoczone niż dzisiaj. Owszem, płaskie pod względem dochodów,
ale i wtedy podstawą władzy były szerokie beneficja, na dodatek utrwalone przez
dziesięciolecia rządów kacapskich namiestników. Dla nich wszystkich stan wojenny
był zbawieniem, a w perspektywie okazał się zbawienny nawet dla ich potomków,
przenosząc i potęgując korzyści wynikające z nadanego im przez komunę statusu
społecznego do czasów współczesnych.
Po drugie ludzie mają skłonność do tworzenia mitów i nadal
wierzą, że Jaruzelski zaprowadził porządek, choć tak naprawdę po 13 grudnia
zapanował w Polsce szczery już burdel. Upadek gospodarki oraz rozkład państwa
przyspieszył, a z perspektywy władzy jedyną korzyścią było pokazanie
społeczeństwu, gdzie jego miejsce. Lęk, który wówczas zaszczepiono nie
rozpłynął się w powietrzu do dzisiaj. Choć w wyborach prywatnych bywa różnie,
ogólna myśl, że lepiej siedzieć cicho nadal ma zadziwiająco wielu wyznawców,
podobnie jak przekonanie o koniecznej podległości wobec sił zewnętrznych wobec
Polski.
Swoje zrobiło też przydawanie po 1989 roku czołowym
przedstawicielom dawnej Solidarności cech heroicznych, co nie wytrzymało konfrontacji
z nową rzeczywistością, rodząc godną Sobakiewicza myśl, że prawdę mówiąc
wszyscy świnie. Zresztą, jeśli posłucha się wypowiedzi dawnych opozycjonistów
marzących o zaprowadzeniu w Polsce na nowo swoich porządków, najlepiej w
przymierzu z resztkami dawnej „komuny” można odnieść wrażenie, że zwalisty
bohater powieści Gogola i jego opis rosyjskiej małomiasteczkowej elity jest jak
najbardziej aktualny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz